Felietony > Zdaniem Siwmira

Gwiazdor, Mikołaj i Dziadek Mróz

SiwmirPamiętam, że dziadek zrobił lampki na choinkę własnoręcznie. Drucik pozbawiony izolacji w miejscach lutowania spinał sznur żaróweczek służących do oświetlania skali w odbiornikach radiowych. Dostał całe pudło od sklepowej. Do zwykłych latarek nie pasowały i nikt nie chciał kupować. Za to trzeba było być ostrożnym i umiejętnie lawirować palcami podczas dłubania w choince. Zamiast ciasteczka, cukierka czy suszonej śliwki, wplątanych w anielski włos i kłujące gałązki świerku, można było doznać niezbyt miłego elektrycznego wstrząsu. Inna rzecz, że po takiej terapii przez przynajmniej pół godziny stanowiłem okaz najgrzeczniejszego pod słońcem dziecka. Niestety, bombki lubiły wtedy spadać i tłuc się. Wiadomo, zamiast wymarzonego prezentu – rózga albo Mikołaj wyjątkowo dokładnie przepytywał z wierszyków.

* * *

Czwórka huncwotów odskoczyła od choinki, widząc uchylające się drzwi.

– W tym roku Mikołaja nie będzie! – rzucił stryj przez szczelinę. – Rozbójnicy napadli i zabrali worki z prezentami – trzasnął zamek, a nas sparaliżowało.

– Niemożliwe – stwierdził stanowczo Tomek. – Mikołaj ma laskę, poza tym jest Święty. A Święty zawsze zwycięża. W telewizji widziałem.

– Ten Święty to nie Mikołaj, młodszy jest i detektyw. Nie od rozdawania prezentów. U nas to robi Gwiazdor, bo jest najsilniejszy z kolędników, nosi wielką Gwiazdę i ma rózgę – Jurek przyjechał z wujem Szczepanem spod Poznania.

– Też by nie dał rady, rozbójników było czterdziestu, to ci od Alibaby – znów trzasnęły drzwi i stryj wycofał się do kuchni. Najprawdopodobniej siedział najbliżej i był na ciągłym nasłuchu. Dorośli po wigilijnej kolacji i dzieleniu się opłatkiem dyskutowali o swoich sprawach przy stole kuchennym. My w pokoju czekaliśmy na prezenty. Też mieliśmy swój stolik, a na nim siano pod obrusem, makowiec, ciasteczka upieczone przez babcię, wszystkie, które nie zmieściły się na choince.

– Ojej, a Śnieżynce nic się nie stało? – usteczka Tańki wygięły się w podkówkę. Dziewczynka była córką niezwykłego małżeństwa zaproszonego przez dziadka na Wigilię. Rosjanin i Niemka, poznali się podczas wojny i zdecydowali pozostać w Polsce. Uczyli rodzimych języków w miejscowym liceum. Zarówno starszy Tomek, jak i dwa lata młodsza Tańka nie raz zaskakiwali niesamowitymi historiami o zwyczajach swoich rodziców i licznych nieporozumieniach wynikających z różnic kulturowych.

– Stryja nie znacie? – zdecydowałem się wtrącić. – Przecież już wiadomo, że się zgrywa. Sami słyszeliście, że napadli rozbójnicy z bajki o Alibabie! Dokładnie tak samo jak wtedy, gdy zapytał, co nam się stało, że chodzimy piętami do tyłu.

– No, ale z Mikołajem to też jest bajka... – po chwili zastanowienia stwierdził Jurek. – I jak się bajki pomieszają, to chyba taki napad jest możliwy...

– W bajce. A naprawdę, to pewnie dziadek gdzieś zapodział wąsy i brodę. Szuka teraz, żeby się przebrać – stwierdziłem autorytatywnie. – Stryj pewnie stara się nas zagadać. – Sami widzicie – dodałem, gdy drzwi przesłoniła zwalista postać.

Mikołaj w naszych podłomżyńskich okolicach bardziej przypominał Dziadka Mroza. Czapka uszanka, kożuch przepasany czarnym pasem, siwe wąsy i broda. Usiadł na taborecie pośrodku pokoju.

– Kto pierwszy powie wierszyk albo zaśpiewa piosenkę? – zagrzmiał tubalny głos.

Tańka ukryła się za Tomkiem, Jurek kicnął za stół, zyskując bezpieczną odległość blatu. Ja natomiast ruszyłem do przodu i... zmartwiałem. Zza pleców Mikołaja uśmiechał się do mnie dziadek, ojciec, stryj, tata Tomka i Tańki – cały męski skład! Więc kto to? – wyła w głowie trwoga. Ale już siedząc na kolanach, śpiewając „Jadą wozy kolorowe”, ukradkiem pociągnąłem za zwisający siwy, sumiasty wąs, by go oderwać. Jednak po groźnym mruknięciu właściciela poznałem, że jest bez wątpienia prawdziwy. Ręka Mikołaja już, już sięgała po rózgę. Udało mi się go udobruchać dopiero recytując całą balladę „Pani Twardowska”. Ufff.

* * *

Od pewnego czasu Mikołaj zaczął się pojawiać dziwnie często. W okolicach, skąd pochodzę przychodził wyłącznie w Wigilię Bożego Narodzenia. Teraz zaczyna grasować od 6 grudnia. Ponoć na pamiątkę szlachetnego biskupa, który potrafił czynić cuda, a w ten właśnie dzień obsypał, wskrzeszone przez siebie dzieci, prezentami. Może też pojawić się, zgodnie ze wschodnią tradycją, na Nowy Rok. Robi się roztargniony, zapominając rózeg, nawet wtedy, gdy obdarowywany zakapiorek wali kopytami w ziemię, wykrzykując, że otrzymana konsola jest przestarzała. Coraz rzadziej solidnie przepytuje z wierszyków i piosenek. Prawdopodobnie najchętniej przemknąłby ukradkiem, zostawiając rozwydrzonym latoroślom prezenty pod choinką, bez niepotrzebnego z nimi kontaktu, lecz cóż, taka praca i powołanie. Chyba że... Dojdzie do głosu grupa poprawnych politycznie reformatorów, która po wnikliwym przeanalizowaniu zachowań Mikołaja (branie dzieci na kolana, głaskanie po główkach, obdarowywanie prezentami, częstowanie łakociami itp. itd.) zgłosi odpowiedni wniosek i sunące po śniegu sanie zatrzyma brygada antyterrorystyczna. Co my wtedy powiemy naszym dzieciom, jak usprawiedliwimy nieobecność staruszka? Pospieszmy ze zdrowym rozsądkiem i ratujmy Mikołaja, zanim nasi politycy zdążą go wykastrować.

Jan Siwmir
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.