Koniec (gorszy) świata

Pisał śp. Czesław Miłosz o dniu końca świata, ale nie o tym biblijnym – z Jeźdźcami Apokalipsy śmigającymi rączo w ramach preludium Sądu Ostatecznego. Pisał o takim innym, sielskim końcu – z pszczołami krążącymi nad kwiatem nasturcji i staruszkiem, który byłby prorokiem, ale nie może, bo przewiązuje pomidory. Zawsze to przyjemniejsze niż wizja kudłatej Bestii przypiekającej w piekielnych czeluściach tłuste paluchy grzeszników. A my tu, na Ziemi i tak mamy swoje własne piekiełko. Mamy apokaliptyczny młyn bzdur w prasie i telewizorni. Magiel absurdu – we własnym mieście, dzielnicy czy osiedlu. Groteskową biurokrację i groteskowo wrednych biurokratów – w urzędach. Innego końca świata nie będzie? Ano nie będzie, ale samoudręki nigdy dość. Przystąpiłam zatem do poszukiwań substytutów – świat się wali, trzeba to sobie unaocznić.

           

Nawiązka na drzewie

Mam świeczki w oczach i kamień w sercu, o ile jeszcze takowe posiadam (możliwe iż rozpadło się z żałości). Miła pani zza biurka po uprzednim podaniu wysokości OC, które trzeba zapłacić, patrzy ze współczuciem i pociesza. Miała już do czynienia z młodym delikwentem, który w tajemnicy przed rodzicami zakupił „auto” – w cenie 1000 zł. Po uwzględnieniu wieku nieszczęśnika i przy braku jakichkolwiek zniżek wyszło pani, że OC wyniesie 1500 zł. Czyli ubezpieczenie przewyższyło wartość hurtową pojazdu. Kolejny delikwent zgłosił się z nowiutkim motorem – 6000 zł za OC, płatne w gotówce. Więc, jakby nie spojrzeć nie jest ze mną tak źle. A że przepłacam ze względu na młody wiek – to już siła wyższa. Pozostaje mi tylko wjechać w drzewo i mieć nadzieję, że: a) ujdę z życiem b) odbiję sobie to przeklęte OC z nawiązką.

Godzinny poślizg

Z początkiem września szkolnictwo znów na świeczniku. Nauczyciele w glorii i chwale dostają podwyżkę. Dodatkową, przymusową i nieodpłatną godzinę pracy dostają przy okazji, mniej medialnie, żeby nie powiedzieć: cichaczem. Tak jakby nikt nie wiedział, że i tak połowę roboty odwalają po godzinach, w domowym zaciszu. Teraz jednak ich nadprogramowa, żmudna i bezowocna praca zyskuje wymiar prawny: w formie nowelizacji Karty Nauczyciela. Czyli, jak zwykle, nikt nie wie o co chodzi. Na forach internetowych wrze: nauczyciele dociekają, co też znaczyć może enigmatyczne sformułowanie: „jedna godzina tygodniowo”. No bo czy chodzi o godzinę lekcyjną (45 min.), czy też o taką zwykłą – zegarową (minut 60)? Tego niestety Karta Nauczyciela nie precyzuje. A może by tak kolejną nowelizację?

Polak – Europejczyk

Jak ta małpa w buszu – robi pod siebie, gwiżdżąc na konwenanse. Tak nas postrzegają Anglicy, o czym informują rodaków wzburzone polskie portale internetowe. Bo oto na brytyjskich ulicach pojawiają się znaki drogowe z polskimi napisami, zakazujące sikania w miejscach publicznych. Ja tu widzę pozytyw: przynajmniej zakładają, że potrafimy czytać. Zawsze coś.

Mały Omar

Czytam reportaż Asne Seierstad o pewnej afgańskiej, typowo-nietypowej rodzinie. Rzecz się dzieje w Kabulu w pierwszą wiosnę po upadku reżimu Talibów. Teoretycznie i w praktyce ich już nie ma – nie obcina się ludziom rąk za kradzież, a kobietom palców za pomalowane paznokcie, mężczyźni nie muszą nosić bród o długości równej zaciśniętej pięści, można już słuchać muzyki i tańczyć, a także wydawać książki z wizerunkami istot żywych. W praktyce – mentalność afgańska, zwłaszcza w odniesieniu do mężczyzn, pozostaje niezmienna. Czyli kobiety nadal służą za popychadła i maszynki do rodzenia synów (nie córek – synów). I tak sobie czytam i czytam, wyklinając męski szowinizm. Aż trafiam na stronę siedemdziesiątą trzecią i opis przykładowego zadania matematycznego z podręcznika zatwierdzonego przez Talibów:

Mały Omar ma jednego kałasznikowa z trzema magazynkami. W każdym magazynku mieści się dwadzieścia kul. Omar wystrzelał dwie trzecie swoich kul i zabił sześćdziesięciu niewiernych. Ilu niewiernych zabił jedną kulą?

Na tego typu życiowych przykładach afgańscy chłopcy uczyli się liczyć. I tak sobie pomyślałam, że nienawiść granicząca ze skrajną głupotą i prostactwem jest w zasadzie uniwersalna. Bo gdyby to zadanie dopasować do polskich realiów – małego Omara zastąpić, dajmy na to, ojcem Dyrektorem – to by nie było większej różnicy.

Bzyczący żuraw

Przybywam do miejscowej prywatnej uczelni, która wie, jak się robi imidż medialny. Zbieram materiał o organizowanym z pompą festiwalu promującym innowacyjne dziedziny technologii. I trafiam na warsztaty programowania robotów przemysłowych.

Dwudziestu chłopa w wieku przedmęskim, żółta maszyna w kształcie żurawia i ja – z kajecikiem.

A robot robi takie bzzzzzzzzz (!)

Krótki interes

Oglądam w telewizorni najmniejszego człowie(cz)ka świata – bite 73 cm. Nałogowy palacz od siódmego roku życia. Naukowcy dywagują, czy to nikotyna zahamowała wzrost. A ja kontempluję dłoń zaciągającego się dymem człowie(cz)ka. I mi wychodzi, że karzełek ma palec wskazujący krótszy od nadpalonego papierosa. Świat jest igraszką.

Bełkot pełną piersią

Oglądam w telewizorni (a gdzieżby indziej!) materiał o kobiecie z największym „naturalnym” biustem świata. Bo była też taka z „nienaturalnym”, ale jej się zmarło, podobno na skutek uduszenia (podczas snu???). A potem trafiam na wypowiedź jednej z niegdysiejszych Girls Of The Playboy Mansion. [Kojarzycie takie trzy blond-niewiasty, co to się z nimi prowadzał Hugh Hefner. Nie? To nic – już ma nowe.] Deklaruje, że sprawiła sobie implanty, bo… chciała być bardziej proporcjonalna. Każdy sposób dobry.

Pozostając przy temacie biustów, poniekąd, sztucznych – dwa newsy z Onet.pl:

1)W Lublinie zapłonęły magazyny z, jak się później okazało, erotycznymi akcesoriami dla łowców wrażeń. Nagłówek: Palą się erotyczne gadżety. Jest dużo dymu. Obok zdjęcie kajdanek z różowym futerkiem.

2)Branża porno skarży internautów – grzmi nagłówek newsa. Konkretnie: internautów z Korei Płd. Bo łamią, skubani, prawa autorskie i udostępniają cudze filmy w Internecie.

3)News niezwiązany z tematem, ale kto by się tym przejmował: przedszkolanka ugryzła dziecko. We Francji w 2007 r. Dziabnęła w policzek, bo ją smarkacz zdenerwował. A teraz się sama denerwuje przez sędziów, bo jej przysolili 1 tys. euro grzywny. Denerwujące.

 

Chichot Stalina

Na maturze zdawałam rozszerzoną historię i z perspektywy lat (niemal dwóch) sama siebie podziwiam – za konsekwencję, wytrwałość i odwagę graniczącą z głupotą. Bo to zdradziecka toń ta historia. Toną, jak się okazuje, nie tylko maturzyści. Bo oto zagubili się rosyjscy historycy – w gąszczu propagandowych kalumnii i matrioszek sprezentowanych przez batiuszkę Cara [czyt.: Premiera P.]. Zagubił się poseł Niesiołowski – bo mu się dokumentnie pomyliły pojęcia historyczne. Takoż zagubił się pewien harvardzki profesor, przyrównując przedwojenną Polskę do kategorii państw totalitarnych pokroju nazistowskich Niemiec. Stalin dostałby w grobie ataku chichotu na wiadomość, że profesor Harvardu powtarza jego propagandowe twierdzenia. – pogrąża nieszczęśnika Norman Davies. Stalin, mimo że martwy, to nie przelewki. Stalin chichoczący nad uchem lub z tyłu czerepu = historyk zalany w pestkę. Gorzej gdy własnej niekompetencji nie można usprawiedliwić delirium tremens.

 

***

Tak na koniec, nieco lirycznie [czyt.: grafomańsko, ale skoro świat się wali, to pochłonie także wirtuozów słowa – więc granice między parodią wybitnie dobrą a wybitnie denną ulegną ponadczasowej destrukcji – przyp. K.F.]

 

Piosenka o gorszym końcu1

W dzień końca świata: Wszystkie Wenezuelki chcą zostać miss, Stoczniowcy nękają sąsiadów premiera. Ukatrupia Jacksona lekarz-złoczyńca, Podtopieni Małopolszczanie czepiają się rynny I mają nauczyciele 5% podwyżki, w świetle jupitera. W dzień końca świata Muzułmańskim kobietom zaszywa się pochwy, Putin z Polskiego Rządu drwi, Nawołują na meczach Zagłębia kibice, I katarski inwestor w polskich stoczniach zarzuca kotwicę, Budowa stadionów jak trwała, tak trwa I kieszeń UEFY odmyka. A którzy czekają pochwał i pokłonów, Będą zawiedzeni. A którzy czekają klęsk i kompromitacji mąk, Niech uwierzą, że dzieje się już. Dopóki z mistrzostw się zwozi medale, Dopóki Polska zwycięża kryzys stale, Dopóki banderowców na granicy się zawraca, Nikt nie wierzy, że dzieje się już. Tylko siwy staruszek, który miałby na chleb, Ale nie ma na chleb, bo mu państwo skąpi, Powiada stojąc po zasiłek: Innego końca świata nie będzie Lepszy koniec gorszy, niż żaden.

Katarzyna Frukacz
  1. Śp. Czesława Miłosza przepraszam za profanację wiersza – szczerze.

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.