Podróże małe i duże > Gruzja – Armenia – Górski Karabach 2014–2015

Kachetia (Gruzja)

W drodze do Omalo

Panorama Kaukazu z GDW przy dobrej pogodzie (Gruzja)Kolejny dzień w Gruzji i kolejne ambitne założenie. Tego dnia chcieliśmy z Kazbegi pojechać do Omalo w Tuszetii.

Pierwszy etap podróży przebiegł bardzo sprawnie, maszrutka do Tbilisi odjechała z samego rana. Tym razem piękna pogoda pozwoliła nam podziwiać widoki po drodze. Niestety jechaliśmy rejsowym kursem i nie zatrzymywaliśmy się nigdzie po drodze. Pozostało nam zrobić kilka fotek z busika.

Po dotarciu do Tbilisi udaliśmy się prosto na dworzec, z którego odjeżdżają maszrutki do Kachetii i odszukaliśmy transport do Telawi. Przy okazji mogliśmy zrobić zakupy, gdyż dworzec był również wielkim bazarem z dobrami wszelakimi. Najbardziej podobały się nam stoiska z gruzińskimi serami, które nęciły już z daleka.

Innym miejscem, do którego czasem muszą udać się podróżni na dworcu, jest toaleta. Szczerze powiedziawszy te, które pokazywano w Sochi, a które tak w Polsce wyśmiewano, to był luksus. Dworzec Didube posiadał przybytek, w którym prywatność to czysta abstrakcja, a higiena to wielka beczka z lekko zalatującą woda i brudna ścierka. Ale przecież i dla takich momentów się podróżuje po świecie.

Podczas jazdy do Telawi pogoda się dość gwałtownie załamała i z pięknych widoków pozostały wspomnienia. Gdy wysiadaliśmy na przystanku w centrum, z lekka padał już deszczyk. Niezrażeni odszukaliśmy na sąsiednim dworcu maszrutkę jadącą do Kvemo-Alvani, które jest punktem startowym do wypraw w góry Tuszetii.

Jazda trwała jakieś dziesięć minut. Zatrzymaliśmy się na jakimś skrzyżowaniu, z którego za radą kierowcy mieliśmy wypatrywać transportu do Omalo. Dodał, że może być ciężko, bo pogoda jest już zła i że warunki w górach są nie najlepsze. Mimo to poszliśmy szukać. Była godzina 16:00.

W drodze z Kazbegi do Tbilisi (Gruzja)W drodze z Kazbegi do Tbilisi (Gruzja)Po drodze z Kazbegi do Tbilisi (Gruzja)

Kvemo-Alvani to kilka budynków na krzyż więc obejście wioski nie zajęło dużo czasu. Niestety nikt nie chciał nawet słyszeć o jeździe do Omalo. Na poszukiwaniach zeszło nam kilkadziesiąt minut. Źli i zniechęceni poszliśmy do małej knajpki coś zjeść i zastanowić się co dalej. W lokalu wybór był pomiędzy rybą a jakimś plackiem z ziemniakami. Po piwo trzeba było podejść do sklepu obok.

Postanowiliśmy jeszcze raz spróbować, jednak z każdą minutą szanse malały, gdyż kierowcy nie chcą się zapuszczać w górskie ostępy po zmroku. Trafił się nam jeden entuzjasta, który zaoferował się jechać do Omalo, ale chciał tyle pieniędzy, że podziękowaliśmy (starczyłoby chyba na śmigłowiec).

Gdy zaczęło się ściemniać, ostatecznie daliśmy za wygraną. A to oznaczało, że plan na kolejne dni wycieczki rozsypał się jak z domek z kart.

Tak więc trzy najbliższe dni, które były przeznaczone na Tuszetię i powrót do Tbilisi trzeba było jakość szybko zorganizować. Rozpoczęła się wielka improwizacja, która jak miało się okazać, przyniosła nieoczekiwane wycieczki.

Na razie jednak postanowiliśmy wrócić do Telawi i znaleźć jakiś nocleg. Wybraliśmy hotel „Kakheti”. Mimo że unikamy hoteli i przeważnie zatrzymujemy się w hostelach i prywatnych kwaterach, tym razem się skusiliśmy. Najpierw poprosiliśmy obrotnego recepcjonistę o telefon do Omalo i anulowanie naszej rezerwacji. Gospodarz pensjonatu potwierdził, iż na miejscu warunki nie sprzyjają rekreacji. Następnie wybraliśmy sobie pokój – hotel był całkiem pusty. Wady i zalety podróżowania po sezonie – brak transportu do Omalo, za to pusty hotel.

Ostatni akord tego dnia to spacer po deszczowym, ale całkiem sympatycznym Telawi, które może poszczycić się piękną twierdzą i kilkoma innymi ciekawymi miejscami. Dokładniejsze zwiedzanie zostawiliśmy jednak na dzień następny.

Teraz był czas na opracowanie strategii na kolejne dni. Dobrze, że miałem ze sobą fragmenty przewodnika po Gruzji Loney Planet, które znaleźliśmy w Mestii.

Kachetia

Kościół w Alawerdi (Gruzja)Obowiązkowe ciuchy na terenie monastyru (Gruzja)Pierwszy dzień naszej improwizacji rozpoczęliśmy od przejazdu taksówką do Monastyru Alawerdi położonego około dwudziestu kilometrów od Telawi. Po dotarciu na miejsce z powodu wczesnej pory musieliśmy chwilę zaczekać na otwarcie bramy. Poza nami na terenie monastyru nie było zupełnie nikogo. Zbudowany został w XI wieku w okresie zjednoczenia i powstania mocnego feudalnego państwa Gruzińskiego. Na obszarze monastyru spośród klasztornych zabudowań najbardziej okazały jest kościół, który jest ponoć drugim co do wysokości w całej Gruzji. Wnętrze jest nadgryzione zębem czasu, ale i tak warto tam zerknąć. Poza kościołem naszą uwagę zwróciły różne szczepy winogron, które braciszkowie uprawiali w celach winiarskich. Pod murami klasztoru poukładane były wielkie beczki na wino.

Monaster Alawerdi (Gruzja)Droga do Ikalto (Gruzja)Droga do Ikalto (Gruzja)

Po wizycie w Alawerdi pojechaliśmy maszrutką w okolice Monastyru Ikalto. Aby się tam dostać, należy wysiąść przy rozwidleniu drogi i przejść pieszo około dwóch kilometrów. Pogoda była stabilna, choć bez fajerwerków, więc spacer był czystą przyjemnością. Po drodze można zobaczyć zdjęcia młodych ludzi, którzy stracili życie na drodze. Kolejne przypomnienie o Gruzińskiej pijackiej fantazji na drogach. Obok zdjęć stał kieliszek.

Monastyr Ikalto to kompleks klasztorny założony w drugiej połowie VI wieku przez Zenona – ucznia Symeona Młodszego, jednego z Trzynastu Ojców Syryjskich. Na terenie klasztoru zachowały się trzy cerkwie: Sameba, Chwtaeba i Kwelacminda oraz refektarz, winnica i budynek akademii. W tym miejscu istniała również akademia, w której studiował Szota Rustaweli.

Ikalto (Gruzja)Wnętrze koscioła - Ikalto (Gruzja)Ikalto (Gruzja)Ikalto (Gruzja)

Monastyr ten podobał się nam bardziej niż Alawerdi, miał lepszy klimat i był bardziej kameralny. Położony był również w ładniejszej okolicy – pośród wzgórz, które w październiku są bajecznie kolorowe.

Wnętrze koscioła Ikalto (Gruzja)Ikalto (Gruzja)

Ostatnim punktem naszego szybkiego zwiedzania Kachetii była Carska Twierdza z XVIII wieku oraz pałac króla Irakliusza II samym centrum Telawi. Przed murami twierdzy można podziwiać jego okazały pomnik. Forteca otoczona jest wysokimi murami z basztami oraz dwoma wejściami od strony sporego, przylegającego do nich placu. Wewnątrz poza pałacem można zobaczyć również dwie cerkwie i łaźnię. Pałac królewski Batoniscyche został zbudowany w stylu perskim przez króla Arczila. Wewnątrz pałacu miało znajdować się muzeum etnograficzne, ale kiedy tam trafiliśmy, okazało się, że obiekt jest właśnie remontowany i nie wolno wchodzić do środka. Jednak na wieść, że jesteśmy z Polski, pozwolono nam na chwilkę zerknąć. Wnętrza pałacu były puste, jeżeli cokolwiek się tam znajdowało, musiało być przeniesione w inne miejsce.

Pomnik króla Herakliusza II (Gruzja)Pałac Królewski Batoniscyche (Gruzja)Wnętrze Pałacu (Gruzja)

Powrót do Tbilisi

Po zwiedzaniu i obiedzie poszliśmy na dworzec maszrutek celem znalezienia transportu do Tbilisi. Nim jednak tam dotarliśmy, zostaliśmy obstąpieni przez taksówkarzy, którzy usilnie namawiali nas na swoje usługi. Jeden z nich był na tyle przekonywujący z ceną, że postanowiliśmy zaryzykować. Co prawda musieliśmy czekać dwadzieścia minut na jeszcze jedna osobę – o czym wcześniej nie informował – ale w sumie wywiązał się z umowy. I w ten oto wygodny sposób ponownie pojawiliśmy się w stolicy.

Pierwsze kroki skierowaliśmy do hostelu, w którym następnego dnia mięliśmy zarezerwowany nocleg. Był to ten sam obiekt, w którym kilka dni temu nie mieli dla nas pokoju. Tym razem o dziwo udało się znaleźć miejsce na dwa noclegi, mimo że mięliśmy rezerwację tylko na jeden. Skoro tak dobrze poszło z kwaterą i dzięki temu mięliśmy jeszcze nieco czasu do wieczora, postanowiliśmy odwiedzić świętą górę Mtacmindę.

Kolejka na Mtatsmindę (Gruzja)Kolejka na Mtatsmindę (Gruzja)Diabelskie koło (Gruzja)

Można dostać się tam kolejką szynową, co stanowi już atrakcję sama w sobie. Na szczycie znajduje się park z wieloma atrakcjami dla całej rodziny. Jest wybieg dinozaurów, karuzele i diabelski młyn. Za wszystkie atrakcje płaci się kartą, która można kupić w kasie biletowej. Działa ona na tej samej zasadzie co karta na metro. Pomimo brzydkiej pogody skusiliśmy się na rundkę diabelskim kołem.

Góra poza wyżej wymienionymi atrakcjami zapewnia również doskonałą panoramę Tbilisi. W jej dolnej części znajduje się Panteon Pisarzy i Osób Publicznych. Jest to cmentarz, na którym ostatni spoczynek znalazły wybitne osobowości Gruzji. Można również zajrzeć do znajdującego się w tym miejscu kościoła św. Dawida.

Po powrocie na stare miasto udaliśmy się to łaźni siarkowej, która podziałała na nas niezwykle odświeżająco. W doskonałych humorach ruszyliśmy na poszukiwania jakiegoś lokalu na kolację.

Widok na Tbilisi (Gruzja)Widok na Tbilisi (Gruzja)Diabelskie koło (Gruzja)

W pewnej chwili nasza uwagę zwróciła reklama lokalnego biura podróży. Do zagospodarowania pozostały nam jeszcze dwa dni, więc przełamując nasz wstręt do zorganizowanych wycieczek, zerknęliśmy do środka. Spośród kilku ofert jedna wydawała się całkiem interesująca. Cena również nie była zaporowa, więc postanowiliśmy spróbować. Wycieczka przewidywała odwiedzenie Bordżomi, Wardzi i przejazd obok wielkich jezior na południu Gruzji. Start następnego dnia o godzinie dziewiątej. Przejazd zwykłym samochodem, poza nami był zapisany jeszcze jeden turysta z Niemiec. Raz kozie śmierć.

Dariusz Maryan
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.