Powieści i opowiadania

Czarna Sokolica

Czarna SokolicaChwila. Głęboki oddech.

Cisza. Skupienie.

Cięciwa napięta do granic możliwości. Wypuszczam ją powoli, delikatnie ociera się o mój policzek.

Znowu słyszę szmer skrzydeł spłoszonych ptaków, specyficzny dźwięk kropel rozbijających się na skale przy wodospadzie i szum wody. W całym tym chaosie potrafię wyodrębnić poszczególne dźwięki, jak trzask gałęzi pod stopami mężczyzny, który śledzi mnie od dłuższego czasu.

Wdycham wilgotny zapach ściółki. Zawieszam łuk na ramieniu i biegnę dalej.

Zabawę czas rozpocząć.

Jest zwinny i szybki, zdecydowany i pewny siebie. Łuk układa perfekcyjnie. Ręka się nie chwieje. Wydaje się splatać w jedność z łukiem. Dlatego jestem zdumiony! Gdyby tylko chciał, już bym nie żył, a jednak moje serce, choć przyspieszyło znacznie rytm, wciąż jest całe! Ma wobec mnie konkretne plany.

Wiedziałem, że zorientował się już przy moście, że go śledzę, ale czekał cierpliwie! Obserwowałem go już wiele razy z ukrycia. Ludzie mówią na niego Czarny Sokół. Pojawia się znikąd, niepostrzeżenie przemyka cieniem chaty, skrajem lasy, fosą przygrodową, traktem prowadzącym do twierdzy. Jest wszędzie tam, gdzie potrzebna jest pomoc, gdzie bogaty ciemięży słabszego, mężczyzna poniewiera kobietę, rodzice katują swoje dziatki!

Włada mieczem jak rycerz, a jego łuk nigdy nie przestaje miotać strzałami! Jego walka z przeciwnikiem zapiera dech w piersiach! Czarny Sokół jest synem Peruna! Legendy o nim krążą po całym królestwie, a bardowie układają pieśni na jego cześć! Ma pelerynę koloru chmurnego nieba rozpościerającą się przy każdym ruchu oraz kaptur zawsze mocno naciągnięty na głowie, tak, że nie ujrzysz jego oczu, choć legenda głosi, że oczy jego jak chabry w polu, a włosy niczym kłosy pszenicy! Rękawy jego peleryny są mocno opięte przy ciele, by nie przeszkadzały przy strzelaniu z łuku. Dziwne, ale porusza się z gracją pisaną tylko niewiastom, a ręce jego są szczupłe jak u młodego pazia nienawykłego do walki w boju!

Biorąc to wszystko pod uwagę, stwierdzam, że musi być to młody chłopak, o bystrym oku i dobrym sercu, ale zanadto hardym. I może dlatego król ogłosi nagrodę za jego głowę?

Odrywam grot strzały z drzewa tuż za mną. Wspaniała robota! Niezwykła strzała z pierzastą lotką koloru soczystej czerwieni, przywodząca na myśl dojrzałe owoce jabłek. Grot ostry, dobrze sporządzony i coś, co zupełnie mnie zaskoczyło! Nisko już przy końcu grotu wyrzeźbiony wzór splatających się kwiatów jaśminu, a nad nimi sokole oko…

Ktoś, kto wkłada tyle pracy w narzędzie swojego rzemiosła musi być niezwykłym człowiekiem! I dlatego podążam za nim od półtora dnia, krętymi drogami i lasem, oddalając się coraz bardziej od bezpiecznych ścieżek grodu Piastów.

Szum wodospadu jest coraz wyraźniejszy. Mężczyzna nadal kroczy za mną, choć ma świadomość mojej wiedzy o jego obecności. Nie onieśmiela go to. Śmiałek!

Kolejny oddech. Cisza. Pełne skupienie. Rozluźniam powoli napiętą cięciwę, nadgarstek wykonuje zapamiętany ruch. Strzała mknie ze świstem, jednak przez ułamek sekundy zatrzymuje się dla mnie, piórka lśnią w promieniach słońca przebijającego się przez gęstą koronę drzew. Kropla rozbija się o kamień. Strzała przyspiesza.

Kolejne ostrzeżenie.

Wypuszczam wstrzymywane powietrze. Biegnę w stronę gęstych zarośli, za którymi znajduje się wielki, huczący wodospad.

Nie dam się pojmać!

Choć jest południe, w lesie panuje półmrok. Drzewa rosną tu bardzo gęsto, a wypuszczanie strzał zdaje się być marnotrawstwem, jednak nie dla niego. Ostrzega mnie czuję to! Powinienem zawrócić, ale jakaś siła nie pozwala mi tego uczynić, więc mknę w ślad za nieznajomym bratem miecza. Nie pomyliłem się! Czarny Sokół również świetnie włada mieczem. Klinga jest przedłużeniem jego ramienia! Kto zdrów na umyśle nie stanie na jego drodze. Czarny Sokół wybiera dziwną, krótką broń, której sam osobiście nigdy bym nie wybrał, jednak nie mam wątpliwości, że dla niego jest znakomitym wyborem! Krążą pogłoski, że miecze wyrabiają mu same Elfy Starszej Krwi! Jeżeli tak rzeczywiście jest, musi to być syn Peruna!

Nagle znika! Niepotrzebnie próbowałem wyciągnąć strzałę zagłębioną w grubym pniu starego dębu niemal do połowy! Straciłem go z oczu! Niech to wszystkie czorty! O, Piaście Kołodzieju, założycielu naszego rodu, wskaż mi drogę! O, Swarożycu Wielki Promieniu Niebiański, ześlij złotą łunę właściwej ścieżki!

Jest! Niemal niedostrzegalny cień sylwetki wydobywający się daleko zza gęstych krzewów. Przedzieram się prędko w stronę Czarnego Sokoła. Dopadnę cię! To mój obowiązek i moje pragnienie!

Biegnę, już zupełnie nie kryjąc swojej obecności, a wodospad prawie całkowicie maskuje echo moich kroków. Peleryna powiewa nad wodospadem. Chyba się nie odważy…

– Nieeee! – krzyczę przerażony w momencie, kiedy syn Peruna skacze z urwiska do spienionej wody.

Z niepokojem wypatruję oznak życia Czarnego Sokoła. Czy moja przygoda ma się zakończyć właśnie w tym momencie? Czy zagadka ma na zawsze pozostać nierozwiązana, spowita kłębami mgły, wspomnienia przekazywane z ust do ust i upiększana słowami bardów?

I wtedy z wnętrza wodnistej czeluści wyłania się mały kształt! Żyje! Żyje! Czuję radość i ekscytację na nasze spotkanie. Jestem pewien, że się spotkamy twarzą w twarz i to wkrótce.

– Odważnyś! – wołam w przestworza, a moje słowa porywa podmuch wiatru.

Pod wieczór, kiedy Swarożyc postanowił obdarzyć ziemię Piastów swym uśmiechem, na niebie rozkwitły niespotykane barwy: intensywne i mieniące się jednocześnie kilkoma odcieniami! Niemożliwym było zrozumienie tego daru, kiedy postrzegało się go prymitywnymi ludzkimi oczami! O jakże chciałbym być w tym momencie Orłem!

Czarny Sokół wciąż był godzinę drogi przede mną. Tyle zajęło mi obejście stromych ścian wodospadu, jednak się nie poddałem. Prawda była blisko! Mam szalony plan! Nie znam tego terenu, to królestwo Czarnego Sokoła, tutaj puszcza rozciąga się w całej okazałości, gdzieniegdzie płyną łagodne strumienie, rośnie bujna roślinność. Zioła rozsiewają intensywne zapachy, a ludzka stopa nie gościła tu prawie nigdy. Te strony przyjazne były tylko rozbójnikom, a i nie im, gdyż puszcza nie pozwala kalać ziemi, po której stąpam nieuczciwością! Tak więc każdy, kto odważnym jest i wchodzi do Magicznego Lasu musi być czystego serca!

Szybko patrzę do swej duszy i wypowiadam modlitwę: O, Mokoszo, Matko Ziemi, jeśli przyjdzie mi skonać w tej walce, okryj me ciało i przytul do swego łona! Teraz spokojny wchodzę śmiało i zagłębiam się w tajemniczej puszczy.

Jest już bardzo ciemno, dalsza wędrówka nie ma sensu. Oddaję szacunek Magicznemu Lasu, Nieprzeniknionej Puszczy. Siadam pod konarami największego dębu w okolicy, od dłuższego czasu był celem mojej wędrówki. Układam prawą rękę na ziemi, oddając cześć Mokoszy – Matce, drugą rękę wyciągam w stronę Słońca, składając pokłon Swarożycowi – Ojcu. Po jakimś czasie, kiedy srebrna tarcza błyszczy na niebie, podchodzę do leśnego strumyka, przemywam twarz i oddaję pokłon wodzie, drzewom i nocnym zwierzętom. Dopiero teraz mogę spożyć skromny posiłek składający się z podpłomyka i jagód znalezionych po drodze.

Nazywają mnie Czarnym Sokołem. Chichoczę na samo wspomnienie! Gdyby tylko znali prawdę!

Wspinam się na rozłożysty dąb.

– Witaj bracie! – mówię łagodnie. – Pozwól, że odpocznę w twojej koronie! – delikatnie głaszczę korę drzewa. – Bądź strażnikiem mojego snu!

W niczym niezmąconej ciszy, która jest tylko pozorną ciszą, zasypiam. Słyszę, jak ożywa życie wokół mnie. Drzewa oddychają równomiernie, ale za chwilę ożyją, by powspominać dawne czasy, to umili moje sny. Nocne zwierzęta ruszają na łowy, rośliny zamykają płatki kwiatów, zwijają liście. Mokosza w długiej, zwiewnej sukience ozdobionej kwieciście wszelkimi barwami przysiada w konarach starych drzew. We włosach, splecionych fantazyjnie ma kolorowe wstążki oraz kwiaty maków, chabrów i stokrotek. Stopy ma bose, a prawą kostkę zdobi bransoletka z leśnych ziół. Jest niezwykłej urody!

Chcę ją przywitać, upaść przed nią i prosić o siłę.

Nie zdążam. Zasypiam.

Rano budzi mnie poranny śpiew pierzastych przyjaciół i łaskotanie liści dębu.

– Już pora wstawać! – mówi Stary Dąb. – Ruszaj dalej! Twoje przeznaczenie się jeszcze nie wypełniło!

– Kiedy to nastąpi, przyjacielu?

– Już wkrótce, już wkrótce… – śmieje się Stary Dąb.

– Zawsze to samo!

– Strasznieś niecierpliwym duchem! – Stary Dąb porusza konarami. – Twoja droga wiedzie nad Wielką Rzekę, tam wypełni się to, co przeznaczone każdemu. Pamiętaj, kogokolwiek spotkasz na swojej drodze, jest ci to pisanym! Od każdej istoty możesz się czegoś nauczyć. Coś dać lub coś zabrać!

– Miecz, jeśli będzie sprawny. – mówię. – I lekki!

Stary dąb wzdycha i patrzy na inne drzewa. Czy czegoś nie rozumiem z tej nauki?

– Kiedy mówisz do mnie zagadkami, nie czyni mnie to mądrzejszą istotą od żuczka, o tego na przykład! – krzyczę, zirytowawszy się.

– Nie lekceważ jego roli w istnieniu tego lasu! Jest tu równie ważny, jak wszyscy, nie ważne czy mali, czy duzi! – poucza mnie drzewo.

– Tak. – kiwam głową. – Pora na mnie. Ruszam!

Ślady na ścieżce są prawie niezauważalne. Swoją drogą, to ciekawe jak małe, drobne stopy ma ten młodzieniec i w jakie obuwie jest odziany! Sądząc po śladach, waży zaledwie pięćdziesiąt kilka kilogramów, a wzrostu może być przeciętnego chłopa, nie więcej niż sto sześćdziesiąt centymetrów. Uśmiecham się i prostuje dumnie mimo, iż nikogo wokół mnie nie ma. Jestem wysokim mężczyzną, onieśmielam niewiasty samym wzrostem, o odwadze i sile nie wspominając. Mam też dobrze wyrzeźbione ciało. Znam siebie, aż za dobrze i wiem również, że mam paskudną cechę charakteru. Wrodzoną ciekawość i chęć przygody! Ciągle gdzieś podróżuję, walczę, bronię Królestwa i… Może dlatego nie mam jeszcze własnej kobiety, choć nie jestem już młodzikiem! Licząc dwadzieścia osiem wiosen, mam coraz mniejsze szanse na ożenek! Nie ważne. Liczy się tu i teraz! Złapię Czarnego Sokoła! Przekaże go królowi, ale najpierw spojrzę mu w twarz i spytam: „Dlaczego to robiłeś?” A potem przejdę do legendy, to o mnie będą odtąd śpiewać bardowie całego Królestwa!

Przykucam przy kolejnym śladzie, jestem blisko, czuję to. Ustawiam się pod wiatr i skradam cicho. Tym razem się mnie nie spodziewa! Albo uśpiłem jego czujność albo jest to perfidna pułapka!

Za późno dostrzegam błysk klingi miecza, chrzęst łamanych gałązek pod stopami, specyficzny zapach spoconego ciała. To wszystko przychodzi za późno! Daję się podejść jak amator! Zdarza mi się to pierwszy raz od zakończenia pobierania nauk u Mistrza, inaczej już dawno opłakiwałaby mnie Matka Ziemia!

Zdążam tylko wykonać półobrót i odbić klingę miecza własnym mieczem. Ostrza zderzają się, wydając głośne brzmienie. Ten, który mnie atakuje, jest przystojnym mężczyzną o kasztanowych włosach i ciemnych, brązowych czach. Tylko tyle dostrzegam przy pierwszym starciu!

Walczymy zaciekle, nikt nie chce ustąpić. Muszę przyznać, że jest bardzo silny. Dłuższa walka może zakończyć się moja porażką, potrzebuję wydobyć łuk! Dostał dwa ostrzeżenia, trzeciego nie będzie!

Udaje mi się nieco oddalić przy odbiciu broni, więc biegnę na wzgórze idealne miejsce strzeleckie. Mężczyzna zrozumiał, co mam zamiar uczynić, ściga mnie.

Jestem jak zając i jak błyskawica szybka, zwinna, nieuchwytna.

W momencie, kiedy chcę się obrócić w biegu, wyciągając strzały z kołczana, mężczyzna całym impetem wpada na mnie. Staczamy się z pagórka, siłując się, próbując górować nad napastnikiem. Martwię się o łuk, który upadł gdzieś w szamotaninie, ale teraz najważniejsze, aby ujść z życiem!

Przez jedną straszną chwilę jego miecz zwalnia, ociera się o moją szyję, widzę błysk klingi i rozpalony wzrok właściciela, uchylam się w ostatniej chwili, kropla mojej krwi upada na podłoże. Słyszę płacz Mokoszy. Moje dziecko, moje dziecko! Wszystko wraca do poprzedniego stanu, a więc dzieje się naprawdę szybko!

Gwałtownie wyszarpuję się z objęć przeciwnika, jednak on chwyta kaptur mojej peleryny. Wtedy oboje tracimy równowagę i wpadamy do rwącej Wielkiej Rzeki. Tracę oddech.

Moje przeznaczenie.

Lodowata ściana wody zamyka się nad moja głową. Dostrzegam, iż Czarny Sokół wpadł równocześnie ze mną. Staram się go odnaleźć, zanim ucieknie, skryje się. Prąd jest bardzo silny! Walczę, ale za chwilę zaczynam rozumieć, że walka rozgrywa się o moje życie!

Po kilku, ciągnących się w nieskończoność chwilach wynurzam się blisko brzegu. Zmęczony nadludzkim wysiłkiem chcę wyjść, gdy dostrzegam ostatnią próbę samo ratunku Czarnego Sokoła.

W jednej chwili jestem przy nim i wyciągam go z Wielkiej Rzeki. Kiedy zupełnie wyczerpany padam na błotnisty brzeg, rzucam krótkie spojrzenie na przeciwnika i… zamieram!

– Jesteś kobietą! – krzyczę przerażony.

Błękitne oczy chabrów patrzą na mnie z mieszanką irytacji i rozbawienia. Jest tak piękna, jak sama Mokosza, ze wszystkimi jej darami i dobrodziejstwami!

– W rzeczy samej! – woła śpiewnym głosem. – Zaiste, tak jest!

– Czarna Sokolica! – wrzeszczę oszołomiony, unosząc się na rękach nad leżącą.

– Pytanie brzmi, co teraz, kiedy znasz moją tajemnicę? – unosi delikatnie brew.

No, właśnie! Co teraz, kiedy mężczyzna, którego chciałem pojąć, okazał się urodziwą kobietą, pod spojrzeniem której moje serce mocniej bije, a umiejętności nabyte w boju i w życiu wydają się niedostateczne?! Co mógłbym dać takiej bogini? Samej Sokolicy? Myliłem się, to nie syn Peruna, lecz dziedziczka jego wiedzy, a dodatkowo córka Mokoszy, co czyni ją jeszcze groźniejszą!

Gabriela Molesztak
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.