Powieści i opowiadania

Krótka nowela

Orcio Thalgauer wracał swoim golfem z comiesięcznej wizyty u psychiatry w Olsztynie. Z jednej strony czuł się trochę podenerwowany. Każda wizyta wzmagała w nim świadomość, że jest jednak chory psychicznie, a co najmniej ma problemy emocjonalne. Z drugiej strony był zadowolony, bo otrzymał to, na co tak liczył. Mianowicie recepty na lekarstwa przeciwdepresyjne na cały miesiąc, do tego na Xanax w razie bardzo złego samopoczucia. Najważniejsze jednak, że lekarka wypisała oświadczenie o jego stanie choroby i przebiegu leczenia, tak potrzebne jako załącznik do wniosku o przyznanie przez ZUS zasiłku rehabilitacyjnego. Bardzo liczył na wynikające z tego pieniądze. Właśnie kończył się okres sześciomiesięcznego zwolnienia lekarskiego. A po niedawnym rozstaniu z pracą nie miał widoków na inne pieniądze. Gdyby ktoś w tej chwili spytał go o nastrój, to odpowiedziałby, że „so, so”. Miało to też odzwierciedlenie w muzyce, której słuchał z samochodowego odtwarzacza CD. To nie był żaden radosny, szybki blues w rodzaju ścieżki dźwiękowej z „Blues Brothers”, ani melancholijny, rzewny jazz Elli Fitzgerald czy Billie Holiday. Kierowaniu towarzyszyłykoncerty skrzypcowe Bacha w wykonaniu Itzhaka Perlmana i koncerty brandenburskie w interpretacji Emmanuela Pahuda. Akurat się zastanawiał, o czym będzie dzisiaj rozmawiał ze swoją psycholog, gdy wjechał na jeden z ostatnich prostych odcinków przed Mrągowem. Jeszcze do niedawna dawało to możliwość wyprzedzenia jadących wolniej aut. Teraz, gdy przebudowywano ten odcinek, wszystkie samochody jechały w zgodnym tempie. Pozwalało to na obserwowanie tego, co dzieje na poboczach szosy. Orcio z ciekawością zwrócił wzrok ku grupce ludzi stojących obok dwóch samochodów po prawej stronie drogi. Pomimo tego, że jedna z tych osób już z daleka machała ręką w geście proszącym o zatrzymanie, pomoc, nie zatrzymał się ani nie zwolnił. Jednak nagle dał kierunkowskaz w prawo i po przejechaniu około stu metrów zatrzymał golfa prawymi kołami na wąskim poboczu. Dość uważnie to zrobił, bo bał się stoczenia do rowu melioracyjnego. W bocznym lusterku widział biegnącego mężczyznę. Siedział spokojnie i czekał. Ruch był spory. Co chwila czuł szarpnięcia spowodowane przez mijające samochody. Żadnego niebezpieczeństwa.

Mężczyzna miał rozpiętą kurtkę, był zdyszany. Szarpnął za klamkę drzwi od strony pasażera. W tym momencie Orcio pożałował, że tym razem, a przecież zwykle starał się tego pilnować, nie zablokował drzwi. Śniady, korpulentny, niski i dość elegancko ubrany mężczyzna zapytał: „Do you speak english or german?”. „English” odpowiedział Orcio. Na tyle znał angielski, że rozumiał prawie wszystko, co mówi mężczyzna. Tym bardziej, że mówił wolno i wyraźnie. Jadą dwoma samochodami, rodziną, z Niemiec. Zabrakło benzyny. Nie ma złotówek. Euro bardzo mało. Jedynie kartę kredytową. Nie wie, gdzie mógłby się nią posłużyć. Ale ma złoto. O, tutaj, na palcach są złote pierścienie i bransoletka. Chętnie je odda za złotówki. Tyle, żeby mógł zatankować do dwóch samochodów i dojechać do najbliższego miasta. Zanim Orcio zdążył się zastanowić nad odpowiedzią i przełożyć ją w myślach na angielski, usłyszał tuż za sobą przerażający dźwięk. Klakson! Dłuuugiii, ogłuszający! Krótkie spojrzenie we wsteczne lusterko. Nagle mężczyzna trzymający drzwi przestał być ważny. Orcio widział w lusterku prawie przyklejoną do tylnej szyby ogromną chłodnicę olbrzymiego tira! Serce podeszło mu do gardła. Żołądek znalazł się w lędźwiach. Albo czując, albo tylko wyobrażając sobie ze strachu pchnięcie zderzaków tira w tył golfa, momentalnie ruszył z piskiem opon, nie dbając ani o śniadego mężczyznę, ani o drzwi samochodu. Cóż drzwi, gdy chodzi o życie? Na szczęście mężczyzna również się przestraszył, odskoczył, zatrzasnął drzwi. Orcio szybko zerknął w lewe lusterko, przerzucił bieg i zaczął powoli się uspokajać. Pomagało mu w tym układanie własnego komentarza do zdarzenia. Dojeżdżając do domu miał już wszystko w myślach poukładane i gotowe odpowiedzi na wszelkie pytania.

Krótka nowelaOczywiście zdarzenie było jedynym tematem rozmowy przy obiedzie. Orcio co chwila wstawał od stołu, chodził po kuchni, aż bulgotał z podniecenia. „Nie uwierzysz, Kochanie, jacy straszni są ci tirowcy”, przedstawiał swoją wersję zdarzeń. „Ten prawie mnie staranował! Nie mógł poczekać chwileczkę. Ależ mu się spieszyło! I to trąbienie. Przecież mógł spowodować wypadek. Prawie zepchnął mnie do rowu. A stałem w końcu na poboczu. Miałem włączone światła alarmowe. W dodatku widział, że rozmawiam z człowiekiem potrzebującym pomocy! A co pomyśli sobie ten Niemiec? Co z tego, że był śniady? A Orhan Pamuk albo Salman Rushdie nie są śniadzi? A gdyby to oni wybrali się do Polski? Iluż to Niemców jest pochodzenia tureckiego? A ten tirowiec widzi pewnie w nich wszystkich Cyganów-złodziei. Co za kraj! I Polska ma być częścią Europy?”. Tuż po obiedzie, już nieco uspokojony własnymi racjami, pojechał do Mrągowa na coczwartkową sesję terapeutyczną. Na znane już sobie pytanie psycholożki „I co tam słychać, Panie Orcio? O czym chciałby Pan dzisiaj rozmawiać?” szybko wyrzucił z siebie dzisiejszą historię, okraszając ją swoimi komentarzami o wrednych tirowcach i pozbawionych pomocy śniadych Niemcach w tym dzikim kraju. Psycholożka złożyła swoje piękne, wysmukłe dłonie w trójkąt i po chwili namysłu odpowiedziała: „Ma Pan rację. Rozumiem Pańskie emocje. Są prawidłowe oczywiście. Jednakże chciałabym Panu powiedzieć, że tydzień temu opowiedział mi podobną historię jeden pacjentów”. Orcio przybrał zadowolony wyraz twarzy. Czego więcej trzeba na potwierdzenie swoich racji, nawet, jeżeli są tylko przypuszczeniami! Psycholożka ciągnęła: „Ten pacjent miał podobne zdarzenie, tylko że z drugiej strony Olsztyna. Jechał z pasażerem. Kimś z rodziny. Być może dlatego zdecydował się pomóc w sytuacji, w której i Pan się dzisiaj znalazł. Poprosił go o taką samą przysługę również śniady mężczyzna. Też elegancki. Też stał w grupie innych ludzi. Też przy dwóch samochodach na poboczu. Mój pacjent niedługo się zastanawiając dał owemu mężczyźnie sto złotych na benzynę w zamian za złoty pierścionek. Czuł się pewny i bezpieczny w towarzystwie pasażera. Wszystko odbyło się w spokojnej i miłej atmosferze. Pomyślał, że zyska na udzielonej pomocy. Był zadowolony z siebie. Miał poczucie dobrze wypełnionego obowiązku. Bo przecież obowiązkiem jest udzielenie pomocy na drodze. Po powrocie do rodzinnego miasta wstąpił do złotnika, żeby wymienić ów pierścionek na pieniądze. Okazało się, że to mało warty tombak. Panie Orcio, być może ten tirowiec, na którego Pan tak pomstował, uratował Panu nie tyle pieniądze, ale przede wszystkim ustrzegł Pana przed dyskomfortem, że dał się Pan oszukać, wrobić, że nie umiał Pan prawidłowo odczytać sytuacji. Ten pacjent czuł się z tym bardzo źle. Proszę wziąć pod uwagę, że kierowcy tirów komunikują się przez CB radio i w ten sposób informują o różnych zdarzeniach na trasach. Widocznie ten «pański» tirowiec wiedział o tym”. Orcio próbował zachować kamienną twarz. Nie zdołał. Na twarzy wykwitł mu krzywy uśmiech.

Jerzy Lengauer
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.