Historia

W średniowiecznej kuchni

W średniowiecznej kuchniAleż hałas! Ileż śmiechu! Jak gwarno, ruchliwie, radośnie było w piątek od późnego ranka do wczesnego popołudnia w kętrzyńskim zamku. Szkoły podstawowe przyjęły zaproszenie pani Darii Zecer, która, zapewne zmęczona, ale i szczęśliwa, witała małych gości i ich opiekunów już na dziedzińcu.

Ach, te dzieci… Jedne nieco przestraszone delikatnym strofowaniem przez wychowawczynie, inne rozbrykane i niezawracające sobie głów poszanowaniem czcigodnych murów zamkowych, bo przecież na to przyjdzie czas dopiero za ileś tam lat… Wszystkie jednak wchodząc przez żelazną bramę, kierowały wzrok ku urządzeniu służącemu ręcznemu mieleniu zboża, czyli żarnom. Jednak to nic, ponieważ parę kroków dalej wydobywa się dym. Pewnie jego zapach uczniowie czuli już na wysokości kościoła św. Jerzego i być może mylili z woniami restauracji. Nie, nie! To coś o wiele przyjemniejszego. Mazurska kuchnia nie tylko była tego dnia do oglądania. W białym (lnianym?) stroju krzątał się przy piecu najprawdziwszy Mazur z podwęgorzewskich lasów i bagien. Krzątał się to mało powiedziane, bo z nieprawdopodobną inwencją, szybkością, pewnością i sprawnością wypiekał chleb.

Dzieci mogły obserwować dawny proces powstawania tego najpopularniejszego współczesnego produktu spożywczego od momentu, gdy w zręcznych dłoniach pojawia się garść ziaren zboża, aż do smacznego końca – gotowych gorących kawałków ciemno-brązowo-złocistego, wyjątkowo smacznego, chleba. Do jego degustacji uczniowie ustawiali się w zdyscyplinowanej kolejce. Wszakże ta atrakcja była przygotowana dopiero po dydaktycznej, aczkolwiek, w wesołej formie podanej, opowiastce o średniowiecznej kuchni mazurskiej na najwyższym piętrze muzeum.

W średniowiecznej kuchniW średniowiecznej kuchniW średniowiecznej kuchni

Tupot małych stóp na zwykle cichych schodach i korytarzach zamku. Jakże to miło, gdy te ściany ożywają. Trochę przepychanek po drodze. W końcu sala ze sprzętami i narzędziami będącymi na wyposażeniu mazurskiej chaty. Czujny zamkowy giermek w pobliżu, zaś dworska służka rozpoczyna opowieść, która, żeby nie zanudziła, co chwila przerywana jest pytaniami do dzieci. Te z kolei korzystają i wyciągają w górę rączki, żeby mówić, popisywać się, zgadywać. Błyskają flesze aparatów fotograficznych w telefonach komórkowych pań nauczycielek i wychowawczyń. Młodzi goście muzeum podparci wiedzą zbiegają na dół, gdzie na dziedzińcu czeka tajemniczy mazurski piekarz…

Jerzy Lengauer
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.