Powieści i opowiadania

Pociąg, część druga

PociągSkierowali się w kierunku bramy cmentarza. Wieczór już powoli dawał się we znaki przenikliwym chłodem.

Znali się zaledwie od godziny i zamienili ze sobą tylko kilka słów, a Tadeuszowi wydawało się, że znają się już wiele lat. Dawny ból zranionej dumy jeszcze się w nim nie zagoił, ale nowa znajomość napełniła go poczuciem bezpieczeństwa. A więc po końcu świata jest jeszcze coś, i to „coś” pojawia się niemal natychmiast. Nowa znajoma przerwała milczenie, najwyraźniej nagromadzone w niej emocje wzięły górę.

Pewnie zastanawiasz się co mnie łączyło z tym człowiekiem. Nie jestem nikim z jego rodziny, właściwie nawet zbyt dobrze go nie znałam. To się zdarzyło już dawno. Byłam wtedy bardzo młoda, egoistyczna. Wiedziałam, że podobam się wielu mężczyznom i robiłam z tego użytek. Chodziłam na dansingi, gdzie byli sami starsi faceci. Lubiłam bardzo tańczyć, a wtedy taniec nie był zbyt popularny wśród młodych ludzi. Facet z którym byłam umówiona nie przyszedł. Powiedział mi przez telefon, że bardzo mu przykro, ale ma pewne zobowiązania i chyba już się więcej nie spotkamy. Miał żonę i najwyraźniej nie zamierzał się z nią rozstawać. Tyle go widziałam. Po raz pierwszy zostałam wtedy sama. Patrząc na falujący tłum obcych mi ludzi, pomyślałam: Co ja tutaj robię?

Wtedy właśnie przysiadł się do mnie. Nazywał się Tadeusz. Był studentem. W ciemności, na tle migających świateł wydał mi się dość sympatyczny, zupełnie inny niż moi rówieśnicy. Chłopcy w moim wieku myśleli tylko o seksie, chociaż i to wychodziło im nie najlepiej. Owszem, byli niektórzy przystojni, ale strasznie nieokrzesani. On był inny. Nie pamiętam o czym wtedy z nim rozmawiałam, ale przegadaliśmy cały wieczór i ani razu nie zatańczyliśmy. Na drugi dzień spotkałam go na plaży. Wrażenie nie było już takie korzystne. Szczerze mówiąc chciałam się go pozbyć. Liczyłam na to, że poznam jakiegoś nowego przystojniaka, a on tylko mnie drażnił swoją nieporadną nachalnością. Nie był niemiły, raczej za bardzo się starał. Wydawało mu się, że już mnie zdobył i usiłował mnie adorować. W końcu trochę z litości, a trochę żeby się odczepił, zgodziłam się na kino. Umówiłam się z nim na osiemnastą i tak rozstaliśmy się. Wieczorem pojawił się w hotelu z kwiatami. Od razu mnie zauważył i nie było już odwrotu. Z każdą chwilą brnęliśmy dalej w ten związek. Dawniej sprawa była prosta. Szalona zabawa, trochę alkoholu, czasem wspólna noc. Żadnych pytań i żadnych wątpliwości. Owszem, marzyłam o stałym związku, ale wyobrażałam go sobie zupełnie inaczej.

Myślałam, że jakiś atrakcyjny facet od razu się we mnie zakocha, zabierze mnie do swojej willi lub na rejs dookoła świata. Tak, jak to się dzieje w filmach. Tymczasem pierwszy, który wyznał mi swoje uczucia, zupełnie odbiegał od moich wyobrażeń i, co gorsza, zaczynałam to akceptować. Próbowałam wymknąć się z kina pod pretekstem wyjścia do toalety, ale on podążył za mną. Trochę mnie to zirytowało. Nie oglądając się pobiegłam w stronę toalet. Tam zdążyłam trochę ochłonąć. Zrobiło mi się go żal, a trochę zaczęłam go lubić. Chwilę stałam przed lustrem robiąc różne głupie miny. Ta idiotyczna sytuacja zaczęła mnie bawić. Gdy wyszłam czekał przy stoliku z butelką wina. Seans wciąż jeszcze trwał, więc bufet był zupełnie pusty. Tylko my i długi rząd stolików. Scena jakby wzięta z jakiegoś filmu. Przecież o tym marzyłam. Że facet nie był filmowym amantem, cóż. W niektórych romansach faceci wyglądają niepozornie, a potem się to zmienia.

Gdy zaproponował mi ognisko byłam urzeczona. Zabraliśmy otwartą butelkę wina ze sobą i poszliśmy na plażę. Nie był wytrawnym kochankiem. Gdy dostałam małpiego humoru i zaczęłam się rozbierać rzucił się na mnie. Prawie mnie zgwałcił, po czym od razu zasnął, przygniatając swoim ciałem. Odczekałam chwilę, która dłużyła się jak wieczność i delikatnie wyswobodziłam się z jego ramion.

Zaczęło już świtać. Na horyzoncie spostrzegłam nadpływający jacht i uznałam to za okazję aby się wyrwać. Mój niedawny adorator, filmowy amant, budził we mnie złość i napawał obrzydzeniem. Żeglarze płynący na jachcie zauważyli mnie i zaczęli mnie pozdrawiać. Ubrana tylko w podkoszulek i skąpe figi podpłynęłam w ich stronę. Pomogli mi wsiąść na jacht. Szczerze mówiąc chłopcy trochę mnie rozczarowali. Zamiast zająć się mną, cały czas zajęci byli żeglowaniem. Żebym im nie przeszkadzała umieścili mnie na dziobie jako nimfę. Nawet gdy zdjęłam podkoszulek nie zrobiło to na nich wrażenia. Wreszcie zaczęło mnie to nudzić. Gdy dumni wpłynęli do portu poprosiłam, aby mnie wysadzili na ląd. Podkoszulek już wysechł, przepasałam się chustką, którą dali mi żeglarze, więc w takim stroju nie budziłam już żadnej sensacji. Nie wiedziałam co robić, było mi trochę go żal, z drugiej strony nie chciałam go już więcej widzieć.

Było już prawie południe gdy zdecydowałam się wrócić, aby zabrać moje rzeczy. Coraz bardziej zdenerwowana zastanawiałam się co mu powiem gdy się spotkamy. Nie zastałam go. Nie znalazłam także moich rzeczy. Zagadnął mnie jakiś stary rybak. Gdy dowiedział się czego szukam, bez słowa zaprowadził mnie do swojego kutra. Wyjął wszystko, starannie zapakowane w foliową torbę. Jakieś kobiety naprawiające sieci opowiedziały mi całą historię: Gdy tylko odpłynęłam, on rzucił się w morze próbując dogonić jacht, w końcu uczepił się boi. Gdyby w porę nie zauważyli go rybacy na pewno by się utopił. Podpłynęli i zabrali go na kuter. Zawieziono go przemarzniętego do szpitala.

Nie zamierzałam go odwiedzać. Chciałam jak najszybciej stamtąd uciec. Zapomnieć o całej sprawie. Nie mogłam jednak. Później dowiedziałam się, że jeszcze w szpitalu usiłował popełnić samobójstwo. Uratowała go pielęgniarka, z którą później się ożenił. Został znanym lekarzem. Ja zostałam sama.

Gdybym wtedy naprawiła swój błąd. Gdybym przyszła do niego może romans trwał by dalej, a tak moją rolę wziął ktoś inny.

Gdy zobaczyłam klepsydrę wsiadłam w pociąg i przyjechałam. Chciałam mu to wszystko opowiedzieć, wszystko wyjaśnić. Jednak gdy zobaczyłam ten tłum zrozumiałam, że to niemożliwe. Że on już należy do innego świata.

Możesz jeszcze naprawić swój błąd. Nazywam się Tadeusz. Chodź. Mam w domu szampana.

Tomasz Drath
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.