Podróże małe i duże > Hiszpania 2010

Hiszpania 2010: przystanek trzeci - Ainsa

AinsaOpatulone gęstą mgłą Bujaruelo opuściliśmy po dość późnym śniadaniu. W stronę Torla ruszyliśmy asfaltową drogą w dobrych nastrojach, wcześniej upewniwszy się w schronisku, że na przeszkodzie nie stanie nam, jak poprzednim razem, żadna ekipa remontowa. Pogoda daleka była ideałowi, ale przynajmniej nie padało. Mogliśmy się więc pożegnać z Pirenejami bez zbędnego pośpiechu. Niestety, kiedy po niespełna dwóch godzinach marszu przekroczyliśmy granicę Torla, ponownie naszą cierpliwość na próbę zaczął wystawiać deszcz. Cały urok okolicy w jednej chwili przesłoniła szara i posępna aura. Nie mieliśmy najmniejszej ochoty kolejny raz pod namiotem mierzyć się z wszechobecną wilgocią. Po krótkich negocjacjach postanowiliśmy jak najszybciej zmienić lokalizację o przynajmniej kilkadziesiąt kilometrów. W przyjemnej kawiarence zabiliśmy trochę czasu, po czym, pełni nadziei na bardziej pogodne jutro, wsiedliśmy do jedynego chyba tego dnia autobusu. Za cel obraliśmy Ainsę – stolicę regionu Sobrarbe, którą kilka dni wcześniej z olbrzymim entuzjazmem reklamowała nam para spotkanych na szlaku madrytczyków. Niespodzianki lubimy niezmiernie, w związku z czym fakt, że nie wiedzieliśmy o naszym nowym kierunku zbyt wiele, był dla nas dodatkowym argumentem. Po niespełna godzinnej jeździe dotarliśmy na miejsce.

Kościół Santa MariaDeszczowa AinsaAinsaJakubZamek w AinsaZamekPlaza Mayor

Położona na wysokości 589 m n.p.m. Ainsa okazała się strzałem w dziesiątkę. W zamieszkiwanej obecnie przez około 2000 stałych mieszkańców mieścinie niemal od razu poczuliśmy się jak w domu. Nic dziwnego - lokalizacja pomiędzy Parkiem Narodowym Ordesy, rejonem Posest i Maladeta oraz Canones y la Sierra de Guara, nad zasilanym przez dwie piękne rzeki – Ara i Cinca – jeziorem Embalse de Mediano, czyni to miejsce wymarzoną wręcz bazą dla miłośników pofałdowanego krajobrazu i entuzjastów czynnego wypoczynku. Centrum tego niewielkiego kompleksu stanowią dwie główne, krzyżujące się w nowej dzielnicy ulice oraz ulokowana na wzgórzu starówka.

Santa MariaWieża kościoła Santa MariaAinsaŚredniowieczne uliczki

W miejscowym dialekcie Ainsa nazywana jest L’Ainsa. Pierwsze historyczne dokumenty przywołujące nazwę miasteczka pochodzą z dwunastego wieku. Wtedy to powstał zamek, którego dobrze zachowane mury można podziwiać do dziś. Historia Ainsy – ściśle związana z dziejami chrześcijaństwa – jest jednak najprawdopodobniej znacznie dłuższa. Tutaj, w roku 724, miała odbyć się wielka bitwa, w której armia Garcii Jimeneza mężnie stanęła w obronie wiary chrześcijańskiej. Legenda mówi, że o zwycięstwie nad licznymi oddziałami mauretańskimi zadecydował cud. Na świętym dębie objawił się krzyż i tchnął w europejskie wojska dodatkowe siły. Na pamiątkę tego zdarzenia w miasteczku postawiono pomnik, a triumf celebruje się po dziś dzień podczas wrześniowego święta La Morisma.

Santa MariaAinsaPena MontanesaZamkowe muryAinsaAinsa widziana z zamkowych murów

Pierwsze kroki w Ainsie skierowaliśmy do Centrum Informacji Turystycznej, by zasięgnąć języka w sprawie noclegów. Tam otrzymaliśmy broszurkę z której wynikało, że miasteczko oferuje bardzo bogatą bazę turystyczną. Na niewielkiej przestrzeni ulokowanych jest wiele hoteli, hosteli, pensjonatów oraz dwa campingi. Poszukiwania rozpoczęliśmy od odwiedzenia, najtańszych zwykle, hosteli, z których większość mieściła się tutaj przy jednej ulicy. Niestety okazało się, że ich ceny mocno przekraczają nasze możliwości. Bliscy rezygnacji z noclegu pod dachem i przeproszenia się z namiotem postanowiliśmy jeszcze sprawdzić obrzeża Ainsy. Sukces! Wystarczyło minimalnie oddalić się od centrum, by koszty wyraźnie się obniżyły. Ostatecznie wybraliśmy hostel Pireneos, gdzie za dwuosobowe lokum z łazienką przyszło nam zapłacić 30 euro, czyli, jak na Hiszpanię, stosunkowo niewiele. Pokój trochę przypominał wystrojem późny PRL, najważniejsze jednak, że był czysty i bardzo przestronny. W cenę dodatkowo wliczone było śniadanie i... osobliwy, egzotyczny klimat. Turystów zabawiała gadająca papuga, hotelowi goście imprezowali od sjesty do późnych godzin nocnych, zaś krwistooki barman imprezować nie przestawał chyba wcale. Lokalny koloryt nie tylko nam nie przeszkadzał, ale szybko przypadł do gustu. Co warte podkreślenia, serwowane przez obsługę hostelu piwo było wyborne, relatywnie tanie i zmrożone do tego stopnia, że język prawie przymarzał do kufla. Reasumując - mieliśmy w Pireneos wszystko, co do wakacyjnego szczęścia niezbędne.

Zamek w AinsaZamkowe muryZamekKościół Santa MariaZamek

W Ainsie zakochać się nie jest trudno. Przyjeżdżając tu myśleliśmy raczej o krótkim przystanku w drodze na bardziej pogodne wybrzeże, ale już po pierwszych kilku godzinach zaczęliśmy podejrzewać, że nasz pobyt w stolicy regionu Sobrarbe może się wydłużyć. Takie małe miasteczko a tyle atrakcji: czyściutkie jezioro o lazurowej tafli, złocące się pola, góry – przepiękny, sięgający prawie 2300 m n.p.m. masyw Peña Montañesa – i mnóstwo zabytków. Krajobrazowa sielanka oparta na idealnej harmonii między dziełem przyrody a wytworami rąk ludzkich. Niezwykłe miejsce, które nawet przy wyjątkowo kapryśnej pogodzie ani na moment nie pozwala się nudzić.

BasiaAinsaAinsaAinsaZachód słońca nad zamkiemSanta Maria
Rio Cinca i Pena MontanesaRio CincaEmbalse de MedianoJakubAinsaŚredniowieczna zabudowa

Niemal od początku pobytu w Ainsie stałym punktem naszych spacerów stał się zamek – Castillo de Ainsa. Z jego murów, na które wstęp jest bezpłatny, można o dowolnej porze podziwiać przepiękną okolicę. Wewnątrz niegdyś potężnej twierdzy dziś znajduje się Muzeum Ekologii oraz Geopark, a co roku pod koniec lipca odbywa się tu międzynarodowy festiwal muzyczny. Poza zamkiem sporo czasu poświęcaliśmy również pozostałej części starego miasta, która, dzięki temu, że pełni normalną funkcję mieszkalną, tętni płomiennym, hiszpańskim życiem. Główny plac – Plaza Mayor – nieustannie przyciąga turystów i lokalnych mieszkańców. Punktem kulminacyjnym są weekendy, podczas których radosna społeczność zapełnia dziesiątki niesamowicie klimatycznych knajpek niemal do ostatniego miejsca. Naszym ulubionym gastronomicznym punktem był niewielki lokal usytuowany w bezpośrednim sąsiedztwie dwunastowiecznej świątyni Santa Maria de Buil – jednego z głównych zabytków Ainsy. Wszystkie serwowane w cieniu masywnej, kościelnej wieży potrawy smakowały wybornie, ale, moim zdaniem, zdecydowanie najlepszym oferowanym tu specjałem był świeży, lokalny cydr. Do tego trunku mam stosunek wyjątkowo emocjonalny i podczas naszych zagranicznych tułaczek staram się korzystać z dosłownie każdej nadarzającej się okazji jego spożycia. Zwłaszcza, że w Polsce nabyć go praktycznie nie sposób. Od lat się głowię, jak to możliwe, że w kraju, który jest jednym z głównych europejskich producentów jabłek, zupełnie nie wykształciła się tradycja pędzenia tego bosko orzeźwiającego napoju.

El Pueyo de AraguasSłoneczna AinsaAinsaAinsaPlaza MayorAinsa widziana z wieży kościelnej

AinsaAnonimowa dla nas do niedawna Ainsa okazała się idealnym miejscem na wakacyjny urlop. Wachlarz lokalnych atrakcji był do tego stopnia szeroki, że czasem aż trudno było nam wybrać między zabawą, błogim lenistwem a aktywną rekreacją. Kiedy nużyły nas miejskie rozrywki albo plażowanie, ruszaliśmy szlakiem lokalnych zabytków i podziwialiśmy urodę maleńkich, aragońskich wiosek, które wyglądają jakby ciągle tkwiły jeszcze w średniowieczu. Ciekawe, że często zasiedla je zaledwie kilkunastu, maksymalnie kilkudziesięciu mieszkańców, a część z nich jest całkowicie wyludniona. W okolicy Ainsy takich starych osad jest wiele. Na pieszą, etnograficzną wycieczkę można wybrać się między innymi do Guaso, Banaston, Usana, Morillo de Tou, Griebal czy też San Vicente de Labuerda. W naszym przypadku najciekawszym chyba odkryciem było położone około pięciu kilometrów od Ainsy Gerbe. Do tej maleńkiej, usytuowanej na wyraźnie wdzierającym się w jezioro półwyspie wioski, trafiliśmy nie bez kłopotu. No cóż – miejscowe szlaki wyraźne są tylko na mapach, dużo trudniej odnaleźć je w realności. Dobre dwie godziny z trudem przedzieraliśmy się przez gęsto obsiane pola, zagajniki i zarośla. Najważniejsze jednak, że było warto. Gerbe pełne jest bowiem uroku. Wioska, którą zamieszkują dziś zaledwie dwadzieścia dwie osoby, w olbrzymim procencie oparta jest na historycznej zabudowie. Naszą uwagę przykuł przede wszystkim dwunastowieczny klasztor oraz wzniesiony w szesnastym wieku kościół Świętego Marcina. Chyba nieczęsto jednak docierają do Gerbe turyści, bo napotkani mieszkańcy wyglądali na mocno zaskoczonych obecnością pary zagranicznych piechurów.

Embalse de MedianoEmbalse de MedianoUsanaW drodze do GerbeEmbalse de MedianoBanaston

Podobnych spacerów w okolicach Ainsy, ciesząc się ukazującym coraz odważniej swoje oblicze słońcem, urządziliśmy sobie kilka. Wszystkie miały podobny scenariusz, ale każdy wart był wysiłku. Popołudniami zadowoleni wracaliśmy do hostelu, a wieczorami ruszaliśmy na obowiązkowy obchód zamku i starego miasta. Po obfitej kolacji, do snu układał nas cydr.

Pena MontanesaPena MontanesaJakub nad Rio CincaAragoniaGerbeGerbeGerbeRio Cinca

Czas w Ainsie upłynął nam niestety wyjątkowo szybko. Tak to już zwykle jest w urokliwych miejscach, które mają tyle do zaoferowania. Chociaż pierwotnie mieliśmy zostać w tej prześlicznej podpirenejskiej mieścinie na jedną, może dwie noce, ostatecznie spędziliśmy tu aż cztery doby, a ciągle było nam mało. Gdyby nie ograniczał nas termin lotu powrotnego do domu, chętnie poświęcilibyśmy jeszcze co najmniej tydzień, by poznać całą okolicę. Sama Peña Montañesa – podczas naszego urlopu niestety zupełnie niedostępna ze względu na szalejące nieustannie wokół jej ścian burze – bez wątpienia zapewniłaby nam górskich atrakcji na dobrych kilka dni. No ale cóż – nasz hiszpański wyjazd powoli dobiegał końca. Pewnego pogodnego poranka spakowaliśmy więc plecaki i autobusem, z przesiadką w Barbastro, ruszyliśmy w stronę Barcelony. W stolicy Katalonii przez dwa dni intensywnie żegnaliśmy się z Hiszpanią, by w końcu szesnastego czerwca, po ponad dwóch tygodniach gęstych od wrażeń wojaży, bezpiecznie wylądować w ojczystym kraju.

Aragoński krajobrazBiblioteka miejskaPena MontanesaPromienna Ainsa
Okolice Ainsy w towarzystwie poznawała Basia Saternus.
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.