Powieści i opowiadania > Wycinanki

Dno

MagaO.K, jestem na dnie. Dotykam go, badam. Bardzo dokładnie obwąchuję każdy kąt.

O.K., siedzę na dnie i patrzę, czy jest coś jeszcze, co mnie tu trzyma. Grzebię w resztkach mułu. Nareszcie polubiłam jego zapach, śliskość, zielonkawobrunatny kolor oraz ziemisty smak. Wciąż mnie niepokoi i nadal wystrasza, lecz zanurzam w nim dłoń i macam i szukam, bo wiem, że coś przeoczyłam, pominęłam. Coś, czego potrzebuje. Wciąż tu jest. Na dnie.

O.K. leżę na dnie, wiję się na omszałej powierzchni. Jak wąż się wiję, jak efa piaskowa. Pluję jadem, żeby rozpuścić muł, strzykam jadem, żeby rozpuścić szlam. I szukam. I w śluzie się zanurzam i w błocie buszuję. Wyprężam się, wyginam i skradam.

Rozebrałam się na dnie. Zdjęłam sukienkę, żółtą solejkę. Zdjęłam cynobrowe szpilki i pierścień z rubinem, wypięłam kwiat z włosów, wyciągnęłam kolczyki z uszu. Odpięłam złotą kolię. Na koniec zdjęłam białe figi.

Modliłam się na dnie. Na głos i w ciszy. Na klęczkach, na czworakach. W każdej pozycji oraz porze dnia i nocy. I poczułam instynkt łowcy. Wiedziałam gdzie szukać, wiedziałam gdzie znajdę. Poszłam na północ, po północy. Instynkt powiedział „kucnij”. Kucnęłam. Instynkt powiedział „wyostrz wzrok”. Wyostrzyłam. Instynkt powiedział „wyczul słuch”. Wyczuliłam. „Dotknij” powiedział. Dotknęłam. W błocie leżał klucz, nieukryty nawet. Klucz zwykły prosty, diamentowy. Nie wiem, czemu wcześniej go nie zauważyłam. A obok puzderko z lapis lazuli. Wzięłam je.

Umarłam na dnie. Powolutku, po cichu umierałam raz za razem, bardziej wciąż i bardziej. I rozpacz umarła wraz ze mną i smutek i lęk. Na dnie. Poleżałam trzy dni. Przeleżałam trzy noce. Bez tchu, bez snów, bezgłośnie. Nieżywa, niema. Bez cienia. Całkowicie zrelaksowana i rozluźniona przeleżałam martwa trzy doby.

Wstałam na dnie. W ciszy wstałam. Dotyk słońca przywrócił mnie do żywych. Instynkt powiedział, żebym ułożyła diamentowy klucz na piersi, zanim zgasnę. Instynkt powiedział „połóż klucz na piersi zanim zgaśniesz. Promień słoneczny trafi dzięki niemu do martwego serca i je ożywi, jak już bez tchu leżeć będziesz”. Położyłam. Z martwych wstałam. Wzięłam klucz, ciepły i nagrzany. Otworzyłam nim zamek, otworzyłam szkatułkę z lapis lazuli. W środku był łańcuszek nowego DNA. Dla mnie.

O.K. Nie potrzebuje dna, mam swoje DNA.

Maga Hilt
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.