Powieści i opowiadania > Szarkin

Nauka

Narodziny– Mówisz więc, że jesteś architektem i przybyłeś z Ziemi. – odezwał się Thorin – No to już jest was dwóch, co jest w was takiego, że ciągniecie tu jak muchy do lepu? Ty też masz jakąś swoją historię przybycia na Eutis.

– Nie mam żadnej historii. – odrzekł Zeyyad. – Żyłem sobie spokojnie, tworząc piękno w Turcji, gdy nagle przybył Rion, władca Eutis i poprosił, bym wraz z nim wrócił do domu i zajął się szkoleniem jego córki, bym nauczył ją delikatności, wrażliwości, aby nie przechodziła obojętnie obok piękna. Opowiadał, że jest ona pod silnym wpływem Michała – nauczyciela walk i jego umiejętności zabijania czymkolwiek i gdziekolwiek się da. Doszedł do wniosku, że Szarkin jako kobieta powinna poznać też inne życie ubarwione kolorami sukienek, pięknem muzyki i poezji, a także nauczyć się zachowywać jak dama. Wszak to ona zostanie następcą tronu Eutis i jej to dzieci będą kontynuowały linie władców, lecz aby do tego doszło, musiałaby być bardziej dostępna. Jak na razie, podobno, skutecznie wystraszyła wszystkich potencjalnych adoratorów.

– Ale o czym Wy tu mówicie? – odezwał się poirytowany Michał. – Przecież to jeszcze dziecko nawet jak na czas który płynie tu w Eutis. Szarkin skończyła dopiero 7 miesięcy, a Eutysjanki zaczynają dojrzewać około 8–12 miesiąca życia, więc ma jeszcze czas, by zajmować się tym czymś, tak nieistotnym jak chłopcy czy rozmnażanie. Walnięci wszyscy jesteście. Jeśli nie skupi się wystarczająco dobrze na tym, czego próbuję ją nauczyć, to szybciej zginie, niż zniesie jakieś tam jajko.

– Michale! Przestań! Nie tak głośno, przecież Szarkin może podsłuchiwać – odezwał się wzburzony Omes.

– No i co z tego, niech słyszy... I raczej niech się skupi na nauce i treningach niż na chłopcach... Chłopcy to zło. – Michał podniósł trochę głos i kontynuował. – Szarkin, mam nadzieję, że słyszałaś, co ja o tym myślę i widzimy się za 45 minut na placu ćwiczeń. A Wy to musicie być naprawdę starymi, niedorozwiniętymi nauczycielami skoro wierzycie w to, że ona ani razu nas nie podsłuchiwała. Robi to w każdą środę i kiedy tylko się da, ha, ha, ha, ha, ha. Ciekaw jestem Szarkin czy wiesz, jak na to wpadłem.

Po drugiej stronie ściany Sarkin aż odskoczyła, jakby ją coś sparzyło, a słoik prawie roztrzaskał się, upadając na podłogę. Skąd ON wiedział! Przecież to niemożliwe, by wiedział. Nigdy z niczym się nie zdradziłam... A poza tym przecież.... Nie, to niemożliwe...

– Michale... Wystarczy – odezwał się Thorin – kończymy tę dyskusję i proszę, niech każdy wraca do swoich zajęć. Jeśli jest tak jak mówisz, to źle. Rozmawialiśmy wspólnie o wielu sprawach, nie zawsze przeznaczonych dla uszu dziecka.

Po tej wypowiedzi wszyscy rozeszli się do swoich komnat z mieszanymi uczuciami. Wszyscy z wyjątkiem Michała, ten to od razu poszedł na plac ćwiczebny przygotować miejsce do treningu z Szarkin.

– Dziś kobieto nauczę ciebie walczyć najbardziej śmiercionośną i najbardziej rozpowszechnioną bronią na ziemi pod koniec XIX i na początku XX wieku. Bronią, która budziła szacunek i strach wśród tych, którzy jej używali i tych, co z niej ginęli.

To mówiąc, wyjął jakiś kawałek drewna długości około 110 cm o nieregularnym, ale dość zgrabnym kształcie. Postawił obok siebie węższym końcem do góry i rzekł:

– Wasza wysokość, oto kij bejsbolowy. Po czym chwytając szybko oburącz węższy koniec, zamachnął się tak mocno, że powietrze aż zaśpiewało ciche szuuuust.

– Nauczycielu, ale jak tym walczono i do czego w szczególności się nadawał?

– Z tego, co wiem i czytałem, to był on najpierw wykorzystywany w ziemskiej grze pod nazwą bejsbol. Polegała ona na tym, by kijem tym odbić jak najdalej lecącą w kierunku odbijającego piłkę. Później okazało się, że jest on wręcz idealnym narzędziem do zabijania. Lekkość i wytrzymałość drewna użytego do jego produkcji pozwalała na długotrwałe uderzenia. A jego wielkość pozwalała zabierać go z sobą prawie w każde miejsce, w które się człowiek udawał.

– Nauczycielu, czegoś nie rozumiem – odezwała się Szarkin – czy walczono nim jak w japońskim stylu kendo? Jeśli tak, to dlaczego przyniosłeś tylko jedną sztukę.

– Nie Szarkin, nie były to kije do walki tak jak w kendo. Kij bejsbolowy służył do zadawania bólu i śmierci. Dziś będę chciał nauczyć ciebie jak uchronić się przed uderzeniem i obezwładnić przeciwnika nie mając nic prócz własnych dłoni.

To mówiąc, prawie bez ostrzeżenia zamachnął się i wycelował w prawe ramię Szarkin. Dziewczynka ledwo co zdołała odskoczyć, nie mniej nie tak szybko, jak myślała i teraz leżała na ziemi, a na jej twarzy rysował się wyraz bólu.

– Nauczycielu – powiedziała z wyrzutem – dlaczego mnie nie ostrzegłeś?

– Dlatego Szarkin, że właśnie na zaskoczeniu i szybkości polegała walka tym kijem. A mając na uwadze, że jesteś jeszcze początkującym uczniem, nie wyprowadziłem uderzenia zbyt mocno i szybko. To, że upadłaś to tylko Twoja wina. Jesteś za wolna, moja ty władczyni.

Po tych słowach następowały następne i następne ciosy, a Szarkin leżąc, uchylała się dość skutecznie przed uderzeniami. Nie mniej często kij stykał się z jej ciałem. W pewnym momencie udało jej się wstać i zwyczajnie uciec.

– Szarkin! Wracaj! – zawołał Michał. – Widzisz, nie było tak źle.

– Jasne, że nie było – szeptała do siebie – nie udało ci się mnie zabić, ale moje ciało znowu za dwa dni nabierze koloru śliwki, którą tak uwielbiasz. Jest lato, a ja będę paradowała jak jakiś wieśniak w koszulach z długimi rękawami. Zastanawiam się nawet Nauczycielu, czy Twój atak nie jest karą za moje podsłuchiwanie.

– Na to pytanie musisz już odpowiedzieć sobie sama. – Uśmiechnął się do niej, odpowiadając. – Proszę Szarkin, oto kij, użyj go w taki sposób, aby mnie trafić. Wszystkie chwyty dozwolone.

– Wszystkie chwyty dozwolone, tak? – mruczała do siebie władczyni – No to uważaj, Michale, moja zemsta będzie w kolorze winogron, będziesz wyglądał tak, jak ja. Gdy zbliżyła się do kija, lekko go ujęła w dłoniach, ważyła jego ciężar, delikatnie przesuwała dłonie po jego smukłych kształtach. I nagle uchwyciła go mocno tak, jak zrobił to Michał. Zamachneła się, a usłyszawszy jego ciche szuuuu, uśmiechnęła się do swoich myśli.

Pomimo tego, że dokonywała w miarę precyzyjnych uderzeń i poruszała się szybko, ani razu nie udało jej się trafić nauczyciela. Już zaczynała podejrzewać, że stosuje on jakąś ziemską magię i dlatego nie może go trafić. Raz za razem kij świszczał w powietrzu, ale ani razu nie musnął nawet nauczyciela. Dla osoby patrzącej z boku ich specyficzna walka wyglądała jak taniec. Krok do przodu i zamach, automatyczny krok do tyłu nauczyciela i przykucnięcie, by za moment wyskoczyć jak strzała do góry. Świszczący kij przeszywający powietrze tworzy specyficzną muzyka do tego spektaklu.

– Szarkin, jesteś za wolna, poruszasz się jak ziemski żółw. – kpił z niej nauczyciel – Tlko na tyle Ciebie stać? Ruchy, moja panno, ruchy.

Tym kpiącym gadaniem doprowadził Szarkin do takiego zdenerwowania i zawziętości, że twarz jej nabrała koloru soczystej czerwieni, a w kącikach ust pojawiła się kropla krwi od zaciskania i przygryzania wargi. Mogło się wydawać, że władczyni zaraz eksploduje przy wyprowadzeniu kolejnego ruchu. Zamachnęła się i resztkami sił, jakie jej pozostały wyprowadziła cios, ale i ten trafił w pustkę, w której jeszcze przed momentem był jej nauczyciel. Zanim zdążyła podnieść kij do następnego ataku, Michał chwycił ją z tyłu za nadgarstki i boleśnie zaciskając, zmusił, by upuściła broń.

– Widzisz, moje dziecko – odezwał się lekceważąco, trzymając w rękach kij, którym od jakiegoś czasu Szarkin bezskutecznie próbowała go trafić – po raz kolejny pudło, a do tego pozwoliłaś sobie odebrać broń.

Młoda władczyni nie mogła ukryć zdumienia, widząc Michała trzymającego kij.

– Ależ nauczycielu, jak Ty to zrobiłeś? od jakiegoś czasu Szarkin – jąkała.

– Moja Pani, będąc ofiarą i osobą, która atakowała, popełniałaś ten sam błąd. Po pierwsze: za każdym razem dałaś się wyprowadzić z równowagi, po drugie: nie wyciszyłaś swego umysłu, a myśli Twoje przepełniała najpierw ucieczka i strach, a później pragnienie zemsty. Cała sztuka walki tym kijem zamyka się w kilku prostych zasadach: szybkość, ale też umiejętność panowania nad własnymi emocjami, nad strachem i nienawiścią. Zarządzam pięciogodzinną przerwę. Widzimy się dwie godziny po zachodzie na polanie gwiazd. Będziemy trenować poruszanie się w nocy. I proszę, wejdź do czarownicy Kirszyny, niech opatrzy Twoje rany, bo rzeczywiście skończy się to tak, że będziesz paradowała w pełni lata w długich rękawach, by zakryć własną słabość i nieumiejętność panowania nad emocjami.

– Własną słabość, jasne, jasne. – bełkotała pod nosem Szarkin. Dziękuję Mistrzu za naukę i do zobaczenia na polanie gwiazd. – krzyknęła na odchodne i pobiegła po pomoc do Kirszy.

Brygida Błażewicz
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.