Recenzje

„Droga donikąd” – Józef Mackiewicz

Droga donikąd„Droga donikąd” to powieść nieomal autobiograficzna – Józef Mackiewicz opisuje w niej dokładnie to, co sam miał okazję przeżyć i zobaczyć. A widział przede wszystkim Wilno pogrążone w bezbrzeżnej apatii, której żaden z mieszkańców miasta przed wkroczeniem doń Sowietów zwyczajnie nie był w stanie sobie wyobrazić. Zderzenie eksperymentu bolszewickiego ze światem przedwojennej Polski było bowiem dla wilnian druzgocące. Życie nasze składa się już od dawna prawie wyłącznie z czekania. Czekania w kolejce, czekania na żarcie, czekania na areszt, czekania na dalszy postęp skomunizowania kraju, w każdym razie czekania na coś bardziej jeszcze przykrego, niż jest dzisiaj – mówi jeden z bohaterów już na pierwszych stronach książki. Co charakterystyczne, brak w niej jakichś wybitnie drastycznych obrazów, do których przyzwyczaiły nas powieści opisujące dramat II wojny światowej. „Droga donikąd” skupia się raczej na monotonnej beznadziejności dnia powszedniego, immanentnej dla życia pod komunizmem. Miast scen przedstawiających taśmowe egzekucje i brutalne przesłuchania, czytelnik ogląda cichą i spokojną agonię, powodowaną nudą strachu, nudą nędzy, nudą braku nadziei. Wszak w świecie komunistycznym nawet porywanie całych rodzin w celu wywiezienia ich na daleki Sybir odbywa się w zupełnej ciszy. Ciszy jakże kontrastującej z oburzeniem i niepokojem, jakie w przedwojennym Wilnie wywoływał proceder porywania... bezdomnych psów przez miejskiego hycla.

Niemniej, omawiana książka nie jest jedynie literacką relacją z okupowanego Wilna, a sięga znacznie głębiej. Szczególnie frapuje rozprawa Mackiewicza z motywami, na jakich jednostka zbudować może aktywny opór wobec absolutnego triumfu zła. Na wstępie odrzucić należy wsparcie ze strony wspólnoty, której rozpad i degeneracja osiągają w bolszewizmie niebywały poziom (kobieta gotowa spuścić psa w pogoni za uciekającymi przed NKWD sąsiadami); sędziwe ideały Polaków poprzednich epok w nowych warunkach jawią się jako śmieszny anachronizm (symboliczna sprzedaż starej szlacheckiej szabli); zawodzi także wiara w boską interwencję, która wobec ogromu ludzkiego cierpienia wydaje się wręcz nieodzowna (oczekiwany cud we wsi Popiszki jednak nie następuje). Skąd w takim razie człowiek, który mimo wszystko nie chce dać się przemielić przez tryby totalitarnej maszyny, ma czerpać niezbędną siłę? Mackiewicz, trafnie nazwany przez Mariana Hemara „pisarzem dla dorosłych”, stawia wiele podobnie intrygujących pytań. Tych, którzy pragną uzyskać na nie odpowiedzi, odsyłam do „Drogi donikąd”. Jest to bowiem jedno z największych dzieł polskiej, a pewnie i europejskiej literatury powojennej. Wydaje się mieć rację Karol Zbyszewski, gdy w recenzji omawianej powieści pisze: Gdyby »Droga donikąd« była napisana po niemiecku, czy choćby po rosyjsku, to by Józef Mackiewicz dostał Nagrodę Nobla jeszcze w tym roku. A tak? Ech, życie.

Damian Kotkowski
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.