Podróże małe i duże > Skarpety i Sandały. Niekompetentny przewodnik po Polsce

Zbrodnia w pensjonacie Wrzos, część I

Rozdział I

Zbrodnia w pensjonacie WrzosPołudniowo-zachodnie rubieże Rzeczypospolitej. Dzikie wilgotne stoki Gór Stołowych. Wieczór. Słońce już zaszło. W pensjonacie dla Seniorów „Wrzos” panuje cisza... Cisza przed burzą. Zaledwie kilka mil stąd kończy się cywilizacja. Dalej są już tylko barbarzyńskie Czechy. Husyckie ziemie groźnych wąsaczy, uzbrojonych w abstrakcyjny humor Kafki i Haška. Kraniec znanego świata.

Dolny Śląsk. A jeśli Śląsk, to górnicy. 20 lat ciężkiej pracy setki mil pod ziemią, a potem odprawa i emeryturka. O ile wcześniej nie pierdyknie metan. Górnicy w Kudowy poszukiwali złota i ropy. Znaleźli coś cenniejszego – śmierdzącą zgniłymi jajami wodę, którą nazwali mineralną. To jest złoto tych dzikich gór. Eldorado dla szybkostrzelnych rewolwerowców z problemami żołądkowymi. Ziemia bezprawia. I gazów...

Nazywam się Marloł. Filip Marloł. Siedzę w fotelu, w którym grzał swe hemoroidy Bruno Schultz i popijam łychę ze szklanki, która jeszcze śmierdzi z lekka cygarem Winstona Churchilla. Kudowa-Zdrój. Najstarsze uzdrowisko na krańcu świata, do którego przynajmniej raz w życiu przyjechać musi każdy możny tego świata. Podobno papież Franciszek najpierw odwiedził incognito ten słynny pensjonat, zanim poleciał do Balic na ŚDM. Zobaczyć Kudową i umrzeć, jak mówił Wokulski do swej nadmuchiwanej lalki.

W Pensjonacie panuje ciężka i duszna atmosfera. Nad wielką salą pełniącą funkcję recepcji, baru i sali balowej unosi się złowrogi nastrój. Nerwowe spojrzenia, które rzucają pensjonariusze, pogłębiają grozę. Nikt nie wie, kto jest odpowiedzialny za popełnioną tu zbrodnię. Który z pensjonariuszy zdobył się na tak przerażający czyn? Co nim powodowało? Czy czytał Wyborczą czy W sieci? Na kogo głosował? Jak bardzo skrzywioną psychikę musi mieć ten jeden jedyny pensjonariusz, który zdobył się na to, aby napisać w ubikacji „Andrzej Dupa”...

Dlatego właśnie siedzę w fotelu w zacienionym rogu sali, popijam łychę i obserwuję pensjonariuszy. Sam Piotr Maziarz, słynny w Rzeczypospolitej ostatni sprawiedliwy burmistrz Kudowy, wysłał do mnie telegram, prosząc mnie, abym rozwiązał tę zagadkę. Dlatego tu jestem. Dlatego przejechałem wiele mil ze wschodu w kurzu i deszczu, i wynająłem od patrzącej podejrzliwie spod krzaczastych brwi starszej już właścicielki najdroższy pokój w tym pensjonacie, w którym sto lat temu nocował sam Churchill.

„Andrzej Dupa”... Na razie w moim notesie figurują jedynie te dwa słowa. Kto jest złoczyńcą, a kto jest dobry? Komu mogę zaufać? Gdzie zaprowadzi mnie śledztwo? Ile miejsc, gór i dolin na Dolnym Śląsku muszę odwiedzić, aby znaleźć odpowiedź... Pytania cisną się do głowy. Wątki mieszają się. Wypiłem już całą butlę łychy i wszystko mi się poplątało... Jaki jest mój nr pokoju?

Rozdział II

Dwa dni… Dwa długie dni bez mojego pamiętniczka. Bez prądu, jedzenia i wody. Bez dachu nad głową. Tak kochani. Zabłądziłem w labiryncie Błędnych Skał w Górach Stołowych. Zaraz po wejściu w ciasne przejścia zszedłem ze szlaku i wlazłem w jakąś odnogę. Potem było już tylko gorzej. Dwa dni i dwie noce błąkałem się pomiędzy skalnymi tworami i niczym prehistoryczny łowca musiałem sam zdobywać jedzenie. Owady, korzonki i mech… Jak premier Waldemar Pawlak. Co najgorsze – straciłem również dwa śniadania, które były w cenie pokoju…

Ale po kolei. Rano obudził mnie przerażający ból głowy – na etykietce łyski nie było ostrzeżenia o takich objawach – oraz chłodna rosa na nosie i skarpetkach. Tak jest… Spałem w krzakach. Jak przez mgłę przypomniałem sobie, że w nocy niczym D’Artagnan fechtowałem kluczykiem w okolicach zamka do pokoju. Bezskutecznie. Na szczęście bezskutecznie. To nie był mój pokój, tylko osiemdziesięcioletniej kuracjuszki.

Wróciłem teraz do swojego pokoju i doprowadziłem się do porządku, myśląc o moim zadaniu. „Andrzej Dupa”… Jakim zwyrodnialcem trzeba być, aby popełnić te dwa wyrazy w WC…

Śniadanie zjadłem, zastanawiając się, od czego zacząć i obserwując spod oka innych śniadających kuracjuszy. Starałem się nie zwracać uwagi na awanse, które czyniła mi siedząca przy sąsiednim stoliku osiemdziesięcioletnia kuracjuszka, do której dobijałem się przez pomyłkę w nocy. Praca detektywa to ciężki kawałek chleba. Ciężki… bo z glutenem.

Wyszedłem z ośrodka i udałem się do Parku Zdrojowego. Usiadłem na słynnej ławeczce ogrodnika i przez dłuższą chwilę dyskutowałem na tematy teologiczne z siedzącym obok sympatycznym wąsaczem, zanim nie zorientowałem się, że jest on pomnikiem. Nieco zdezorientowany udałem się do pijalni wód mineralnych, gdzie za 1,50 zł uzyskałem bezgraniczny dostęp do śmierdzącej zgniłymi jajami wody mineralnej o dźwięcznej nazwie Marchlewski. Popijając wodę, obserwowałem kuracjuszy. Nieco Niemców i Czechów, ale zdecydowanie przeważali Dolni Ślężanie. Niemców wykluczyłem z kręgu podejrzanych. Większość z nich jest analfabetami i nie dałaby rady napisać poprawnie dwóch wyrazów. Natomiast Czesi… Tak. Czeski ślad. Zebrałem w głowie moją całą wiedzę o Czechach.

Na pytanie: skąd się wzięli Czesi, Erich von Daniken odpowiada bez namysłu: z kosmosu. Potwierdza tym stare podania ludowe, które mówią o Lechu, Czechu i Rusie, którzy pochodzą odpowiednio: z lasu, z kosmosu i… z piekła (Slavko… wybacz). Aby wjechać na terytorium Czech, należy kupić winietkę. Bez niej tlen skończy się już po 30 kilometrach, a nie wziąłem ze sobą skafandra, który dostałem na pamiątkę od generała Mirosława Hermaszewskiego. Stolicą Czech jest odległy zaledwie o 75 km od Kudowy Jiczyn, w którym rządzi groźny husycki brodacz, Rumcajs – prezydent całej Czeskiej Republiki. Pamiętałem, że w 1945 roku Husyci kłócili się z nami o te ziemie – m.in. o Kudową i wysłali tu nawet pociąg pancerny. Na szczęście udało się utrzymać te tereny. Wciąż są one jednak penetrowane przez groźny czeski wywiad Szwejkuritate, na czele którego stoją Patt i Matt.

Miałem pewne poszlaki – otóż w Muzeum Zabawek wśród wielu różnych lalek i figurek ujrzałem małego Krteka – znanego nam wszystkim Krecika… To od niego wzięło się polskie określenie KRET. Nie muszę Wam tłumaczyć, co ono oznacza…

Wdrapałem się na wzgórze parkowe, chcąc spojrzeć z góry na miasto ze słynnej Altanki Miłości. Niestety była zajęta. Przez osiemdziesięcioletnią kuracjuszkę z mojego pensjonatu… Rozpromieniła się na mój widok. Czym prędzej ewakuowałem się na dół. To ja już wolę Czechów…

W okolicach pensjonatu Polonia w mojej skrzynce kontaktowej pod ławką znalazłem karteczkę z napisem „Kaplica Czaszek w samo południe”.

Kaplica Czaszek… Dzielnica Czermna… Groźna nazwa zmroziła mi plecy. Czaszki pochodzą z czasów Wojny Trzydziestoletniej, gdy Niemcy, Szwedzi, Czesi i polscy Lisowszczycy tłukli się wszędzie, gdzie popadnie. Również i na ziemi Kłodzkiej. Z duszą na ramieniu wszedłem w ciemne przerażające wnętrze…

Stąpałem cicho pomiędzy piszczelami i czaszkami… Nagle z mroku, spomiędzy czaszek wyłoniły się nastroszone wąsy. W głębi czekał na mnie sam minister Waszczykowski. Nie potrafię Wam powiedzieć, co było bardziej przerażające: czaszki czy wąsy arcygroźnego ministra… Spojrzał na mnie i rzekł cicho tylko dwa słowa:

– Cykliści i wegetarianie.

A więc to tak... Czeski ślad był jedynie sprytnym zatarciem śladów przez przebiegłego przestępcę. Cykliści i wegetarianie… Krąg podejrzanych znacznie się zawęził. Przypomniałem sobie, że rano przy śniadaniu, jeden z kuracjuszy nie wziął ze szwedzkiego stołu parówki…

Wróciłem czym prędzej do pensjonatu i kontynuowałem śledztwo. Kuracjusz nie dość, że nie wziął parówki, zignorował również plasterki szynki, co umocniło poszlakę. Dodatkowo na żwirze przed pensjonatem ujrzałem ślady po rowerze. Cykliści i wegetarianie… Andrzej Dupa… Elementy układanki zaczynały do siebie pasować.

Ślady wiodły w góry. Ubrałem czym prędzej grube skarpety i sandały na grubej gumowej podeszwie, zarzuciłem na ramię chlebak z mapą – niestety zupełnie innego terenu – i ruszyłem gorącym śladem na poszukiwanie przestępcy.

Góry Stołowe – najdziksze masywy Rzeczypospolitej tuż przy granicy z Czechami. I sam ósmy krąg piekieł – Błędne Skały. Przerażający labirynt, którego nie pokona nawet Magda Gessler. Zwłaszcza Magda Gessler. To tam zawiodły mnie ślady wegetariańskiego cyklisty i jak już wspomniałem, na początku spędziłem wśród oślizgłych skalnych bloków dwa długie dni. Ale nie na darmo…

Na jednej ze skał znalazłem wydrapane rysikiem znowu te same słowa. Andrzej Dupa… A pod napisem, na leżącym swobodnie kamieniu, ujrzałem zmięty papierek. Rozwinąłem go i ujrzałem malutką historyjkę obrazkową z kaczorem. Zapach przypomniał mi lata osiemdziesiąte XX wieku.

Akcja się zagęszczała…

Wuj Happy
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.