Ksiądz Eugeniusz Fiodorczyk – proboszcz parafii prawosławnej w Łodzi – zafascynował mnie. Nie tylko swoją osobą, ale i prawosławiem w ogóle. Bo niby to religia bliska rzymskiemu katolicyzmowi, ale jednak inna. Po rozmowach z tym prawosławnym kapłanem postanowiłam więc nie zajmować się w tym artykule samą tylko cerkwią Świętej Olgi (jak to miałam zamiar zrobić na początku), ale pozwolić się nieść opowieści przez znane i nieznane zakamarki prawosławia. Przewodnikiem po nich został wspomniany proboszcz Fiodorczyk.
Na początek kilka informacji stricte historycznych, które ułatwią poruszanie się po wersach poniższego tekstu.
Cerkiew Świętej Olgi to jedyna prawosławna cerkiew pod tym wezwaniem w Polsce. Została wybudowana w 1898 roku jako kaplica dla dzieci znajdujących się w przyległym do niej sierocińcu, który istniał już od dwóch lat. Ulicę, przy której wzniesiono omawianą budowlę, nazwano od imienia świątynnej patronki Olgińską (dzisiejsza Piramowicza). Ochronka istniała do roku 1954 roku, później z rąk Rosyjskiego Towarzystwa Dobroczynności świątynia wraz z domem dziecka przeszły pod opiekę tutejszej parafii prawosławnej.
Mówi ks. Fiodorczyk:
Cały ikonostas, inne ikony i większość pozostałego wyposażenia cerkwi św. Olgi (wraz z chórem) pochodzą z XIX wieku, czyli są niezmieniony od chwili założenia świątyni. Zachowana jest też oryginalna kolorystyka. Niektóre ikony są dostawiane później i dopasowywane do wnętrza. Częściowo są to ofiary od ludzi, którzy przychodzą z podziękowaniem.Warto zauważyć, że cerkiew św. Olgi jest jedyną w naszym kraju, w której na ścianach nie ma malowideł z postaciami świętych czy innych fresków.
Jest tak może dlatego, że świątynia była przeznaczona dla dzieci i nie chciano, żeby oglądały one sceny na przykład z drogi krzyżowej Chrystusa. Wnętrze miało być – można powiedzieć - sympatyczne. Dlatego też widzimy na ścianach kwiatki i inne kolorowe wzory. My to nazywamy malarstwem dywanowym.
Zimą nabożeństwa w cerkwi Olgi się nie odbywają. Pierwsze z nich jest tu zawsze w okolicach Wielkanocy i później na tygodniu, w sobotę oraz w niektóre święta. Wszystko po to, żeby Święta też słyszała modlitwy, tak jak słyszą je święci na nabożeństwach, które odprawiamy w niedzielę i większe święta w cerkwi katedralnej.
Po lewej stronie świątyni znajdują się drzwi, przez które dzieci wchodziły z przycerkiewnej ochronki do wnętrza domu modlitwy. Budynek dlatego był dobudowany do cerkwi, żeby dzieci miały blisko i nie musiały chodzić na nabożeństwa do tej pod wezwaniem Aleksandra Newskiego, która jest paręset metrów dalej.
Po zamknięciu ochronki w jej pomieszczeniach utworzono normalne mieszkania. MIeszkają tam zwykli lokatorzy, choć budynki nadal należą do parafii. Dzieci, które były w sierocińcu albo wyszły za mąż/ożeniły się, albo wyjechały. Mamy tutaj dwie parafianki, które były w tym domu dziecka. Była jeszcze trzecia, ale niedawno zmarła. Jedna z żyjących śpiewa nawet teraz w naszym chórze. Chcieliśmy się od nich czegoś dowiedzieć o innych dzieciach, pytaliśmy o nazwiska, bo czasami ktoś zgłasza się, pyta czy była tu taka a taka osoba. One nazwisk raczej chyba nie pamiętają, jako dzieci nie zwracały na to uwagi.
Poza tym sam pobyt tu był dla nich dużym przeżyciem. Bo były tu przecież też ukrywane i chrzczone dzieci żydowskie. Wszystko po to, żeby ich nie zabrano z miasta. Często też tym dzieciom podpisywano metryki chrzcielne, chociaż ich nie chrzczono. Ważne było, by móc pokazać, że dziecko jest chrześcijaninem, a fakt jego pochodzenia ukrywano. Piękny gest. Łódź była w tych czasach miastem, w którym nie niszczono świątyń różnych wyznań oraz wzajemnie sobie pomagano. To ogromne szczęście.
Jeśli chodzi o kolorystykę naszych (prawosławnych) cerkwi: jeśli mamy świątynię pod wezwaniem Matki Bożej to dominuje w niej kolor niebieski. Jak się jedzie po Podlasiu, w stronę Hajnówki, to są dwie cerkwie, które mają nawet niebieskie dachy i kopuły, bo są właśnie pod wezwaniem Matki Bożej. Nasza łódzka cerkiew cmentarna pod wezwaniem Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny ma jednak żółtawą kopułę.
Ale przeważnie świątynie prawosławne mają przewagę złotego koloru. Bardzo dużo złota i żółcieni jest także w nowych świątyniach, np. w Białymstoku. Złoto symbolizuje królestwo, bogactwo, dobroć. Jednak jak nie stać parafii, to zamiast pokrywania cerkwi złotem czy złotą farbą, to kryje się dach nawet papą. Tak jest między innymi we Włocławku. Rosjanie zazwyczaj kładą pozłacane blachy na dach. W Polsce praktykuje się raczej małe pozłacane kopułki pod krzyżem, a reszta pozostaje mosiężna. A tu – w cerkwi Olgi – jest bardziej nowocześnie, bo kopuła jest z blachy ocynkowanej.
W cerkwi św. Olgi podczas ostatniego remontu wymienialiśmy cały strop, bo podczas nabożeństw bezpośrednio przed nim odprawianych gdy tylko padał deszcz, to parafianki biegały z miskami i podstawiały je tam, gdzie kapała woda.
Remont się rozpoczął w roku 1998 i trwał przez trzy kolejne lata. Przed nim było widać na suficie gołe deski, trociny, słomę. Jak ciekła woda to żłobiła te miejsca. Kolory i wzory na ścianach zostały po renowacji zachowane takie, jak były pierwotnie. Wcześniej ściany były pomalowane do połowy wysokości farbą olejną na kolor jasnoorzechowy, a pod nią były te wszystkie malowidła ukryte. Farbę pozdejmowano i wydostała się pierwotna kolorystyka. Bo trzeba wiedzieć, że gdy dawniej wybudowano, wyposażono i wymalowano świątynię, a później ją w XVII, XVIII czy XIX remontowano to nie działo się tak, że brało się konserwatora zabytków, on robił jakieś trudności, nie pozwalał na pewne działania. Jak woda ciekła to brano farbę i malowano. Nawet zniszczone ikony były niejednokrotnie zamalowywane i umieszczano na nich postacie innych świętych.
Kościół prawosławny uznaje pisanie ikon przez osoby świeckie, również przez kobiety. W Bielsku Podlaskim jest szkoła ikonopisów. No ale są różne sytuacje. Wystarczy wziąć ikonę malowaną przez krakowskiego profesora Nowosielskiego – jak jego ikony wraz z całym ikonostasem zostały zawiezione do parafii pod Hajnówką, to tam ludzie nie przyszli na ich poświęcenie i następnego dnia wywieziono ikony z powrotem. Postaci świętych na nich były jakieś czarne, rude, niekształtne, zbyt „artystyczne”. Malował je z papierosem w ustach i inne takie. A tu musi być podczas pisania ikon zachowany post, modlitwy, skupienie. Wtedy powstaje ikona, a nie obraz.
Wiele ikon, m.in. nasza świętej Olgi, były pisane w klasztorach, np. tym nowym w Zwierkach. W prawosławiu jest jeden rodzaj zakonów, nie ma tak jak u katolików, że są salezjanie, bonifratrzy, paulini czy inni, jest jeden zakon, w którym w zależności od klasztoru, od miejsca, jest pod odpowiednim wezwaniem, np. w Jabłecznej świętego Onufrego, na Grabarce Marii i Marty. Ale jest jedna reguła zakonna. Kobiece zakony są trochę bardziej zamknięte, chociaż teraz widzę, że się wzorują nasze mniszki na katolickich siostrach i otwierają się. Jeszcze jakiś czas temu nie do pomyślenia było, żeby siostry szły i grały na gitarach, tańczyły. Pisały ikony, wyszywały, modliły się. Prowadziły życie bardziej klasztorne, pomagały dzieciom i chorym. Teraz jest bardziej wyjście na zewnątrz. Mniszki uczą w szkołach, są lekarzami, dentystami Są osoby świeckie, które interesują się ikonami, malują sobie je, ale nie akceptuje się tych malowideł jako pełnoprawnych ikon. Wtedy jest bardziej malowanie niż pisanie. Do pisania ikon trzeba być odpowiednio przygotowanym. Choć są u nas i takie bardziej „nowoczesne” ikony. Jak ktoś chce ufundować, ofiarować do cerkwi i przynosi taką, to wtedy stawiamy ją przy ołtarzykach. Chociaż w tych dużych ramkach – dużych kibotach - są ikony te same od początku istnienia tej cerkwi.
Cdn...