Kultura

Krzysztof Wodiczko – projekcja na fasadzie Zachęty

Krzysztof Wodiczko to artysta podejmujący w swojej sztuce tematykę niesprawiedliwości społecznej, odtrącenia, demokracji czy polityki. Jest autorem akcji społecznych, projekcji, obiektów, filmów wideo oraz licznych tekstów na temat sztuki w przestrzeni publicznej. Problem losu pokrzywdzonych, ludzi znajdujących się na marginesie społeczeństwa oraz szeroko pojmowane traumatyczne wydarzenia to główne tematy monumentalnych projekcji w przestrzeni miejskiej, przygotowywanych przez Wodiczkę od początku lat osiemdziesiątych. Jedną z nich jest projekcja zrealizowana w 2005 roku na fasadzie warszawskiej Galerii Narodowej Zachęta, trzecia przeprowadzona przez artystę praca tego typu w Polsce. Jej tematem jest status kobiet we współczesnej Polsce a w szczególności problem przemocy domowej na kobietach, która jest wciąż zjawiskiem powszechnym i bagatelizowanym zarówno przez państwo, jak i społeczeństwo.

Projekcja trwająca 20 minut była wyświetlana cyklicznie na fasadzie Galerii w dniu 14.11.2005 roku od godziny 19 do 23. Poprzedzała ona monograficzną wystawę artysty otwartą 19.11.2005 r. zatytułowaną „Pomnikoterapia” w Galerii Zachęta w Warszawie przygotowaną przez kuratorkę Hannę Wróblewską.1 Prezentacja w Zachęcie składała się z dwóch części – przeglądu dokonań artysty w dziedzinie Instrumentów i wyboru dokumentacji projekcji publicznych z różnych miast świata oraz z owej projekcji na fasadzie Galerii (przygotowanej specjalnie na tę okazję).2 Taka ekspozycja umożliwia porównanie pierwszych prac Krzysztofa Wodiczki – instrumentów, z pracami najnowszymi – projekcjami filmów wideo na elementy architektury. Bohaterkami projekcji na fasadzie Zachęty są kobiety w różnym wieku, pochodzące z różnych miast i miejscowości Polski, a także z różnym bagażem doświadczeń. W trwającym około 20 minut pokazie kobiety dzielą się swoimi traumatycznymi przeżyciami. Są to: gwałt, fizyczna i psychiczna przemoc domowa, molestowanie seksualne, zdrada itp. Ożywienie fasady Zachęty nastąpiło poprzez wyświetlenie na symetrycznie umieszczone pilastry ruchomych, kolorowych i dźwiękowych postaci prowadzących ze sobą dialog. W poszczególnych przypadkach kobiety prowadziły monolog lub kierowały bezpośredni apel do publiczności. Dzieło Wodiczki zostało nieoficjalnie nazwane przez krytyków „Kariatydy”, ze względu na wpisanie sylwetek bohaterek projekcji w pilastry fasady galerii. Ponadto kobiety stoją w dość nienaturalnej pozie, z rękami podniesionymi do góry (jakby dźwigały ciężar całego budynku). Powstaje wówczas efekt dźwigania przez nie architrawu galerii z napisem „Artibus”, to znaczy „sztukom”. Napis ten ma oddawać ideę poświęcenia budynku „sztukom i umiejętnościom”3.

Postacią pojawiającą się na samym początku projekcji jest kobieta skierowana frontalnie do odbiorców, wyświetlana jednocześnie na obu pilastrach, krzycząca – „Spieprzaj dziadu!”. Stanowi to mocny akcent otwierający pokaz, który ponadto wprowadza widza w swoistą atmosferę grozy i strachu. Słowa te nie bez przyczyny zostały tu przytoczone. Wypowiedział je ówczesny prezydent Lech Kaczyński w obronie przed zarzutami jednego z przechodniów po spotkaniu wyborczym w 2002 roku. Wodiczko poprzez przytoczenie tego cieszącego się wówczas dużym rozgłosem medialnym zwrotu głowy państwa zaznacza polityczny charakter swojej projekcji. Kobieta wypowiada te słowa dosadnie, ale z ironią. Słowa te odzwierciedlają lekceważący stosunek władz do problemu społecznego, jakim jest przemoc domowa na kobietach. Politycy nie chcą interweniować, a nawet są wrogo nastawieni do potrzebujących wsparcia obywateli. Następnie bohaterki projekcji rozmawiają ze sobą, zadają sobie pytania, wymieniają się doświadczeniami. Są zwrócone ku sobie, sylwetka jednej zajmuje prawy pilaster, a drugiej lewy. Niektóre z nich mówią odważnie o swojej traumie i upokorzeniu, inne załamują się i poddają targającym je emocjom. Podczas wypowiedzi jednej z nich można zaobserwować napięcie jakie towarzyszy „otwieraniu się” na innych i mówieniu o swoich traumatycznych przeżyciach. Jest to proces upublicznienia skrywanych problemów, lęków. Kobieta ta występuje sama, prowadzi monolog, „zwierza się” innym. Jej sylwetka widnieje wówczas na obydwu pilastrach. Raz mówi jej postać z prawego pilastra, raz z lewego. Miejscami wypowiedzi nakładają się na siebie. Kobieta próbuje opanować płacz. Załamanym, drżącym głosem opowiada o wściekłym mężu, bijącym i wyzywającym ją. Mówi o tym, jak chciała skończyć ze swoim życiem, lecz przed śmiercią uratowała ją jej własna córka. Bohaterki dzielą się wyraźnie na dwie grupy: te zwykłe, nieśmiałe i wciąż przestraszone oraz te, które przezwyciężyły już swój lęk, chcąc wyjść z okowów własnej, prywatnej traumy i odważnie manifestować swoje prawa oraz stanąć w ich obronie. Kobiety zaliczające się to tej drugiej grupy stoją przodem do publiczności, otwierają się na nią, mówią pewnym głosem, nierzadko używając dosadnych słów, a nawet przekleństw. Niektóre z nich opowiadają jak się broniły, czasami także jak same atakowały. Padają takie wyrażenia jak: „Policjo, gdzie ty jesteś?”, a także zwroty bezpośrednio kierowane do władzy. Tak więc „Kariatydy” nie mówią wyłącznie o swoich cierpieniach i krzywdach, ale wyraźnie stawiają pytania konkretnym politykom, a także kierują do publiczności rady, przestrogi. Ciekawym przykładem jest postać alkoholiczki prowadzącej dialog z drugą kobietą. Mówi ona z bezwzględną szczerością o tym, jak nie mogąc poradzić sobie z problemami stała się pijaczką, a zarazem katem dla własnych dzieci. Brak reakcji na problem przemocy domowej na kobietach oraz mentalne przyzwolenie na nią dobrze obrazują słowa innej z bohaterek projekcji: „…to były czasy co się nie zgłaszało takich rzeczy na policję”, „…tak było w każdym domu”. Ostatnie słowa podczas pokazu należały do kobiety z kręgu feministek, która bezpośrednio skierowała je do ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Poprzez odwołanie się do jego osoby na początku i na końcu projekcji Wodiczko stworzył swoistą klamrę kompozycyjną. Feministka stawia głowie państwa pytanie o to, co on by zrobił w obliczu takiej sytuacji, jak zareagował gdyby coś tak traumatycznego spotkało jego córkę. Po serii tych odważnych pytań nastaje cisza, po czym projekcja ponownie zostaje odtworzona i tak w kółko przez cztery godziny.

Krzysztof Wodiczko, poprzez Lidię Ostałowską, koordynatorkę społeczną warszawskiej projekcji(współpracującą z organizacjami takimi jak Fundacja OŚKA – Ośrodek Informacji Środowisk Kobiecych, Stowarzyszenie Samopomocowe Kobiet „Wiejskie Klimaty” w Kobylnicy oraz Lubelskie Stowarzyszenie na rzecz pomocy kobiet BABA), dotarł do kobiet-bohaterek projekcji.4 Podobnie jak inni ludzie z traumatycznymi przeżyciami osoby te z trudem odnajdują czy budują język, który pomoże im przerwać milczenie. Według Wodiczki niemówienie o przemocy ma przyczyny polityczne ze względu na funkcjonowanie w naszym społeczeństwie przestarzałego języka patriarchalnego.5 Jak podkreśla artysta demokracja w przestrzeni publicznej to praktyka mówienia, milczenie zaś to zgoda na jej zniknięcie, a co za tym idzie utratę wolności.6

Przestrzeń publiczna jest dla Wodiczki strefą działalności artystycznej i politycznej. Jego sztuka publiczna ma za zadanie angażować ludzi w dyskusje polityczne bądź też włączać ich do walki politycznej. Jest to więc w pewnym sensie sztuka polityczna, o której artysta wypowiada się, że jest „grą pomiędzy politycznością czy aspektem politycznym tego, co mówią ludzie na projekcjach czy użytkownicy tych wszystkich urządzeń, czy nawet otwarcie się moje na pewne grupy ludzi, które może nie tworzą politycznej spójności.”7 Wodiczko w wywiadzie z Adamem Mazurem, opublikowanym na łamach internetowego czasopisma o sztuce „Obieg”, mówi: „Można powiedzieć, że upolitycznienie przestrzeni publicznej, to stworzenie z przestrzeni pola politycznego bardziej rozemocjonowanego, bardziej dynamicznego, w którym jest miejsce na metaforę, na szukanie swoich doświadczeń, na ból, na to wszystko, co naprawdę się liczy, na egzystencjalne aspekty.”8 Projekcje artysty stają się sztuką zaangażowaną gdy kształtują fizyczną przestrzeń zgadnie z oczekiwaniami społeczeństwa. Jednak sztuka publiczna Wodiczki jest zawsze tylko fantomem. Przestrzeń publiczna nie istnieje jako taka, można ją tylko na chwilę wytworzyć. Wytwarzanie jej jest swoistą praktyką artystycznego działania artysty. Projekcje publiczne Wodiczki, w tym ta na fasadzie Zachęty, stają się na jakiś czas istnym festiwalem nocnym, architektonicznym teatrem epickim mającym pobudzać do refleksji. Podczas warszawskiej projekcji, jak i innych swoich pracach, Wodiczko przenosi akcent z powszechnej historii władzy, abstrakcyjnego człowieka, demokratycznego obywatela na problem polityczny ujawniający się w jednostkowym przedmiocie – „ciele społecznym” – to jest bezdomnych, emigrantach, pokrzywdzonych kobietach, dając im przedmiot-instrument pozwalający prowadzić dialog uczestnikom zdarzenia.9 Owe grupy społeczne, poprzez mówienie o swoich problemach, chcą walczyć o swoje prawa, o pełne uczestnictwo w społeczeństwie i przestrzeni publicznej. Nie chcą być wydzieleni od reszty społeczeństwa, nie chcą, aby ich problemy były marginalizowane.

Artysta włącza do swoich projekcji architekturę, o czym świadczy dobitnie wykorzystanie fasady warszawskiej Zachęty. Architektura nie stanowi jedynie ekranu dla wyświetlanej na niej projekcji, lecz bierze w niej udział. Semiotyka ciała bohaterek wyraźnie zaznacza się w antropomorficznej cielesności architektury. Sylwetki kobiet wkomponowane w pilastry Galerii stanowią jedność. Postaci przybierają monumentalny wyraz samej budowli. Stają się same w sobie pomnikami. Według artysty podczas projekcji „człowiek zaczyna robić się animatorem. Zaczyna się stawiać wielkim budynkiem.” Jest to proces „odklejania się” od siebie po to, by się zobaczyć i uwierzyć, że człowiek też jest w pewnym sensie pomnikiem, gotowym zdziałać wielkie rzeczy.10 Tak więc architektura w projekcjach Wodiczki stanowi narzędzie, które artysta udostępnia innym. Stosunek Wodiczki do architektury dobrze charakteryzują słowa wypowiedziane w związku z projekcją krakowską „Słowa i gesty wieży ratuszowej” : „…takim mówieniem przez wieżę można powiedzieć więcej. […] Pojawia się tu kwestia autorytetu architektury: wieża jest ciałem bardziej wiarygodnym […]. Ciałem, które jest idealnym ciałem społecznym.”11 Podczas wystawy „Pomnikoterapia” tylko projekcja na fasadzie Zachęty przeprowadzona specjalnie na tę okazję oddawała w pełni „życie miasta, dźwięki miasta, ruch ludzi.” Jak komentuje Wodiczko w wywiadzie z Adamem Mazurem: „architektura jest częścią życia miasta i to miasto się w nią wświetla.”12 Ponieważ artysta miał okazję przeprowadzenia pokazu na fasadzie Galerii, chciał również zdać sprawozdanie z innych swoich prac zrealizowanych na zewnątrz, lecz one wyświetlane wtórnie we wnętrzu Zachęty nie w pełni oddawały przestrzeń i „życie miasta”. Dla Wodiczki pojęcia wnętrza i zewnętrza w realizowaniu projektów są bardzo istotne. Podkreśla, że projekcje wewnątrz i na zewnątrz muszą być zupełnie inne. Ponieważ: „Zupełnie inaczej gra się na ciele architektonicznym na zewnątrz, a czym innym jest granie z przestrzenią, która jest wokół nas, która odpowiada naszemu wnętrzu. Trudno wyobrazić sobie sytuację, że przestrzenie wokół nas miałyby bombardować nas tak, jak to robią fasady, dlatego że będzie to atak nie w porządku. To będzie właściwie opresyjna sytuacja.”13

Kornelia DrozdekWodiczko, jako twórca działający w przestrzenie publicznej różnych miast świata, nadający nową treść znaczącym monumentom i gmachom publicznym, nie bez znaczenia wybrał mury Zachęty na miejsce swojej projekcji. Monumentalizm tego budynku oraz jego położenie w centrum Warszawy oczywiście odegrały istotną rolę, ale, jak sam podkreśla artysta w wywiadzie z Hanną Wróblewską: „Wybierając budynek Zachęty, chciałbym zachęcić ludzi do sztuki jako czegoś dla nich pożytecznego, wewnętrznie i zewnętrznie, egzystencjalnie i politycznie”.14 Wodiczko odwołał się tutaj do symboliki nazwy galerii, jako „zachęty” także do walki o równouprawniony dostęp do wszelkich sztuk i umiejętności (jak głosi napis na architrawie budynku – „Artibus”) , a także walki o swoje prawa. Narodowa Galeria Sztuki „Zachęta” to miejsce ważne również z historycznego punktu widzenia. Pełne emocji i skandalów, naznaczone aktem wielkiego narodowego dramatu, jakim było zabójstwo pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej – Gabriela Narutowicza w 1922 roku. Dla Wodiczki budynek Zachęty to istna świątynia sztuki współczesnej, a także pierwszy salon artystyczny miasta. Dlatego wybierając go artysta chciał „zachęcić artystów i świat kultury, żeby zobaczył inny świat i żeby zobaczył, że można również w sposób artystyczny podejść do tych problemów i być użytecznym jednocześnie”.15 Jednak niektórzy krytycy sztuki powątpiewają o słuszności decyzji Wodiczki co do miejsca projekcji. W wywiadzie z artystą z dnia 15.11.2011 roku wspomniany już wcześniej Adam Mazur – dziennikarz pisma internetowego „Obieg” – pyta o Pałac Kultury. Dlaczego Wodiczko nie zdecydował się na przeprowadzenie projekcji na tym wielkim symbolicznym pomniku, tak ważnym dla historii i kultury Polski? Z kolei Magda Pustoła, socjolog i teoretyk sztuki, w swoim tekście poświęconym warszawskiej projekcji pt. „Bloody Mother Fucking Asshole”, który ukazał się w tym samym internetowym czasopiśmie, pisze o charakterze półprywatnej imprezy owej projekcji ze względu na miejsce Zachęty, „niby centrum Warszawy, ale swoisty zaułek, nisza”. 16

Istotnym elementem projekcji na fasadzie Zachęty jak i innych projekcji Wodiczki jest praca z dużymi grupami osób. Interesują go przede wszystkim ludzie, którzy z racji niedoskonałości politycznego ustroju są pozbawieni głosu: emigranci, bezdomni, czy tak jak w omawianej projekcji poddane przemocy kobiety. W 1996 r. artysta po raz pierwszy w swojej praktyce „animowania projektów” posłużył się wideo wyświetlając na wieżę ratusza na krakowskim rynku gestykulujące ręce i towarzyszące im głosy narkomanów, ofiar przemocy, niepełnosprawnych i homoseksualistów. Projekcja ta poruszała problem Innego, obcego, wykluczonego w młodej demokracji.17 W przypadku projekcji na warszawskiej Zachęcie artysta także dokonuje próby upublicznienia problemu jakim jest przemoc domowa na kobietach. Wodiczko oddał głos swoim bohaterkom, dał im pomnik (jakim jest według niego budynek Zachęty) – narzędzie otworzenia się i mówienia publicznie, przez które mogłyby przekazać swoją sytuację miastu a nawet i światu. Istotą prac Wodiczki jest jego rola jako pośrednika, terapeuty umożliwiającemu pokrzywdzonym i odtrąconym „oczyścić się” z tajonych i skrywanych przeżyć. Czyni to poprzez dekonstrukcje lub uaktualnienie pomników, które mogą być przydatne i dobrze wykorzystane przez ludzi potrzebujących. Wodiczkę trudno jednak nazwać terapeutą, ponieważ on jedynie inicjuje ową długotrwałą terapię, stwarza możliwości wyjścia z okopów własnej traumy. Jest to przełomowy moment dla uczestników projekcji. Poprzez monumentalizm i autorytet architektury dodają oni sobie odwagi i siły po to, aby pomyślnie wydostać się z traumy, nieszczęścia. Słowa bohaterów wypowiadane przez budynek stają się bardziej dosadne i znaczące. Ich przekaz jest silniejszy. Artysta na konferencji prasowej poświęconej wystawie „Pomnikoterapia” i projekcji na fasadzie Zachęty powiedział, że on sam jest pomnikiem, który czeka na dekonstrukcję. Jak mówi: „…poprzez manipulowanie mną mogą pomóc sobie w zobaczeniu pewnych problemów i zmierzeniu się z nimi na własny sposób. Czuję, że mogę być przydatny i sam w ten sposób używam pomników.”18 Artysta nie raz podkreślał, iż poprzez odrzucenie wielokrotnie jego projekcji on sam wpisuje się w „ bycie odtrąconym” , „…tyle, że ja muszę przetrwać to odrzucenie. (...) Wtedy jest szansa, że choć większość ludzi mnie odrzuci, odmówi włączenia się, to jacyś inni mogą przyjść.”19 Ci, którzy zdecydowali się na wzięcie udziału w projekcji Wodiczki, tym samym dużo zaryzykowali w imię zmienienia swojej sytuacji na lepszą. Prace artysty mają charakter protestu. Projekcja na fasadzie Zachęty jest właśnie takim protestem przeciwko przemocy, bezsilności kobiet i niesprawiedliwości. Trzeba jednak zauważyć, że cele wzięcia udziału w pokazie poszczególnych kobiet były różne. Dla pierwszej grupy, tych zwykłych, anonimowych wciąż jeszcze przestraszonych, było to przede wszystkim wielkie wewnętrzne przeżycie – próba przełamania się, mówienia o swojej traumie. Najtrudniejszy jest bowiem sam początek, znalezienie słów i formy. Po drugie następuje już zmiana postawy – wyjście z apatii, poczucia bezsilności i braku nadziei. Dla „feministek” wzięcie udziału w projekcji było dobrą okazją do uświadomienia odbiorcom, ludziom brutalnej rzeczywistości, w której ofiara przemocy nie ma szansy na pomoc, na sprawiedliwość. Korzystając z okazji kierują apel do władz oraz przestrogę dla ludzi.

Krytyczka sztuki współpracująca z internetowym magazynem „Obieg” – Katarzyna Bojarska – w swoim tekście „Opowieści kariatyd” otwarcie krytykuje projekcję warszawską zarzucając jej brak dosadności, autentyczności i performatywności. Wykazuje, że praca Wodiczki na fasadzie Zachęty pozostaje w „bezpiecznej” przestrzeni sztuki. Nie posiada zatem tak polemicznego czy konfliktowego charakteru jak poprzednie projekcje artysty w Tijuanie, Hiroszimie, Bostonie czy Londynie. Autorka teksu przywołuje słowa badaczki Chantal Mouffe, której zdaniem udana sztuka krytyczna to taka, która wznieca niezgodę, wydobywając to, co oficjalny konsensus próbuje zatrzeć.20 Takie znaczenie ma mieć oddanie na cztery godziny głosu kobietom – wydobycie ich z przestrzeni nie-mowy ku przestrzeni głośnej i pełnej artykulacji. Nasuwa się tutaj pytanie, dlaczego w demokratycznym systemie artysta nadal jest zmuszony dzielić się przywilejami (głosu) z tymi, którym odmówiono tego prawa? Bojarska zastanawia się czy rzeczywiście Wodiczko użycza głosu czy tylko wydobywa je ze społecznego niebytu, a także czy podczas realizowania projekcji jesteśmy w przestrzeni miasta czy jednak pozostajemy w przestrzeni sztuki? Zdaniem krytyczki artyście nie udało się podporządkować sztuki przestrzeni publicznej. Dlatego też projekcja przyciągnęła dość małą liczbę osób, garstkę zainteresowanych, którzy w większości już wcześniej o niej wiedzieli i znali poprzednie prace Wodiczki. Bojarska zaznacza, iż Wodiczce nie udało się podważyć tradycyjnej granicy pomiędzy codziennością ulicy a odświętnością sztuki.21 Choć projekcja zamienia Narodową Galerię Sztuki w kobiecą trybunę, to widzami i słuchaczami wciąż pozostają odbiorcy sztuki. Poruszenie, jakie miała wywołać praca, pozostało jedynie w sferze osobistych przeżyć, w sferze doświadczenia estetycznego. Projekcja niczego nie zmieniła, nie wpłynęła na zmianę sytuacji kobiet maltretowanych w Polsce. Utopijna wizja społecznej jedności pozostała jedynie w intencji samego artysty który pragnął, aby plac Małachowskiego, na którym znajduje się Zachęta, stał się Agorą.

Podobne zarzuty stawia Wodiczce już wcześniej wspomniana Magda Pustoła, socjolog i teoretyk sztuki. W swoim tekście zamieszczonym na łamach „Obiegu” wyraża rozczarowanie na temat projekcji. Mimo, że Wodiczko zrealizował piękną i monumentalną pracę, mimo iż pochylił się nad losem polskich kobiet, to nie był w stanie nic zmienić. Projekcja w Warszawie kończy się na indywidualnym wzruszeniu. Założenia demokratycznej pomnikoterapii Wodiczki oparte na wizualności i performatywności oraz na wzruszeniu i poruszeniu zdaniem Pustoły nie osiągnęły swoich celów. Warszawski projekt przygotowano już wcześniej, został nagrany w sali kinowej Galerii. Kobiety biorące udział w projekcji stoją w czarnych pudłach z rękami cały czas podniesionymi do góry i w ten sposób opowiadają. To wszystko tworzy efekt sztuczności, nienaturalności. Dodatkowo autentyczność opowiadanych poprzez mury Zachęty historii zdaniem Pustoły osłabia również to, że do projekcji zostały zaproszone dwie grupy kobiet. Opowieści kobiet zwykłych, anonimowych, codziennych oraz tych zaangażowanych politycznie i społecznie tworzą swoistą opozycję dwóch rozpadających się narracji. Autorka tekstu „Bloody Mother Fucking Asshole” zarzuca brak spójności i poczucia wspólnoty, a także współpracy pomiędzy kobietami. Oddziela je przestrzenne, reprezentacyjne wejście do Galerii oraz przepaść języka, jakim się posługiwały. Słowa pierwszej grupy były nieporadne, pełne emocji – tym samym bardziej autentyczne, prawdziwe. Feministki natomiast posługiwały się zdecydowanym, dosadnym językiem. Sam artysta obecność tych dwóch grup kobiet w wywiadzie z Adamem Mazurem tłumaczy chęcią skontrastowania ich ze sobą, pokazania różnych postaw: „Dlaczego nie pokazać nowej metody walki o prawa i przetrwanie nowego pokolenia kobiet, które nie chcą czekać aż zostaną poranione do takiego samego stopnia jak ich matki i starsze siostry. To znaczy one też zostały poranione, ale nie mają zamiaru być dalej ranione i to jest bardzo duży krok do przodu mimo, że sytuacja kobiet się nie zmieniła specjalnie w porównaniu do projekcji krakowskiej.”22 Mocne pozycje podmiotowe kobiet z OŚKI pokazują determinację i chęć zmiany – wyjścia z okopów własnej opresji. Reprezentują one projekt przerwania cierpiętnictwa i przemocy wobec nich samych i innych kobiet. Jednak, jak zaznacza autor, żadna z grup kobiet nie mogła dominować, przechwycić projekcji. Wodiczko nie przekracza zdaniem Pustoły żadnej granicy, nie wzburza kontrowersji, protestów, skandali. Podczas gdy projekty polityczne powinny zmieniać rzeczywistość, a nie tylko ją opisywać. W tej humanistycznej, etycznej i zdystansowanej pracy Wodiczki zabrakło mocy przekazu.

Obie krytyczki warszawskiej projekcji, Bojarska i Pustoła, reprezentują lewicowe poglądy. Ich zdaniem praca Wodiczki jest zbyt poprawna politycznie. Zabrakło w niej radykalnych środków wyrazu i dosadności wypowiedzi. Jednak mimo tych zarzutów, bez wątpienia artyście udało się zrealizować projekt w przestrzeni publicznej. Wykorzystał ją aby oddać głos bohaterkom. Praca Wodiczki nie jest pozbawiona wydźwięku politycznego. Owy kontekst polityczny przejawia się wielokrotnie. Nie tylko poprzez zakomponowanie projekcji zaczynającej się i kończącej odwołaniem do osoby ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ale także poprzez bezpośredni apel i zarzuty feministek kierowane do władz, to znaczy policji, polityków.

Kornelia Drozdek
  1. Katarzyna Bojarska, Opowieść kariatyd, http://www.obieg.pl/wydarzenie/4477 , 22.11.2011

  2. Andrzej Turowski, „Krzysztof Wodiczko – Pomnikoterapia”, Warszawa, 2005, s.1

  3. Ibidem

  4. Ibidem

  5. Andrzej Turowski, Przestrzeń antagonistyczna, [w:] ibidem, Krzysztof Wodiczko- Pomnikoterapia, Warszawa, 2005, s. 43

  6. Ibidem

  7. http://www.obieg.pl/wydarzenie/4477 , 22.11.2011 r.

  8. http://www.obieg.pl/wydarzenie/4477 , 22.11.2011 r.

  9. Andrzej Turowski, op. cit. s.46

  10. Hanna Wróblewska, wywiad z Wodiczko, [w:] ibidem, Andrzej Turowski, Krzysztof Wodiczko- Pomnikoterapia, Warszawa, 2005, s.69

  11. Andrzej Turowski, Krzysztof Wodiczko – Pomnikoterapia, Warszawa, 2005, s. 26

  12. http://www.obieg.pl/wydarzenie/4477 , 22.11.2011 r.

  13. Ibidem

  14. Hanna Wróblewska, wywiad z Wodiczko, [w:] idem, Andrzej Turowski, Krzysztof Wodiczko – Pomnikoterapia, Warszawa, 2005, s.74

  15. Adam Mazur, wywiad z Wodiczko, http://www.obieg.pl/wydarzenie/4477 , 22.11.2011 r.

  16. http://www.obieg.pl/wydarzenie/4477 , 22.11.2011r.

  17. Ibidem

  18. Ibidem

  19. Andrzej Turowski, Krzysztof Wodiczko – Pomnikoteapia, Warszawa, 2005, s. 67

  20. http://www.obieg.pl/wydarzenie/4477 , 22.11.2011 r.

  21. http://www.obieg.pl/wydarzenie/4477 , 22.11.2011 r.

  22. Ibidem

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.