Państwo, polityka, społeczeństwo...

Dlaczego musisz być sceptyczny? – rozmowa z Małgorzatą Przybyłowską

Małgorzata PrzybyłowskaCo zainspirowało Panią do napisania książki? Skąd wziął się pomysł na nią?

Wszechobecna głupota. Zadziwiające, jak wydawałoby się wykształceni ludzie dają „uwieść się” najrozmaitszym, pozornie poprawnym, ideom. Dostęp do internetu tylko uwypuklił taki stan rzeczy. Jak powiedział nieżyjący Stanisław Lem, gdyby nie internet nie wiedziałby, że na świecie jest tylu idiotów. Podam bieżące przykłady z ostatnich tygodni.

Redaktor TVN został uderzony w twarz na imprezie plenerowej. Każdy normalny człowiek potępi przemoc wobec kogoś, kto nic złego nie zrobił, a na pewno nie zainicjował żadnej bójki. Nawet jeżeli komuś nie podoba się osoba, nie zgadza się z jej poglądami, to nie powód, aby przekraczać granicę nietykalności osobistej i dawać w ten sposób upust swojej nienawiści. Jednak, o dziwo, znaleźli się natychmiast obrońcy bandyty, mówiący, że dziennikarz ma to, na co zasłużył. W podobny sposób wypowiadali się niektórzy internauci, ich zdaniem wspomniany pan jest funkcjonariuszem kłamliwej stacji występującej przeciw niepodległemu państwu i tym podobne bzdury. Jak bardzo niesamodzielnie trzeba myśleć, aby dać się przekonać do słuszności bełkotu, że pracownik jakiejkolwiek stacji telewizyjnej może zagrozić suwerenności państwa. Drugi przykład: jakiś redaktor z portalu onet.pl pisze, że „śmiercionośny wirus zżera mózg chłopca”.Okazało się, że chodzi o pierwotniaka Naegleria fowleri, którego od wirusów dzieli anatomiczna i funkcjonalna przepaść. Autor artykułu nie zadał sobie nawet trudu, aby zapoznać się z tematem własnego opracowania.

Jak doświadczenie naukowe pomogło Pani w stworzeniu publikacji?

Na pewno pomogło mi zainteresowanie nauką, przyjemność czytania książek i czasopism oraz wiedza praktyczna i doświadczenie życiowe.

Kto powinien ją przeczytać?

Każdy kto lubi czytać, myśleć samodzielnie i nie boi się, że misternie zbudowany pogląd na świat trzeba będzie przewartościować po głębszym zastanowieniu.

Co powoduje, że „Dlaczego musisz być sceptyczny? Antyporadnik” jest dziełem wyjątkowym?

Nie wiem, czy jest dziełem wyjątkowym. Za to na pewno nie powiela schematów i poprawności politycznych, co czyni go oryginalnym. Nie mówi, co powinieneś robić – jak radzą poradniki – ale co powinieneś wiedzieć i z czym się zapoznać, aby podjąć samodzielną, indywidualną decyzję.

Wysuwa Pani hipotezę, że ludzie są bardzo podatni na wpływy. Co, Pani zdaniem, jest tego przyczyną?

Opisałam mechanizm podatności na wpływy w książce, szczególnie w rozdziale „Plotka, dziennikarze, politycy”. Wszyscy czasami ulegamy iluzji, wynika to z niedoskonałości naszych mózgów, które nie działają w systemie zero-jedynkowym, jak komputery. Widzimy często to, co chcemy widzieć, interpretujemy wydarzenie niekoniecznie zgodnie ze stanem faktycznym, lecz życzeniowo. Każde odtworzenie z pamięci przeszłych wydarzeń wymaga ponownej rekonstrukcji z puzzli całościowego obrazu, a zatem zostaje duży obszar do popełnienia błędu. Wpływ na nasze postrzeganie mają emocje, uprzedzenia, doświadczenia. Chodzi o to, aby zdawać sobie sprawę z tych ograniczeń i starać się odnieść do bardziej racjonalnej części naszej osobowości. Wiedza zdecydowanie pomaga w weryfikacji. Np. skąd mamy wiedzieć, że autorzy reklamy o doskonałym mydle, pogromcy wszelkich drobnoustrojów manipulują nami, skoro nie wiemy nic o drobnoustrojach oraz o tym, jak działa mydło na skórę.

Głównym powodem ludzkiego zagubienia jest nadmiar informacji, zarówno w mediach, jak i w społeczeństwie. Na co jeszcze powinniśmy uważać?

Powinniśmy nauczyć się weryfikować informacje i nadawać im hierarchię ważności. Np. czy naprawdę jest istotne co powiedział poseł X posłowi Y? Może ważniejszy jest dramat ludzi w kraju objętym wojną domową? Ostatnio media przeznaczyły dużą część swojego czasu antenowego na wałkowanie zupełnie nieistotnego zdarzenia, jakby od tego miały zależeć losy ludzkości. Mianowicie premier nazwał jakiegoś posła PiS-u pisiorem. To był podobno skandal, wpadka i w ogóle sodoma i gomora. Tak naprawdę był to nic nieznaczący żargon, który dobremu premierowi nie zaszkodzi, a dla słabego będzie bez znaczenia.

Czy fakt, że zostaniemy przekonani do danej tezy zależy głównie od umiejętności retorycznych współrozmówcy?

Nie, to zależy od naszej osobowości, aczkolwiek urok osobisty i spryt prelegenta nie jest bez znaczenia. Wiedziały i wiedzą o tym najrozmaitsze służby wywiadowcze. Kiedyś pewien kanał edukacyjny wyemitował program o działalności agentów Stasi werbujących kobiety w trudnej sytuacji życiowej, bo takie stanowiły najłatwiejszy kąsek. Proceder był obrzydliwy, agenci udawali opiekuńczych, zakochanych partnerów, którzy dążyli do małżeństwa. Nie muszę dodawać, że śluby były sfingowane, prawnie nieważne (o czym wykorzystane kobiety dowiedziały się później). Jednak nawet w tak trudnej do rozeznania scenerii znalazły się panie, „którym coś przestało się zgadzać”, szczególnie zbytnia ciekawość ich partnerów co do życia zawodowego „żon”. Nie wszystkie dały się uwieść. To są sytuacje skrajne, które mogą zakończyć się różnie, ale na co dzień działa prosta zasada: im większa nasza wiedza, lepsza logika i tzw. odwaga cywilna, tym mniej jesteśmy podatni na manipulacje.

Jak obecnie, z punktu widzenia nauki, rozwija się umiejętność selekcjonowania informacji? Jaki wpływ ma ona na funkcjonowanie człowieka w społeczeństwie?

Neurofizjolodzy uważają, że żyjemy w przełomowym momencie dziejowym, jeżeli chodzi o rozwój naszego gatunku. Pierwszy przełom miał miejsce, kiedy wytworzyła się u nas anatomiczna struktura do artykulacji mowy, czyli odpowiednio ukształtowana krtań ze strunami głosowymi. Drugi skok cywilizacyjny nastąpił wraz z wynalezieniem druku, dzięki czemu książki trafiły „pod strzechy” i były do wglądu bez pośrednictwa mnicha-skryby. Trzeci ważny punkt na drzewie genealogicznym Homo sapiens to wszechobecna informacja, którą trzeba nauczyć się selekcjonować, aby móc odrzucać tę nieprzydatną, fałszywą i plotkarską. Jeżeli nauczymy się tego, będziemy szczebel wyżej w drabinie ewolucyjnej. Na poziomie molekularnym powstają różne mechanizmy przystosowawcze np. tzw. „molekularna gumka” umownie nazwana białkiem S, która musi efektywnie usunąć z pamięci krótkotrwałej ślady nadmiaru danych, aby mogły pojawić się nowe. Na ten temat dużo mają do powiedzenia neurofizjolodzy.

Co – poza byciem sceptycznym – poradziłaby Pani współczesnemu Homo sapiens, aby ułatwić mu odnajdywanie się w gąszczu informacji?

Właśnie to jest to, bycie sceptycznym, to nic innego jak odnajdywanie się w gąszczu informacji. Weryfikowanie przydatności rozmaitych danych, wagi problemu, prawdziwości informacji, aby mogła stać się ona puzzlem szerszej struktury nazywanej wiedzą.

W jakich dziedzinach życia najczęściej mamy do czynienia z manipulacją?

We wszystkich. Wystarczy włączyć onet.pl, gdzie informacje z różnych obszarów są tak konstruowane, aby kliknąć odnośnik. Dalej czytamy w najlepszym wypadku duże uproszczenie do granic prawdopodobieństwa. Np. „zostało tylko trzy miesiące do końca”. Okazuje się, że trzy miesiące do końca cyklu słonecznego, zjawiska powtarzalnego. Jednak autor używa takiej retoryki i sensacyjnych sformułowań, jakby sytuacja była wyjątkowa, a nie powtarzalna. Ktoś, kto nie wie, że okresy wzmożonej aktywności na Słońcu są cykliczne, wysunie błędny wniosek o rychłej katastrofie kosmicznej. Z manipulacją spotykamy się w polityce, w reklamach, w publikacjach i w programach pseudoekspertów. Ale również w materiałach z dobrymi specjalistami, którzy zawężają problem do granic swojej dziedziny, przez co zagadnienie staje się powierzchowne i nie odpowiada całej prawdzie. Bywa również, że stają się zagorzałymi zwolennikami nowej, tymczasowej tezy, która niedługo zostanie negatywnie zweryfikowana. Posłużę się ostatnim medialnym przykładem szczątkowych prawd słusznie firmowanych przez ekspertów, ale sumarycznie nie do końca odpowiadających prawdzie. Jakaś organizacja ekologiczna doszła do wniosku, że woda mineralna w butelkach to „ściema”, zwykła kranówka i nie należy kupować wody butelkowanej tylko pić z kranu. Redaktor czy też redaktorzy (nie pamiętam czy TVN czy TVP) słusznie chcieli zweryfikować informację, rozmawiając z osobami badającymi wodę w wodociągach i służbami sanitarnymi. Zapoznali się z procesem uzdatniania wody.

Otrzymali poprawną informację, że woda wodociągowa jest czysta bakteriologicznie i chemicznie. Eksperci wypowiedzieli się poprawnie, ale tylko fragmentarycznie. Więc skoro tak dlaczego, butelkować wodę, a nie pić prosto z kranu? Do takich wniosków doszli dziennikarze wraz ze specjalistami. Czy na pewno? Woda na „wyjściu” musi być czysta – to norma, jednak dalej przechodzi przez system rur, w niektórych miastach pamiętających nawet czasy zaborów. Tam wtórnie może ulegać zanieczyszczeniu, dodając do tego brudne sitka w bateriach w domu konsumenta, otrzymujemy inny produkt końcowy. Kiedyś pracowałam w pracowni badania wody i instruktorzy mieli za zadanie pobrać wodę na wyjściu i na końcu, czyli w kranie użytkownika. Wyniki bywały różne. Nie ma tych problemów w przypadku wód butelkowanych, gdzie produkt finalny jest badany. Należy jeszcze dodać, że skład chemiczny nie w każdym miejscu kraju jest identyczny, jak i zakażenie wiciowcami odpornymi na zabiegi dezynfekcyjne takie jak Giardia lamblia czy Cryptosporidium parvum i mamy nieco inną prawdę końcową (mimo poprawności informacji cząstkowych). Jednak lepiej zostać przy wodzie mineralnej butelkowanej.

Dlaczego lepiej nie oddawać swojego życia w ręce tzw. ekspertów? Czy jednorazowe skorzystanie z pomocy drugiej osoby oznacza, że nie potrafimy radzić sobie z własnym życiem?

Skorzystanie z pomocy i oddanie swojego życia w ręce specjalistów to dwie różne rzeczy.

Człowiek jest istotą społeczną i na ogół nie zamieszkuje samotnie bezludnej wyspy. Musimy kontaktować się z lekarzami, urzędnikami i innymi ekspertami. Nie nazwałabym jednak tego pomocą, lecz skorzystaniem z usługi w relacji świadczeniodawca-świadczeniobiorca. Chodzi o to, abyśmy byli świadomymi świadczeniobiorcami. Nie musimy zamawiać sobie usług tylko dlatego, że ktoś założył firmę i szuka klienta, przekonując, że należy przyjść do niego, bo to modne, nowoczesne i potrzebne. Np. państwo „wyprodukowało” znaczne nadwyżki psychologów, których trzeba gdzieś zatrudnić. W związku z tym tu i ówdzie czytamy, że nowoczesny obywatel chadza do gabinetu psychologicznego. Tylko po co? Chyba żeby sobie pogadać.

Tak jak nie każdy potrzebuje ortopedy, onkologa czy adwokata, tak nie wszyscy potrzebują psychologa. Człowiek samodzielnie musi ocenić co jest mu potrzebne i jak chcemy rozwiązać problem. Nie może być jak w kabarecie Moralnego Niepokoju w skeczu o firmie budowlanej. Budowlańcy przekonują właściciela domu, co powinien zmienić we własnym mieszkaniu.

Deklarują, że oni mu to zapewnią, powtarzając kilkakrotnie „będzie pan zadowolony”. Publiczność już wie, że niestety zadowolony nie będzie. Oczywiście chodzimy do prawdziwych ekspertów, nie do pseudospecjalistów, od których pewne rzeczy wiemy lepiej – ekspert od noszenia bielizny, karmienia piersią, „przewodnik życia” to pastisz specjalisty.

Równie dobrze można by powołać specjalistę od wchodzenia po schodach na trzecie piętro lub od wiązania szalika. Wyrywkowe umiejętności nie są żadną specjalistyczną wiedzą.

Łatwowierność może się obrócić przeciwko nam, ale może też negatywnie wpłynąć na naszą ocenę sytuacji, a przez to skrzywdzić inne osoby. Czy istnieje metoda, aby uchronić się przed spekulowaniem i plotkowaniem?

Każdemu z nas zdarzyło się pochopnie spekulować, chodzi jednak o to, aby zdać sobie sprawę, czy mam wystarczającą ilość wiarygodnych danych do sformułowania wniosku. Znam osobę na stanowisku kierowniczym w zakładzie budżetowym, która opiniowała, poprzedzając zdanie: „wróbelki ćwierkały, że…” lub „ludzie mówili mi, że...” i tutaj „informacje rodem z targowiska”. Chodzi o to, aby nie ludzie mówili (przyciśnięta wyjaśniła, że ci tajemniczy ludzie to raptem dwie osoby), lecz przede wszystkim osoba zainteresowana i fakty z wiarygodnych źródeł. Myślę, że jeśli będziemy o tym pamiętać, to uchronimy się w dużej mierze od pochopnych wniosków.

Czy rzeczywiście sceptykom żyje się łatwiej? Przecież na każdym kroku dopatrują się podstępu i wszędzie szukają drugiego dna.

Drugie dno widzi malkontent, a nie sceptyk. Ten drugi nie szuka „dziury w całym”, lecz dysponuje narzędziami intelektualnymi pozwalającymi odróżnić prawdę od fałszu. Myślę, że sceptycy mimo tego dostrzegają więcej (co wcale nie musi oznaczać dobrostanu). Żyje się im lepiej ze względu na satysfakcję lepszego poziomu rozumienia świata.

Czy w prywatnym życiu przestrzega Pani „reguł” i do wszystkiego podchodzi sceptycznie?

Oczywiście, przecież cały czas mówimy o prywatnym życiu. Edukacja, służba zdrowia, telewizja, prasa na co dzień uczestniczą w naszym życiu prywatnym, dlatego musimy odnieść się do serwowanych informacji. Najlepiej rozumnie.

Zdarza się Pani analizować zachowania przyjaciół i bliskich osób, żeby stwierdzić, jak bardzo są oni podatni na wpływy?

Nie trzeba szczególnie analizować, to wychodzi w rozmowie.

Uwaga konkurs!

Dlaczego musisz być sceptyczny? AntyporadnikWszystkich tych, którzy chcieliby przeczytać książkę pani Małgorzaty Przybyłowskiej pt. Dlaczego musisz być sceptyczny? Antyporadnik, zapraszam do wzięcia udziału w naszym konkursie. Do rozlosowania mamy pięć egzemplarzy, wystarczy odpowiedzieć na proste pytanie: Kto wg autorki powinien przeczytać jej Antyporadnik?. Odpowiedzi wraz z adresem do wysyłki należy przesyłać na adres redakcji () do 25 września 2013 roku.

Z Małgorzatą Przybyłowską rozmawiała Kamila Zygmunt.
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.