Kącik poezji > Wybór wierszy

Èmile Verhaeren – Wybór wierszy

Emile VerhaerenÈmile Verhaeren (1855–1916) – poeta belgijski tworzący w języku francuskim. Urodził się w Sint-Amands koło Antwerpii w zamożnej rodzinie mieszczańskiej. Ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie w Leuven, ale bardziej interesowała Go współczesna sztuka i literatura, aniżeli zawód prawnika. W salonie literackim Edmonda Picarda w Brukseli poznał wielu pisarzy i artystów ówczesnej awangardy, co zadecydowało, że zawodowo zajął się poezją i krytyką literacką. W 1883 roku wydał debiutancki tomik wierszy „Les Flamandes” (Flamandczycy), poświęcony Jego stronom rodzinnym. Tomik spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem w środowisku literackim, ale w rodzinnych stronach wywołał skandal obyczajowy.

Następnie wydał zbiory wierszy: „Les Moines” (Zakonnicy, 18886), „Les Soirs” (Wieczory, 1887), „Les Débâcles” (Odwroty, 1888) i „Les Flambeaux noirs” (Czarne pochodnie, 1891). Jego dalsza twórczość poetycka skoncentrowała się wokół trzech zasadniczych tematów:

1) społeczno-obyczajowego, czemu poświęcił tomy: „Les Campagnes hallucinées” (Wizjonerskie pola, 1893), „Les Villes tentaculaires” (Czułkowe miasta, 1895) i „Les Villages illusoires” (Nierealne wioski, 1895);

2) miłosnego, wyrażonego w tomach dedykowanych żonie, znanej malarce Marthe Massin (1860–1931): „Les Heures claires” (Jasne godziny, 1896), „Les Heures d'après-midi” (Godziny popołudniowe, 1905) i „Les Heures du soir” (Godziny wieczoru, 1911);

3) patriotyczno-pacyfistycznego – w wydanych pod wpływem wydarzeń I wojny światowej tomach: „La Belgique sanglante” (Krwawiąca Belgia, 1915), „Parmi les cendres” (Wśród popiołów, 1916) i „Les Ailes rouges de la guerre” (Czerwone skrzydła wojny, 1916).

Poza wymienionymi wyżej, na uwagę zasługują też: „Almanach”, 1895 – oryginalny poetycki kalendarz, „Les Visages de la vie” (Oblicza miasta, 1899), „Les Forces tumultueuses” (Hałaśliwe nożyce, 1902), „Toute la Flandre” (Cała Flandria, 1904–1911), „La Multiple Splendeur” (Różnorodny przepych, 1906) i „Les Rythmes souverains” (Wiersze suwerenne, 1910).

Èmile Verhaeren zmarł śmiercią tragiczną, w wieku 61 lat. 27 listopada 1916 r. na dworcu kolejowym w Rouen, popychany przez tłum, wpadł pod ruszający pociąg. Jego poezja, bardzo popularna w krajach frankojęzycznych, w Polsce jest zupełnie nieznana. Wiersze tu prezentowane pochodzą z przygotowywanego do druku w serii „Biblioteka Przekładów Poetyckich pod red. Ryszarda Mierzejewskeigo” dwujęzycznego, polsko-francuskiego tomiku „Poezje wybrane/Poésies des choix”, który ukaże się nakładem tłumacza i redaktora serii w setną rocznicę śmierci Poety.

Ryszard Mierzejewski

En hiver Le sol trempé se gerce aux froidures premières, La neige blanche essaime au loin ses duvets blancs, Et met, au bord des toits et des chaumes branlants, Des coussinets de laine irisés de lumières. Passent dans les champs nus les plaintes coutumières, A travers le désert des silences dolents, Où de grands corbeaux lourds abattent leurs vols lents Et s'en viennent de faim rôder près des chaumières. Mais depuis que le ciel de gris s'était couvert, Dans la ferme riait une gaieté d'hiver, On s'assemblait en rond autour du foyer rouge, Et l'amour s'éveillait, le soir, de gars à gouge, Au bouillonnement gras et siffleur, du brassin Qui grouillait, comme un ventre, en son chaudron d'airainÈmile Verhaeren

Zimą Zahartowana ziemia pęka przy pierwszych mrozach, Biały śnieg rozkłada daleko swoje puszyste kołdry I pokrywa krawędzie dachów i chwiejące się strzechy Lśniącymi poduszkami z wełny o tęczowych barwach. Idąc po nagich polach zwyczajowych żalów, Przechodzi się przez pustynię bolesną i milczącą, Nad którą wielkie wrony nisko i powoli lecą I zgłodniałe krążą koło wiejskich domów. Ale kiedy było szare zachmurzone niebo, Na fermie rozradowanie zimy się śmiało, Gromadząc się wokół czerwonego kominka, A wieczorem obudziła się miłość rozpustnego chłopaka, W sprośnym bełkotaniu i gwizdaniu przy warzeniu piwa, Które kipiało w brzuchu dźwięczącego miedzianego kotła.tłum. Ryszard Mierzejewski

Les Armes du soir Tandis que la nuit froide étage sa terrasse Par au-delà des bruyères et des forêts, Le soir qui meurt, le soir! jette sur les marais, L’éclair de son épée et l’or de son armure, Qui vont flottant au flot le flot, flottants et vains, À peine encor frôlés par la splendeur diurne, Mais lentement baisés, par la lèvre nocturne De la lune pieuse et douce, aux mains d’argent, Seule, qui se souvient du jour, pâle évoquée, Et des grands ciels brandis avec de l’or au clair, Pâle évoquée, en la pâleur pâle de l’air, Éternellement pâle et lointaine, la lune!Èmile Verhaeren

Oręże wieczoru Gdy mroźna noc piętrzy swoje tarasy Przez pastwiska i lasy w oddali Wieczór umiera, wieczór! Wnet na bagna rzuci Błysk swojego miecza i złoto swojego pancerza, A one uniosą się, płynąc fala za falą, płynące i próżne, Wciąż zatroskane, ocierające się w przepychu dnia, Ale powoli całowane przez nocne usta księżyca Cnotliwe i delikatne, w jego srebrnych dłoniach. Samotny, co przpomina sobie dzień, blady i wywołany I wielkie sklepienia nieba z podszyciem z jasnego złota, Blady i wywołany, w bladości bladego powietrza, Od wieków blady i odległy, księżyc!tłum. Ryszard Mierzejewski

Pieusement La nuit d’hiver élève au ciel son pur calice. Et je lève mon cœur aussi, mon cœur nocturne, Seigneur, mon cœur! vers ton pâle infini vide, Et néanmoins, je sais que rien n’en pourra l’urne Combler, et que rien n’est dont ce cœur meurt avide; Et je te sais mensonge et mes lèvres te prient Et mes genoux; je sais et tes grandes mains closes Et tes grands yeux fermés aux désespoirs qui crient, Et que c’est moi qui, seul, me rêve dans les choses; Sois de pitié, Seigneur, pour ma toute démence, J’ai besoin de pleurer mon mal vers ton silence!… La nuit d’hiver élève au ciel son pur caliceÈmile Verhaeren

Pobożnie Zimowa noc wznosi do nieba swój czysty kielich. Ja też unoszę moje serce, moje nocne serce, Panie, moje serce! Do twojej bladej nieskończonej pustki, A jednak wiem, nic nie sprawi, że urna przepełniona będzie I nie ma niczego, aby serce spragnione oddawało się śmierci; I wiem, że kłamiesz i moje usta, które cię błagają I moje kolana; i wiem, że twoje zamknięte dłonie I twoje wielkie oczy zamknięte na tych, co rozpaczają, I nade mną, która sama o wielu rzeczach marzę, Zlituj się, Panie, dla całego mojego opętania, Muszę wypłakać swój ból do twojego milczenia!... Zimowa noc wznosi do nieba swój czysty kielich!tłum. Ryszard Mierzejewski

Janvier Par Le soir trouble et flagellant, où se gèlent exténuées les lumières et les nuées, vague l’hiver nocturne et blanc. Les champs dorment si vieux, si morts, qu’on les croirait frappés d’un sort, - qui donc suscitera le vernal sortilège? Tout seul vers le couchant là-bas, triste et discord, avec des hoquets las, quelque pauvre angélus sonne encor dans la neige. Les chaumières et les étables apparaissent si lamentables que leur misère s’ouvre en plaies; de clos en clos, le long des haies, sur un bâton pelé pend du pauvre linge gelé. Par le soir trouble et flagellant, en des manteaux usés de vent, vague l’hiver nocturne et blanc. Les villages comme amoindris serrent leurs toits et leurs taudis et calfeutrent leur peur; ils s’alignent au bord des routes mortes, où chaque âtre, dessous la porte, glisse en biseau sa coupante lueur. La neige épand ses laines et ses flocons parmi les plaines et déchiquette de la haine en rafales folles et vaines. Elle dissémine ses mille loques minuscules, qui s’effiloquent à travers champs, en chaque coin, où de grands arbres de silence échelonnent leur vigilance vers l’infini, de loin en loin. Sol blanc, ténèbres claires: aux carrefours, les croix crépusculaires écartèlent leur christ vers l’immense douleur, mais le sang pur qui lui coule du torse ne tiédit pas le gel féroce dont les grappes plombent son cœur. Parfois, comme si l’air était de fer, s’écoute au fond des nocturnes prairies un craquement de fleuve qui charrie ses batailles de glaces vers la mer. Par le soir trouble et flagellant, plus vieux que ne sont les années autour du temps agglutinées, vague l’hiver nocturne et blanc. La lune au ciel se voile ou transparaît; les nuages dans leurs voyages couchent des nappes de mirages au long des lacs et des marais. Des ombres et des formes rôdent et se mêlent à des clartés qui tout à coup montent et s échafaudent. Un remuement aux horizons violentés halluciné l’esprit; les chimères tumultuaires passent sur leurs chevaux d’espace et le mystère de la nuit vaguement s’ouvre et s’accomplit. Èmile Verhaeren

Styczeń Przez wieczór mglisty i chłostany, kiedy marzną osłabione światła i chmury na niebie, płyną nocne i białe fale zimy. Śpią pola tak stare i tak martwe, że wydają się tak samo zmarznięte, - czy więc wiosenne zaklęcie się obudzi? Samotny, zwrócony w stronę zachodu słońca, smutny i zwaśniony, z czkawką ze zmęczenia, jakiś biedny anioł jeszcze w śniegu dzwoni. Wiejskie chaty i obory przedstawiają widok tak żałosny, że ich ubóstwo rany otwiera; żywopłot, od ogrodzenia do ogrodzenia, na suchym drągu zaś powieszona zmrożona uboga bielizna. Przez wieczór mglisty i chłostany, w płaszczach noszonych na wiatr, płyną nocne i białe fale zimy. Wioski jakby mniejszymi kształtami przylegają do siebie dachami i ruderami i uszczelniają ich przerażenia, wyrównują brzegi ich martwych dróg, gdzie ogień oświetla każdej chaty próg i ślizga się po skosie ostrego płomienia. Śnieg ze swoich zasobów wełnianych rozrzuca na równinach białe płatki, a także strzępy rozdartej nienawiści w podmuchach głupich i pustych. Tysiąc swoich łachmanów rozrzucił w maleńkich kawałkach i postrzępił wzdłuż pól, w każdym zakątku, gdzie wielkie drzewa milczące rozkładają swoją baczną uwagę bez końca, od początku do początku. Biała ziemia, ciemności jasne: na rozdrożu mroczne krzyże Chrystusa w wielkim bólu rozdzierają, ale czysta krew, która płynie z jego torsu nie ociepla wcale okrutnego mrozu, którego grona jego serce zatykają. Niekiedy powietrze jak żelazna sztaba, słucha w głębi nocnej prerii szumu rzeki, która przenosi swoje lodowe bitwy w stronę morza. Przez wieczór mglisty i chłostany, starszy niż lata nieskupione wokół czasów, które są minione, płyną nocne i białe fale zimy. Na niebie księżyc żegluje i prześwieca, chmury są w jego podróży, uśpione obrusy miraży przerzucone przez jeziora i bagniska. Cienie i kształty wciąż się wałęsają i mieszają ze światłami, które nagle powiększają się i gromadzą. Ruch na gwałtownym horyzoncie, w wizjonerskim umyśle; hałaśliwe urojenia przechodzą na swych koniach w kosmicznych przestrzeniach, a nocy tajemnica otwiera się lekko i wypełnia.tłum. Ryszard Mierzejewski

Février Les errants Il est ainsi de pauvres cœurs avec en eux des lacs de pleurs, qui sont pâles comme les pierres d’un cimetière. Il est ainsi de pauvres dos plus lourds de peine et de fardeaux que les toits des cassines brunes parmi la dune. Il est ainsi de pauvres mains comme feuilles sur les chemins, comme feuilles jaunes et mortes devant la porte. Il est ainsi de pauvres yeux humbles et doux et soucieux, comme les yeux des bêtes sous la tempête. Il est ainsi de pauvres gens, qu’ils soient riches ou indigents, qui trimbalent de la misère au loin des plaines de la terre. Èmile Verhaeren

Luty Błądzący Ma tak słabe serca, w nich płaczące jeziora, blade jak kamienne nagrobki cmentarne. Ma plecy tak słabe bardziej obolałe i obciążone, niż brązowe domki i dachy między wydmami. Ma tak słabe ręce jak liście na drodze, wyłożonej żółtymi, zwiędłymi liściami przed naszymi drzwiami. Ma oczy tak słabe, pokorne i łagodne, jak zwierząt oczy podczas burzy. Ma tak słabych ludzi, którzy są bogaci lub biedni i którzy wloką niedolę swoją daleko ziemską równiną. tłum. Ryszard Mierzejewski

Que tes yeux clairs, tes yeux d’été... Que tes yeux clairs, tes yeux d’été, Me soient, sur terre, Les images de la bonté. Laissons nos âmes embrasées Exalter d’or chaque flamme de nos pensées. Que mes deux mains contre ton cœur Te soient, sur terre, Les emblèmes de la douceur. Vivons pareils à deux prières éperdues L’une vers l’autre, à toute heure, tendues. Que nos baisers sur nos bouches ravies Nous soient sur terre, Les symboles de notre vie. Èmile Verhaeren

Niech twoje jasne oczy, twoje oczy w letnie dni... Niech twoje jasne oczy, twoje oczy w letnie dni Są dla mnie, na ziemi, Obrazami dobroci. A nasze rozpalone dusze chwali Każdy płomień naszych myśli. Niech moje obie dłonie, wbrew twemu sercu Są dla ciebie, na ziemi, Emblematami słodkiego smaku. Żyjemy podobnie oboje w oszalałym błaganiu Jedno ku drugiemu, w każdej chwili, w napięciu. Niech nasze pocałunki, na ustach w zachwycie Są dla nas, na ziemi I symbolizują nasze życie.tłum. Ryszard Mierzejewski

Sitôt que nos bouches se touchent... Sitôt que nos bouches se touchent, Nous nous sentons tant plus clairs de nous-mêmes Que l’on dirait des Dieux qui s’aiment Et qui s’unissent en nous-mêmes; Nous nous sentons le cœur si divinement frais Et si renouvelé par leur lumière Première Que l’univers, sous leur clarté, nous apparaît. La joie est à nos yeux l’unique fleur du monde Qui se prodigue et se féconde, Innombrable, sur nos routes d’en bas; Comme là haut, par tas, En des pays de soie où voyagent des voiles Brille la fleur myriadaire des étoiles. L’ordre nous éblouit, comme les feux, la cendre, Tout nous éclaire et nous paraît: flambeau; Nos plus simples mots ont un sens si beau Que nous les répétons pour les sans cesse entendre. Nous sommes les victorieux sublimes Qui conquérons l’éternité, Sans nul orgueil et sans songer au temps minime: Et notre amour nous semble avoir toujours été.Èmile Verhaeren

Gdy tylko nasze usta się dotykają... Gdy tylko nasze usta się dotykają Czujemy się bardziej jaśniejsi niż my sami, Że mówimy jak Bogowie, którzy się kochają I którzy łączą się w sobie sami. Czujemy serce tak cudownie młode I wciąż przez światło swoje odnawiane Pierwsze Kiedy wszechświat w swojej jasności nam się ukazuje Radość w oczach, to jedyny kwiat świata, Który się marnuje i sam zapładnia, Niezliczony, na naszych drogach na dole, Jak też na górze, Są kraje jedwabiu, gdzie woale podróżują, tam jak gwiazdy na niebie kwiaty lśnią. Porządek nas olśniewa niczym ogień i popioły, Wszystko nas oświetla i wydaje się być pochodnią; Nasze najprostsze słowa tak piękny sens mają, Że je powtarzamy, aby je słyszeć bez przerwy. Jesteśmy tryumfalnie szlachetni, Którzy zjednują podziękowanie, Bez dumy i bez myśli, jak krótkie są dni: A nasza miłość wydaje się, że była zawsze.tłum. Ryszard Mierzejewski

Le don du corps, lorsque l’âme est donnée... Le don du corps, lorsque l’âme est donnée N’est rien que l’aboutissement De deux tendresses entraînées L’une vers l’autre, éperdûment. Tu n’es heureuse de ta chair Si simple, en sa beauté natale, Que pour, avec ferveur, m’en faire L’offre complète et l’aumône totale. Et je me donne à toi, ne sachant rien Sinon que je m’exalte à te connaître, Toujours meilleure et plus pure peut-être Depuis que ton doux corps offrit sa fête au mien. L’amour, oh ! qu’il nous soit la clairvoyance Unique, et l’unique raison du cœur, À nous, dont le plus fol bonheur Est d’être fous de confiance. Èmile Verhaeren

Oddanie ciała, gdy dusza jest ofiarowana... Oddanie ciała, gdy dusza jest ofiarowana, To nic innego, jak tylko uwieńczenie, Kiedy jedna czułość jest przyciągana Przez drugą czułość, równie szalenie. Nie jesteś ze swego ciała zadowolona, Tak po prostu, w swoim rodzimym pięknie, Dzięki któremu z pasją jesteś tworzona W pełnej ofercie i całkowitej jałmużnie. I oddaję ci się, choć niczego nie wiedziałem, Z tym, że podnieca mnie poznawanie ciebie, Zawsze chyba jest to lepsze i bardziej czyste, Gdy twoje słodkie ciało jest we mnie świętem. Ach, miłość! Musimy umieć ją przewidywać Jedynie i aby była jedynym powodem serca, Dla nas, najbardziej szalonych ze szczęścia, Bo jesteśmy szaleni, aby sobie nawzajem ufać.tłum. Ryszard Mierzejewski

Si d’autres fleurs décorent la maison... Si d’autres fleurs décorent la maison Et la splendeur du paysage, Les étangs purs luisent toujours dans le gazon, Avec les grands yeux d’eau de leur mouvant visage. Dites de quels lointains profonds et inconnus Tant de nouveaux oiseaux sont-ils venus, Avec du soleil sur leurs ailes? Juillet a remplacé Avril dans le jardin Et les tons bleus par les grands tons incarnadins, L’espace est chaud et le vent frêle; Mille insectes brillent dans l’air, joyeusement, Et l’été passe, en sa robe de diamants Et d’étincelles. Èmile Verhaeren

Kiedy inne kwiaty upiększają mieszkanie... Kiedy inne kwiaty upiększają mieszkanie I błyszczące krajobrazy, Czyste stawy lśnią wciąż w trawie Z wielkimi oczami wody na ich ruchliwej twarzy. Powiedz, z jakich odległych i nieznanych krajów Przylatuje aż tyle nowych ptaków Ze słońcem na swych skrzydłach? Lipiec zastąpił kwiecień w ogrodzie I błękitne odcienie przez dominujące bladoróżowe, Powietrze jest gorące w wiatru lekkich podmuchach; W powietrzu, na szczęście, błyszczy owadów tysiące I lato przechodzi w swojej diamentowej sukience I w błyskach.tłum. Ryszard Mierzejewski

Quand le ciel étoilé couvre notre demeure... Quand le ciel étoilé couvre notre demeure Nous nous taisons durant des heures Devant son feu intense et doux Pour nous sentir, plus fervemment, émus de nous. Les grands astres d’argent tracent là-haut leur rout; Sous les flammes et les lueurs La nuit étend ses profondeurs Et le calme est si grand que l’océan l’écoute! Mais qu’importe que se taise même la mer, Si dans l’espace immense et clair Plein d’invisible violence Nos cœurs battent si fort qu’ils font tout le silence!Èmile Verhaeren

Gdy nasz dom jest w gwiaździstym nieba okryciu... Gdy nasz dom jest w gwiaździstym nieba okryciu, Przez wiele godzin pozostajemy w milczeniu, Przed intesywnym I miłym domowym ogniem, Aby bardziej żarliwie czuć się ze wzruszeniem. Wielkie srebrne gwiazdy kreślą wysoko drogę, Widać na niebie ich migotanie i płomienie, Noc rozszerza swoje głębokie przestrzenie I ocean wsłuchuje się w tak wielką ciszę! Ale mniejsza o to, że morze jest teraz milczące, Kiedy bemierne i jasne przestrzenie Wypełnione są niewidzialną przemocą, Nasze serca biją tak mocno, że tę ciszę tworzą!tłum. Ryszard Mierzejewski

Oh! tes si douces mains et leur lente caresse Oh! tes si douces mains et leur lente caresse Se nouant à mon cou et glissant sur mon torse Quand je te dis, au soir tombant, combien ma force S’alourdit, jour à jour, du plomb de ma faiblesse! Tu ne veux pas que je devienne ombre et ruine Comme ceux qui s’en vont du côté des ténèbres, Fût-ce avec un laurier entre leurs mains funèbres Et la gloire endormie en leurs creuse poitrine. Oh que la loi du temps m’est par toi adoucie, Et que m’est généreux et consolant ton songe. Pour la première fois tu berces d’un mensonge Mon cœur qui t’en excuse et qui t’en remercie; Mais qui sait bien pourtant que toute ardeur est vaine Contre tout ce qui est et tout ce qui doit être, Et qu’un profond bonheur se rencontre peut-être À finir en tes yeux ma belle vie humaine.Èmile Verhaeren

Ach! Twoje delikatne dłonie i ich powolne pieszczoty... Ach! Twoje delikatne dłonie i ich powolne pieszczoty Zawiązują się na mojej szyi i ślizgają na piersi, Kiedy ci powiem pod wieczór, jak bardzo moje siły Przygniatają dzień po dniu ołowiem mojej słabości! Nie chcesz, abym stawał się cieniem w ruinach, Tak, jak ci, którzy chodzą obok ciemności, Chociaż z wawrzynem w swojej żałobnej dłoni I ospałej chwale w ich wydrążonych piersiach. Ach! Że prawo czasu ty łagodzisz dla mnie I że twój sen jest dla mnie hojny i pocieszający. Po raz pierwszy mamisz w swojej roli kłamcy Moje serce, które cię przeprasza i ci dziękuje; Ale, kto wie, że cała gorliwość jest daremna Przeciwko wszystkiemu, co jest i być powinno, I że być może głębokie szczęście się spotkało W zakątku twoich oczu mojego pięknego życia.tłum. Ryszard Mierzejewski

À L'arrière Quand les fleurs de mon choix te décoraient la taille, T’en souviens-tu? C’était dans les bois de Saint-Gloud. Un avion planait par le soir calme et doux Et blasonnait le ciel du côté de Versailles. Son bruit rude et guerrier nous donnait à songer: Quand donc s’en ira-t-il vers les pays féroces, Par-dessus l’ennemi qui se terre en ses fosses, Promener son audace et son volant danger? Et nous voyions déjà s’abattre son orage Dans la terre fumante; et ses feux en bondir Pour mordre et déchirer, et tuer et raidir Cent ennemis fauchés dans leur haine et leur rage. Oh! que nos cœurs sont bons et méchants tour à tour! À cette heure où la nuit au jour mêlait sa cendre, Contre la cruauté, je ne pus me défendre Et la mort évoquée exalta notre amour. Èmile Verhaeren

Na tyłach Kiedy wybieram kwiat, aby twój las upiększał, Czy pamiętasz? To w lasach Saint-Gloud było. Samolot wciąż krążył cicho i wolno Nad Versailles i całe niebo malował. Jego warkot szorstki i wrogi nasunął myślenie: Kiedy wreszcie odleci do nieprzyjaznych krajów, Nad nieprzyjacielem, w stronę jego okopów, Mijając swoją odwagę i niebezpieczne latanie? I już widzimy, jak burza obala go na ziemię, Na dymiącą ziemię od nieustannego pożaru, Dla zabijania i niszczenia, i stawiania oporu, Stu wrogów skoszonych w nienawiści i gniewie. Ach! Że na zmianę dobre i złe są nasze serca, Gdy w ogniu noc z dniem zaczynają się popielić, Przed okrucieństwem nie potrafiłem się obronić, A śmierć naszą egzaltowaną miłość wywołała.tłum. Ryszard Mierzejewski

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.