Recenzje > O filmach piórem bibliofila

„Czarne skrzydła” – Sue Monk Kidd

Nie doceniamy, a nawet nie dostrzegamy w codziennym życiu tego, co tworzy dzisiejszy świat. Pomijamy wartości i przywileje dlatego, że ich posiadanie wydaje nam się oczywiste, nawet nie zastanawiając się, jak nasze życie wyglądałoby bez nich. A są one jak barwy, które tworzą nasz świat, dając szczęście. Mowa o niezależności, równości, wolności słowa czy też prawie do decydowania o własnym życiu. Nikt z nas nie powie, że wymienione wyżej wartości są nieważne, wszyscy bowiem rozumiemy ich ogromne znaczenie i wpływ na nasze życie. Dlaczego więc tak mało się o nich mówi? Dlaczego nie uczy szacunku do nich? Trzeba o nich mówić. Trzeba otworzyć ludziom oczy i nadstawić uszy. Tą, która w znakomity i godny podziwu sposób odkrywa przed nami ich wagę, jest Sue Monk Kidd w swojej najnowszej powieści Czarne skrzydła.

Sue Monk Kidd, amerykańska powieściopisarka, której dotychczasowe książki cieszą się dużą popularnością nie tylko w USA, funduje nam utwór, którego tematyka jest bardzo ważna, a tak rzadko poruszana w obecnej literaturze. Pomysł na Czarne skrzydła zaczerpnęła z The Dinner Party – działa sztuki opiewającego dokonania kobiet w zachodniej cywilizacji. Wśród dziewięćset dziewięćdziesięciu dziewięciu kobiet, które zapisały się na kartach historii, natknęła się na siostry Sarę i Angelinę Grimke. Już wtedy wiedziała, że to one będą bohaterkami jej najnowszej książki.

Akcja toczy się w Ameryce na początku XIX wieku. Poznajemy wówczas Sarę Grimke, córkę sędziego sądu najwyższego Karoliny Południowej. Dziewczyna na swoje jedenaste urodziny dostaje w prezencie niewolnicę, która jest praktycznie jej rówieśniczką. Czarnoskóra Szelma staje się od tej pory własnością Sary. Panienka Grimke nie chce jednak takiego prezentu. Mimo że wychowuje się w społeczności, gdzie posiadanie niewolników jest zupełnie normalne, uważa że niezależnie od koloru skóry, człowieka nie można posiadać. Wbrew swojej rodzinie nie traktuje Szelmy jak swojej własności. Dziewczyny zaprzyjaźniają się ze sobą, opowiadając o niespełnionych planach i marzeniach.

Czarne skrzydłaPochłaniając kolejne kartki powieści, coraz bardziej wczuwałam się w rolę kobiety żyjącej w czasach Sary i Szelmy. Początkowo chciałam zachować dystans do tej historii, by móc wychwytywać płynące z niej wartości i zakorzeniać je we własnym życiu, jednak z czasem stało się to dla mnie niemożliwe. Losy dziewcząt, mimo że były tylko w małym stopniu prawdziwą historią, niesamowicie do mnie trafiały. Poczułam pewną więź z tymi, które walczyły o moją wolność, prawo do realizowania swoich celów, o równość i niezależność.

Czarne skrzydła to historia, wobec której nie da się przejść obojętnie. Tak dojrzała i perfekcyjna, że odniosłam wrażenie, iż czytam swego rodzaju klasyk. Już od pierwszych stron lektura chwyciła mnie za serce. Biła od niej ogromna siła i niezależność z nutką melancholii i dramatyzmu. Chylę czoła przed autorką, która poruszyła tak okrutną wręcz tematykę, snując przy tym powieść, która zachwyca współczesnego czytelnika.

Książka stała się dla mnie inspiracją, drogowskazem. Pokazała, że istnieje wiele dobra, którego nie dostrzegamy i za które nie dziękujemy. Wytknęła palcem to, co mam. Wolność osobistą, wolność decydowania o własnym życiu, wolność miłości. Poruszająca, olśniewająca, podnosi na duchu.

Katarzyna Przybyłek
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.