Kącik poezji > Wybór wierszy

Wybór wierszy - listopad 2008

Uwielbiam brzmienie języka rosyjskiego - pomimo przymusowej edukacji w szkole podstawowej. Kiedy Tarkowski czyta wiersze swojego ojca słucham ich niemal zahipnotyzowany... Nie rozumiem tego języka (poza kilkoma słowami), ale jego melodia sprawia mi ogromną przyjemność i przywodzi na myśl jakiś starożytny, martwy, śpiewny dialekt...

Kiedy już zrozumiałem jakim wierszem uprzyjemnię Wam listopad, zacząłem szukać jego oryginalnej wersji. Z uwagi na moją nikłą znajomość rosyjskiego, ograniczającą się niemal wyłącznie do umiejętności przeczytania słów, nie było to zadanie proste i zajęło mi ponad godzinę... Mam nadzieję, że docenicie to i spróbujecie przeczytać wiersz również w oryginale...

Napisała go oczywiście moja ulubiona poetka, urodzona jeszcze za panowania cara Aleksandra III Romanowa, owdowiała w latach czerwonego terroru po Rewolucji Październikowej. Dwadzieścia lat później ewakuowana z oblężonego Leningradu na osobisty rozkaz Stalina, dzięki wstawiennictwu jego jedynej córki. Po wojnie potępiona za pustą bezideową poezję, pesymizm, schyłkowość, salonowy burżuazyjno-arystokratyczny estetyzm, sztukę dla sztuki, i w całości szkodzenie sprawie wychowywania młodego pokolenia... Anna Andriejewna Gorienko, szerzej znana jako Anna Achmatowa (Анна Ахматова).

Jeśli jakaś studentka filologii rosyjskiej chciałaby mi przeczytać ten wiersz, to pewnego zimnego listopadowego wieczoru chętnie umówię się na herbatę.

Witold Wieszczek

Swoje wiersze można przesyłać na adres redakcji: redakcja@libertas.pl

* * * Широк и желт вечерний свет, Нежна апрельская прохлада. Ты опоздал на много лет, Но все-таки тебе я рада. Сюда ко мне поближе сядь, Гляди веселыми глазами: Вот эта синяя тетрадь - С моими детскими стихами. Прости, что я жила скорбя И солнцу радовалась мало. Прости, прости, что за тебя Я слишком многих принимала. Анна Ахматова

* * * W blaskach zachodu pożółkł świat, Czule kwietniowy chłód się skrada. Spóźniłeś się o tyle lat, A jednak jestem tobie rada. Siądź bliżej, usiądź przy mnie tuż I uśmiechając się oczami, Na ten niebieski zeszyt spójrz - Dziecinny zeszyt mój z wierszami. Przebacz, że tonąc w smutku złym Cieszyć się słońcem nie umiałam. Przebacz i to, że w życiu mym Innych za ciebie często brałam. Przekład: Anatol Stern

*** Jestem...Będę...Jestem... W płatkach białej róży Zanurzam się Jak w puchowej pierzynie Czuję się lekko, lekko Jestem jeszcze Lecz za chwilę minę W zapachu delikatnej woni Jak w fali morskiej toni Ukrywam się Jeszcze coś szeptają usta Lecz za chwilkę małą Będę tylko lilią białą Będę tylko mglistym cieniem Wiatrem lekkim I wspomnieniem ... Monika Porzucek

TKLIWOŚĆ TKLIWOŚĆ Usycha z powodu braku słodkiej wody w słonym morzu tonie łez TKLIWOŚĆ uczucie gasnące z powodu niepogody pochmurnych dni nocy ciemnych szarych poranków braku nadziei na słońce TKLIWOŚĆ umiera powoli z powodu braku ciepła zimna dłoni mroźnego powietrza chłodnego spojrzenia z powodu milczenia TKLIWOŚĆ wolno konająca w cierpieniach Monika Porzucek

NURT WOLNYCH SKRZYPIEC Kroplą uniesioną zwykłą dziewczyną Z długimi włosami wplotłam się W wyrzeczenia Stworzyłam dla Ciebie niebo i piekło Niewiedzialne kryjówki jak lekarstwo Działa zmieniona ona Na dnie odgarniasz muł zatwierdzony naszą kotwicą W załamaniu światła ratujesz Spragnioną odbicia prawdy Za chwilą znikniesz Zapamiętam kolejny Dotyk uniesiony smyczkiem skrzypiec Dla siebie zatrzymam jej nurt Marta Strączyńska

KOBIETA AWINIONU Kolejka pryzmatów Podniebne frazy rozkleja głębokim atramentem Bronię gniewem mądre pnącza miast Przestrzeń omija fałsz Odnalazłam ziemię moich pustych brudnych skrzyń Awinion złączył dobre myśli Ukrytych grzeszników Oni są wolni Biały dym rozpoczął Podniebny taniec aniołów Andorą jesteś mi złączoną potęgą naszych mórz Nie ma walecznych splątanych krwią Wstydliwych obrońców serc I tak czekam naszą rozdartą legendą… Marta Strączyńska

A MNIE BOLI mówią że kochanie to radość i nawet gdy jesteś na pustyni zawsze sto źródeł będzie zachwycać a mnie bolą nogi nie wiem dlaczego ale z kochania tego natłukłem dzisiaj tyle kilometrów że obdzieliłby nimi niejednego wędrowcę jeżeli na tym polegać ma istota kochania to ja serdecznie dziękuję i mówię pas jutro będę leżał wyciągnę się jak szczupak w trzcinie będę polował na rybki albo studził się jak ten szejk na pustyni a nogi... same niech sobie idą niech szukają szczęścia może przyniosą odrobinę ślady stóp je znaczą Witold Kiejrys

NASZ BLUES dzisiaj tęsknego bluesa zawirowały mi senne marzenia pewno pragnienie budziło myśli razem z pożądaniem bo czymże tęsknota... czyż nie jest ona wyrazem naszej chęci posiadania ponad wszystko ponad samego siebie... niedopowiedzeń pełen dziś jestem i smutny lekko nie chcę tęsknić chcę kochać ale dla naszej miłości pozostają tylko puste korytarze i hotelowe pokoje do wynajęcia na godziny moje serce pozostało tam nad wodą pani dawno je zabrała w godzinach od do pod numerem telefonu zaufania Witold Kiejrys

TANIEC CIAŁ w deszczu pocałunków tonę zahipnotyzowana w alei dotyków leżę przed tobą niewinnie bezbronna jak dziecko pierwszego dnia w szkole zawstydzona pierwszym westchnieniem i cichutkim "kocham" szeptanym namiętnie swobodne uda lekko rozchylone szamoczą się z biodrami w niecodziennym tańcu mocniej i szybciej dociska się ciało do ciała płonie wzrusza się drży ciało w ciele tkwi i falujemy swobodnie lewitując w przestworzach i myśli moje splątane jak uda nasze w bezwstydnym uścisku i zsunęło się ciało z ciała i wstyd swój ukryłam w tobie Dorota Książek

SNY Z SZUFLADY na skrzyżowaniu myśli stanęłam stoję i czekam w przyczajeniu na swoją małą cichą miłość bezszelestnie wkradła się do mojej podświadomości brzęczy do ucha szeptane sny nieskromnie wkrada się do ciała zaczyna potrząsać aż zaszczebiocze serce ze szczęścia że tu jest wtedy w kącie przycupnie poczeka aż się rozbiorę do naga i będę ją pieścić zmysłami bezdotykowo przyspieszy wtedy oddech pulsująca krew w żyłach i będzie krzyczeć szybciej więcej a ja dam jej to dam jej to aż wybuchnie aż będzie chciała mnie mieć wtedy położę ją na swym ramieniu utulę do snu i zaśnie spokojna o sny bo wszystkie trzymam w szufladzie na skrzyżowaniu myśli zasypiam zmęczona czekaniem Dorota Książek

XXVI (ECH, TY) Ech, niecny języczku, po co te ukłony? Chyba cię odgryzę, boś niewyparzony! W niezapominajkach schowam by pamiętać wszystkie pocałunki mojego dziewczęcia. Ech, niecny języczku, co gdzie zechcesz sięgasz, drażnisz mnie! Nieznośnie! Ze zwinnością węża przypełzasz i syczysz najsłodsze zaklęcia i pieścisz mnie czule, głaszczesz do zaśnięcia... Ech, ty mój języczku, zamiast obiecywać mi rozkosze nocy co tak kpi z rozsądku, lepiej mi podpowiedz gdzie mam wypatrywać miecza Aleksandra. Witold Wieszczek

oceń / komentuj

XXVII (POD ŚWIERKAMI) Deszcz purpurę z rąk zmywał, rozgrzeszał od rana, już wiedział, że ostatni raz niosła ich ziemia. Pociąg gnał za granicę gdzie wolność czekała i święty czekał ołtarz, miejsce zaślubienia. Tuż za Olzą, szczęśliwi, że zbiec się udało, stanęli przytulnie w parku pod świerkami, a w sercach weselnego marsza im zagrało, gdy wyznawał jej miłość głośno przed bogami: „Żono, niech nasze śluby dzisiaj się nie kończą i niech nowa przeszkoda co dzień ślub nam daje, dziękujmy za nie wszystkie, one silniej łączą niż stuły dni beztroskich lekko przewiązane.” Uciekli na południe, nie ujrzały drzewa, jak okrutnie królowie potrafią się gniewać... Witold Wieszczek

oceń / komentuj

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.