Powieści i opowiadania > Gdzieś w ostatecznej krainie

Gdzieś w ostatecznej krainie, część 43

Gdzieś w ostatecznej krainieTen dialog był taki poważny, bo czasy nadeszły smutne. Jakiś unosił się strach nad tą ziemią litewską. Z kościoła wyszli państwo młodzi. Ona w pięknej białej sukni, lecz skromnej i on, cichy i zamyślony.

Ona to Małgorzata.

On to Michał.

Oni będą na tym weselu cieszyć się, będą marzyć o przyszłości dla siebie i dzieci swoich i pytać swoich gości jak żyć?

Jaśku wyjdź na drogę, która z Radziwiliszek w świat prowadzi i zobacz, kto jeszcze zmierza do naszego dworku?

*

– Chłopcze daleko jeszcze do Dworku w Radziwiliszkach?

– Pani, jeszcze ze dwie minuty drogi.

Z powozu wysiadła kobieta nieciekawej urody, trochę speszona. Gospodarz Marcin Cumft podając jej rękę, zapytał:

– Skąd Pani do nas przyjechała?

– Ze Szwajcarii.

Jestem Eglantyna. Eglantyna Pattey. Po całej Europie jeżdżę za Juliuszem, a on tutaj. Ładny tu kraj, ale dziki, niecywilizowany. I tutaj urodził się i wychował pan Juliusz? Dziwne.

– Tak pani Eglantyno, dziwne. Ale musi pani wiedzieć, że tylko tam gdzie ciężko, straszno, gdzie nie wiadomo czy rano napastnik jakiś nie obudzi, gdzie przyroda dzika, rodzą się talenty. Tam gdzie wszystko poukładane, przewidywalne, po co poeta. Co on może naprawić. Nie potrzebny on tam. Potrzebny tu.

*

Ogarnij mnie ogarnij mnie, ogarnij mnie w zły czas litością Twoją Boże.

Słyszycie te słowa, to z pasji Bacha, kto je śpiewa? Jeśli komuś nie wystarcza sama tylko wiara, jeśli szuka dowodów na istnienie Boga, i dowody takie gromadzi, niech zostawi na chwilę pisma teologów. Niech posłucha Bacha.

To Brat Albert w uniesieniu powiedział te słowa: Ja często słuchałem w krakowskich kościołach organistów, którzy grali Bacha, aby ćwiczyć swój kunszt i nieraz zasłuchałem się i do ogrzewalni spóźniłem się, a tam moi bracia ubodzy posłani przez Boga, aby właściwą hierarchię życiu nadać. Mojemu życiu. Każdemu życiu.

*

Napisałem – rzekł Juliusz – taki wiersz, potem go wykreśliłem. To moja wizja tego, co przynosi ten wiek.

Nie! Nigdy zły duch w godzinach zwycięstwa Nie użył ręki takiego człowieka I takiej siły… Tam krzyki męczeństwa, Tam zapalone wieże – tam krwi rzeka – Tam białe pola krzemienne – lub piasku Całe trupami mrowiąc”. I jeszcze napisałem – rzekł Juliusz – takie słowa: [bqc]Ów zamek… zniknął mi w ogniach pożaru rumianych Jak widmo – w dymie do nieba porwane.

Ujrzałem – rzekł Juliusz – to, co będzie. I stało się.

*

Juliusz patrząc w okno, wyrzekł te słowa:

Niechaj śnię, że mię tam anioł przenosi I palmą złote czasu mgły odgania

– Piękne słowa, panie Słowacki – rzekł Adam – piękne i mądre.

Przyjdzie czas, że tego dworku nie będzie. Żołnierze z czerwonymi gwiazdami na czapkach przyjdą, czołgami wszystko rozjadą, i dworek i kościół i cmentarz za kościołem. A potem droga szeroka asfaltowa tędy szła będzie i tym, co samochodami jechać tutaj będą, do głowy nie przyjdzie, że stał tutaj malowniczy dworek. W długie zimowe wieczory rodzina zbierała się w salonie, czytywano książki, wiersze, zegar bił godziny, czas wydawał się życzliwy ludziom. I był życzliwy.

*

– Więcej powiem – Juliusz wstał i zgodnie ze swoim zwyczajem zaczął chodzić dookoła stołu. –Napisałem też takie słowa:

Nie wiem, co to był ów świat nieznany Który jak upiór we krwi się umywał.

Widzę – rzekł Julek – tamten przyszły świat. Świat, który odszedł od Boga i cenę za to ponosi straszliwą.

– Musicie coś zrobić.

– Napisałem Testament, gdyż uważam, że oni… Być aniołami, gdyż inaczej zniszczą siebie i świat.

Bo ten dworek, w którym jesteśmy, zniszczy nienawiść ubraną w mundury i czapki z czerwoną gwiazdą. Ale nienawiść będzie miała różne oblicza, różne kolory. Miłość przecież nie łaknie czci, a oni chcą być bogami. W wielkich budowlach siedzą i myślą, że są panami świata, a przyjdzie czas, gdy spłoną bez śladu. Nicość pochłonie nicość.

*

– Do nieba sięgały te wieże. Czasami chmury drapały. A wiecie – rzekł Juliusz – ja o tym też pisałem w 1829 roku. Nawet podam dzień: 16 maj.

Patrzcie – zawołał – jak step w iskrach błyszczy Jako szczyt nieba gwiazdami zasiany: To ognie wrogów, dziś je Arab zniszczy.

„Szanfary” – nazwałem ten poemat. Teraz będziecie czytać, zastanawiać się jak do tego doszło. Będziecie próbować zrozumieć tamten świat. Nawet sięgniecie do Koranu. A Koran to „Szatańskie wersety”. Ostrzegano, ciągle ostrzegano. Albo – rzekł Juliusz – pisałem tak:

Nim lot rozwinie pobożna gromada, Słabe, lękliwe wytracić ze stada. Lecz patrzcie! Pierwsze już światło zagasło, Gdy cały szereg tych ogniów zagaśnie, Już ja tam będę – będę i dam hasło: Wtenczas wróg śpiący już na wieki zaśnie.

Juliuszu – rzekł Jasiek – te samoloty były niczym strzały ogniste.

O tym też pisałem:

Arab dał hasło zapaloną strzałą; Puścił ją, słuchał, wstrzymał w piersiach tchnienie, I zaraz wprawne ucho rozeznało Od jęku strzały śmiertelne jęczenie, Z którym najpierwsze uleciało życie. Słyszał jak dzikie wzmagały się wrzaski I jęki straszne ja hyjeny wycie.

Juliusz wstał. Szybkim krokiem wyszedł z salonu i poszedł do biblioteki. Była to specjalna biblioteka. Oprócz setek książek znajdowały się tam albumy z wycinkami prasowymi. I Juliusz znalazł album z początków XXI wieku z wycinkami prasowymi z 12 września 2001 roku. Usiadł w fotelu i zagłębił się w lekturze. Czasami przerywał, wsłuchując się w akordy, które z pasją wydawał z siebie Jan Sebastian Bach.

*

Parobek, który wybierał się do Ameryki, zaczął czytać z zapałem poemat Juliusza „Szanfary”, co raz to cytował ciekawsze fragmenty. Co chwilę spojrzenia gości kierowały się w jego stronę.

Lecz Arab prędko tymi modły syty W swoje pustynie i skały ucieka; Bo tam chodź ludzie dążą do pokuty, Lica ich zdradne i oddech zatruty.

*

A Juliusz czytał. Zostawił albumy, znalazł dzieło św. Jana Teologa, który takie słowa zapisał:

Antychryst będzie dokonywał wielkich znaków tak, iż nawet każe ogniowi zstępować na ziemię na oczach ludzi. Ten znak objawiony w Piśmie jako najważniejszy znak Antychrysta oraz jego miejsce – powietrze – to będzie wspaniałe i straszne widowisko.

*

A prorok Mahomet, który w Medynie pochowany w ciężkiej kutej z żelaza trumnie raj obiecuje dla tych… Ale posłuchajmy co pisze Juliusz:

Podług Proroka nie idą do raju – Raj tylko dla tych, co bronią swej wiary Co życie łożą dla swojego kraju… Niech dla rajskiego duszy zachwycenia Step ten pokryją mych wrogów mogiły.

*

To, co się dzieje, jest albo przez Boga chciane, albo dopuszczane. Nawet diabły, o ile są i działają, są dobre, złym jest tylko ich wybór i skierowanie woli. Nie są złymi z natury, a jedynie z wolnego wyboru. Kara nie jest więc złem ze swej istoty. O ile jest słuszna i należy się grzesznikowi, jest czymś dobrym. Utrzymuje, bowiem, święty porządek świata. Tak rozważał te problemy św. Tomasz z Akwinu, a Juliusz w bibliotece w Radziwiliszkach czytał Tomasza i robił notatki w swoim raptularzu.

*

To mówi wyrocznia Pana:

Patrz, kładę przed tobą życie i śmierć i nakazuję Ci miłować Boga twego, i chodzić Jego drogami… ale jeśli się odwrócicie i nie usłuchacie, i będziecie się kłaniać obcym bogom, oświadczam Wam dzisiaj, na pewno zginiecie.(Pwt 30, 15 i nn)

*

Śmietnik świata (fragmenty):

Raz zuchwały poławiacz szlaków niezbadanych, Na ścigłym ptaku, w stali wykutym i drzewie Marzył pośród mgieł lotem zuchwałym jak taniec, Że znajdzie ową drogę, o której nikt nie wie I doleciał: dziś kości jego białe leżą Między złomami wozów złotych i żelaznych… A dalej, za szczątkami wszystkich epok świata Snują się mgły potworne Między skrzypami centaur przechadza się ciężko Wśród szczątków samolotu zmieszanych z kwadrygą…

*

– Słuchajcie – Juliusz wrócił z biblioteki – ta data, 11 wrzesień 2001 roku, jest ważna, ale nie najważniejsza. To jest znak. Usiadł wygodnie w fotelu, zapalił cygaro, mimo iż na płuca chory i palić nie powinien. Państwo młodzi zerknęli na Adama. On wstał i wyrzekł te znane słowa:

– Poloneza czas zacząć.

I wyszła Małgorzata z Michałem przed dom, a Jan Sebastian poloneza im grał, a słysząc te dźwięki, zewsząd się ludzie ściągali. I dziewczyny wiejskie do tańca tego, który na duchu podnosi, przez gości naszych były proszone. I już Adam tańczy i Juliusz tańczy poloneza, chociaż wolałby mazura, i Wit Stwosz, i Mateusz Birkut, choć kiepsko mu to idzie, i Zbyszek Cybulski, i nawet godnie stukając drewnianą nogą, tańczy brat Albert. Niech tańczą. Tylko ten taniec im pozostał. I raz i dwa i trzy mijają dni. Który to już miesiąc mija za miesiącem, który to już rok?

*

Juliusz wrócił do biblioteki. Tam czekał na niego parobek, który do Ameryki się wybierał. Co jeszcze pisałeś o wieżach płonących, Mistrzu?

– W „Królu-Duchu” poczytaj, w odmianach mego poematu, znajdziesz takie wersy:

Tam jakieś wieże, gdzie zlatują górą Nawały… z mieczami… Tam coś strasznego… Latają straszne… …wieża – w ogniach – Myślałem że wojsko uderza… …Myślałem, że to ci wymordowani I ci pocięci i krwią pobryzgani… Idą.

Zapadła cisza. Juliusz zamyślony patrzył na obraz Chrystusa, Ukrzyżowanego.

*

Wszedł Adam.

– Czemuś to odszedł od nas Juliuszu?

– Zatańcz jeszcze. Wykorzystaj tę chwilę, wszak na Litwie jesteśmy i to wesele, a ty tylko czytasz, myślisz, dręczysz się. Co ma być, to będzie. Nic naszą poezją nie zmienimy. Będą się zachwycać, a i tak zrobią swoje. Litwę utracą, aniołami nie będą. Zasypie wszystko, zawieje kurz zapomnienia. Ale pisać musimy, trzeba mieć nadzieję. Jak ty to napisałeś?

Lecz zaklinam niech żywi nie tracą nadziei.

– Tak to szło Juliuszu?

– Jak to Adamie, mego Testamentu nie znasz?

– Znam. Dobrze znam.

*

Wielkie domy bez krzyża zniszczy nienawiść. Widzieliście to na własne oczy. A myśmy myśleli, że gdy jest CIA i FBI to ważniejsze niż opatrzność i że jesteśmy bezpieczni. Źle myśleliście. Straciliście wiarę w Boga. Zemścimy się! Nie! Nie róbcie tego, bo uczynicie jeszcze większe nieszczęście. Pomnożycie zło.Bp. J. Zawitkowski

*

Wiadomość o weselu w Radziwiliszkach rozeszła się lotem błyskawicy. Aby się spotkać, poglądy wymienić, posprzeczać się i poznać lepiej, a przede wszystkim zrozumieć ten, tamten, nasz świat wielu przybyło jeszcze. Bułhakow Michał przybył. Nie... jego eskortował oddział NKWD. Jerzy Fryderyk Haendel przyjechał, by zmierzyć się z Janem Sebastianem, a przede wszystkim przedstawić „Mesjasza”. Powiało grozą, kiedy do salonu wszedł Feliks Dzierżyński. Lodowatym wzrokiem powiódł po zebranych, jednakże władza jego tutaj nie sięgała. Niepostrzeżenie zjawił się Chopin. Z saloniku w lewym skrzydle usłyszano dźwięki Poloneza As Dur. Rodzina Kossaków się zjawiła, by namalować panoramę XXI wieku. Chcą namalować to, co będzie. XX wieku malować nie chcą, gdyż krew kapałaby z płótna. Tak więc zostaną „Same tylko płótna”. Bo tam, gdzie nie ma Jezusa, jest pustka, zło i nienawiść.

Grzegorz Pieńkowski

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.