Powieści i opowiadania > Wycinanki

Tatuaż

TygrysekKiedy po raz pierwszy weszła do mojego gabinetu, nie zwróciłem na nią uwagi. Rzeczywiście była ładna, ale mnóstwo ładnych kobiet przewinęło się przez moje ręce.

Kiedyś przyszła do mnie prawdziwa piękność. Wysoka, zjawiskowa brunetka. Brązowe oczy, smukła jak gazela. Zaniemówiłem…

A jej jakoś nie zauważyłem, kiedy pojawiła się w dżinsach i niebieskiej bluzce. Miała rudawe włosy związane w kucyk, o ile dobrze pamiętam.

Chciała zrobić tatuaż na łopatce.

– Jasne, proszę wybrać wzór, katalogi leżą na stole.

– Mam już projekt.

– Świetnie, proszę chwilę poczekać, zaraz podejdę.

Usiadła, wyjęła kartkę i kredki. Zaczęła rysować. To była różowa lilia. Muszę przyznać, że miała talent, wyjątkowy talent. Świetna kreska i cieniowanie. Wyzwanie. Tak jak lubię.

Wiedziałem, że przyszła do mnie, bo jestem najlepszy… Usiadła, zdjęła bluzkę.

– Na prawej poproszę.

Przyłożyłem się do tego tatuażu, przyłożyłem solidnie. Spociłem się cały, jak mysz, ale warto było, bo wyszedł wspaniale! Kiedy skończyłem, lilia ożyła… Delikatnie się poruszyła, jeszcze bardziej rozłożyła płatki, a złoty pręcik zaczął się mienić i skrzyć. Po chwili poczułem mocny, odurzający zapach kwiatu. Wziąłem go do ręki, powąchałem, a potem jej pokazałem.

– Jesteś zadowolona z efektu? Podoba się?

– Tak, dziękuję jest piękna. Połóż ją na miejsce.

Założyła bluzkę. Zapłaciła. Wyszła.

Jeszcze przez długi czas siedziałem na krześle i nie mogłem przestać myśleć o lilii, o niej.

Minął jakiś czas, może miesiąc, może więcej.

Wróciła.

Miała na sobie beżową sukienkę bez ramiączek i narzucony na nią malinowy płaszcz. Włosy gładko zaczesane do tyłu, spięte w mały kok tuż nad karkiem. Zauważyłem jej usta – kształtne, jędrne, w kolorze płaszcza. Zapytałem, czy i tym razem ma gotowy projekt.

– Tak, zaraz narysuję, poczekaj.

Zdjęła płaszcz, usiadła, wyjęła kredki…

Papugi. Dwie. Jedna zielona z żółtoszarymi skrzydłami, druga turkusowa z jasnoniebieskim łebkiem.

Rozpięła sukienkę, zsunęła ją nieco, wskazała drugą łopatkę.

Zacząłem dziergać, poczułem się jak malarz, prawdziwy artysta. Jakbym nie ja prowadził rękę, szła sama… Nachylałem się, wąchałem jej włosy, wąchałem kark.

Spojrzałem na swoje dzieło.

„Jest lepiej, niż myślałem”.

Papugi poruszyły głowami, rozłożyły skrzydła i zaczęły latać po salonie. Dopiero teraz zauważyłem, że mają złote drobinki, które nagle rozbłysły i rozświetliły całe pomieszczenie.

Była zachwycona. Patrzyła na papugi, śmiejąc się, coś do mnie mówiła, nie wiem co, byłem oszołomiony. Wystawiła dłoń. Papugi, jedna po drugiej, usiadły. Przez chwile przyglądała się im, chyba coś szeptała. Wróciły na lewą łopatkę.

– Dziękuję. Dobranoc.

Pieniądze zostawiła na stole.

Byłem rozbity, przez trzy miesiące. Nie mogłem sobie miejsca znaleźć, ani skoncentrować się na pracy. Tatuaże przestały mi wychodzić. Nigdy nie robiłem tak złych jak wtedy. Ludzie przestali przychodzić, ale nie martwiłem się tym. Czekałem…

Przyszła.

Bez słowa wyjęła blok, kredki i zabrała się do rysowania. Tym razem namalowała skrzypce, zwykłe skrzypce.

– Gdzie?

– Nad kostką.

Wskazała miejsce na lewej łydce.

Weszliśmy do gabinetu. Usiadła, zdjęła pończochę. Miała paznokcie pomalowane na niebiesko. Wyobraziłem sobie jak w łazience je maluje, albo w salonie ze stopą opartą o stolik do kawy. Dotknąłem jej skóry, głaskałem miejsce na kostką, poczułem zapach migdałów, subtelny, słodki.

Przystąpiłem do pracy. Byłem dyrygentem najwspanialszej orkiestry świata! Jeszcze zanim skończyłem, usłyszałem ciche pociągnięcia smyczkiem. A potem rozbrzmiała fala dźwięków! Skrzypce, wiolonczele, klarnety i nie wiem co jeszcze. Siedzieliśmy zasłuchani, zapatrzeni.

Niestety koncert się skończył, wybrzmiały wszystkie nuty. Skrzypce powędrowały na miejsce.

– Wrócisz jeszcze?

– Nie wiem.

Sprzedałem motor, ściąłem włosy. Straciłem prawie wszystkich klientów, nowi nie przychodzili. I dobrze. Miałem więcej czasu. Co wieczór siadałem w gabinecie i słuchałem koncertu.

Przyszła w lipcu.

W białej bluzce zapinanej z przodu na guziki, wąskiej, granatowej spódnicy tuż za kolana i szpilkach w kolorze ciała.

Była piękna.

Tym razem długo rysowała.Wąż zwinięty wokół pępka z głowa skierowaną w dół i wysuniętym językiem. Wiedziałem, że muszę włożyć cały swój kunszt i wszystkie umiejętności, żeby sprostać zadaniu. Liczył się każdy detal. Studiowałem dokładnie rysunek, żeby niczego nie przeoczyć.

Położyła się. Powoli rozpinała guziki z masy perłowej, jeden po drugim. Zsunęła spódnicę, miała białe majtki.

Kiedy skończyłem, zaczęło świtać. Przeciągnęła się, a wąż powoli zaczął się rozwijać. Największe dzieło jakie stworzyłem. Szmaragdy, topazy, diamenty i wszystkie kolory idealnie przechodzące jeden w drugi. Kobra krążyła po pokoju, aż zawisła nieruchomo na wysokości mojej twarzy, przyglądała się uważnie swoimi wielkimi rubinowymi oczami. Wycofała się trochę, otworzyła pysk i nagle zaatakowała. Chciała mnie pożreć. Złapałem ją za szyję, ale była dużo silniejsza ode mnie. Wiedziałem, że mogę zrobić tylko jedno. Chwyciłem nożyczki ze stołu i wbiłem jej w pępek.

– Wysoki Sądzie, z raportu koronera wynika, że na ciele ofiary są 34 rany zadane ostrym narzędziem. Poza tym denatka nie miała żadnego tatuażu.

Maga Hilt
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.