Mniej więcej między tymi datami, bo od 18 do 26 lipca w Kętrzynie odbywa się Jarmark Jakubowy, czczący Jakuba Starszego, jednego z dwunastu apostołów Jezusa. Urocze to jarmarkowe widowisko, które próbuje zadomowić się w miejskiej świadomości mimo wielu przeciwności losu, powierzchniowych i chyba także finansowych. Jednakże rozkosznie mieści się kulturowo i historycznie, jakby wyciągało z dawnego Kętrzyna, ba! miasta na palach to, co najbardziej interesujące i ważne.
Krzątała się nieprawdopodobnie energicznie pani dyrektor Daria Zecer, jakby siły i moce posiadła równocześnie od św. Jakuba i dawnych Prusów z mazurskich wrzosowisk. To na jej sygnał wyruszył prawie punkt w południe barwny orszak ulicami dawnej kętrzyńskiej starówki, wzdłuż murów obronnych, ocierając się o lożę masońską, przechodząc tuż kościoła św. Jerzego, rozweselając ponurą atmosferę nazw placów Zesłańców Sybiru i Armii Krajowej, pokazując mieszkańcom, że nie tylko martyrologią i pop kulturą miasto żyje! Pracownice muzeum, które zapewne za ten trud zostaną nagrodzone, choćby przez „dziękuję”, i pasjonaci wczesnego średniowiecza w lnianych sukniach, ciężkich zbrojach, objuczeni dębowymi tarczami. Między nimi, a jakżeby inaczej, jarmarczni kuglarze, plebejskie wesołki, szczudlarze o pomalowanych twarzach i jakże kolorowych nastrojach, dmący w fujarki, piszczałki, bębniący, śpiewający. Cóż piękniejszego, weselszego i barwnego mogło spotkać miasto w gorące i słoneczne kętrzyńskie południe?
Wszakże dopadł mnie cień ponurego nastroju. Mimo nawet dwojga małych dziewczynek, które rozbiegały się przed pochodem, w ciężkich, do stóp, lnianych a jakże sukniach, rozdając przechodniom zaproszenia na Jarmark. Jakże wydała się ta inicjatywa niedoceniona i przez mieszkańców, i elity. Nikogo z tych, którzy zwykle „bywają”. Choćby na zakończonej niedawno defiladzie militarnej. Wyjechała widać na wakacje rada miejska, rada powiatu, nie dając przykładu mieszkańcom, co jest w tym mieście najpiękniejsze, o co warto dbać i co należy doceniać.
Ach, jakże się radował pani Daria, cała w uśmiechach, gdy z małego scenicznego podestu rozbrzmiewały rosyjskie śpiewy, gdzie mali artyści zabawiali publiczność kozackimi tańcami. Czemu, czemu dziedziniec zamku zagracały krzesła, jakbyśmy spotkali się na koncercie mozartowskiej mszy? Rosyjskie pieśni ludowe w większości wręcz kazały tańcować, hasać, podrygiwać, pląsać. Cóż, zostało tylko klaskanie.
Pięknie zobaczyć taką krzątaninę ludzi oddanych Jarmarkowi. A to dopiero pierwszy dzień. Pewnie mimo zmęczenia, będą usatysfakcjonowani ilością odwiedzających, ledwie mieszczącą się na dziedzińcu publicznością. Niech utrudzonych pracą owiewa lekki wietrzyk, który w sobotę tak swobodnie hasał nad murami, bawiąc się niebiesko-białymi proporcami, owijając je wokół zamkowych okien, blanków, wykuszy…