„Pętla”, „Pod wulkanem”, „Moskwa-Pietuszki”… i wiele innych obrazów na podstawie literatury. Do tego kanonu odzwierciedlającego kondycję ludzką dołożył swój film najbardziej obecnie odznaczający swoje piętno na polskim kinie Wojciech Smarzowski. Raczej Wojtek Smarzowski. Bo chyba po raz pierwszy oficjalnie, na plakatach, o reżyserze pisze się Wojtek. Zatem – Wojtek. I taki jest „Pod Mocnym Aniołem”. Nie od Wojciecha, ale od Wojtka, który w półtoragodzinnym filmie przedstawia nie drogę alkoholika, ale Himalaje stanów fizycznych i psychicznych. Zapaści i delirium tremens. Nie drogę do dna, ale samo dno. A rynsztok u Smarzowskiego nie ma wartości artystycznej. Chyba że odwołamy się turpizmu. Chyba że poprzez grę aktorską. Choćby Więckiewicza, który zdetronizował Marcina Dorocińskiego, a wokół tronu filmografii polskiej umocnili swoje pozycje Arkadiusz Jakubik, Marian Dziędziel, Iwona Bielska, Lech Dyblik i Julia Kijowska. Wraz z doskonałą, epizodyczną rolą Agaty Kuleszy, czy żartem z „Drogówki” z główną w nim rolą Bartłomieja Topy.
Starsi widzowie powinni wyjść z seansu ze swoistym poczuciem nostalgii, porównywalnym do reakcji na kanoniczne obrazy wyświetlane w peerelowskiej telewizji. Ten pomnik abolicjonizmu, czyli przeciwstawienia się niewolnictwu i segregacji rasowej, jest doskonały pod każdym względem. Poczynając od wiernego odzwierciedlenia epoki, i tu oklaski, że akcja umiejscowiona jest na, skądinąd urokliwych, bagnach Luizjany, przez scenografię i kostiumy, po wielkość aktorstwa najbardziej tragicznego bohatera Edwina Eppsa, granego przez Michaela Fassbendera, któremu partneruje Lupita Nyongo, tudzież jej rywalkę Sarah Paulson, aż w końcu epizod etnograficzny z rdzennymi mieszkańcami bagien znad Zatoki Meksykańskiej. Oczywiście film nie wnosi niczego nowego w stosunku do serialu „Korzenie” opartego na powieści Alexa Haleya. Należy jednak podziwiać umiejętność ekranizacji „12 years a slave”, która nie nuży widza w ciągu ponad dwóch godzin, tudzież w dość wrażliwy sposób rozliczania się przez Amerykanów z niechlubną drogą do państwa liberalnego i demokracji.
O filmach piórem bibliofila:
Październik w kinie: „Jak ojciec i syn”, „Wakacje Mikołajka”, „Omar” i „Służby specjalne”Styczeń w kinie: „Pod Mocnym Aniołem” i „Zniewolony”Luty w kinie: „Sierpień w hrabstwie Osage”, „American Hustle”, „Out of the Furnace” i „Ona”Marzec w kinie: „Witaj w klubie”, „Wielkie piękno” i „Kapitan Phillips”Kwiecień w kinie: „Tajemnica Filomeny”, „Kobieta w klatce”, „Borgman”, i „Snowpiercer: Arka przyszłości”Maj w kinie: „Duże złe wilki”, „Chłód nadchodzi nocą” i „Ida”Czerwiec w kinie: „Ojciec Szpiler”, „Non-Stop”, „Blue Jasmine” i „Zakochani w Rzymie”Lipiec w kinie: „Wichry Kołymy”, „Blue ruin” i „Mandarynki”Sierpień w kinie: „Gang story”, „Przychodzi facet do lekarza” i „Mea culpa”Wrzesień w kinie: „Magia w blasku księżyca” i „Dochodzenie”Dwunastu bardzo gniewnych ludzi w Orient Expressie, czyli śródświąteczny esej o filmach Za jakie grzechy, dobry Boże?