Felietony > Zdaniem Siwmira

Jesiennie

SiwmirŻyjemy podobno w klimacie umiarkowanym. Piszę podobno, bo za kilkanaście lat ma się to zmienić, czego pierwsze oznaki od dłuższego czasu obserwują prorocy od pogody. Ale póki co, pory roku mamy cztery. I żadna nie jest satysfakcjonująca. Zima pełna pluchy, wiosna za krótka, lato z powodziami i suszą, a jesień... no, tę porę roku to chyba każdy nienawidzi. Ciemno, wietrznie, mokro i smuuuutno. Ponoć najwięcej samobójstw zdarza się jesienią. Moim jednak zdaniem, nie ma tego złego, co by komuś innemu na dobre nie wyszło. Dla poetów to dobry czas. Wystarczy namówić sponsora, żeby w jeden z takich parszywych wieczorów ustawił świeczki, skombinował łagodną muzykę, wykonał plakaty zapraszające na wieczór z poezją i gotowe. Sama pogoda sprzyja refleksji, zadumie, wyciszeniu i uwrażliwieniu nie tylko na słowo, lecz i na czyjeś problemy. Zresztą, zaczyna się nie tylko sezon literacki, ale w ogóle artystyczny. Teatry kuszą premierami, domy kultury ściągają kabarety na swoje sceny, galerie zapraszają na wernisaże. Natomiast o całkowitych leniuchów dba telewizja; jesień jest czasem mniejszej liczby powtórek i odgrzewanych seriali. Sam niecierpliwie czekam na nowe programy, nowe odcinki reportaży, do których się przyzwyczaiłem. Nie żebym zaliczał się do leniwców, czasem po prostu trzeba naładować akumulatory.

Poza tym, nie przesadzajmy; jesień to pora plonów. Kto z nas nie zachwycał się ciężkimi od owoców drzewami, grzybami, wielkimi kopcami siana, a później satysfakcją z posiadania pełnej piwnicy przetworów i zapasów. Chyba wyłącznie rolnicy i zbieracze nie dostrzegają w tym wszystkim piękna, bujności i urodzaju. No cóż, oni muszą to wszystko zebrać, popakować i sprzedać, co łatwe nie jest. Ale my, boże krówki konsumpcji, latające z aparatem lub lornetką po polach, piejemy z zachwytu nad bogactwem przyrody.

Rok temu podglądałem dziki na plaży, dwa lata temu wspólnie z dziećmi w przedszkolu zbieraliśmy kasztany i wyczarowywaliśmy z nich cudeńka. Krasnale, ludziki, koniki, bransoletki, a nawet... różańce. Nazbierałem także cały wór kory. Wcale nie na łódki, skąd, będę w korę wklejał wiersze – kartkę opalam naokoło, stosuję brązowy tusz do druku i ozdobną czcionkę, a potem taka limitowana edycja trafia do najwierniejszych czytelników. Podobnie można robić z liśćmi, koniecznie jesiennymi, gdyż prezentują sobą całą paletę barw, od czerwonego po złoty.

W USA jest podobno miasto, do którego ściągają turyści, żeby obejrzeć niezwykłej urody, różnobarwne jesienne liście. U nas nie ma takich atrakcji – może dlatego, że wystarczy przejść się do pierwszego z brzegu parku, gdzie drzewa rozbierają się, łagodnie falując na wietrze. Kształty liści i ich kolory sprawiają wrażenie kosztownego, barokowego bogactwa.

Właśnie w taki sposób odbieram jesień. I to nie tylko tę, która przychodzi pod koniec września, ale i tę bardziej ludzką, nazwaną przez wszystkich jesienią życia. To przecież pora plonów, pora na refleksję, zadumę i cieszenie się bogactwem. Jeśli nie dosłownym, to bogactwem przeżyć, ciepłem ogniska domowego, radością i dumą z wnuków. A przy tym jakież jeszcze mamy pole do popisu! W dobie szybkiej komunikacji, techniki pozwalającej na wgląd do niedostępnych do tej pory informacji, będąc odciążeni zawodowo i rodzinnie, możemy korzystać z całego dobrodziejstwa ludzkich dokonań. Właśnie dla ludzi mających za sobą lata największej aktywności zakładane są Uniwersytety Trzeciego Wieku. Jest szansa nieodpłatnego uczęszczania na kurs komputerowy, nauczenia się tańca, gry na jakimś instrumencie, a nawet pisania wierszy. Najważniejsze jednak, że można spotkać się z ludźmi, wymienić poglądy, stworzyć wspólnie jakiś projekt, pokłócić. Japończycy wykorzystują ten czas na podróże. Każdy z nich, w wieku emerytalnym, wiesza sobie aparat fotograficzny na szyi i jeździ gdzie może, aby poznawać świat, innych ludzi, inne kultury. Polacy też wyjeżdżają, jeszcze nie tak masowo, ale coraz częściej. Dalekie stada flamingów, groźnie warczące lwy czy niezwykłej urody wodospady zobowiązują. Nie być, nie zobaczyć na własne oczy? Jakaż strata. Żadne zdjęcia, ani reportaże telewizyjne nie oddadzą tego, co człowiek przeżyje w rzeczywistości. Utrata bagażu na lotnisku, pożegnanie się z portfelem na tłocznym targu, bolesne ukąszenie przez coś, czego nazwy nawet nie znamy, czy w końcu śmierć z łapy tygrysa... oj, przepraszam, nie w tę stronę zeszło mi pióro. Miałem na myśli oczywiście możliwość porozmawiania w języku obcym z obsługą lotniska, darmowy nocleg na komisariacie i wzbogacenie swej wiedzy o faunę i florę danego kraju. Śmierć w ogóle wykreślamy ze słownika. Chyba że w kontekście przywiezienia pięknego futerka w cętki. Ale o to niech już się martwi tygrys czy inne zwierzątko. Tak więc jesień nie jest smętnym patrzeniem przez cudze okno, ona po prostu jest. Tak jak jest słońce, jak filiżanka z kawą w kawiarni, jak pióra u ptaków. Oczywista i nie (!) złośliwa. A co z nią zrobimy, jak ją wykorzystamy, jak oswoimy – zależy od nas. G.B. Shaw powiedział: jeśli nie możesz pozbyć się upiora, możesz jeszcze kazać mu tańczyć. Zatańczmy z jesienią – byle pięknie, prawdziwie i wesoło.

Jan Siwmir
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.