Recenzje

„Po drodze z Tadeuszem Nowakowskim. Spacerownik” – Emilia Walczak

Po drodze z Tadeuszem Nowakowskim. SpacerownikAni w Słowniku poprawnej polszczyzny Szobera z 1971 roku, ani Markowskiego z 2004. nie znajduję słowa spacerownik. Nie objaśniają słowniki frazeologiczny, wyrazów bliskoznacznych, oczywiście i wyrazów obcych, i ortograficzny, idiomów polskich, także etymologiczno-historyczny. Microsoft Office Word podkreśla na czerwono. Autokorekta robi to, co słowniki, czyli podrzuca spacerniak. Być może jestem dość blisko, ale pewności za bardzo nie mam. W głowie kołaczą się raczej powieści literatury przedwojennej, albo dzisiejsze polskie kryminały retro. Spacerniak, nie wiadomo dlaczego, brzmi jakoś warszawsko, z kolei spacerownik (kojarzony z Gazetą Wyborczą) jednak literacko, turystycznie, może i zakopiańsko (jakieś podświadome dziecięce wspominki?). W każdym razie autorka tej książeczki, nawiązując w tytule do postaci pisarza Tadeusza Nowakowskiego, przypomina Bydgoszcz przedwojenną, a zwłaszcza jej oblicze kulturalne/literackie. Ta historyczna perspektywa uzasadnia wykorzystanie czarno-białych fotografii, z dwoma jedynie wyjątkami. Na przedniej okładce widnieje małe, prostokątne zdjęcie miejskiej tablicy „Skwer Tadeusza Nowakowskiego”, zaś wewnętrzna strona okładki tylnej ( plus wspomniane skrzydełko) to mapa Bydgoszczy z zaznaczoną trasą spaceru i kolorowymi odnośnikami do zdjęć lub opisów w tekście.

Do Zeszytu 6 podchodziłem z niechęcią. Uważam, że takie informatory nudzą, są niepotrzebne. Z reguły zwiedzam miasta wedle zabytków. Jeśli są tablice informacyjne (bardzo cenię sobie te w kościołach), zatrzymuję się i czytam. Lubię długo się przyglądać, przystawać, obchodzić dookoła, patrzeć z różnych perspektyw. Stać się choć na chwilę mieszkańcem. Jeśli nie ma nigdzie opisów, po prostu chłonę atmosferę, ludzi, cienie, słońce odbijające się od szyb, klomby, opadające tynki, absurdalnie odnowione kamienice, lub zapierającą dech w piersiach pracę konserwatorską… Wystarczy gdzieś tam poczytać o historii, przypomnieć sobie o ważnych postaciach… Jakiś czas temu weszliśmy w pewien doskonały w mojej opinii nurt, zapoczątkowany chyba (ech, czy warto sprawdzać, kto pierwszy wpadł na ten pomysł?) przez Pamuka Stambułem. Dodajmy do tego mnóstwo literatury pięknej, której śladami można poruszać się po Paryżu, czeskiej Pradze (polecam gorąco Lorda Morda Miloša Urbana)…. Nasz rodzimy Marek Krajewski oberwał od pewnego znajomego mi wrocławianina za brak rzetelności w opisach ulic i budynków. Joannie Bator chyba się upiekło z Wałbrzychem… Wybierać jest z czego. Umilać sobie podróże literaturą również.

Ale Spacerownik Emilii Walczak jakoś mnie ujął. Zastanawiałem się, w czym rzecz. I doszedłem do takiego oto wniosku. Przede wszystkim nie jest to broszura z gatunku tych, które leżą tuzinami w punktach informacji turystycznych tudzież urzędach miast i gmin…, swoją barwną szatą graficzną i błyskiem kredowego papieru, sugerując, że ktoś na nich musiał zarobić …, a potem walają się w wakacyjne dni po chodnikach i trawnikach. Kolorowe, drukowane na kredowym papierze mapki zapraszają do podejrzeń, że ktoś na tych śmieciach musiał zarobić. Dalej, wydawca, czyli Miejskie Centrum Kultury w Bydgoszczy, wpisuje się w pewien bardzo ceniony przeze mnie – a pewnie niezauważalny w skali ogólnopolskiej trend postrzegania rzeczywistości przez pryzmat kultury. Mogę dodać tutaj z przyjemnością Wojewódzką Bibliotekę Publiczną i Centrum Animacji Kultury z Poznania, Związek Literatów na Mazowszu i związane z nim Ciechanowskie Zeszyty Literackie, czy w końcu Stowarzyszenie Wspólnota Kulturowa Borussia i Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Olsztyn. Oczywiście wymieniam jedynie te, z którymi miałem zaszczyt współpracować. Jest dla mnie pewnikiem, że takich instytucji, obecnie bardzo po macoszemu traktowanych przez Skarb Państwa, jest w kraju mnóstwo. Tym bardziej należy je cenić, podziwiać i trzymać kciuki za współpracę z samorządem każdego szczebla (zwłaszcza dofinansowanie).

Ot, i tyle refleksji na temat tego, dlaczego Emilia Walczak napisała książeczkę ważną, niezbędną wręcz i fascynującą. Ona nie nudzi! Ależ się tego bałem! Czy mieszkańca okolic Olsztyna może zainteresować postać kogoś, kto w tym mieście przebywał jedynie przez kilka pierwszych lat życia?. Zapewne nie. Ale przecież Tadeusz Nowakowski to bohater rozdziału Spacerownika zatytułowanego Próba biografii. Dziesięć stron fascynującej opowieści. Faktów, od których nie można oderwać oczu. Nie będę ich zdradzać. Nie można pozbawiać czytelnika przyjemności. Lecz przede wszystkim, o czym nie mogę nie wspomnieć, Nowakowski jest autorem kanonicznej (jak pisze Emilia Walczak) powieści Szopy za jaśminami, która jest pierwszym powojennym polskim literackim świadectwem z obozu koncentracyjnego. Czyż trochę nie przypomina nam się tutaj Primo Levi? W biografii Nowakowskiego przewijają się wielkie nazwiska polskiej literatury i poezji, działania na rzecz wyzwolenia spod reżimu komunistycznego. Wyliczenie miejsc, w których bywał i pracował, daje pojęcie o złożonych drogach życia tego pisarza. Autorka, rzecz jasna, nie poświęca dziesięciu stron wyłącznie na zawodowe życie Tadeusza Nowakowskiego. Ważne jest dla niej pokazanie postaci w całości, zasygnalizowanie jakiejś tkwiącej w niej niepewności (wynikającej z kontekstu historycznego? Zz osobistych przeżyć?) i prób poszukiwania jakiejś formy ulokowania się w określonej przestrzeni. Być może polskiej. Być może warmińskiej. Być może ewangelicko-augsburskiej.

A teraz dwanaście stron spaceru. Reszta to zdjęcia, króciutkie Na zakończenie, mapka trasy przechadzki i notka o Emilii Walczak (koniecznie do przeczytania!). W Bydgoszczy byłem ze dwa – trzy razy, z tego miałem okazję raz jechać i przejść się przez miasto. W wąskich ulicach tramwaje sunące po szynach. Budynki w rozmaitych odcieniach czerni. Chyba, że spod ciemnego nalotu wyzierała czerwona cegła. Choć nie zwracałem specjalnej uwagi na okna, potem wyobrażałem sobie, iż są tak zakurzone, że nawet przy włączonym wewnątrz świetle nie dałoby się zobaczyć, co tam się dzieje. I na odwrót. Ludzie w środku pracujący, czy mieszkający nie mieli możliwości zainteresowania się ruchem i zgiełkiem ulicznym. Hmm... Przypomina mi się podobny obrazek z fragmentem warszawskiego Nowego Światu i oknami Pałaców Zamoyskich i Staszica. A ulice, budynki? Dawne Katowice. Gdzieś daleko od dworca, Spodka... Jedynie usiąść na krawężniku, rzucać niedopałki do kratek ściekowych i upajać pomarańczowymi błyskami zachodzącego słońca na pokrytych sadzą cegłach .

A co pisze nam Walczak? Urodzona w Łodzi, wykształcona w Poznaniu, zarabiająca w Bydgoszczy.... Ostatnie z tych miast przedstawia, jakby to był Madryt z szerokimi arteriami, odnowionymi kamienicami, muzeami, parkami, pomnikami, historycznymi tablicami, pamiątkami sprzed obu wojen, alejkami i alejami. Co krok literatura, sztuka, teatr, ta kamienica, tamta kamienica... Wręcz perła północy niczym Ryga. Tu klasycyzm, tam eklektyzm, gdzie indziej teren po zamku z połowy czternastego wieku, dekadencka kawiarnia, kościół luterański... A wszędzie ślady po Tadeuszu Nowakowskim, który słowami autorki oprowadza czytelnika po Bydgoszczy w towarzystwie artystów o nazwiskach znanych z podręczników szkolnych, ale i takich, których bez zanotowania możemy nie zapamiętać.

Rozumiem, że Zeszyt 6 przedstawia kolejną postać związaną z Bydgoszczą i dla miasta bardzo znaczącą. Zatem kilka wakacyjnych dni w Bydgoszczy? I nie trzeba się zastanawiać nad doborem lektury.

Króciutki dopisek. Emilia Walczak to rocznik 1984. Starała się, żeby Spacerownik był czytelny i zrozumiały dla wszystkich. Czytelnicy z pokolenia trzydziestolatków i młodsi mogą mieć trudności ze zrozumieniem pojęcia flaneryzm (od fr. flaneur), ale nawet składamy ukłon Emilii Walczak za przypomnienie owego terminu, który dodaje książce swoistej estymy, atencji. Natomiast starsi od autorki będą się daremnie zastanawiać, co to, u licha, są skrytki geocachingowe. Czego brakuje? Zdaję sobie sprawę z tego, że się czepiam. Mianowicie indeksu użytych w tekście symboli cyfrowych i literowych wiążących tekst ze zdjęciami i mapką. W tekście użyte są ich trzy rodzaje, na mapce dwa. Ale czy koniecznie trzeba wpatrywać się w mapkę? Emilia Walczak pisze o wiele bardziej zajmująco i kierunek flanerowania wskazuje bezbłędnie.

Jerzy Lengauer
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.