Początkowo plan wyprawy miał być inny. Mieliśmy pojechać na naszym mechanicznym rumaku na Ukrainę i odwiedzić rosyjskie miasto olimpijskie. Tym razem nasze plany pokrzyżowała polityka. Na otarcie łez wybieramy więc Bałkany.
Ruszamy z Polski wczesnym rankiem. Przez Czechy i Słowację docieramy do kraju naszych bratanków – Węgier. Po przejechaniu 520 km docieramy do Keszthely. Zostawiamy rzeczy w pensjonacie i ruszamy na miasto. Węgierska miejscowość nie robi na nas dużego wrażenia. Jest upalnie i tłoczno. Spacerujemy nad Balatonem, a wieczór postanawiamy spędzić w Heviz – miejscowości uzdrowiskowej. Trafiamy tam na festiwal bluesowy. Degustujemy lokalne dania i podziwiamy występy muzyczne.
Kolejny dzień to prawie 500 km i mozolna jazda do Sarajewa. Droga do granicy węgiersko-chorwackiej nie jest w najlepszym stanie. Granicę pomiędzy Chorwacją a Bośnią i Hercegowiną przekraczamy bez problemu. Celnik uśmiecha się i życzy szerokiej drogi. Ten bałkański kraj to raj dla motocyklistów – równy asfalt, górskie serpentyny i piękna górska sceneria. Nic tylko tankować do pełna i jechać. Kolację jemy 150 km od Sarajewa. Na nasz stół trafia bośniacka, mocna kawa wielkości naparstka, pożywna zupa i hamburger wielkości talerza. Jedzenie jest pyszne. Wieczorem jesteśmy w Sarajewie. Zaskakuje nas burza. A samego hostelu szukamy prawie godzinę, bo każda napotkana osoba wskazuje nam inny kierunek jazdy. Ulice stolicy są słabo oznakowane, a położenie miasta na wzgórzach utrudnia nieco orientację w terenie.
Sarajewo to miasto naznaczone wojną. Nowoczesne biurowce sąsiadują tu z rozpadającymi się kamienicami. Zadbane parki z pomnikami poległych. Budynki mieszkalne z dziurami po kulach, przypominają o burzliwej historii i oblężeniu miasta. Spacerując po Sarajewie można spotkać tak zwane „Róże Sarajewa” – miejsca gdzie zginęli ludzie w czasie trwania oblężenia miasta, wypełniono po wojne czerwoną farbą. Rozbryzgi tej farby przypominają róże. Róże Sarajewa są na chodnikach, na placach. Jedne już wypłowiałe, inne doskonale widoczne z daleka. Sarajewo to także ciekawe zabytki o dużej wartości historycznej. Liczne meczety, cerkwie, kościoły, zabytkowe ulice i skwery. Wspinamy się na jedno ze wzgórz i z ruin twierdzy podziwiamy miasto.
Następnego dnia naszej motocyklowej wyprawy docieramy do Mostaru. Znajdujący się tu most i zabytkowa dzielnica figurują na Liście UNESCO. Jest upalnie. Wszak to najcieplejsze miejsce na całych Bałkanach. Przedzieramy się przez tłum ludzi, podziwiamy most, robimy pamiątkowe zdjęcia i ruszamy dalej. Wieczorem docieramy do Neum – jedynego miasta Bośni i Hercegowiny, które ma dostęp do morza Adriatyckiego. W kurorcie znajdują się kamieniste plaże, miasto jest zadbane i czyste. Kupujemy czerwone wino i podziwiamy zachód słońca.
W Neum spędzamy 4 dni. Zażywamy kąpieli słonecznych i lenistwa, ale wybieramy się także na jednodniową wycieczkę do chorwackiego Dubrownika. Miasto nazywane jest perłą Adriatyku i najbardziej słonecznym miejscem w Europie. Pogoda w Dubrowniku nie jest dla nas łaskawa. Na murach miejskich dopada nas front burzowy. Przemakamy do suchej nitki, ale uparcie kontynuujemy zwiedzanie. Niesprzyjającą pogodę postanawiamy przeczekać w jednej z restauracji. W końcu udaje się nam wyruszyć w drogę powrotną.
Rozpoczynamy drugi etap wyprawy. Z bośniackiego Neum wyruszamy do Czarnogóry. Czeka nas tylko 300 km na motocyklu. Jednak odległość tę pokonujemy w niespełna 10 godzin. Powodem tak długiej i mozolnej jazdy są niekończące się korki, które ciągną się przez cały kraj. Nie ma mowy o skutecznym wyprzedzaniu samochodów. Średnia prędkość naszego sportowego motocykla to niecałe 45 km na godzinę. Jesteśmy poirytowani i zmęczeni upałem. Udaje się nam objechać Bokę Kotorską, w okolicach Budvy podziwiamy wyspę Świętego Stefana. Na domiar złego musimy jechać objazdem przez góry, ponieważ w wyniku wypadku samochodowego główna droga jest zamknięta. Objazd wyznaczamy sobie sami i w ten sposób poznajemy górskie oblicze Czarnogóry – kamienne szczyty, malownicze winne doliny, senne wioski. W końcu docieramy do Ulcinja – miasta położonego tuż przy albańskiej granicy.
Ulcinj to centrum turystyczne – trzeci kurort w Czarnogórze po Budvie i Kotorze. Największą atrakcją miasta jest położona w jej okolicach Velika Plaza – plaża o ciemnym, drobnym piasku, która liczy około 17 km długości. Ma kilkaset metrów szerokości. Ciągnie się aż do granicy z Albanią. Każdy znajdzie tu miejsce dla siebie.
Wieczorem miasto jest bardzo zatłoczone i w okolicach starego miasta trudno o stolik w restauracji. Spędzamy tutaj 6 dni. Organizujemy dwie jednodniowe wycieczki. Zwiedzamy Kotor – miasto figuruje na liście UNESCO. Wspinamy się na ruiny twierdzy, z której roztacza się niesamowity widok na Bokę Kotorską.
Podczas naszego pobytu wjeżdżamy też do Albanii. W okolicach Szkodry zwiedzamy ruiny zamku Rozafa. Objeżdżamy także Jezioro Szkoderskie. W Albanii zafascynowały nas Góry Przeklęte – podobno warto wjechać w to pasmo górskie na motocyklu typu enduro. Obiecujemy sobie, że do tego fascynującego kraju jeszcze kiedyś wrócimy.
Po 16 dniach kierujemy się w stronę Polski. Przywozimy ze sobą ponad 500 zdjęć. Licznik wskazuje przejechane 3800 km. A my mamy już kolejne pomysły na następne wyprawy motocyklowe.