Recenzje

„Kronos” – Witold Gombrowicz

„Kronos” – Witold GombrowiczKronos miał być literackim wydarzeniem roku. Jednak po skandalizujących zapowiedziach, zarówno wydawnictwa, jak i mass mediów, legenda tajemniczego dziennika Witolda Gombrowicza pękła niczym bańka mydlana. Mimo że stronię w recenzjach od subiektywnych, pierwszoosobowych wyznań, tym razem poczynię wyjątek: jestem czytelnikiem oszukanym – oszukanym przez reklamę Kronosu w prasie, która na modłę obyczajowej sensacji zapowiadała najważniejsze dzieło literackie 2013 roku. Na stronie Wydawnictwa Literackiego oraz w mediach przed premierą tego „intymnego dziennika” pojawiły się epitety i wyrażenia, które owocnie napędzały promocję tego wcale „intymnego dziennika”, ale zbiór luźnych, nieczytelnych, nijakich, prostych, surowych notatek lub, co oddaje semantyka tytułu, abstraktu Witolda Gombrowicza. Kronos nie może być – wbrew opinii Jerzego Jarzębskiego, który pracował nad edycją notatek Gombrowicza oraz napisał posłowie do pierwszego (mam nadzieję, że ostatniego) wydania – dziełem ważnym: Bezcenne dla badacza »dziejów sławy« Gombrowicza będą także [wcześniej Jarzębski „ważność” Kronosu argumentuje syntetycznymi informacjami na temat codzienności pisarza, np. z czego żył, ile zarabiał, do kogo zwracał się o pomoc i etc. – dop. moje] relacje poświęcone staraniom o zaistnienie na forum publicznym – polskim, argentyńskim, światowym. Dowiadujemy się z nich o tym, kto popierał pisarza jako po prostu dodający mu otuchy prywatny czytelnik, kto brał na siebie trud promowania jego dzieł wśród niechętnych zrazu wydawców, którzy zaś bez wahania odmawiali druku, a powracali dopiero, gdy Gombrowicz zyskał rozgłos i można było sądzić, że przyniesie wydawnictwu zyski1 – argumentuje krytyk literacki, również współautor przypisów w gombrowiczowskim kalendarium. Wiedza doprawdy syntetyczna, gdyby jednak nie obszerne, miejscami zajmujące 2/3 strony przypisy, wstęp Rity Gombrowicz, kopie oryginalnych, nieuporządkowanych notatek Gombrowicza oraz zdjęcia samego pisarza Kronos pozostałby sztuką dla sztuki, zbiorem notatek niepotrzebnych, które niczego nie wyjaśniają, niczego nie uzupełniają, wnoszą NIC. W tym miejscu należy postawić zasadnicze pytania, na które stara się odpowiedzieć Jerzy Jarzębski: w takim razie czemu ma służyć Kronos?

Za rozochocenie Kronosem W. Gombrowicza trudno winić media, krytyków literackich tudzież samych czytelników (w szczególności wśród środowisk homoseksualnych, którzy po domniemanej skandalizującej treści szukają biograficznego uprawnienia włączenia pisarza w poczet sławnych gejów). We wstępnie Rita Gombrowicz – przyjaciółka pisarza, z którą Witold zawarł związek małżeński na rok przed śmiercią – dodaje pikanterii i forsuje wspomniane, wybitne znaczenie abstraktu: O istnieniu „Kronosu” dowiedziałam się w 1966 roku, nie pamiętam dokładniej daty. Weszłam do pokoju Witolda, jak to czasem robiłam, gdy zostawiał otwarte drzwi. Siedział przy stole, powiedział mniej więcej coś takiego: »Widzisz, piszę właśnie intymny dziennik, od czasu do czasu notuję sprawy prywatne«2 – i dalej podaje przestrogę, jaką usłyszała od swojego towarzysza: Wskazał na jeden z nich [fragment z rękopisu], nie otwierając go, i powiedział: »Jeśli wybuchnie pożar, bierz „Kronos” i umowy i uciekaj najszybciej jak możesz«3. Trudno zatem się dziwić, że czytelnicy z zaostrzonym apetytem sięgali po legendarny, wcześniej nieznany szerszej publiczności i tajemniczy Kronos. Po hucznie zapowiadanej publikacji czar prysł. Z owego „intymnego dziennika” nie dowiadujemy się niczego nowego o samym Witoldzie Gombrowiczu. Takiego Gombrowicza (zarówno ze strony filozoficznej, jak i prywatnej) znamy z głośnych dzieł pisarza: Ślubu, Ferdydurke, Trans-Atlantyku czy – lub przede wszystkim – Dzienników oraz korespondencji listownej z intelektualistami, krytykami i eseistami (m.in. z J. Giedroyciem, Cz. Miłoszem, J. Wittlinem i K. Jeleńskim).

Kronos Witolda Gombrowicza jest żadnym, nijakim dziełem. Notatki pisane na „luźnych kartkach” trudno sklasyfikować materiałem, gatunkiem diarystycznym, mimo że Gombrowicz porządkuje wpisy – co może oddawać teoretyczną wykładnię dziennika – chronologicznie, czyli każdą notatkę (choć i to za dużo powiedziane) opatruje datą. Jednak w relacjach – właściwie we wspomnieniach – Gombrowicz często się myli i popełnia merytoryczne błędy. Kronos zaczął pisać – jak przekonuje Rita – na przełomie 1952/53 roku, a pierwszy wpis otwiera rokiem 1922:

1922 Maj – matura. Lato – (Zoppot lub) Małoszyce. Ślub Janusza? Uniwersytet – Krakowskie Przedmieście – nos – prawo rzymskie – Koschembahr – Wengierow – Zawadzki – Zabłocki, poza tym: Antoś, Kazio. Potoczek – choroba (?). Powieść4.

Powyższe zapiski Witolda Gombrowicza zostały opatrzone przez edytorów przypisami (m.in. do Małoszyc, wieś, miejsce urodzin psiarza w 1904 r.), które zajęły więcej niż ½ strony. Lapidarny, treściowo ubogi Kronos zniechęca czytelnika – począwszy od dwudziestolecia międzywojennego do lat 50. – przez nagromadzenie nazwisk i miejscowości. Nieczytelne zapisy, powtórzenia W. Gombrowicz często zapisywał w porządku nie liniowym, ale kolumnowym, dodatkowo chronologiczny bałagan wzniecały dodatkowe zapiski na marginesach. Niekiedy pisarz wraca do lat młodości, przy czym pamięć Gombrowicza często zawodzi, o czym świadczą nieprawidłowe daty, skreślenia oraz wprowadzanie uzupełnień (sygnalizowane wytłuszczonym pismem), np. rok 1939 otwiera „22 agosto” (hiszp. – sierpień): Przyjazd. Wiadomość o pakcie rosyjsko-niemieckim5 – kiedy Witold Gombrowicz wypłynął z Gdyni „Chrobrym” 29 lipca i dopłynął do Buenos Aires 20 sierpnia. Rekonstruowanie kolejnych miesięcy z pobytu w Argentynie namnaża błędne daty, np. we wrześniu notuje, że „4-go” (tak w oryginale) wybucha „wojna europejska”, a przecież Francja i Anglia wypowiedziały wojnę hitlerowskim Niemcom 3 września 1939. Pisarz nie pamięta również dokładnej daty wkroczenia armii ZSRR do Polski, pisze: 17-go czy 16-go inwazja rosyjska. Im głębiej w las, tym więcej drzew. Im bliżej 1953 roku, tym więcej obcojęzycznych nazwisk oraz nazw miejscowości.

Kronos jest dziełem innym; jest niegombrowiczowski. W przeciwieństwie do Dzienników w notatniku antagonisty romantycznych mitów o wybitnej roli Polski i Polaków w dziejach historii Europy nie znajdziemy żadnych literackich ustępów natury filozoficznej, teologicznej czy krytycznoliterackiej. W Dzienniku elementy autobiograficzne stawały się przyczynkiem do rozważań na temat Boga czy Diabła. Diarystyczny dorobek Witolda Gombrowicza jest soczysty w intelektualne refleksje, gęsto obwarowany etyczną myślą (np. rozważania Gombrowicza na temat szowinizmu gatunkowego6) oraz literackimi polemikami.

Kronos to również nagromadzenie potocyzmów oraz wulgaryzmów. Kobiety często określa pejoratywnymi epitetami, np. „kurwa” lub „baba”. Ale to w tych „babach” szukał uczuciowego uniesienia i przyjaźni (tę przyjaźń znalazł w osobie Rity Labrosse). Zaskakuje natomiast stopień seksualnego rozbudzenia, który Gombrowicz najczęściej lokował w atrakcyjnych młodzieńcach.

Czego zatem dowiadujemy się z Kronosu? Być może odkrywamy, że „myśliciel jutra” chorował na syfilis, zmagał się z egzemą i wrzodami. Że któregoś dnia jego myśli zaprzątała krosta na nosie albo jęczmień na oku. Albo, co gorsze(sic!), robaki.

Kronos nic nie zmieni. Nie wniesie żadnych nowych wątków, tropów do badań krytycznoliterackich z zakresu twórczości Witolda Gombrowicza. Kronosu nie można czytać bez znajomości – przynajmniej – Dzienników pisarza. A najlepiej w ogóle nie zawracać sobie nim głowy, bowiem intelekt Gombrowicza przy Kronosie blaknie.

Mariusz Rakoski
  1. Posłowie Jerzego Jarzębskiego w: Gombrowicz W., Kronos, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013, s. 424.

  2. Wstęp do Kronosu, op. cit., s. 5.

  3. Tamże.

  4. Gombrowicz W., Kronos, op. cit., s. 25.

  5. Tamże, s. 61.

  6. „Lecz nawet gdybym uwierzył w Boga, to i tak katolicka postawa wobec natury byłaby dla mnie niemożliwa, sprzeczna z całą moją świadomością, z moim odczuwaniem – a to ze względu na sprawę bólu. Katolicyzm zlekceważył wszelkie stworzenie, poza człowiekiem. Trudno wyobrazić sobie bardziej olimpijską obojętność na »ich« ból – »ich«, zwierząt czy roślin. Ból człowieczy ma dla katolika sens – podlega zbawieniu – wszak człowiek ma wolną wolę, więc to kara za grzechy, wszak życie przyszłe wynagrodzi najściślej krzywdy tego życia. Ale koń? Robak? O nich zapomniano. To cierpienie pozbawione jest sprawiedliwości – nagi fakt ziejący absolutem rozpaczy [...] Niech cierpią! To go nic nie obchodzi. Przecież nie mają duszy. Niech cierpią zatem – bez sensu” (Gombrowicz W., Dzienniki 1957-1961).

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.