Recenzje

„Kochanek Śmierci” – Boris Akunin

Kochanek ŚmierciTo już tak znane, że chyba nie trzeba i nie warto powtarzać: Boris Akunin – B. Akunin – Bakunin. Teraz należałoby zadać pytanie, czy Borisowi Akuninowi bliżej do panslawizmu czy anarchizmu w literaturze? Cóż, wydaje się, że ani do tego, ani do tamtego. Mimo japońskiego tłumaczenia słowa „akunin” jako łotr żyjący wedle utworzonych przez siebie zasad. Umiłowanie kultury japońskiej, tłumaczenia literatury tego kraju, nasycenie własnych utworów elementami z Kraju Kwitnącej Wiśni nie bardzo kojarzą rosyjskiego, acz przyznającego się do trzech narodowości, pisarza. A pamiętacie, Państwo, zbiór opowiadań wydanych pod tytułem „Nefrytowy różaniec”, z którego pochodzi uwielbiany i uważany za najlepszy przeczytany dotąd przeze mnie utwór Akunina pt. „Przed końcem świata”? Książka poświęcona jest dziesięciorgu pisarzom, autorom kryminałów, acz gatunek traktowany jest przez Akunina niezwykle szeroko. Wśród wymienionych jest zatem Sayutei Encho, Georges Simenon, Agata Christie, Arthur Conan Doyle, ale i Washingon Irving, Umberto Eco i Edgar Allan Poe. Biorąc pod uwagę prozę naszego pisarza, co ich wszystkich łączy? Hmm… chyba klasa po prostu. Talent do zbudowania ponurej atmosfery. Umiejętność stworzenia intelektualnych podstaw fabuły. Wyczarowanie inteligentnego bohatera, wyrastającego umysłem, kulturą i jeszcze innymi cechami poza krąg danej społeczności, nawet danego kraju. Niezwykle logiczny ciąg wydarzeń z niewielkimi potknięciami, które nie rażą, lecz raczej dają czytelnikowi świadomość, że to po prostu proza, pewna forma zabawy.

I po co piszę ten hymn pochwalny? Żeby udowodnić, że warto czytać Borisa Akunina? Nie, że trzeba koniecznie! Tym bardziej że jest pisarzem rosyjskim. Jeszcze bardziej, że jego kryminały są powieściami historycznymi. Dlatego, że postać głównego bohatera, akurat tego cyklu, jest wyjątkowa, wyrasta ponad siermiężność nie tylko carskiej Rosji, ale każdego innego, w każdych możliwych czasach. Powiecie, kolejny literacki patrycjusz wśród książkowego i realnego plebsu. Tak, oczywiście! Dlaczego trzeba hołubić, jeśli w gatunku poczytnym, niewysublimowanym pojawia się postać mogąca przekazać nam wiele pozytywnych zachowań.

W moich rękach, przez bardzo krótki czas (ach! jakże szybko się czyta te około trzystustronicowe powieści) była tym razem dziesiąta część serii o Eraście Fandorinie, carskim dyplomacie, radcy stanu, urzędniku, w zasadzie kimś w rodzaju policjanta do specjalnych poruczeń. Jakże to podobne do casusu Jamesa Bonda, prawda? Różni się i nie od innych książek cyklu. Przywołując znowu „Nefrytowy różaniec” to nie rozbieżność a przepaść. Podobnie z niektórymi, które czytałem, a które wznowił w fenomenalnie wydanych okładkach Świat Książki w latach 2011-2012. Jeśli dotychczas widziałem Fandorina jako głównego bohatera od pierwszych prawie że słów powieści, to w „Kochanku Śmierci”, jak i chociażby w „Gambicie tureckim”, pojawia się przypadkiem, znienacka, troszkę niby wychodząc z cienia. W zasadzie to ma się wrażenie, zaczynając czytać, że to pomyłka, to nie cykl o Fandorinie. Albo co najwyżej Fandorin będzie postacią trzeciego planu. Och, nie! Nie popełniajcie mojej pomyłki. To specyficzny zabieg Akunina, który dodaje kolorytu fabule, wzmaga ciekawość czytelnika, buduje napięcie. I cóż, zmienia samego Fandorina.

Wchodzimy nie z Erastem Pietrowiczem, lecz niejakim Sieńką Skorikiem w dwudziesty wiek. Sieńka jst moskiewskim wagabundą, łobuzem, drobnym złodziejaszkiem. Wszakże dość szybko autor przedstawia nam jego losy od dzieciństwa i najprościej w świecie litujemy się nad nim. Co tu dużo pisać, jesteśmy u Dickensa. Tylko patrzeć, jak Skorik skończy źle, umierając na suchoty lub syfilis, lub znajdzie się bogaty dobroczyńca, oczywiście po odkryciu odpowiedniego talentu u młodzieńca. Nic z tych rzeczy. Aczkolwiek Akunin ma jakieś ciągoty do Londynu (w którejś powieści, z Fandorinem rzecz jasna, odnosił się do Kuby Rozpruwacza). Porzuca zatem Dickensa, ale nie Londyn. Chitrowka, najgorsza moskiewska dzielnica, to przecież jak zaułki Whitechapel. Tyle że z podcerkiewnymi katakumbami. Akcja kryminału tylko chwilami opuszcza to ponure miejsce. Czasem za sprawą Skorika, innym razem Fandorina. Skorik to postać niezwykle ciekawa. Jego historia nie kończy się przecież na naszej litości. Sieńka aspiruje do roli bandyty – członka gangu. Chce piąć się w górę po szczeblach kariery aż do prawego boku Księcia, jednego z capo di tutti capi. Jednak ma to nieszczęście, że odbija się od japońskiego służącego-przyjaciela Erasta Pietrowicz, Masy, Miłość spotyka Śmierć, a skarbem ukrytym w czeluściach moskiewskiego Whitechapel zaczynają interesować najgroźniejsi z groźnych tego miasta. W potworny sposób mordowani są ludzie i zwierzęta. Wkracza do akcji Erast Pietrowicz, miłośnik i znawca techniki, co poniesie go na skrzydłach Latającego Dywany nie do Londynu, czy Tokio, lecz do Paryża.

Jerzy Lengauer
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.