Kultura

Spotkaliśmy szczęśliwych wikingów, Borrekaupangen 2016

Borrekaupangen 2016A miało to miejsce w Norwegii w miejscowości Borre podczas odbywającego się tam co dwa lata marketu wikińskiego – Borrekaupangen. Wikingowie zjawili się tam, aby handlować, wytwarzać swoje towary, bawić się, śpiewać, tańczyć, biesiadować no i oczywiście żeglować i walczyć. A było ich sporo. Według organizatorów, samych uczestników imprezy zarejestrowało się około siedmiuset, do tego należy dodać ich partnerów, dzieci oraz krewnych i znajomych królika, którzy choć oficjalnie nie zameldowani, też dziarsko się udzielali. Natomiast zwiedzających, z których spory odsetek również przyszedł w strojach wikińskich, przez te trzy dni trwania imprezy, przewinęło się dużo, dużo więcej.

Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016

Impreza miała charakter typowo historyczny – królowały stroje, broń i dodatki wyłącznie z epoki wikingów. Na straganach sprzedawano tylko to, co wiązało się z tym okresem. Tutaj w odróżnieniu od Festiwalu średniowiecznego w Oslo nie było miejsca dla obwoźnych supermarketów – jak sami sprzedawcy nazwali te stragany, na których kupić można wiele wątpliwej jakości towarów, tylko umownie związanych ze średniowieczem. Dlatego asortyment był dość ograniczony. Np. polscy sprzedawcy przywieźli ze sobą biżuterię i ozdoby, produkty ze srebra, brązu, bursztynu, kości, rogu, ceramiki czy skóry. Ogólnie rzecz biorąc rzeczy dość konkretne, których sprzedaż zapewne przyniosła im wymierne korzyści.

Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016

Były też stoiska z takimi produktami jak zioła (np. czosnek niedźwiedzi), domowe przetwory, miód czy ekologiczne jajka. Ktoś oferował średniowieczne przepisy kulinarne, a jak smakują przyrządzone według nich potrawy, można było skosztować na jego straganie. Para z Danii sprzedawała wędzoną sól i naleśniki robione nad ogniskiem. Co ciekawe na swoim namiocie umieścili oni napis „røkt salt” wypalony na desce. Gdy dowiedzieli się, że pochodzimy z Polski, przekręcili deskę na drugą stronę. A tam widniał napis „sól wędzona”. Okazało się, że ze swą solą i naleśnikami zaglądają również do Wolina. Dodajmy, że Dania jest krajem okupowanym przez EU, dlatego nasi rozmówcy zaznaczyli, że ich sól nie była wędzona tradycyjnie w dymie, tylko po nowemu, w europejskich dyrektywach.

Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016

Czy handel takimi produktami się opłaca, czy można wyjść na czysto? – ciężko powiedzieć. W rozmowie z kilkoma osobami uczestniczącymi w wielu takich imprezach w całej Europie dowiedzieliśmy się, że nie dla wszystkich zyski są ważne. Nie chodzi o pieniądze, a o atmosferę imprezy. Jeśli coś się sprzeda, to dobrze. Jeśli zwrócą się poniesione koszta, to jeszcze lepiej. Najważniejsze jest w tym wszystkim to, że przez te kilka dni można pożyć w tej epoce, z którą się najbardziej utożsamia – epoce wikingów. A co to w praktyce oznacza? Ano to, że można chodzić w lnianych ciuchach, nie golić się, myć we fiordzie lub jeziorze, jeść potrawy prosto z ogniska, bez sztućców, pić z rogu lub pucharka, śmierdzieć skórą i dymem i siedzieć przy ognisku do białego świtu (a ze względu na skandynawskie białe noce, trafniejszym określeniem jest od zachodu do wschodu słońca) w towarzystwie podobnych sobie oryginałów i napawać się mniej lub bardziej wiarygodnymi historiami – zarówno takimi starymi, o dokonaniach wikińskich bohaterów, ale też nowymi, które być może z marketu na market również zostaną owiane legendą i, jak islandzkie sagi, przejdą do historii, tradycji czy kultury.

Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016

Z drugiej strony market w plenerze, to nie muzeum i nie da się tam zachować całkowitej sterylności, no i niestety trzeba iść na ustępstwa. I tak np. gotówka była jak najbardziej współczesna a do tego dodać należy, że w Norwegii ludzie już praktycznie na każdym kroku używają kart płatniczych. Dlatego co niektórzy sprzedawcy używali przenośnych terminali podpiętych do smartfonów. Jednak, żeby nie razić odwiedzających, cała aparatura chowana była skrzętnie pod serwetkami i wyciągana na widok tylko podczas płatności.

Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016

No i kwestia pogody, która nie rozpieszczała uczestników imprezy. Przez pół dnia potrafiło lać niemalże bez przerwy, tylko po to, aby przez drugie pół świeciło słońce, ale za to wspomagane przez silny wiatr. I jak w takich warunkach radzić sobie z błotem? Najprostszym sposobem było chodzenie na bosaka. Tyle, że nie wszyscy mają tyle zdrowia czy samozaparcia, aby bez obuwia biegać przez kilka dni. Dlatego kolejnym odstępstwem od historii były gumowce. Przez niektóre panie dyskretnie chowane pod długimi spódnicami, ale mimo wszystko widoczne. Również dzieci dzieliły się na bose i ogumowane (odsyłamy do zdjęć).

Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016

Mimo tego organizatorom udało się zachować niepowtarzalny klimat. Wszyscy zdawali się być niesamowicie spokojnymi i życzliwymi. Sprzedawcy wyjaśniali chętnie co jest czym i z czego zostało wykonane, mimo iż swym kupieckim zmysłem doskonale wyczuwali, że i tak z tymi dociekającymi nie dobiją targu. Rzemieślnicy pokazywali z kolei, jak krok po kroku powstają ich wyroby. W ten sposób można było zobaczyć, jak z rudy wytapia się żelazo w dymarce, jak kowal je kuje i przerabia na cokolwiek, co nie wygląda jak ruda żelaza. W ten sam sposób można było podpatrzeć, jak się robi kolorowe, szklane paciorki, tka materiały i krajki czy szyje skórzane sakwy. Do tego należy dodać, że wszyscy chętnie pozowali do zdjęć. Organizatorzy weryfikowali każdego wystawcę pod kątem zgodności z epoką. No i trzeba im przyznać, że pracę swą wykonali skrupulatnie.

Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016

Impreza była bardzo klimatyczna, na co wpływ miała również sama lokalizacja. Borre słynie z wikińskich pochówków kurhanowych (w większości splądrowanych jeszcze w średniowieczu). To właśnie tuż obok nich, w zagajniku nad brzegiem Oslo fiordu odbyła się impreza. Namioty stylizowane na wikińskie ukryte pośród drzew i paproci, spowite dymem z ognisk, przeszywanymi promieniami słońca przebijającymi się przez korony – wszystko to tworzyło niesamowity, mityczny klimat. Wielu naszych rozmówców uważało Borrekaupangen za najlepszą tego typu imprezę w Norwegii. Nam też się bardzo podobało. Do pełni szczęścia zabrakło tak naprawdę kilku detali. Przede wszystkim zbyt mało było wikińskich wojów. Było ich tylko kilku – prezentowali się świetnie z zaplecionymi brodami, marsowymi minami, poobijanymi tarczami i mieczami u pasa. Doskonale wczuwali się w swe role. Byli również wojownicy z grupy Vikverir (znani nam już z festiwalu średniowiecznego w Oslo), którzy odtwarzali na wesoło bitwy lądowe, ale i morskie (i to bez łodzi!) na placu o powierzchni około stu metrów kwadratowych... Jednak w stosunku do cywilnych wikingów było ich zbyt mało. Zabrakło również zwierząt (i nie, psy się nie liczą) a co to za średniowieczny market gdzie nic nie rży, nie gdacze czy nie gęga... No i ostatnia rzecz – wikińskie łodzie. Jak wspominałem, impreza odbywała się nad fiordem, więc aż się chciało zobaczyć las masztów aż po horyzont. Niestety były tylko dwie jednostki, z czego tylko jedna na wodzie. Obydwie były w stanie pomieścić może nawet do dziesięciu osób, no ale... Był jeszcze jeden statek. Duży, taki przeznaczony do dalekomorskich wypraw. Jednak ze względu na fale na Oslo fiordzie postanowiono go zacumować w pobliskiej marinie i przykryć brezentem...

Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016

Market wikiński w Borre z czystym sumieniem możemy polecić miłośnikom tego typu atrakcji. Było wesoło, miło i klimatycznie a ze względu na nieprzewidywalność pogody (ale pewnie też nijaką promocję i kiepskie oznaczenie dojazdu) dość kameralnie. Mieliśmy wrażenie, że na imprezę dotarli ci, którzy mieli tam dotrzeć, a pozostali zawitali tam tylko przypadkiem. Nie rozpisywaliśmy się tutaj na temat programu imprezy, gdyż nie był on najważniejszy. To nie był festiwal wikiński, ale market. A wszystko inne toczyło się wokół sprzedawców i ich straganów.

Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016

Była oczywiście muzyka – zespół Virelai (również znany nam z Oslo) pojawiał się w różnych miejscach i zachęcał ludzi do wspólnej zabawy. Większe zainteresowanie wzbudzał jednak duet Folket Bortafor Nordavinden składający się z dwóch utalentowanych oryginałów, z których jeden był nieprzeciętnie wysoki, drugi zaś nieprzeciętnie niski. Panowie grali na wikińskich instrumentach i śpiewali sagi. I trzeba przyznać, że to, co znane było nam tylko z suchego tekstu, z podkładem muzycznym nabierało nowego wyrazu. Byli też wspomniani wojowie odgrywający bitwy czy wygimnastykowany połykacz ognia (Fabian Michalov) jednak tak jak wspominaliśmy – to wszystko było tylko dodatkiem do marketu. Żeby było ciekawiej, wszystko to, czego zabrakło w Borre, znalazło się na Markecie wikińskim w Sarpsborg. Ale o tym dopiero za miesiąc.

Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016Borrekaupangen 2016
Łukasz Solawa i Agata Miszczyk.
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.