Chciałam dzisiaj kupić brulion. Weszłam do sklepu. Było tam wiele brulionów, w różnych rozmiarach, kolorach, cenach...
Wzięłam sporo pieniędzy, żeby kupić jakiś ładny, w którym zapiszę wszystkie westchnienia, które gubię. Mam poczucie, że dni rozmywają się, jak drzewa za szybą rozpędzonego pociągu, a ja zupełnie już nie wiem o co mi chodzi i tracę wątek.
Żaden z brulionów nie pasował. Z coraz większym rozjuszeniem i jednocześnie zażenowaniem kopałam w tej masie idiotycznych brulionów z pięćdziesięcioma przedziałkami, osiemdziesięcioma liniami i toną brokatu. Żaden nie był mój. Żaden nie był wystarczająco miły, prosty, zachęcający do dalszego współżycia. W końcu odpuściłam, uznając, że kupowanie byle brulionu za trzydzieści złotych to lekka przesada. Wyszłam ze sklepu ostatecznie i ostentacyjnie. Ostatnio szybko się irytuję.
W ten oto sposób zostałam bez szansy na budowanie swojego życia w wyjątkowym brulionie, który byłby taki mój. Przyszło mi więc żyć kolejny wieczór bez treści. Bez możliwości powrotu. Idę znów tylko naprzód, bezsensownie i z dnia na dzień. Przedtem mknęłam, szybowałam i nawet mnie to cieszyło, że to rozpędzenie rozbija grad przemyśleń i czyni mnie sympatycznie zmęczoną. Dziś zwalniam, rozglądam się, a moje gradowe chmury pytań i wątpliwości zostały daleko. Zbyt daleko.
To jednak było piękne, kiedy całe ciało wiło się z bólu tego, co jest w środku. Ten ból mnie stanowił, uczył patrzeć w pełnię księżyca, bać się śmierci. Uczył, stanowił treść i główny wysiłek. Był wrogiem i przyjacielem.
Teraz nie ma go ze mną i jestem jeszcze bardziej samotna, zatracam się w codzienności, która mnie nie cieszy. Nie potrafię być sama tak, jak kiedyś i nie potrafię być z ludźmi tak, jak tego chcą. Jestem obrazem na obcym tle i w obcej ramie: miało być pięknie i niepokojąco, wyszła marna reprodukcja. Patowa sytuacja. Mała stabilizacja za tysiąc pięćset, która zaczyna dusić... Wszystko będzie dusić, kiedy nie ma się siły i przekonania, że to, co się robi, jest dobre i że tylko to jest coś warte.
A może nie ma czego zapisywać? Może nie ma o czym pisać? Przecież rozkłady tramwajów i tak wiszą na wszystkich przystankach w mieście.