Panna Jane Marple żyje sobie spokojnie w St. Mary Mead, aż pewnego dnia dostaje list od prawników swojego znajomego z wakacji, pana Rafiela. Wcześniej czyta w gazecie, że ów mężczyzna nie żyje. Zaintrygowana i zaskoczona udaje się do biura prawników w celu wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. Okazuje się, że Rafiel zostawił jej do rozwikłania sprawę pewnego morderstwa sprzed lat. Staruszka przyjmuje propozycję w ciemno, bo od zawsze interesowały ją takie właśnie sprawy, a mężczyzna wiedział, że może się do niej zwrócić.
Morderstwo wydaje się być skomplikowane, nie ma też żadnych istotnych wskazówek. Czy panna Marple dopnie swego i rozwikła zagadkę?
Nigdy wcześniej nie czytywałam kryminałów, po raz pierwszy też czytałam książkę pani Agathy. Na początku wydawała mi się sztywna i nudna, ale w miarę zagłębiania się w treść robi się coraz ciekawiej. Książka spodobała mi się, myślę, że mogę polecić fanom Christie i nie tylko.
Pierwszy raz, od kiedy wzięłam do ręki pierwszą część Atramentowego świata, naprawdę pokochałam tę książkę i wszystko, co jest w niej opisane. Sama tęsknię czasem do pięknych, choć złośliwych błękitnych wróżek, drzew o rozmiarach, których nasz świat nie jest w stanie pojąć i małych szklanych ludzików pomagających poetom mieszać atrament.
W „Atramentowej śmierci” Mo wraz z Resą i Meggie ukrywają się w Nieprzebytym Lesie wraz z wagantami i Czarnym Księciem. Nieustannie tropi ich Żmijogłowy. Jego pusta księga dająca nieśmiertelność zaczęła się psuć, a Żmija wraz z nią.
Do tego Orfeusz zaczyna za bardzo sobie poczynać. Wyczarowuje jednorożca tylko po to, by Szczapa mógł go zabić wyruszając na polowanie. Najgorsze jednak przed Sójką. Musi oddać się w ręce Żmii by uratować dzieci z Ombry przed Piszczałką, a co za tym idzie przed pracą w kopalniach.
Serdecznie wszystkim polecam. Ręczę, że zakochacie się w całej trylogii, tak jak zakochałam się ja! Uważam, że nie ma tutaj jakiegoś podziału wiekowego, Atramentowy świat nie jest tylko dla dzieci!