Powieści i opowiadania > Seks dla umarłych

32. Ból

BólBiceps. Triceps. Mięśnie brzucha. Mocno zarysowane nogi. Piękny niczym Apollo. Jasne od słońca włosy, krótka broda, bystry wzrok. Wszystko w idealnych proporcjach. Oczywiście nagi, jakbym patrzyła na zdjęcie z podręcznika do anatomii. Ale nie zupełnie nagi. Na jasnej szyi jaskrawo czerni się skórzana obroża.

* * *

Nie ma jeszcze imienia, to bardziej szczeniak niż piesek. Jeszcze zupełnie nieułożony. Tabula rasa. Jak Adam zaraz po stworzeniu. Można by powiedzieć dziewica. Bardzo ładna dziewica. Powiedzmy sobie szczerze, dla mnie trochę zbyt ładny. Ale patrzę z przyjemnością i już wyobrażam sobie, co w niedalekiej przyszłości będziemy z nim robić. Może to nawet lepiej, że taki słodki. Będzie można z nim dumnie spacerować i pochwalić się przed sąsiadkami.

* * *

Jego ręce i nogi przywiązane były do łóżka. Boleśnie naciągnięte. Wyprężone. Na ciele kilka mocno zaczerwienionych miejsc. Znak, że taryfy ulgowej nie będzie. Po środku jego sztywny pal. Boski. Prawdziwe trzecie oko. A na nim Bebe. Nadziana. Czy to pasuje?

Przyroda jest niesamowita. Całkowite odwrócenie ról. Oto ona, słaba płeć, pochwa na jego miecz, opiekunka domowego ogniska. Oto on, samiec piękny jak starożytny bóg. Silny jak heros, zimnokrwisty morderca wyrywający serca wrogów gołymi rękami. Ale to ona wznosi się i opada, jakby galopowała przez stepy na dzikim ogierze. Rękami ściska swoje piersi, zamkniętymi oczami zagląda śmierci w oczy. Galopuje, a w środku niej jego miecz czyni prawdziwe spustoszenie. Ociera się o ścianki pochwy, penetruje głęboko, uderzając o ciasne drzwi macicy. Podrażnia tajemnicze punkty, które zostały przez naukowców nazwane jakimiś śmiesznymi literami. Ale ciągle to ona jedzie, to ona układa swoje ciało, jak tylko chce. To ona nadaje rytm. On, ze wzniesionym w górę mieczem, może tylko leżeć i zastanawiać się, czy liny nie rozerwą go na pół. To ona jest wojownikiem, dziką Amazonką, córką Boga Wojny. On jest tylko jej narzędziem. Zabawką. Jej własnym samcem. Szczeniaczkiem. Przyroda nie daje się nabrać. Tutaj to ona jest silniejszą płcią, to ona dyktuje warunki.

* * *

Nigdy nie lubiłam oglądać pornografii. Śmieszne filmy, makabryczne przerysowania, nierealne zachowania... Wyreżyserowana niskobudżetowa gimnastyka na pokaz. Co innego to. Autentyczny seks na żywo. Na wyciągnięcie ręki, tuż przed moimi oczami. Teatr. Ona i on. Jakbym patrzyła na żywy obraz, dzieło sztuki namalowane przez Boga. Jego mięśnie zaznaczone odważną kreską. Jej falujące piersi wypełnione jaśminową farbą. Dwie złączone w jedną masę sylwetki na tle jasnego okna. Ich westchnienia odbijające się od ścian. Stanowiące całą muzykę tej sceny. Atmosfera gęsta od potu i różnych śliskich wydzielin. Od dźwięków wydawanych przez dwa zderzające się ciała. Tego się nie da nagrać. Odtworzyć. Panie i Panowie. Tylko tu i teraz.

* * *

Chętnie bym do nich dołączyła. Usiadła mu na twarzy. Ale zamiast tego tylko patrzyłam. Z całej siły ścisnęłam swoją pierś, by dołączyć swoje kilka dźwięków do tej erotycznej symfonii. Drugą ręką zagrałam staccato na łechtaczce. Nie zamykając oczu, kochałam się sama ze sobą. Tak dawno tego nie robiłam. Bez żadnych maszyn. Tylko moje palce i to widowisko przed oczami. Bezwstydna miłość specjalnie dla mnie.

Była nienasycona. Zajechałaby go chyba na śmierć. A przynajmniej do utraty przytomności. Po jej twarzy spływał już pot, ale nie przerywała. Orgazm wstrząsał jej ciało, na chwilę opadała i wijąc się, zaczynała nowy taniec. Tak! Tak! Krzyczała i wyła. A potem wył już tylko on. Nowoczesność. Chemia.

* * *

Związała go ciasno. Lina mocno wrzynała się w ciało, podkreślając wypukłość jego mięśni. Na jądrach zaciskał się sznurek o mniejszej średnicy. Plecy zupełnie odkryte, nagie, nieosłaniane niczym przed jej surową ręką. Jego usta zatkane wilgotnymi majteczkami, uciszające nieunikniony krzyk. Sadyzm. Masochizm. Cieknąca krew. Stłumiony gdzieś głęboko w gardle dźwięk.

Patrzę na nich z boku. On, skulony u jej stóp, podporządkowany jej kaprysom, zdany na jej łaskę młody bóg. Przystojny, majętny mężczyzna na kierowniczym stanowisku. Związany i zakrwawiony. Wolny. Paradoks? Symbioza. Może jeszcze kilka trudnych słów.

* * *

Boisz się bólu? Uważasz, że ból jest nieprzyjemny? Upokarzający? Może nie rozumiesz, a może po prostu nie wiesz, czym jest prawdziwy ból? Ból samotności, ból istnienia. Wstręt do przybieranej w pośpiechu maski, gdy sięgasz po nią rano. Zaraz po przebudzeniu. Ona leży i cierpliwie czeka. Na nocnej szafce. A ty musisz ją ubrać. Zrezygnowana. Jesteś jej niewolnicą. Nie masz wyboru. Możesz albo ją podnieść, albo wyjść na ulicę zupełnie nago. Skończyć w kaftanie bezpieczeństwa. Zmienić się w psychopatycznego mordercę. Zwariować i dać się leczyć. Ile byś dała, za chwilę zupełnej wolności. Bólu nie trzeba się bać. Ból trzeba pokochać.

* * *

Leży prawie bez tchu. Nieraz sama tak leżałam. Jak zmaltretowana suka. Dziękując resztkami sił. Szczęśliwa, że w końcu jestem naga. Że zerwał maskę. Że wytrzymałam. Że przez chwilę byłam wolna jak ptak. Że przez krótką chwilę nie bolało... To nic, że leci krew, że pali skóra... Prawie słyszę jego myśli. Współodczuwam. To nic, że leżę w kałuży i wyglądam jak strzęp mięsa. To nic, że zostałam odarta z godności. Zgwałcona. Zwyzywana. Zdeptana. Przez tę chwilę, moja dusza była prawie w niebie. Oderwana od ciała. Nawet orgazm nie może się z tym równać. Wolność absolutna. Gdy nic od ciebie nie zależy. Albo zależy wszystko. Dwa końce tego samego kija spotykają się w jednym miejscu.

* * *

Gdy leżymy w łóżku we trójkę, dotykam jego ran. Czasem syknie z bólu, ale oczywiście nie protestuje. Zdzieram strupek i bawię się wypływającą krwią. Tworzę na jego ciele niesamowite, surrealistyczne pejzaże. Zlizuję z palca. Cóż za cudowny płyn. Prawie mistyczny, transcendentny. Żywa krew prosto z martwego ciała. Czy to nie cud?

* * *

Mam na imię Ania i tęsknię. Ogromnie tęsknię. Za nim. Za moim jedynym Panem. Za jego ciężką dłonią. Za ustami. Za jego męskością. Nie jakimkolwiek mężczyzną, ale właśnie za nim. Za tym konkretnym penisem, konkretnym zapachem i smakiem. Za jego dłońmi i głosem. Czuję się jak porzucona suka. Wszystkie rany na ciele dawno się już zagoiły, a w środku serce pali coraz bardziej. Nie mogę sobie znaleźć miejsca. Jestem zagubiona. Porzucona. Bezpańska. Umieram z bólu. Z tego prawdziwego, najprawdziwszego bólu.

* * *

Wróć. Chcę być znowu Twoja. Tak jak zawsze. Bez haseł bezpieczeństwa. Bez przerw. Nieodwołalnie. Póki śmierć nas nie rozłączy. Wróć.

Anna Korybucka
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.