Felietony

Cześć poprzedniemu pokoleniu

Alicja RabikoDziwny jest ten świat – śpiewał Czesław Niemen w najtrudniejszym okresie dla naszego kraju. Śpiewał to 20 lat temu, ale spokojnie mógłby i teraz. Bo przecież nic się nie zmieniło, może prócz systemu, z którym wówczas walczono. Tekst od początku do końca jest tak samo trafny. Bo świat ten jest dziwny nadal. Chaotyczny, alogiczny, niesprawiedliwy... Tylko kategorie inne. Problem w tym, że jak świat światem, zawsze coś było nie tak i zagłębianie się po raz kolejny w niesprawiedliwości losu byłoby niedorzeczne. Nie warto oceniać świata, na który i tak nie mamy wpływu jako jednostka. A jako grupa szybciej wywołamy wojnę, niż cokolwiek zdołamy naprawić. Więc jaki z tego wniosek? Świata nie warto się czepiać, bo i tak niczego sensownego to nie da, a możemy jeszcze dostać nieoczekiwanego kopa w tyłek.

Czepiać można się ludzi odpowiedzialnych za ten stan rzeczy. Ale jedno w tym i tak pozostanie niezmienne. Tutaj też możemy zarobić w tyłek. Na własne życzenie.

A skoro tak, to z pełną świadomością podejmowanej decyzji oświadczam, że czekam na owego kopa, ponieważ zamierzam skrytykować moich bliźnich za bezsens, w którym przyszło mi żyć.

Wymaga się od młodych: autorytetów, ambicji i wielkich idei. Wymaga się postawy obywatelskiej, zaangażowania i w pełni zaplanowanej przyszłości. Chce się z nich zrobić prawników, lekarzy, architektów, menadżerów. Chce się, by młode pokolenie było nie tylko chlubą narodu, ale i mobilną, zwrotną inwestycją. Najlepiej ze sporą nawiązką. I ambicje, i wielkie idee nie mają tu nic wspólnego ze spełnianiem marzeń, o których tyle się mówi. Podejście jest proste. Człowiekiem z klasą, szanowanym, przysłowiowym „kimś” będzie bogaty prawnik, chirurg, który zaskarbił sobie przychylność mediów udaną, trudną operacją. Nie twierdzę, że to źle, że ktoś jest prawnikiem czy chirurgiem, ani tym bardziej, że jest bogaty. Ale neguję od zawsze i negować będę fakt, że by móc wymagać do siebie choć minimum szacunku w tzw. towarzystwie trzeba mieć gruby portfel i pozycję. Okrutne, ale prawdziwe. Nie zamierzam dla kontrastu przedstawiać Wam problemu biedoty tego kraju, ludzi zupełnie bez perspektyw (wszyscy wiemy, że możliwości to albo pieniądze, uroda, albo tatuś na poważnym stanowisku). Zupełnie nie do tego piję. Chcę raczej przedstawić realistyczny bezsens spełniania marzeń. A raczej próby ich spełniania. I to nie tych z dzieciństwa o podróży w kosmos czy odnalezieniu zaginionego skarbu, ale tych o wiele nam bliższych. Powiedzmy sobie szczerze – ktoś, kto od zawsze marzył, by być artystą, jeśli ma osobowość, charyzmę i nieco talentu, zapewne sobie poradzi. Setki ludzi inwestują w swoje marzenia, zawalając połowę rodzinnego domu sztalugami, farbami, płótnem, malując co im tylko przyjdzie do głowy. W większość z mizernym skutkiem. Ale spokojnie – przecież trening czyni mistrza. Tak też jest w przypadku muzyków. Mało mamy szkół muzycznych w Polsce? No przecież, że nie. Praktycznie w każdym większym mieście jest chociaż jeden oddział. I znów powtarza się schemat. Jeśli mamy osobowość, charyzmę, dobry słuch, samozaparcie i nieco talentu, jesteśmy w stanie z drobną pomocą zdziałać cuda. Zresztą widać jak wielu mamy doskonałych pianistów, saksofonistów, gitarzystów. Z których jedni wybrali ścieżkę ciężkiej kariery, inni natomiast grają i śpiewają z sąsiadami zza płotu, przy grillu. Jak kto woli, każdy sam kreuje sobie rzeczywistość. Widać więcej im w tych kategoriach do szczęścia nie trzeba. Ale przyjrzyjmy się chwilę młodym pisarzom, poetom, literatom... O właśnie. I tu zaczynają się schody. Ponieważ istnieje w gimnazjach i liceach (kto jest odpowiedzialny za tę nieudolność systemu?) niezliczona ilość klas o profilu humanistycznym, to trzeba przyznać, że w tym okresie nie dosyć, że istnieje szansa rozwoju, to jeszcze edukacji w tym zakresie. Ponadto możemy dodać do tego kółka poetyckie, literackie, dziennikarskie, nawet teatralne – wszystko po trochu w tym wybranym kierunku nas rozwija. Niezaprzeczalnie. Co więcej, organizowane są turnieje poetyckie, konkursy literackie w przeróżnych formach, nie twierdzę, że nie. Możliwości rozwoju i pomalutku spełniania swojego marzenia jest wiele. Ale czas mija, życie płynie, panta rei i inne tego typu niezmienne...

I przychodzi wówczas w życiu taki moment, gdy trzeba stanąć na tym cholernym rozdrożu i wybrać: albo lata pracy idą na marne, a my wybieramy dostatnie życie z możliwością nie tylko zaspakajania własnych potrzeb, ale i cudzych, albo buntujemy się przeciw wszystkim i wszystkiemu jak dotychczas i wybieramy nieoznakowaną drogę w zupełnie nieznane. Oto jeden z najstraszniejszych momentów w życiu. Babcia namawia „Wnusiu idź na medycynę. Doktorowie cieszą się wielkim poważaniem. I nie będziesz głodny.” Rodzice upierają się „Nie po to tyle włożyliśmy nerwów i pieniędzy w edukację, byś to wszystko przekreślił/a...” I jak tu wybrać dobrze? Kiedy rozum jedno, a serce zupełnie co innego?

Bo u nas w kraju nie ma szacunku i poważania dla artystów. Nie mówi się na spotkaniach biznesowych z dumą - „Mój mąż jest poetą.”/”Mój mąż jest pisarzem.” Co więcej, nie mówi się o tym w ogóle. Bo co powie szef? A koledzy z pracy? Ja piastuję ciepły fotelik doradcy dyrektora, a mąż jest gryzipiórkiem?

I tak w koło Macieju. Próbuję wyjaśnić Wam, że szanowane są sakiewki, nie osobowości. To jest okrutne, ale nikt nie powiedział, że będzie inaczej. Wiecie w czym tkwi problem? W okresie, w którym to Czesław Niemen śpiewał swoje słynne „Dziwny jest ten świat...”. Tak właśnie. Problem nie tkwi w samych ludziach, ale w czasach, w jakich przyszło im żyć. I nie mówię tu o moim pokoleniu. Moje pokolenie jest w tym wypadku odpowiedzialne za swoje wybory. Ale za próby narzucania nam co powinniśmy, a czego nie, odpowiedzialni są inni. Tym samym odpowiedzialny jest system. Dzięki Bogu był, nie jest. Bo poprzedniej generacji było ciężej, bo nie mieli perspektyw, nie mieli szans na rozwój o jakim marzyli. Nie mieli wpływu na środowisko, w którym przyszło im dorastać. Jedno jest pewne. Tamte lata nauczyły ich życia, ale nie dały możliwości skorzystania z życia. Potwierdza się tym samym tekst, że „świat ten się niewiele zmieni – gdy z młodych gniewnych zostaną starzy wkurwieni.” A teraz, gdy pracują już sobie w zawodzie, w którym nigdy nie chcieli, chcą by nam było lepiej. I nie obchodzi ich fakt, że czynią to naszym kosztem, nie dla naszego dobra. I tak świat idzie do przodu. Poprzednie pokolenie cierpiało przez wrogość systemu, a my cierpimy przez poprzednie pokolenie. Boję się, by nie zabrnąć w ślepy zaułek. Zależy mi, byście dobrze zrozumieli, co próbuję Wam przekazać. Spójrzmy na to jeszcze z innej strony. Młody człowiek ma talent. Olbrzymi. Pisze ciekawie, nieprzewidywalnie, oryginalnie. Pisze mądrze, ale i zabawnie. I pisze do szuflady. Ewentualnie do twardego dysku. Jedynym jego czytelnikiem jest jego komputer i to pewnie też tylko dlatego, że ów komputer nie ma innego wyjścia. Czasem przeczytają coś rodzice, zazwyczaj z łaski, czasami tylko z ciekawości. Ale to nic. I tak szuflada. Czy istnieje alternatywa? Oczywiście, że istnieje. Można zawsze spróbować. Przecież to nic nie kosztuje, wysłać parę listów do redakcji, do wydawnictw i zapytać, czy nie zechcieliby czegoś przeczytać. Ależ oczywiście, że nie zechcą. Nie zawsze. W większości. A jeśli zechcą, to zapewne nie wezmą. Choćby tekst był literackim ideałem. Nie zawsze. W większości. Bo ludzie boją się młodych – mądrych. Wolą posądzić o plagiat lub równie dobrze wymyślić inną bzdurę, by tylko oszczędzić sobie kreowania Zjawiska. Nie zawsze, ale w większości.

Chodzi o to, że pieniądze na marzeniach zrobi tylko niesamowity szczęściarz, na którego zupełnie przypadkiem natknie się łowca talentów. Ewentualnie kompletny głąb o znanym lub chwytliwym nazwisku, który pisać nie umie wcale, ale to przecież bez znaczenia. Tekst ma być przyswajalny dla przeciętnych. Zjadliwy. Niekoniecznie mądry, niekoniecznie z pomysłem. Albo trzeba być po prostu obrzydliwie bogatym. To dziwnym trafem zawsze rozwiązuje problemy.

Jeśli natomiast ma się pomysł i na dodatek ma się talent, ale nie szczęście (czyli nie jest się jednym na milion!), to kompletna mogiła. I tym sposobem potwierdza się kolejna prawda, że „ideał sięgnął bruku”. Pogratulować Panie Norwid trafnych spostrzeżeń. I jakich ponadczasowych!

I wracamy do punktu wyjścia. Gdy już spłynie nam z głowy ten cały kubeł zimnej wody, znowu stajemy na tym cholernym rozdrożu. I tym razem już potulnie, postawieni do pionu robimy to, co lata wcześniej kazali rodzice. Idziemy jak te barany na rzeź i udajemy, że nam to odpowiada. A potem czeka nas już tylko to, co innych. Pełen portfel, pełne konto, żona w domu, kochanka poza, rozpieszczone dzieci i inne nieszczęścia...

I kto mi teraz zasadzi kopa?

Alicja Rabiko
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.