Wsi spokojna, wsi wesoła...
można by powiedzieć za poetą. Kto twe wczasy, kto pożytki może wspomnieć za raz wszytki?
Może ten, kto wraca pewnego razu do domu i podnosząc głowę znad torebki, w której szukał kluczy, mało nie dostaje zawału serca na widok martwego ptaka wiszącego u progu. Ten, czyli ja. Pewnej zimy, chyba trzy lata temu. Kaczkę wspaniałomyślnie podarował nam landlord, lekkomyślnie pod moją nieobecność przyjął luby, a ja nieświadoma tego, że zapach świeżych flaków przyprawia mnie o mdłości, postanowiłam się zmierzyć z całym ptaszyskiem. Dla kurażu miałam sobie strzelić setę, ale z przejęcia nic nie jadłam pół dnia i wolałam nie ryzykować bani, zanim w ogóle zabiorę się za pióra. Historia to długa i krwawa, zaoszczędzę szczegółów, a zmierzam do tego, że postawiłam lubego pod ścianą - jeśli kiedykolwiek ktokolwiek, nawet sama Baronessa Thatcher dawałaby mu całe naręcza szlachetnego ptactwa, to ja umywam ręce, a skubać i patroszyć będzie on. Odtąd jeśli z polowań coś dostajemy, to już przygotowane do pieczenia. Tak było z tą przepiórką. Rączek nie ubrudziłam, nerwów się nie najadłam, przygotowałam ją mniej więcej według przepisu z jakiegoś starego numeru miesięcznika Good Food.
2 porcje
Przepiórki oprószyć solą oraz pieprzem i obsmażyć na lekko brązowo, na oliwie w głębokim rondlu. Następnie odłożyć na bok i do rondla dodać czosnek. Smażyć przez chwilę aż nieco zmięknie. Nie dopuścić do zbrązowienia, gdyż może być gorzki. Dolać wino, zwiększyć ogień, zagotować i trzymać na ogniu kilka minut, aż nieco odparuje. Następnie dodać koncentrat pomidorowy, miód, bulion, oliwki, zagotować, dodać przepiórki, nieco soli i pieprzu i przykryć. Zmniejszyć ogień i dusić przez ok. 20 minut. Następnie dodać pomidorki, fasolę wraz z zalewą i nieco wody, jeśli sos się za bardzo zredukował, przykryć i dusić kolejne 15 minut.
Można serwować posypane natką pietruszki, koniecznie z dobrym pieczywem do wymiatania sosu.