Powieści i opowiadania

Dom wariatów: Pan Kot

Beata GradowskaBył raz pewien Pan i pewna Pani. Mieszkali w niewielkim, starym, aczkolwiek murowanym domku na przedmieściach. Nie był duży, ale im obojgu wystarczał. Przez lata Pan i Pani ładnie go wyremontowali (dwa pokoje, przedpokój, kuchnia i łazienka) aby było w nim ładnie i czysto.

Pewnego dnia pod drzwiami ich mieszkania coś strasznie zaczęło kwilić i skrobać. Pan wyjrzał zaniepokojony tymi odgłosami i aż oczy szeroko otworzył ze zdziwienia. Na wycieraczce pod drzwiami leżał mały kotek. Bardzo był wychudzony, wystraszony, z potarganą sierścią i smutnym pyszczkiem. Trząsł się cały z zimna albo ze strachu. Pan bardzo lubił kotki i z czułością wziął go na ręce, i wniósł do środka. „Pewnie się zgubił, a teraz jego właścicielka bardzo rozpacza” – pomyślał – „Nakarmię go, wykąpię, a potem trzeba będzie napisać ogłoszenie o odnalezieniu kotka. Może ktoś się zgłosi”. Pogłaskał go po karku i ze zdumieniem zauważył małą obróżkę, która ukryła się w poplątanej i poklejonej sierści. Była cieniutka i wysadzana małymi szklanymi koralikami, ale nazwiska właściciela na niej niestety nie było. „To może być trudna sprawa!” – rzekł Pan do siebie. W tym momencie myślał również o Żonie, która kotów nie lubi i o tym, jak ma jej to wszystko spokojnie wytłumaczyć.

Po godzinie Pani wróciła do domu niezmiernie zadowolona z zakupów. Udało się jej kupić piękne firanki do dużego pokoju, które dziś zamierzała powiesić. Oprócz tego pakunku miała jeszcze dwie torby z zakupami, które zaraz zaniosła do kuchni. Wtem raptownie się zatrzymała z torbami w rękach, bo oto prawie weszła na spodek z mlekiem stojący na podłodze.

- Niewiele brakowało abym je wylała! Co to jest Mężu?! – krzyknęła w stronę pokoju.

Mąż ostrożnie wychylił głowę zza drzwi i odpowiedział:

- To mleko dla pewnego „małego nieszczęścia”, które dziś znalazłem pod naszymi drzwiami – rzekł ostrożnie badając reakcję Żony.

- Nic z tego nie rozumiem – rzekła do siebie – Zaraz wypakuję zakupy i przyjdę do Ciebie – rzuciła Mężowi.

Po paru minutach zjawiła się w dużym pokoju, z firankami, które zamierzała powiesić i zamarła z otworzoną ze zdziwienia buzią.

Na tapczanie siedział Pan z wiklinowym koszykiem, w którym tkwiło coś strasznie rozczochranego, co przypominało szczura? kota? albo jakiegoś innego stwora. Nie-wiadomo-co wychyliło łepek, wytrzeszczyło wielkie oczyska i miauknęło przeciągle.

- No to jednak kot – rzekła Pani do siebie i z dezaprobatą pokręciła głową. – Co tu robi toto w moim mieszkaniu? – zapytała Żona Męża i podejrzliwie łypnęła okiem na kota. Kot odwzajemnił łypnięcie i oboje zerkali na siebie spod oka, bacznie się mierząc. „Chyba mnie nie lubi” – pomyślała Pani – „I dobrze, bo ja kotów nie lubię i dla niego też wyjątku nie zrobię!”.

Mąż opowiedział pokrótce jak go znalazł, wykąpał („Co? W mojej wannie?” – wykrzyknęła w myślach Pani), po której to czynności kot zmienił barwę z szarej na białą, nakarmił („O nie! Moje mleko do kawy!” – to kolejny okrzyk, który Żonie przemknął w myślach) i wyczesał („No mam nadzieję, że przynajmniej nie moim grzebieniem!” – wybuchła w Pani kolejna myśl).

- Posłuchaj, wiem, że nie ma szansy aby kotka zatrzymać… - tu Mąż zawiesił głos, bo może jednak, ale groźne spojrzenie Żony kazało mu kontynuować – Właśnie miałem zamiar ułożyć ogłoszenie, napisać je na komputerze, wydrukować i rozwiesić po sąsiednich domach. Może właściciel lub właścicielka się znajdzie.

- Dobrze, to zrób tak. Dzień czy dwa jakoś z nim wytrzymam – odparła Pani już pojednawczym głosem i zabrała się do zdejmowania starych i przypinania nowych firanek. Wkrótce pięknie je upięła i zadowolona cofnęła się o parę kroków by podziwiać efekt.

- Bardzo ładny wzór – pochwalił Mąż. Zazwyczaj zaraz by pytał czemu takie drogie, ale tym razem w domu był kot i należało zachować wszelką ostrożność.

- I co? - zapytała z podejrzliwością Żona – Nie piszesz ogłoszenia?

- Napiszę je jutro. Dziś trzeba mu jakieś posłanie wykombinować i znaleźć odpowiedni kącik a jest już dość późno.

- No dobrze, ale gdzie?

- Może w naszym gabinecie – Tak zwykli nazywać swój mniejszy pokoik z komputerowym biurkiem i biblioteczką. - Za drzwiami stoi stary fotel, którego i tak zamierzamy się pozbyć. To może tam rozłożę mu jakiś pled?

- Tak, to dobry pomysł – Pani przyznała rację Mężowi – Możesz go tam umieścić. Mam nadzieję, że rano nie będzie skakał po naszej pościeli.

Pan umościł kocięciu mięciutkie posłanie i ostrożnie złożył na nim zwierzątko. Kotek zaraz wtulił się w ciepłe i miłe fałdy polarowego koca i zmęczony zasnął.

- Ależ on śliczny – westchnął Mąż.

- Kot jak kot – skwitowała krótko Żona.

Przymknęli lekko drzwi i poszli spać do swojego pokoju. Rano obudziło ich cichutkie miauczenie, które czasami przypominało płacz dziecka. Kotek głodny wydawał z siebie różne dźwięki aby obudzić jego nowych, jak mu się wydawało, właścicieli.

Pan wstając z łóżka niemal go przydepnął. W ostatniej chwili spojrzał na podłogę i cofnął nogę z kociego grzbietu.

- Hej, mały, uważaj bo zrobię z ciebie placek – rzucił żartobliwie. Żona zmarszczyła tylko brwi. „Co to za porządki żeby kot tak sobie po mieszkaniu spacerował i zaglądał gdzie chce. Miał być na posłaniu. Dobrze, że dzisiaj sobota. Spokojnie napiszemy ogłoszenie i rozwiesimy w okolicy. Stęskniony właściciel powinien zgłosić się dziś jeszcze, no może jutro ostatecznie” - Pani nie przyjmowała do siebie myśli, że nikt może na to ogłoszenie nie odpowiedzieć. Wkrótce też pojawiło się na ekranie monitora a jego treść czarno na białym głosiła:

Znaleziono wczoraj małe kocię o białej sierści z czarna plamką na jednym uszku i koniuszku ogona. Kotka można odebrać dziś do godz. 22.00 a w niedzielę w godzinach 10.00-20.00 w mieszkaniu nr 11 przy ulicy Kwiatowej 68. Kontakt telefoniczny 692955877. Kotek bardzo tęskni i nie chce jeść.

Ostatnie zdanie dopisała Pani aby nadać ogłoszeniu trochę dramaturgii, co było całkowicie niezgodne z prawdą. Nie dalej jak dziesięć minut temu, kotek spałaszował z wielkim apetytem cały kotlecik cielęcy i wypił pełną miskę mleka. Oblizał się ze smakiem i znów spojrzał tymi swoimi mądrymi oczkami, które zdawały się mówić „jeszcze coś bym zjadł!”. „Ale żarłok” – pomyślała Pani – „Z torbami przez niego pójdziemy!” – dodała otwierając puszkę ze szprotkami.

Minęła sobota a po niej niedziela. Rozpoczął się nowy tydzień. Telefon milczał a do mieszkania też nikt nie dzwonił.

- Poczekajmy jeszcze parę dni – negocjował Mąż.

Kotek w tym czasie zachowywał się spokojnie, jakby zdawał sobie sprawę, że oto ważą się jego losy. Za to w poniedziałek już sobie odpuścił i postanowił być sobą - małym, ciekawym świata kotkiem. Skakał po krzesłach, stole i regałach, wywracając wszystko co dało się wywrócić. Pan i Pani tylko za nim biegali i ustawiali przedmioty na swoim miejscu. No ale przyszła chwila kiedy kotek zdecydowanie przesadził. Nagle do pokoju wpadła przez okno tłusta, gruba mucha, która zaczęła drażnić zwierzątko swoim nieznośnym brzęczeniem. Siadała na wilgotnym nosku, kręciła się bezczelnie przed oczami, próbowała też zwiedzić to jedno, to drugie ucho kotka. W końcu biedny zwierzak nie wytrzymał. Kotek, w którego wstąpił tygrys, rozpoczął polowanie. Biegał, skakał, wywijał piruety. Bilans jego łowów stanowiły: potłuczony wazon, wylana na dywan woda, zniszczone kwiaty, zrzucone z półek książki, szachownica i Pana figury szachowe oraz, o zgrozo, zabytkowy zegar z kukułką! Ale teraz nastąpiło najgorsze. Mucha usiadła, dość wysoko, na upiętej przez Panią nowej firance. Kotek skoczył najpierw na tapczan, później półkę a z niej odbił się i poszybował w stronę okna i firanki, w którą wczepił się już pokaźnymi pazurkami. Mucha odfrunęła, a kotek ściągnięty przez ziemską grawitację pięknie zjechał w dół tnąc firanę na paski.

- Już po tobie!!! – rozległ się straszny wrzask Pani, która chwyciła kij z mopem i rozpoczęła polowanie na kota.

Widok był dość niecodzienny. Pierwszy biegł kot, za nim rozwścieczona Pani, a za Panią blady z przerażenia Mąż, który nie wiedział czy bardziej martwić się o kota, czy o Panią. Biegali po pokojach, między meblami, robiąc przy tym straszny hałas, który był słyszany nawet na zewnątrz. Przechodząca pod oknami sąsiadka aż przystanęła zdziwiona i zaniepokojona. Ostrożnie nacisnęła klamkę od drzwi wejściowych aby zapytać czy może w czymś pomóc. Można by rzec, że otworzyła „puszkę Pandory”. Pierwszy wyleciał kot, który odbił się od półki w korytarzu i przeleciał nad głową struchlałej sąsiadki.

Potem z dzikim wzrokiem, rozwianym włosem i jakąś miotłą w rękach minęła ją Pani a za nią już mniej przerażony, a coraz bardziej tym rozbawiony Pan. Ganiali się tak jeszcze parę minut, po czym zmęczony kotek czmychnął w ramiona Pana, a rozpędzony mop wylądował na mężowej głowie. Kot wyszedł bez szwanku. Pani przystanęła wystraszona, bo kij od mopa został jej w rękach, a cała reszta tkwiła na głowie Męża. Po chwili jednak niemal tarzała się ze śmiechu. Pan w nowej fryzurze wyglądał bardzo dziwnie. Dopiero teraz zauważył sąsiadkę i grzecznie się jej ukłonił, potrząsając frędzlami mopa okalającymi jego głowę.

- Dzień dobry Pani Stasiakowa.

- Dom wariatów! – krzyknęła sąsiadka, która odzyskała dopiero władzę nad głosem - Jak Boga kocham, dom wariatów! Czegoś podobnego to jeszcze u nas w okolicy nie było! – Oburzona odwróciła się na pięcie i poszła czym prędzej do kolejnej sąsiadki aby oplotkować całą trójkę: Panią, Pana i kota.

Na tym skończyło się kocie szaleństwo, a w domu rozpoczęło się wychowywanie zwierzaka. Pani przebolała i firanki, i wazon, bo Pan odkupił jeszcze ładniejsze. Razem zgodnie posprzątali mieszkanie, śmiejąc się do rozpuku na samo wspomnienie tej zabawnej przygody.

Mijały dni a Pani i Pan nawet nie obejrzeli się, jak szybko przywiązali się do kotka. Kotek oczywiście był tego pewien od samego początku, bo on do Państwa przywiązał się już pierwszego dnia.

- Jak go nazwiemy? – zapytał Żony Mąż – Powinien mieć jakieś imię.

- Czy ja wiem? Nie mam na razie natchnienia do wymyślania kocich imion. Nazwijmy go tymczasowo Panem Kotem a potem się zobaczy – zaśmiała się Pani ze swego pomysłu.

Od tej pory zwykły, bezimienny kot awansował, stając się Panem Kotem. Stary fotel jeszcze się więc przydał i nadal stoi tam, gdzie stał, w gabinecie, a Pan Kot spędza w nim przyjemne, pełne błogiego lenistwa, chwile.

Beata Gradowska
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.