Powieści i opowiadania

Spotkanie na łące Dierigów

Brygida Błażewicz– Józek, Józek. Gdzie ten chłopak się podziewa? Same problemy z tym huncwotem. Józek, krowy trza wydoić, bierz wiadra i idź!

Z szopy wylazł szczupły, ciemnowłosy chłopiec z nieobecnym wzrokiem, jakby dopiero co był całkiem w innym miejscu. Miał świadomość obowiązków, wiedział, co do niego należy, ale ostatnie plotki w Langenbielau o planach otwarcia gimnazjum całkowicie wybiły go z rytmu codziennych obowiązków. Jak zwykle, schował się w szopie i czytał. Słowa dawały mu dziwną wolność, nienazwaną tęsknotę za czymś, czego nawet nie umiał określić. Pragnął tej wiedzy, więcej i więcej. Chciał zrozumieć, skąd się wziął, dlaczego liście spadają jesienią i jacy ludzie żyją za morzami? Głód wiedzy i ciekawość pchały go do poszukiwań coraz to nowych źródeł, z których mógłby czerpać.

Chwycił wiadra i poszedł wydoić krowy. Lubił chodzić na łąkę Dierigów. Uwielbiał leżeć wpatrzony w swoje ukochane Eulengebirge, a także obserwować w ciszy górę Herrleinberg w miasteczku. I tym razem pragnął jak najszybciej położyć się i marzyć. Zasłuchany w muzykę wiatru, delikatny szelest trawy, stawał się jedną pieśnią ze swoją ziemią. Jego myśli, jak wolne ptaki, szybowały ponad szczytami, ponad czasem i światem, który znał. Nienazwane tęsknoty uciskały i wywoływały w głębi ból. Słowa, jak magiczne zaklęcia, same cisnęły się na usta: CHCĘ WIEDZIEĆ, CHCĘ.

Łzy pragnienia rozmyły wzrok. Powietrze dziwnie zaczęło drgać, usiadł zdziwiony, zapatrzony w niezrozumiały obraz. Do jego uszu dobiegły dziwne głosy, śmiechy, zapachy. I nagle łup, wpadł do wody. Ze zdziwienia o mało co się nie utopił. Wśród gwaru i niespotykanego hałasu dopłynął do brzegu.

– Piotrek, Piotrek zobacz, jaki śmieszny pan. Kąpie się w ubraniu – odezwał się dziecięcy głos tuż obok. Starszy chłopiec wstał i pomógł Józkowi wyjść z wody.

– Stary, no co ty, walnęło cię, by w ciuchach do wody wchodzić? Masz tu ręcznik, wytrzyj się i zdejmij mokre ciuchy.

Franek, przerażony ze zdziwienia, nie zamierzał dyskutować. Posłusznie zrobił to, czego chciał Piotr.

– Stary, skąd ty masz te ciuchy? Czy tu jakiś film historyczny kręcą? Siadaj, zjesz coś?

– Piotrek, czy mogę iść się wykąpać? – spytał mały.

– Zmykaj, tylko jak zauważę, że chlapiesz dziewczyny, to będziesz miał szlaban na wchodzenie do wody do końca dnia. No, stary, gadaj, skąd żeś się tu wziął?

Niezrozumienie i strach odbijało się w zielonych oczach Józka. Udało mu się już uspokoić oddech. Rozglądał się jeszcze zdziwiony wokoło, ale już za moment znikł z twarzy grymas strachu, a oczy jego zabłysły zrozumieniem. Będę wiedział – błysnęła mu myśl i uśmiech rozświetlił jego twarz.

– Mam na imię Józek i jestem z Bielawy – zaczął nieśmiało.

– Stary, tu prawie wszyscy są z Bielawy – odpowiedział z uśmiechem Piotrek.

– Tak też myślałem. Góry są te same, okolica jakby znajoma, ale ta woda... jej tutaj nie było, jak rano wychodziłem z domu. Dzisiaj rano był 5 sierpnia 1907 roku.

Teraz z kolei Piotrkowi zdziwienie zatamowało oddech i dopiero ciemne mroczki przed oczami przypomniały, że trzeba oddychać. Facet jest walnięty jak nic – pomyślał.

Jednak jakiś niezrozumiały głos w środku kazał mu wierzyć w to, co mówił Józek.

Pomyślał: nie chcę wiedzieć, skąd on się tu wziął, chcę mu tylko opowiedzieć o sobie, o czasach, które będzie miał przed sobą i o swojej ukochanej Bielawie.

Usiedli wygodnie na kocu, a Piotr zaczął opowiadać.

– Mówisz, że dziś jest 5 sierpnia 1907 roku? No, stary, to daleko cię wyrżnęło! Przecież dzisiaj jest sobota 5 sierpnia, ale 2000 roku! Czekają Cię więc trudne czasy, wybuchnie wojna, najpierw pierwsza, później druga w 1939 roku, która zacznie się od napaści Niemców na Polskę. Jakaś niezrozumiała nienawiść zawładnie światem. Wiele krajów zjednoczy się, aby przywrócić pokój na świecie. Zginie miliony ludzi. W 1945 skończy się wreszcie wojna w Europie i nastanie względny spokój. A czy Ty wiesz, że w 1924 roku Bielawa zostanie miastem, a rok później będziesz mógł ze swoją dziewczyna podziwiać pejzaże z wieży widokowej na Górze Parkowej? Przestanie istnieć przemysł włókienniczy w Bielawie, a na łące Dierigów – jak widzisz – powstanie zalew wodny, no i wyobraź sobie, że od tego roku nie mamy już kolei w Bielawie i już nikt do nas pociągiem nie przyjedzie.

Zatopiony w opowieściach o historii Piotrek coraz bardziej czół dziwną sympatię do spotkanego dziwnego chłopca. Opowiadał mu i opowiadał, chciał powiedzieć wszystko, co wiedział o mieście, o ukochanych górach, o historii. Mały już dawno wyszedł z wody i drzemał cichutko obok chłopców, a oni gadali i gadali. Jak Piotrek skończył, to Józek opowiadał o swoim życiu. Opowiadał o książkach, które ukradkiem czytał, o krowach, które codziennie doił na łące, na której teraz jest woda, o tajemniczym śpiewie gór i o krasnalach, o których już wstyd było mówić, aby nie narazić się na śmieszność. Wspominał o niezrozumiałej tęsknocie i o gimnazjum, które mieli otworzyć w tym roku w jego mieście. Niebo zasnuło się karminowo-pomarańczową zasłoną chmur. Wieczorne mgły zaczęły już sunąć po górach, przypominając krasnalom, że czas już gotować kolację. Piotrek podniósł brata na ręce.

– Na nas już czas, muszę wracać, bo matka zacznie się martwić. Masz, to jest jeden polski złoty z 2000 roku, zatrzymaj go na pamiątkę, a gdybyś chciał mnie znaleźć, to nazywam się Lange, Piotr Lange.

Józek został sam nad wodą, zatopiony w myślach, w wiedzy, którą właśnie posiadł. I sam nie wiedział, czy było mu lepiej, jak już tak dużo się nowego dowiedział.

W dłoni ściskał tę nieznaną dziwną monetę i powtarzał w myślach nazwisko chłopca Lange, Lange... O kurcze, przecież Martha Lange to nasza nauczycielka od robótek ręcznych. Czy to możliwe, aby on był jej dalekim krewnym? Szarzało, zbliżała się magiczna pora między dniem a nocą. Zauważył jakiś ruch w trawie. Ze zdziwienia aż wstrzymał oddech. Mały krasnal w czerwonej czapeczce rozglądał się uważnie dookoła

i szybko podążał w kierunku gór. Józek cichutko i ostrożnie podniósł się z miejsca i zaczął za nim iść. Nagle krasnal się odwrócił i zauważając chłopca, rzucił w jego oczy garść złotego piasku i uciekł. Józek aż krzyknął z bólu, a jego oczy zaczęły niemiłosiernie łzawić. Zdążył jeszcze zauważyć małą czerwona czapeczkę, którą podniósł. Później świat zaczął wirować blaskiem szalonych kolorów. W oszałamiającym tańcu migotały kolory przed jego oczami. Nie wytrzymał tego zawirowania, jego ciałem targnął nagły odruch wymiotny i zemdlony upadł na ziemię. Ocknął się, kiedy była już noc. Zmarznięty zauważył nad swoją głową zdziwiony łeb krowy, która zaczęła oblizywać mu twarz. Poderwał się na równe nogi i puścił biegiem do domu wraz z pełnymi wiadrami mleka, modląc się po drodze, aby lanie, które go z pewnością nie ominie, nie było zbyt bolesne.

Minęło parę miesięcy. W ciepłych promieniach października Piotrek po raz kolejny krążył nad jeziorem licząc, że spotka ponownie dziwnego chłopca, ale już zaczynał wierzyć, że to wszystko mu się przyśniło.

– Piotrek, Piotrek – wołał za nim piskliwy dziewczęcy głos.

– Co się z tobą dzieje? Włóczysz się wkoło zalewu, jak jakiś nienormalny. – Ten głos należał do Gośki, przyjaciółki, razem chodzili do pierwszej klasy gimnazjum.

– Czy słyszałeś?... Podobno znaleźli jakąś skrzynię, kiedy coś tam burzyli czy remontowali. I wiesz, podobno jest to jakaś kapsuła czasu, zakopana przez pierwszych uczniów gimnazjum w Bielawie, jeszcze z czasów niemieckich.

Stary, to ma jakieś 93 lata. Ale jaja, co te dzieciaki mogły 1907 roku zakopać? Podobno dzisiaj w południe na Placu Wolności będą ją uroczyście otwierać.

– Piotrek, co ty się tak dziwnie gapisz?... Piotrek, powiedz coś...

Piotrek nic nie mówił, ale właśnie dotarło do niego, że jest to skrzynia z roku, z którego przybył Józek. Nie czekając na Gośkę, popędził na Plac Wolności. Obok fontanny z sową zebrał się już całkiem spory tłum. Nie zważając na pomruki niezadowolenia, przepchnął się na sam przód. Na podwyższeniu, składającego się z połączonych stołów, przykrytych zielonym obrusem, stała zardzewiała metalowo-drewniana skrzynia z olbrzymią kłódką, spinającą wejście do tajemnicy.

– Szanowni Państwo – odezwał się burmistrz Bielawy – zebraliśmy się tu wszyscy, aby być świadkami czasów, które już odeszły. Jak Państwo już zapewne wiecie, w pobliżu pierwszego gimnazjum w Bielawie, w wyniku prowadzonych tam prac ziemnych, odkopano skrzynię i podejrzewamy, że może to być przekaz pierwszych gimnazjalistów do nas, którzy przyszliśmy tu po nich. Tak więc za moment, proszę państwa, otworzymy historię!

Wysoka brunetka w białym fartuchu i rękawiczkach, stojąca obok burmistrza, podeszła do skrzyni i delikatnie zdjęła olbrzymią kłódkę, która bez żadnych oporów pozwoliła się otworzyć. Uchyliła wieko i zaczęła wydobywać skarby, wykładając je po kolei na zielone sukno. W pewnym momencie ręka jej zadrżała, a w oczach pojawiło się ogromne zdziwienie. W zastygłej dłoni trzymała dużą, szarą kopertę. Podała ją burmistrzowi, a ten przeczytał głośno wpisany na niej adres i ze zdziwieniem patrzył się na tę panią. Blady odezwał się do zgromadzonych gapiów:

– Szanowni Państwo, mamy tu dziwną kopertę, zaadresowaną „Piotr Lange – mój przyjaciel z 2000 roku”. Nie bardzo rozumiem, skąd się tu wzięła, ale pozwolicie, Państwo, że ją otworzymy. To jest coś niezwykłego!

Po otwarciu koperty, burmistrz wyjął z niej list i jeszcze drugą, mniejszą kopertę w kolorze zielonym. Po czym rozłożył list i zaczął czytać:

Mój drogi przyjacielu, Piotrze! Dzisiaj jest ostatni dzień 1907 roku. Cały czas zastanawiałem się czy to, co nas wtedy spotkało, w ten upalny, sierpniowy dzień było prawdą? Wierzę, że tak było. Zastanawiam się, kiedy ktoś otworzy tę skrzynię i czy Ty będziesz jeszcze żył, i czy pokój nadal będzie na świecie? Byłem dzisiaj na Herrleinberg. Chodząc tam, bardzo prosiłem, aby wysłali swoich strażników do pilnowania tej skrzyni, bo chciałem, aby została ona odnaleziona w roku, w którym się spotkaliśmy. Wtedy miałbym pewność, że będziesz mnie jeszcze pamiętał. Liczę na to, że mi się jednak uda namówić jakiegoś szalonego krasnala, aby jej pilnował. Informuję Ciebie, mój przyjacielu, że udało mi się dostać do gimnazjum w Bielawie, z czego jestem bardzo dumny. Zaliczają mnie do jednego z dwóch najlepszych uczniów i dzięki temu mogłem włożyć do skrzyni ten list do Ciebie. Wierzę, że Ty również dokładasz wszelkich starań, aby z każdym dniem być coraz lepszym i zdobywać coraz większą wiedzę. Dużo myślałem o naszym spotkaniu i o wiedzy, jaką mi podarowałeś. Dziękuję Ci za to. Dzisiaj wiem, że wiedza to potęga, że posiadanie jej gwarantuje życie w wolności. I za uświadomienie mi tej prawdy bardzo Ci dziękuję. Pozdrawiam Ciebie i wszystkich, których kochasz. Twój przyjaciel Józek. P.S. W zielonej kopercie jest mój osobisty i specjalny prezent dla Ciebie.

Po przeczytaniu listu przez zgromadzony tłum przetoczył się szmer zdziwienia. Burmistrz wyjął zieloną kopertę, otworzył ją i wysypał jej zawartość na zielone sukno. Była tam moneta o wartości jednego złotego z 2000 roku oraz mała, czerwona czapeczka. Na rynku zapadła przerażająca cisza zdziwienia, choć – jak później wspominali niektórzy mieszkańcy – można było usłyszeć w tej ciszy radosne śmiechy krasnali i delikatny trzepot anielskich skrzydeł.

Koniec.

Brygida Błażewicz
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.