Felietony

Lans w odwrocie

Gitte JensenMiało być coraz lepiej, a tymczasem jest coraz gorzej. Unia Europejska miała zmienić nas w drugą Irlandię, a tymczasem polska gospodarka kuleje, dług publiczny powiększa się z prędkością światła, bezrobocie rośnie, a niezadowolenie społeczne wzrasta. Co ciekawe, najlepszym i zarazem bardzo wiarygodnym barometrem tego, w jakim stanie jest polskie społeczeństwo, okazuje się być internet.

Jeszcze z czasów liceum pamiętam okres, kiedy to podstawą życia towarzyskiego był lans. Zarówno moje koleżanki, jak i koledzy, a niekiedy i ja sama, byliśmy w stanie wydać ostatnie pieniądze, aby pokazać się w takim a nie innym miejscu albo założyć na siebie takie a nie inne ciuchy. Lans dotyczył w zasadzie wszystkich subkultur, gdyż nawet każdy poczciwy punk czy metal, musiał wygrzebać te parę groszy na glany, chociażby używane. I chociaż wszystko to z reguły odbywało się za pieniądze naszych spracowanych rodziców, to nikt z nas nie przykładał do tego faktu większej wagi, bo w końcu w grę wchodziła reputacja nastolatka, a rodzice przecież niczego nie rozumieją i zachowują się jakby sami nigdy nie byli młodzi.

Pomimo iż schemat ten powtarza się z pokolenia na pokolenie, to przeglądając różnego rodzaju strony internetowe, fora i portale społecznościowe, dochodzę do wniosku, że lans wśród młodych ludzi stracił na sile. Oczywiście wciąż nie brakuje szpanerów, którzy lansują się na Naszej Klasie zdjęciami przy traktorach, wozach policyjnych czy toaletach, pozując przy tym pół nago, samemu lub w grupie (nota bene, niektóre z tych fotografii, publikowane na stronie wiocha.pl do tej pory potrafią mnie zaskoczyć). Jednak obserwując chociażby demotywatory.pl, da się zauważyć gołym okiem, że młodzi ludzie zaczynają w sposób nie tyle ironiczny, co cyniczny, komentować polską rzeczywistość. Zarówno z samych demotów, jak i z widniejących pod nimi komentarzy, wyziera poczucie beznadziei i brak wiary w zmiany na lepsze. Co trzeci demot załamuje ręce nad Rzeczypospolitą – a to nad stanem dróg, a to nad cenami benzyny, a to nad polską młodzieżą albo nad sytuacją na rynku pracy. Jakby tego było mało, nie tylko na demotywatorach, ale także na kwejk.pl czy mistrzowie.org możemy zauważyć, że młodym ludziom bardzo spada samoocena, a przyznawanie się do swoich słabości przestaje być wstydem, a staje się samoakceptacją. Dziesiątki chłopaków, łamiąc stereotyp macho, przyznają, że boją się odrzucenia i dlatego nie zagadują do dziewczyn, które im się podobają; tyle samo jest dziewczyn bojących się zrobić pierwszy krok. Setki młodych ludzi publicznie (a przy tym cynicznie i nierzadko wulgarnie) spowiadają się ze swoich problemów, takich jak prokrastynacja, problemy w szkole, nadużywanie alkoholu, oglądanie pornografii w internecie i wielu wielu innych mniej lub bardziej poważnych... a wszystko to pod płaszczykiem sarkastycznego humoru i ironii.

Skala zjawiska nie dotyczy wyłącznie nastolatków, ale także pokolenia dzisiejszych dwudziesto- i trzydziestolatków. Tych, których nęka bezrobocie, dopada frustracja, zalewająca później internet. Natomiast wielu z nich starzeje się w korporacjach, pracując po kilkanaście godzin dziennie za większe lub mniejsze grosze, a przecież kiedy byli młodsi, nie tak wyobrażali sobie dorosłość. Myśleli, że będą podróżować, rozwijać się, pić szampana i że świat przyjmie ich z otwartymi ramionami. Niestety – praca okazała się być rozczarowaniem, a perspektywa 30-letniego kredytu wcale nie podnosi na duchu. Jednak, cytując staropolskie przysłowie ludowe, mówiące o tym, że jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, ludzie ci nie protestują i nie wychodzą na ulicę, ale właśnie starają się polubić ten swój codzienny Matrix. Agresja zamienia się w cynizm i sarkazm, co najlepiej widać właśnie w internecie. Internauci bez wstydu potrafią przyznać się do pustego portfela, kredytu będącego kulą u nogi czy też niskich zarobków, które są tak poniżające jak pensja Adasia Miauczyńskiego w „Dniu Świra”. Zresztą sam Miauczyński, w momencie odbioru swojej nauczycielskiej wypłaty, stwierdza: „Jakby mi ktoś w mordę dał.”. I tak samo właśnie czują się młodzi Polacy. Wielu z nich, podobnie jak Miauczyński, codziennie dostaje po mordzie, czy to w korpo czy to w Państwowym Urzędzie Pracy.

Młodzi ludzie zaczynają być zmęczeni swoją syzyfową pracą, widząc, że pieniądze z ich podatków rozpływają się w powietrzu, a zmian na lepsze jak nie było tak nie ma. Ci dawni nastolatkowie, którzy kiedyś lansowali się tu i tam, teraz poszli na swoje i przecierają oczy ze zdumienia, że benzyna drożeje z tygodnia na tydzień, podobnie jak żywność. Na lans zaczyna brakować nie tylko czasu, ale przede wszystkim pieniędzy. Lans stał się więc niemile widzianą oznaką burżujstwa, którą najlepiej i najbezpieczniej jest wyśmiać. Stąd komentarze odnośnie „lansu na pełen bak benzyny” czy „paletę jajek i 10 kg cukru”. Nie można tu również nie wspomnieć o fenomenie ostatnich miesięcy, a mianowicie dwójce bezrobotnych studentów z Gdańska, którzy założyli na Facebooku fanpage Make Life Harder. Abstrahując od tego, jak ten projekt ma się do sponiewieranego ostatnio w prasie bloga Kasi Tusk, można powiedzieć Make Life Harder mówi głosem wielu nieszczęśników, którzy zdecydowali się ten właśnie fanpage „polubić”. Maciej i Lucjan w sposób cyniczny i wulgarny, ale przy tym bardzo zabawny, demonstrują postawę zmęczenia konsumpcjonizmem i burżujstwem, nadając pojęciu „lansu” znaczenie pejoratywne. Ironizują także postawy społeczne oraz trafnie podkreślają i uwypuklają to, co dziennikarz i publicysta Rafał Ziemkiewicz określił mianem „polactwa”. Dlatego też śmiało mogę stwierdzić, że Make Life Harder made many lives easier, gdyż pokazał lans w krzywym zwierciadle, jako coś wstydliwego, głupiego i bezwartościowego.

Wygląda więc na to, że lans – przynajmniej ten dotychczas nam znany, jest w odwrocie. Oczywiście, w „Starbuniu” zawsze zobaczymy sączących frappucino yuppies, którzy będą lansować się przy otwartym MacBooku i leżącym po sąsiedzku smartfonie, ale uważam, że zjawiskiem bardzo pozytywnym jest, iż młodzi ludzie są zmęczeni takim sposobem kreowania własnego image’u. Ludzie chcą tego co jest rzeczywiste, prawdziwe i osiągalne, a nie dostępne zaledwie garstce celebrytów lub nowobogackich biznesmenów. Lansujmy się więc coraz mniej! Jednak dla tych, którzy bez lansu żyć nie mogą, a którym żal wydawać fortuny na latte w Starbuniu, zawsze pozostaje opcja lansowania się w internecie zdjęciami z „Festynu dnia ziemniaka”, ale czy to jeszcze jest lans?

Gitte Jensen
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.