Podróże małe i duże

Nieziemska ziemia – Kapadocja (Turcja)

Kapadocja (Turcja)Przed wyjazdem do Turcji dobrze byłoby wiedzieć kim był pierwszy prezydent tego kraju, Mustafa Kemal Atatürk. To on lata temu stanął na czele ruchu nacjonalistycznego i obalając sułtanat, zakończył epokę imperium ottomańskiego. Gdybyśmy my, Europejczycy i Amerykanie, nie byli tak samozachwyceni ustrojem demokratycznym, musielibyśmy przyznać, że rządy autorytarne (coś w rodzaju monarchii, koniecznie oświeconej!) są dla każdego państwa niezwykle korzystne. Atatürk zmodernizował i zeuropeizował Turcję, oddzielił struktury państwa od kościoła, wprowadził alfabet łaciński, kalendarz gregoriański, zapoczątkował używanie nazwisk oraz zagwarantował równe prawa kobietom. Stał się ojcem wszystkich Turków i sprawił, że naród turecki poczuł się dumny ze swego pochodzenia. Rzeczywiście, gdy się tak zastanowić, nie widziałem w tym kraju smętnie snujących się tubylców ze zwieszoną głową, depresyjnym spojrzeniem, wiecznie narzekających i z ciężarem kompleksów na plecach, co w Europie jest niestety standardem. Turcy są uśmiechnięci, życzliwi i nawet kiedy są zmęczeni, widać w ich oczach radość życia. Najbardziej można to było dostrzec w Kapadocji. Być może dlatego, że tam spędziliśmy najwięcej czasu. Jeszcze przed wyjazdem założyłem, że całą swoją uwagę poświęcę głównie tej, jak ją nazywają, krainie pięknych koni. Jak tylko zobaczyłem folder z baśniowymi fortecami, wiedziałem, że przywiezienie stamtąd zdjęć jest moim bezwzględnym obowiązkiem. To jedyny region na ziemi, który może pretendować do miana „księżycowego krajobrazu”. Lekkie, porowate skały, złożone z piasku i popiołu wulkanicznego są plastycznym tworzywem, które od wieków wykorzystywali mieszkańcy do różnych celów. Wszystko zaczęło się miliony lat temu, kiedy to trzy szczyty Kapadocji – Erciyes, Hasandağ i Güllüdag – dojrzały do tego, aby zawrzeć, zabulgotać i oznajmić całemu światu o swoim istnieniu. Lawa wylewała się z nich jak miód z garnka i dawała początek nietypowej rzeźbie terenu. Dołączyły do tego mniejsze góry wulkaniczne, a tuf, za sprawą deszczu i wody z jezior i rzek, został poddany erozji. Co lżejsze i słabsze skały zostały wypłukane przez wodę i usunięte przez wiatr, pozostały tylko te bardziej twarde, które my nazywamy grzecznie „magicznymi kominami”, a miejscowi prostują ze śmiechem, że są to pyszniące się w całej okazałości fallusy, w różnych kształtach, od stożkowych, przez szpiczaste, aż po te udające grzyby.

Z tego co próbują nam wmówić archeolodzy, Kapadocja była zamieszkiwana od czasów prehistorycznych. Tu przecinały się najważniejsze szlaki handlowe, w tym jedwabny szlak łączący wschód z zachodem i północ z południem. Tu przenikały się wzajemnie różne kultury, wiary i filozofie. Ale to, że była to kraina pełna wszelakiego dobra, miało też swoją złą stronę, stanowiło bowiem nieodpartą pokusę dla różnej maści grabieżców, regularnie plądrujących bogate tereny. Dlatego też mieszkańcy zaczęli budować alternatywne schronienia, właśnie w tych tufowych skałach powstałych z lawy. Z czasem zaczęły się one rozrastać do wielkości podziemnych miast połączonych wieloma tunelami i korytarzami. Jedno z takich miast miałem okazję zwiedzić. Niesamowite uczucie ogarniało mnie za każdym razem, gdy miałem przejść z jednego pomieszczenia do drugiego. Po pierwsze –wszystkie ściany są tak miękkie, że można w nich rzeźbić ręką, po drugie – korytarze są niskie i wąskie, chodzić w nich trzeba metodą kaczki, kolebiąc się na ugiętych nogach, po trzecie półmrok, jaki tam panuje, przyprawia o gęsią skórkę, co może jest wysoce erotyczne dla zakochanych par, ale normalnie wywołuje raczej klaustrofobię i rozszerza źrenice ze strachu. W niektórych miejscach tego szwajcarskiego sera zobaczymy porzucone kamienie młyńskie, które służyły za trudne do sforsowania drzwi. Za ich pomocą można było każdy poziom miasta odciąć w dowolnej chwili. Dawni mieszkańcy spędzali w podziemnych miastach nawet pół roku. Nic dziwnego więc, że budowali wewnątrz nie tylko winnice, kapliczki, świątynie, magazyny, lecz także... stajnie. Jakbyśmy im dali trochę więcej czasu, pewnie obok sypialni czy jadalni postawiliby także kawiarenki internetowe. Kanały wentylacyjne były sprytnie ukryte, studnie zamaskowane, wystarczyło zgromadzić duże zapasy jedzenia i oliwy i można było stworzyć namiastkę normalnego życia.

Kapadocja (Turcja)Kapadocja (Turcja)

Zachwyciły mnie freski w podziemnych świątyniach, rzeźby, zdobienia. Całe bowiem bogactwo kościołów ukryto w ich wnętrzach. Na zewnątrz są one (w porównaniu z resztą budowli w Kapadocji) wyjątkowo skromne. Każdy mnich, który chciał wstąpić do wspólnoty, musiał sam wydłubać sobie skromną celę, śpiąc wśród skał, dopóki tego nie uczynił. Jednocześnie zaś wraz z pozostałymi drążył pomieszczenia przeznaczone do modlitw i posiłków. Potem dopiero ozdabiano ściany wyjątkowo barwnymi i ozdobnymi malowidłami.

W podziemnych miastach nie tętni już życie, ale nadal niektóre rodziny mieszkają w domach wyżłobionych w tufie. Także dla turystów jest przeznaczony jeden skalny hotel w Göreme. Koszt takiej przyjemności to około 100 euro dziennie.

W dniu, w którym mieliśmy zwiedzać Kapadocję, nasza przewodniczka Lilianna wystąpiła w typowych kapadockich szarawarach. Nasi hiphopowcy by się ucieszyli, bo takie spodnie krok mają opuszczony prawie do samej ziemi. Uszyte są z ciemnych lub ciemnokwiecistych materiałów, a nogawki mają związane troczkami. Kobiety zakrywają głowy chustami, mężczyźni zaś czymś w rodzaju toczka. Wszyscy witają turystów nie jak zło konieczne, lecz jak przyjaciół, którzy wpadli w odwiedziny. Choć jeszcze w latach siedemdziesiątych było inaczej, ponieważ przyjeżdżali tu wtedy głównie hipisi albo homoseksualiści, tubylcom zdawało się, że wszyscy turyści są jacyś, delikatnie mówiąc, dziwni.

Kapadocja (Turcja)Kapadocja (Turcja)Kapadocja (Turcja)

Komu nie wystarczają księżycowe krajobrazy widoczne z perspektywy wielbłąda czy osiołka, ten może się wznieść jak ptak i obejrzeć wulkaniczny las we wschodzącym słońcu. Niestety, żeby to zrobić, trzeba mieć po pierwsze 150 euro, po drugie dużą determinację, gdyż pobudka na lot balonem jest o nieludzkiej godzinie – 4:30. A dzień wcześniej na ogół organizowany jest wieczór turecki wraz z tańcem brzucha i tańcem derwiszów. Ale naprawdę warto! Fascynujące jest właściwie wszystko. Od momentu, gdy wyjeżdżamy busikiem na pole wylęgarni balonów, po niesamowicie precyzyjne lądowanie. Przed startem jesteśmy częstowani ciastem, kawą i herbatą. W tym czasie kilkanaście ekip przygotowuje balony do lotu. Nasz jest szary z wielkim logo firmy organizującej przelot. Mamy szczęście, bo wprawdzie nasz balon nie prezentuje się nadzwyczajnie, ale za to my mamy widok na pozostałe, różnokolorowe balony, tak piękne, jak rozrzucone po niebie słodkie pastylki: miętowe, truskawkowe, jagodowe, w kolorze coca-coli. I pilot trafił nam się przecudny. No, nie o urodzie mówię, chociaż żeńska część wycieczki aprobująco mruczała w wielu językach, ale muszę przyznać, że prowadził balon nie tylko pewnie, lecz także z humorem i werwą opowiadał o Kapadocji. Zwracał uwagę na to, co można sfotografować, przytaczał anegdoty, a w dodatku... namówił nas do złego. Podczas gdy inni zwiedzali wnętrza kanionów, my opuściliśmy się niziutko nad czyimś sadem i bezczelnie kradliśmy morele. A potem poszybowaliśmy wysoko w górę. Podczas lądowania pilot wygłosił standardową formułę, żeby teraz lepiej w koszu przykucnąć i zostawić w spokoju aparaty fotograficzne. Ale kto by go słuchał?! Wszyscy pstrykali zdjęcie za zdjęciem i podziwiali idealne lądowanie wprost na przyczepie traktora. A muszę powiedzieć, że przyczepa była zaledwie centymetr szersza niż balonowy kosz. To tak, jakby opuszczać nitkę pół metra nad igłą i trafić za pierwszym razem w dziurkę. Tuż po tym jak przejęci wygramoliliśmy się z kosza, oblano nas szampanem, nie całym na szczęście, trochę udało się wypić, dostaliśmy imienne certyfikaty potwierdzające udział w imprezie i busik zabrał nas prosto na śniadanie do hotelu. Kto jeszcze nie był w Kapadocji i nie leciał balonem, ten niech żałuje, kto był, na pewno tu wróci.

Jan Siwmir
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.