Mężczyzna, ciężko dysząc, przedzierał się przez gęste zarośla pogrążone w mroku nocy. Ostre gałęzie pokaleczyły mu dotkliwie twarz i ręce. Jego ubranie zwisało w strzępach. Poruszał się niemal po omacku — gruba warstwa chmur nie przepuszczała księżycowego światła. Jego ruchy były jednak — pomimo wyczerpania — zdecydowane i pewne. Nie sprawiał wrażenia kogoś, kto panicznie i bezładnie ucieka przed czymś. Wyglądał raczej jak ktoś, kto z rozpaczliwą determinacją chce osiągnąć swój cel. I raczej orientował się w kierunku, w którym się poruszał. W pewnym momencie krzaczaste zasieki ustąpiły i mężczyzna wydostał się na otwartą przestrzeń. Zrobiło się odrobinę jaśniej i czarna sylwetka zrujnowanej budowli była doskonale widoczna na tle nieba. Mężczyzna zrobił jeszcze kilka kroków, lecz nagle przystanął i osunął się na kolana. W jednym z okien starej warowni pojawiło się nikłe światło. Mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w nie, a następnie powstał i zawrócił, by ponownie zniknąć w gęstwinie lasu.
Jeśli posiadasz dwie kozy, tedy weź jedną i pójdź z nią na targ. I sprzedaj tę kozę, a za pieniądze kup psa. A jeśli masz już psa, to weź go i sprzedaj. A za pieniądze kup kozę. Albowiem zaprawdę powiadam ci, że nie masz psa i nie masz kozy, której nie sprzedałbyś na targu, i nie masz targu, na którym nie kupiłbyś psa lub kozy. Dlatego zawsze trzeba mieć kozę albo psa i mieszkać blisko targu. A kto ani nie ma psa lub kozy, ani nie mieszka blisko targu, ten powinien radować się szczególnie. A ten, kto nie chce radować się szczególnie, ten niechaj się nie raduje.Rabbi Mordechaj Cajtung
W grudniu 2012 roku następuje seria zamachów terrorystycznych na terenie Dolnego Śląska. W wielu miastach podkładane są tzw. bomby walutowe, eksplodujące potężnymi dawkami gotówki. Ludność przebywająca w polu rażenia bomb zaczyna bogacić się w zastraszającym tempie. Ze sklepów wykupowane jest wszystko, co tylko posiada metkę z ceną. Światowe korporacje, przewidując koniec tego systemu rzeczy, postanawiają użyć wszelkich środków, by zapobiec katastrofie. Do walki z szajką terrorystów zostają zmobilizowane potężne siły oraz ściągnięci najlepsi specjaliści. W pościg za złoczyńcami wyruszają m.in. inspektor Zasada, komisarz Zawada, aspirant Zagłada, przodownik Zabawa-Niepsuj i posterunkowy Żenada. Wpadają jednak w pułapkę i zostają obsypani pieniędzmi, dzięki którym mogą już do końca życia żyć sobie długo i szczęśliwie. Świat zamiera w przerażeniu. Czy naprawdę nie znajdzie się nikt, kto ocali ludzkość?
Komisarz Ostrowski przerwał grę na skrzypcach i powiedział
— Waciak, weźcie no jeszcze raz to przeczytajcie. Od tego momentu, jak on wyłazi już z tych krzaków.
Aspirant Waciak posłusznie wykonał polecenie.
— …ciężko dysząc, przedzierał się przez gęste zarośla pogrążone w mroku nocy. Ostre gałęzie pokaleczyły…
— Jak z krzaków wyłazi, mówiłem!
— Przepraszam, szefie. Chwilunia! …i mężczyzna wydostał się na otwartą przestrzeń. Zrobiło się odrobinę jaśniej i czarna sylwetka zrujnowanej budowli była doskonale widoczna na tle nieba. Mężczyzna zrobił jeszcze…
— Stop! — Ostrowski przymknął oczy i zamyślił się. Po chwili zwrócił się do podwładnego:
— Jak myślicie, Waciak, dlaczego zamki popadają w ruinę?
Aspirant rozejrzał się po ścianach komisariatu, na których widniały liczne pęknięcia.
— Bo nie posiadają funduszy remontowych?
— Nie, Waciak. Zamki popadają w ruinę, ponieważ są stare. Nowe zamki na ogół są w dobrym stanie. Oczywiście są też i stare zamki, którym nie pozwolono popaść w ruinę, i tutaj mogłaby znaleźć zastosowanie wasza teoria o funduszach remontowych. Generalnie jednak przyjąłbym zasadę, że wszystkie zamki zrujnowane są stare.
Twarz Waciaka wyrażała bezgraniczny zachwyt.
— Genialne, szefie. Po prostu genialne.
— Och, to po prostu zwykła metoda dedukcji, która w mojej rodzinie jest stosowana już od wielu pokoleń, a zapoczątkował ją mój słynny przodek, który jeszcze wówczas nosił angielskie nazwisko. Później nasza rodzina wyemigrowała za chlebem do Polski i… Ale czy ja wam już o tym kiedyś nie opowiadałem?
— Dokładnie dwa tysiące czterysta pięćdziesiąt dziewięć razy, ale za każdym razem słucham z przyjemnością.
— Świetnie. To teraz zróbcie listę wszystkich starych zamków na Dolnym Śląsku, ze szczególnym uwzględnieniem tych zrujnowanych, albowiem pragnę wam zakomunikować, że wkraczamy do walki z szajką, która dokonuje tych okropnych zamachów walutowych.
Waciak zbladł, potem zzieleniał, następnie przeprosił na chwilę i wyjrzał przez okno. Gdy już wytarł usta chusteczką, wystękał:
— Szefie, ja mam żonę i dzieci...
Ale Ostrowski był już pochłonięty grą na skrzypcach.
Zanim minęło pięć kolejnych zamachów walutowych, aspirant zjawił się u Ostrowskiego z listą niemal stu obiektów. Komisarz najpierw metodą dedukcji wykluczył wszystkie te, których nazwy zaczynały się na Ą, Ę i Ń w jakimkolwiek języku. Następnie odrzucił wszystkie te, których właściciele mieli w rodzinie Inuitów. Potem kazał Waciakowi podać sześć dowolnych cyfr (Waciak podał sześć zer), dodać do nich zsumowaną wartość wszystkich cyfr aktualnej daty, przemnożyć przez godzinę, podzielić przez współrzędne geograficzne Jerozolimy i wyciągnąć pierwiastek trzeciego stopnia w zaokrągleniu do piątej liczby po przecinku. Otrzymany wynik Ostrowski podarł na drobne strzępy, podpalił na łyżce, a następnie połknął i oświadczył:
— Jedziemy do Świn koło Bolkowa. Jestem przekonany, że wszystkie zbrodnie tej podłej szajki mają ścisły związek z tym miejscem. Ponadto nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że herszt tej bandy jest piwnookim blondynem, lat około 67, ubranym w dresy renomowanej firmy mającej w nazwie literę P. Powinien mieć również nieco przykurczony mały palec u lewej nogi i ślad po ukłuciu się widelcem trzy i pół centymetra nad prawą łopatką.
Waciak chciał jeszcze zdążyć wyrazić swe niebotyczne zdziwienie, lecz nie zdążył. Wsiedli do automobilu znanej marki, której nazwy nie podamy, gdyż firma ta nie opłaciła w terminie kryptoreklamy. Podczas podróży nasi bohaterowie przeżyli mnóstwo fantastycznych przygód, o których z pewnością opowiemy przy okazji, lecz teraz skupimy się na zasadniczym wątku.
Po przyjeździe na miejsce ich oczom ukazały się ruiny zamku w Świnach, które wyglądały bardzo malowniczo, tylko były nieco zrujnowane. Ostrowski wybiegł z samochodu i wykonał pad boczny do tyłu z półsaltem w ćwierćprzysiadzie, co musiało skłonić do głębszej refleksji każdego potencjalnego napastnika. Za nim wygramolił się Waciak i trzymając w dłoni rewolwer, zawołał:
— Ręce do góry!
W tym momencie od strony ruin padł strzał i kula przemknęła aspirantowi tuż koło nosa, na wysokości lewego oka. Waciak po namyśle schronił się za drzewem. Tymczasem Ostrowski rozpoczął pertraktacje.
— W imieniu prawa jesteście aresztowani! Wychodźcie pojedynczo, w milczeniu, z rękoma na głowie i nosami na kwintę!
Po chwili usłyszeli odpowiedź z zamku
— Nic z tego! Zamek jest zaminowany. Jeśli nas nie poniechacie, to zrobimy tu taką eksplozję walutową, że jeszcze wasi wnukowie nie zdążą wydać wszystkich pieniędzy!
Komisarz zastanowił się chwilę i zawołał:
— Wychodź ze mną na KSW! Położysz mnie, to pójdziesz wolno!
— Parol kawalerski, że odejdę?
— Parol!
— Nie może to być! — zakrzyknął Waciak, ale Ostrowski dał mu tylko znak, że ma siedzieć cicho.
Po chwili z zamku wyszedł blondyn, lat 67, ubrany w dresy renomowanej firmy z literą P w nazwie, i stanął przed komisarzem. Gdy podali sobie ręce, mężczyzna rzekł:
— Tylko bardzo proszę uważać na miejsce nad moją prawą łopatką. W dzieciństwie ukłułem się widelcem…
— Ależ oczywiście! — odparł Ostrowski. — Zaręczam panu, że zawsze walczę zgodnie z zasadami fair play.
Rozpoczął się długi i żmudny pojedynek. Całe godziny mijały, nie przynosząc rozstrzygnięcia. Kilkakrotnie ogłaszano przerwę na opatrzenie drobnych urazów i ugaszenie pragnienia. Gdy wydawało się, że szala zwycięstwa już przechyla się na stronę stróżów prawa, z zamku wybiegł drugi z opryszków i rzucił się na Ostrowskiego. Zaraz za nim wybiegł również trzeci. To przesądziło sprawę i po chwili komisarz leżał zamroczony, a nad nim pochylały się głowy trzech bandziorów. W tym samym momencie jak spod ziemi wyłonił się za nimi Waciak i zamachnąwszy się od ucha policyjną pałką, zdzielił wszystkie trzy łby jednym potężnym ciosem.
Ostrowski przez dłuższą chwilę nie był w stanie wydusić ani słowa. Gdy już przyszedł nieco do siebie, wysapał:
— Ależ macie rękę! Na miły Bóg, toż to imaginację przechodzi!
Waciak uśmiechnął się tylko skromnie i odparł:
— Niegdyś przodek mój, Longinus Podbipięta, pod Zbarażem jednym cięciem ściął trzy łby tatarskie…
Komisarz Ostrowski został uhonorowany honorowym dyplomem uznania, natomiast aspirant Waciak został w uznaniu honorowych zasług przyjaźnie poklepany po plecach przez wielu przedstawicieli wysoko postawionych osobistości. Ponadto obydwaj zostali dodatkowo wyróżnieni możliwością wypełnienia zaległych wniosków urlopowych za ubiegły rok. Fala zamachów walutowych ustała i świat wracał powoli do normalności. Na konferencji prasowej zorganizowanej na cześć bohaterów padło oczywiście znamienne pytanie:
— Jak pan wpadł na pomysł, by powiązać tę zagadkową relację o przedzierającym się nocą przez krzaki mężczyźnie z zamachami walutowymi?
Ostrowski uśmiechnął się tylko tajemniczo i rzekł:
— Niestety, nie mogę zdradzać takich szczegółów publicznie, gdyż ułatwiłbym w ten sposób wszystkim opryszkom ich przestępczą działalność.
Waciak coś jeszcze zaczął dodawać, że tak mieli napisane w scenariuszu od jakiegoś Waltera B.M. i że oni sami nie mają bladego pojęcia, o co w tej durnej historii chodzi, ale w tym momencie dostał od kogoś w ucho i siedział już cicho.