Felietony

Napompowane usta, czyli show must go on

Jerzy LengauerTradycją polską jest w święta nie tylko siedzenie przy rodzinnym stole, ale także siedzenie przed telewizorem. Jednak upadek tematyczny telewizji publicznej być może wieńczy powolne odchodzenie od owego świątecznego zwyczaju. „Być może”, ponieważ ilość umów podpisanych z operatorami telewizji analogowej i cyfrowej raczej smuci, niż raduje.

Nadal przyciąga przed srebrny ekran serial, przeróżnego rodzaju show na lodzie, wodzie, estradzie i w powietrzu w wykonaniu damskim, męskim i (nieoszczędzającym niewinności i infantylności) dziecięcym, program quasi-publicystyczny, wiadomości, nawet prognoza pogody z udziałem, bądź prowadzony przez prezenterki i prezenterów odzwierciadlających nieosiągalne dla większości widzów młodość, wysportowanie, urodę i zdrowie. Domyślamy się, że z ekranu wyziera na nas już nie człowiek, ale operacja plastyczna zakonserwowana na ileś tam lat mnóstwem witamin, kremów, żeli i maseczek korygujących ad hoc to, co operacja nie była w stanie poprawić. Dążenie do młodości i swoiście pojmowanego piękna ma swoje wady, bo prezenterki i prezenterzy sztucznie zachowują sztywność przed naszymi oczami. Nie ma prawa zepsuć się misternie ułożona fryzura, uśmiech godzinami wystudiowany przed lustrem nie może być naturalny, ponieważ ukaże niechciane zmarszczki, ruch szyi może odkryć lata biegnące po niej, lecz wymazane z twarzy. Fasada pozbawiona w większości intelektualizmu.

Nie szata zdobi człowieka. Szabas jest dla człowieka, nie człowiek dla szabasu. Jakiś czas temu pojawiły się nad kętrzyńskimi ulicami napompowane wiosennym wiatrem banery. Przypominają o moralności, etyce, kulturze, powściągliwości, uczciwości, przyjaźni. Jakby tylko pewne dni w roku musiały być przez nas w taki sposób świętowane. Inne pozostawiając w mrokach złości, nienawiści, nieprzyjaźni, wzajemnej ignorancji. A przecież sympatia, pewne wrodzone poczucie etyki w stosunku do bliźnich nie musi być przypominane i określane tylko przez jeden zamknięty katalog. Przyjmujemy to z wychowaniem, od rodziny, ze szkoły. Czy to baner ma nam przypominać, a nie dusza czy serce? A może Kętrzyn to miasto napisów? Porozumiewanie się przez teksty wypisane na tablicach i banerach porozrzucanych po ulicach? A może tak naprawdę to nie dla nas, społeczeństwa, tylko jakaś potrzeba ubrania, wymalowania, kosmetyki? Podobnie jak w telewizorze, tylko na innym poziomie emocji i idei?

Wierzę, że ileś tych dni ozdobionych fragmentami encyklik i przemówień na długo pozostanie nie tylko w sercach i duszach, ale przede wszystkim w umysłach tych, którzy mają największy wpływ na kętrzyńską społeczność. Ich przykład, a nie baner będzie w jakiś przyzwoity sposób sugerował zachowania w pracy, na chodnikach, na jezdniach, w sklepach. Nie przyprawiał o nadmierny stres, płacz, lęk rozbijający rodziny, niszczący zdrowie i rodzący finansowe dramaty…

Jerzy Lengauer
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.