Kącik poezji > Wybór wierszy

Wybór wierszy – listopad 2015

Franciszek Dionizy KniaźninFranciszek Dionizy Kniaźnin urodził się 4 października 1750 roku w Witebsku. Dramaturg i... jezuita był jednym z najwybitniejszych poetów epoki oświecenia. Naukę rozpoczął w szkole jezuickiej. Będąc w zakonie, studiował w seminariach w Połocku, Nieświeżu i Słucku. W Warszawie pracował jako nauczyciel w kolegium jezuickim. Po kasacji zakonu jezuitów, m.in. ze względu na brak święceń kapłańskich przeszedł do stanu świeckiego i podjął pracę jako sekretarz księcia Adama Kazimierza Czartoryskiego.

Zadebiutował tomem „Bajki” w roku 1776. Trzy lata później powstał dwutomowy zbiór „Erotyków”. Kniaźnin przekładał utwory La Fontaine’a i tłumaczył poezję Horacego. Pracował w Bibliotece Załuskich. W roku 1781 ukazały się „Wiersze”, a w latach 1787–1788

„Poezje” (tom 1–3). Kiedy poeta zamieszkał w Puławach, pisał również dramaty i utwory nawiązujące do spraw społecznych i politycznych. W roku 1800 przeniósł się do Końskowoli. Ze względu na pogorszenie się stanu zdrowia psychicznego, opiekował się nim dawny przyjaciel, również poeta, Franciszek Zabłocki.

Franciszek Dionizy Kniaźnin zmarł 25 sierpnia 1807 roku w Końskowoli i tam został pochowany. W kąciku listopadowym dwa wiersze tego poety „Do Zgody Na Sejm 1788” i „Do potomności”.

Halina Herbszt

Swoje wiersze można przesyłać na adres redakcji: redakcja@libertas.pl

DO ZGODY NA SEJM 1788 Burza Europie straszliwa Całą zewsząd grozi mocą, Wschód się i Zachód wyzywa, Południe huczy z Północą. Pan potęg zagrzmiał. Niech uderzy czołem Duma przed zemsty ognistym aniołem. On rózgą we krwi broczoną Ściga tyranów i siecze; Na wzrok jego kraje płoną, Tarcze pękają i miecze. Ale ten, który obie zatrząsł osi, Poniża pysznych, a pokorne wznosi. Gdzieżeś, o świata mistrzyni! Ty, która od trzód i wiosła Z dzikiej nad Tybrem pustyni Straszny ów naród wyniosła I któren potem w rozwalonym Rzymie Stracił bez ciebie własne nawet imię? Ty, której siłom i pieczy Zlecił Bóg dzieł swych objecie, Ażebyś bryłę wszech rzeczy, W pierwszym wiszącą zamęcie, Jasnymi wiecznie rozgwiaździła koły, Sporne zwabiwszy ku sobie żywioły, Bez ciebie my, chlubne dzieci, Dawnymi mężów zaszczyty, Gdy się pęk strzał twych rozleci: Dziś naród wzgardą okryty! Stoim u jarzma swej przepaści blisko, Pastwa stad obcych a wichrów igrzysko. Której nie uczuł boleści Wiek nasz, klęskami ćwiczony! Jakiej o sobie wart wieści Gnuśnieć z podłością zmuszony? Jakimże ciosem nie rozranił serca Stróż naszych swobód i gorzki szyderca? On nas na siebie rozburzył, Chytrze ginącym podchlebny, On nam sąsiady zachmurzył Na rozbór z sobą haniebny; I żeby dzieci z ich ojcem pokłócił, Styr pod swój ukaz i prawa przewrócił. Uśpiwszy ptaka swobody, Skrzydła wprzód uciął orlęce: Tu w błędach ciemnej niezgody Oczy nam odjął i ręce; A świetny naród, gdy zgubie przeznaczy, Powlekł nas wstydem i chmurą rozpaczy. Przecież tę chmurę Bóg zsunął Z upokorzonych na harde! Za ogniem zemsty grom runął Na wzniosie gmachy i twarde. Obłok zaś jego wyjaśnił nadzieję, Co się ku synom Wolności rozśmieje. Wdziękami onej ujęty, Już, widzę, naród mój pała. I serca, i broń, i sprzęty Zjednoczyć każe nam chwała. Pod hasłem Cnoty, a Wolności duchem Gotów iść Polak godnym siebie ruchem. Błyśnij, o Zgodo żądana! I okaż chlubę twej sprawy, Unoś się, sławą trzymana, Ponad murami Warszawy. Całości wspólnej i szczęścia powodem, Złącz naród z królem i króla z narodem. Sercami władaj i głosy Wśród wybranego tych koła, Którym zleciwszy swe losy Ojczyzna dzisiaj tak woła: Synowie! odtąd z wdzięcznością wspominać Albo was będę na wieki przeklinać. Franciszek Dionizy Kniaźnin

DO POTOMNOŚCI Ty, którą teraz w najgłębszej ciemności Czas, wieków trawca, przed nami ukrywa; Przyjm nasze myśli, późna Potomności! Które chęć sławy dobywa. Zazdrość, idąca wiecznym obyczajem, Wkłada spółczesne na potomków długi; Byśmy się kłócąc, krzywdzeni nawzajem, Wielbili znikłe zasługi. Jeśli podchlebnej użyć mam otuchy, Raczysz kwiat rzucić i na nasze kości. Płonna ofiara! popiół ze mnie głuchy Tkliwej nie wyda czułości. Co mówię? sroga dzicz znowu powraca, A z nią czas ciemny, żelazny i gruby, Czci godna wieków oświeconych praca Upada w otchłań swej zguby. Jako gdy długim śmieje się pokojem I złote pasma powietrze rozwleka, Troskliwy pasterz, usiadłszy nad zdrojem, Przewidzi burzę z daleka. Nabiera strumień, alić spoza góry, Za którą wicher z nawałą się zetrze, Ogromnym kłębem czarne lecą chmury, Pali się i grzmi powietrze. Jędza (co widzę?), jędza oto z piekła, Z pochodnią w ręku, potrząsając gadem, Wypada: przebóg! okropna i wściekła, Zionie na cały świat jadem. Wnet burza ryknie pod hasłem niezgody. Tu złość, tam zemsta ląd i morze palą, A gdy swe zniszczą państwa i narody, Własneż ich klęski obalą. Tymczasem wojak z najzimniejszej nocy, Co nad zwierzęty i śniegiem panował, Wziąwszy odwagę, doświadcza tej mocy, Którą wiek wieków hartował. Nigdyż mię, rzecze, stąd nie ruszy sława, Ażebym tylko gdzieś zakrzepły siedział? Szuka więc gwałtem do tych krajów prawa, O których nawet nie wiedział. Jak ów niezmierny siedmią zatokami, Co go rzek tysiąc wzmnożyło po drodze, Pyszniąc się Dunaj, z wszystkimi wodami, Niesie strach morskiej odnodze. Wpadają zgraje, krwi ludzkiej niesyte, Na gwałt i przemoc mdłe rwą się osnowy. Nim trwoga zgodzi Rzeczypospolite, Hańba przyjmuje okowy. Chwyta się swojej Polityka szali: Trzyma ją, ale z drżących rąk wypada. Miecz grubej dłoni przewagę jej wali, A nieuk szturmem posiada. O nieba! (włosy powstają od strachu) Dzika pogańców krwawi się drużyna. Powszechna rozpacz, a w ślepym zamachu Oręż w pień wszystko wycina. Płci słodkiej róże, w nagrodę ponęty, Hańbie i śmierci gwałt podaje razem: Łupieżca wstydu, lecz nim nie ujęty, Kończy chuć swoją żelazem. Kolej szlachectwa nowego na świecie. Młodzieńce wolni jeńskie wloką pęta, Dziedzicom przeszłym urągają kmiecie, Panowie przyszli, książęta. Walą się zamki, kościoły, pałace, Po smutnych gruzach wicher poigrawa. Królów ozdoby, drogie mędrców prace, Nikczemna trawi kurzawa. Chełpi się triumf na Fortuny wozie, Że ludzkość zgładził, a cnotę wypłoszył: Dziękuje niebom, że swej podbił grozie Krąg ziemi, którą spustoszył. Dopieroż Pycha na strasznych mogiłach Stawiać ołtarze, tworząc prawa nowe, Rzecze, w szczęśliwych zaufana siłach: Odnówmy świata budowę! Franciszek Dionizy Kniaźnin

I (ZAPROSZENIE) Wciąż od nowa wolno Twe ciało rozbieram na piersi, ramiona, język, skrzydła, włosy... Oczami jak nożem od śniadania zwiedzam, gdy w ciemne bezdroża ciekawość mnie nosi. Nie wiesz, gdzie już jestem, gdzie mnie nie ma wcale, nie wiesz, kiedy wtargnę i od której strony, na jakim ołtarzu złożę rozebranie jak wotum w świątyni żywej anatomii. Ofierzejesz cicho, ulegasz bez słowa, czasem czerwień wargi pochwycisz zębami, paznokciami w fotel jak dziecko się chowasz, plecy wyprężywszy w łuk, Bogiem się karmisz i wyrzucasz jękiem pytajne spojrzenie, czy dość ma odwagi, by cię wziąć do siebie? Witold Wieszczek

oceń / komentuj

SAMOTNOŚĆ Wróciłem. Gdzie byłem? Wiesz lepiej niż ja! Nie myłem się długo, mam wszystko na sobie... Zapachy kochanek, śmierć, miłość i strach, przepicia, bezsenność i trudy, i znoje. Wróciłem. Całujesz. Rozbierasz i chcesz jeść brud zza paznokci i wkładać koronę, chcesz, żebym zapomniał, chcesz wąchać i mieć, z rozkoszy odlecieć, wziąć wszystko jak swoje. Wiec sączysz wraz z jadem trującą złą krew, jak balsam biel spermy przykładasz do rany i bierzesz całego, na dobre i złe, i sama przeze mnie najgorsza się stajesz! Wróciłem i jesteś! Czekałaś jak pies. Wróciłem. Gdzie byłem? Ty jedna to wiesz. Witold Wieszczek

oceń / komentuj

ŻYCIOWA INTERPUNKCJA najbardziej boję się postawić kropkę...  wielokropki są takie pełne nadziei, po przecinku jest kontynuacja, wykrzykniki krzyczą emocjami... a kropka to taki koniec jak spalony most, zamknięte na klucz drzwi już bez klucza, skończony rozdział, niepewność dalszej treści, bo co ja mam dalej kurwa napisać w życiu... Magdalena Wojciechowska

oceń / komentuj

LIST Z DETOKSU kochany mój, traktują mnie tu dobrze... dobrali dietę i karmią wspomnieniami Twoich dotyków o smaku Twych ust, przyprawiając to wszystko zapachem Twojej skóry. podają zupełnie niedziałające tabletki na zapomnienie, a kroplówką rozprowadzają po moim organizmie jakieś pieprzone substytuty Ciebie w dawkach tak bardzo mi za małych... nocami kiedy przychodzisz mi jeszcze bardziej do głowy już nie płaczę lecz wyję z bezsilności wobec swej choroby zwanej miłością. i wiesz co... tak bardzo sobie (nie) radzę na tym odwyku od Ciebie... Magdalena Wojciechowska

oceń / komentuj

TĘSKNOTA MOJA CAŁA Zatęskniłam się całym ciałem i całe je układam w ciszy nocy, której znów towarzyszy kończyn łagodne rozedrganie Zatęskniłam się ciałem całym i całe jest – od stóp i dłoni od warg troskami nadgryzionych od ócz miłośnie otępiałych po kości, mięso, przelewanie krwi niecierpliwej, wygłodzonej po mózgu w trwodze zbite zwoje – wiernym ciała wyczekiwaniem Kasia Podziemska

oceń / komentuj

PRZYCHODZISZ Przychodzisz – serca stukanie pokrywa się z biciem twych kroków; rytm się niedbale przemienia w pościeli czułe szeptanie. Ja pieszczot spragniona, ja niecierpliwa słodki twój zapach łapczywie popijam, lepię się nim; pod oddechów ciężarem już w ciało się wtłacza ciało nietrwałe. Już nóż w żywej tkance – ból mnie przeszywa ciepły i ostry jak światło niezmiennie mnie rankiem cucące – nocnych mych pociech mroczny morderca w swej jasnej istocie. Zniknęło ostrze. Dłoń jeszcze sennie błądzi, krwi śladów szukając – daremnie – bielą się uda w porannej tęsknocie. Kasia Podziemska

oceń / komentuj

OKRUCHY co noc przekraczam granice fantazji z rzeczywistością na łące pełnej maków ograniczona wyborem - czekam zieleń nade mną odsuwa mój niepokój dotyk pozwala wstać jest dobrze chowam się w twym oddechu śpimy Brygida Błażewicz

oceń / komentuj

BRZOZY Na złoty zmieniły kolor włosów potrząsając nimi gubią pojedyncze liście lekko ustawiły stopy w wilgotnym mchu grzejąc korzenie w ostatnich promieniach słońca opalają korony do porannych mgieł się uśmiechają skrzętnie chowając w sobie tajemnicę śmierci i ponownego życia cicho szepczą dobranoc Brygida Błażewicz

oceń / komentuj

DZIEWCZYNA W BŁĘKITNEJ SUKIENCE podeszła cicho niezauważona przysiadła na skraju ławki obok poety zastygłego w bezruchu tłumiącego słowa nienapisanych nigdy swych wierszy siedziała jak on nieporuszona skrępowana bliskością spiżowego wieszcza na pamięć znała jego wiersze tak bliskie jej sercu jego słowa piękna w swej naturalnej urodzie o szafirowych oczach i włosach plecionych ze słonecznych promieni delikatna i krucha jej uroda kontrastowała z marsowym spojrzeniem poety a jej błękitna sukienka niczym lazur słonecznego nieba unosiła z gracją wysoko słowa wyjęte z jego wierszy włożone głęboko w jej marzenia myśli tęsknoty i wielkie pragnienie miłości bez granic Ryszard Mierzejewski

oceń / komentuj

KOCHANKOWIE bezdomni z obrazu Chagalla zastygli w poświacie księżyca wtuleni w siebie jak w nocną modlitwę nieobecni dla świata spleceni na wieki miłością spleceni ze sobą grzechem dłonie ich drżące błądziły po spragnionych ciałach a bóg słuchał w milczeniu ich szeptu patrzył na nich z łagodnym uśmiechem Ryszard Mierzejewski

oceń / komentuj

BAJKA O SÓWCE TUCHÓWCE Była sowa, mądra głowa - A mieszkała w pięknym lesie Niedaleko od Tuchowa - Za mąż idzie, echo niesie Wymarzoną białą suknię Zamówiła po sąsiedzku Aż tu nagle, jak nie huknie - Pomyśl sowo też o dziecku! To jej serce tak zabiło Patrząc w oczy panu sowie Narzeczony, ach jak miło Zaręczymy się ... - wypowie Przytulone czule sówki W kalendarzu wyszukały Cudne imię dla Tuchówki I tak minął wieczór cały Morał bajki: bijcie brawa - Myśl zawczasu o rodzinie Zanim młodość minie żwawa Przecież życie szybko płynie! Regina Nachacz

oceń / komentuj

CIOCIA AGA Biały czajnik w tulipany Prezent na zimniejsze dni Czułym sercem rozżarzony Jesień życia błogo śni Przy herbatce z malinami Kiedy spadnie deszcz - i gdy Miło zmierzchem pogadamy A za oknem niechaj mży Razem z kotem zaśpiewamy Aby nie posmutniał nikt Piękny wieczór czarowany Cioci Agi słodki wikt Refren: Dziś ciocia Aga szarlotkę Z cynamonem będzie piec Poczęstuje ciastem kotkę Jej królestwem ciepły piec Regina Nachacz

oceń / komentuj

CZARNE CHMURY Zbierają się czarne chmury ze wschodu. Ciekawe czy tym razem przejdą bokiem. Przemieszczają się w kierunku zachodu. Iść dalej czy przeczekać pod blokiem? Wiatr wiruje i potrząsa raźno gałęziami. Dzieci uciekają do domu ze strachem. Brzozy i lipy uginają się pod opadami. Lepiej schronić się jednak pod dachem. Słychać coraz głośniej wyładowania. Jak granaty rozrywają się dookoła. Co zrobić w celu ich powstrzymania, dlaczego nikt o pomoc jeszcze nie woła? Gdy z kanałów i rzek wystąpią wody, będą spływać gorzkimi ludzkimi łzami pod ciężarem nieodwracalnej szkody, bo za późno na walkę z żywiołami. Halina Herbszt

oceń / komentuj

JESIENNA NOC Za oknem noc głucha, jesienny chłód, plucha. Deszcz leje po dachu. Ciągle spływa do piachu. Pusto w nocy na dworze. Wiatr zacina jak może. Ciepło robi się w chacie. Ogrzej się siostro i bracie. Dzisiaj listopadowa noc. Do okrycia przyda się koc. W piecu palą się drwa. O świcie unosi się mgła. Pograżyła jesienna słota. Wokół kałuże, pełno błota. Od rana nastaje szaruga. Dzień krótki, noc długa. Halina Herbszt

oceń / komentuj

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.