Kampania ”Miłość nie wyklucza” mimo tego, że nie zaskakuje nas krzykliwymi obrazami i kolorowymi spotami, jest dziś jedną z najszybciej wypływających kampanii. Choć jej temat - homoseksualizm - jest Polakom wciąż obcy, merytoryczność i owa inność akcji sprawia, że chcemy jednak widzieć o co chodzi. Pan Wojciech Szot, pomysłodawca całej kampanii opowie o tym, dlaczego tak a nie inaczej…
- Agnieszka Pawłowska: Pańska kampania na rzecz zalegalizowania związków osób homoseksualnych różni się zupełnie od wszelkich dotąd organizowanych akcji tego typu. Na jej stronie możemy już przeczytać konkretny projekt ustawy legalizującej takie związki, plakaty promujące kampanię są stonowane, przemyślane… Skąd pomysł na taką akcję? Myśli pan, że w taki dość spokojny i zrównoważony sposób uda się w ogóle dotrzeć do ludzi?
- Wojciech Szot: Pomysł narodził się na studiach. Na zaliczenie przedmiotu mieliśmy przygotować projekt kampanii społecznej. A że temat związków partnerskich jest mi bliski to poszedłem w tym kierunku. Później okazało się, że jest grupa osób, która chciałaby go zrealizować, oczywiście już po wielkich modyfikacjach. Można powiedzieć, że są dwa cele - jeden to przypomnienie, że związki osób tej samej płci są traktowane przez państwo dyskryminująco, drugi to pokazanie na czym polega proponowane przez nas rozwiązanie, wskazanie na konkretny problem i odpowiedzenie na pytanie - jak to zmienić? Problemem wielu dotychczasowych dyskusji było to, że mówiło się o “problemach”, ale nie nazywało ich konkretnie, mówiło się o potrzebie “ustawy”, ale prawie nikt takiej ustawy nie widział. Tym razem jest inaczej. Chcemy edukować tak, by nasi przeciwnicy, ale i nasi zwolennicy, wiedzieli o czym mówią, gdy wypowiadają się o związkach partnerskich. Edukacji nie da się uskuteczniać szokowaniem czy tandetną prowokacją. A jeśli kogoś nadal szokuje widok pary gejów czy lesbijek - jak przeczyta nasze historie to może mu się to trochę odmieni.
- AP: W Polsce istnieje ogromny problem przede wszystkim ze zrozumieniem ”zjawiska” homoseksualizmu oraz jego zaakceptowaniem. Czy nie uważa pan, że wychodzenie od razu z gotowym projektem nie jest zbyt szybkim krokiem w tym kierunku?
- Wojciech Szot: Bardzo wiele osób nie rozumie też, że kobieta nie jest tylko żoną, matką, chodzącym AGD, co nie znaczy, że kobiety muszą skupiać się na akcjach udowadniających, że znają się na czymś innym niż usługiwanie mężczyznom. Można robić jedno i drugie - my chcemy pokazać wszystkim którzy myślą, że istnieje tylko model heteroseksualnego związku, że żyją w błędnym przekonaniu, ale jednocześnie już mamy dość mówienia “niech nas zobaczą”. Widzieli już tysiące razy, w telewizji, na żywo, słyszeli. To, że nie dopuszczają do siebie tej wiedzy to już inna sprawa. Od ponad pięciu lat jesteśmy obecni w debacie publicznej. Czas, by uczynić kolejny krok. A takim jest domaganie się uznania i respektowania przez państwo naszych związków. Ustawa o związkach partnerskich to nie tylko żądanie niższych podatków, to również chęć wzięcia przez nas ustawowej odpowiedzialności za naszych partnerów/partnerki. Niestety musimy też pamiętać o tym, że dla niektórych w Polsce nadal jesteśmy dewiantami, chorymi jednostkami, co jest spowodowane brakami w edukacji, homo i transfobicznym systemem edukacji. Jednak Ci obywatele i obywatelki są już w mniejszości. Zawsze jest czas na walkę z takimi słowami, ale czas już też na poprowadzenie dyskusji dalej.
- AP: Na stronie czytamy, iż celem ustawy jest ułatwienie życia osobom żyjącym w takich związkach, jednak ustawa, zakładając, że weszłaby w życie, pociągała by za sobą inne konsekwencje, takie jak adopcje dzieci przez pary homoseksualne, a co do tego mają wątpliwości nawet co niektórzy homoseksualiści…