Eluveitie w klubie John Dee, Oslo

EluveitieEluveitieEluveitieEluveitieEluveitieEluveitie

Troje wokalistów, perkusja, gitary, skrzypce, dudy, lira korbowa oraz niezliczona ilość wszelkiego rodzaju fletów i piszczałek – z takiego połączenia musiało powstać coś niezwykłego.

Eluveitie to szwajcarska grupa folkowo-metalowa grająca od 2002 roku. Dzięki uprzejmości klubu John Dee z Oslo, w niedzielę 29 listopada miałem przyjemność być obecnym na ich koncercie.

Występ podzielony został na trzy części. Na początku artyści wyszli z mocnym, metalowym brzmieniem grając takie kawałki jak „King”, „Nil” czy „Thousandfold”. Większość utworów śpiewana była w językach: angielskim i galijskim (język martwy). Jednak „The Call of the Mountains” wykonany został w języku włoskim („Il Richiamo della Montagna”). Pod koniec tego aktu, na specjalne życzenie Christiana „Chrigel” Glanzmanna – lidera grupy, publiczność utworzyła wielki krąg pod sceną, biegając w kółko po jego obwodzie.

W drugiej części zespół dał nieco wytchnąć sali, grając akustycznie tradycyjną muzykę celtycką. Pomimo odmiennego tonu, nikt nie okazywał niezadowolenia czy zniecierpliwienia, a każdy utwór nagradzany był oklaskami.

Po około trzydziestu minutach zespół powrócił do mocnego brzmienia a utwory takie jak „Isara” czy „Neverland” ponownie doprowadziły publikę do wrzenia. Po zagraniu piosenki „Alesia” – ostatniego oficjalnego kawałka – mało kto kierował się ku wyjściu, gdyż wciąż nie nastąpiło to, na co wszyscy czekali.

Gdy po kilku minutach zza kulis wyszedł Matteo Sisti, niosąc dudy (nieużywane jeszcze tego wieczoru), przez salę przeszedł szmer, z którego dało się wyłapać dwa słowa: „inis” i „mona”. Kiedy rozbrzmiały pierwsze, charakterystyczne akordy najbardziej znanego utworu "Inis Mona", granego na bis, publiczność rozszalała się na nowo. Po wysłuchaniu tej piosenki wszyscy czuli się usatysfakcjonowani koncertem.

Na opuszczających salę czekała jeszcze jedna atrakcja – część artystów, zamiast odpocząć w garderobie po dwugodzinnym występie, postanowiła pożegnać fanów osobiście, czekając w korytarzu i rozmawiając z chętnymi. Dostanie się do szatni graniczyło z cudem, ale mimo to nikt nie narzekał.

Spiesząc się do metra, mijałem ludzi pogwizdujących sobie „Inis Mone” pod nosem. Jest to chyba najlepszy dowód na to, że koncert był naprawdę udany. Zachęcam do obejrzenia zdjęć.

EluveitieEluveitieEluveitieEluveitieEluveitieEluveitie
Łukasz Solawa
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.