Felietony > Do góry nogami

Lekarze, minister i NFZ

Lucky LuckPoczątek roku zaczął się od protestów w służbie zdrowia. „Nagle” okazało się, że wiele placówek podstawowej opieki zdrowotnej nie ma podpisanego z Narodowym Funduszem Zdrowia kontraktu i pacjentów nie przyjmie. Chorzy, którzy chcieli w pierwszych dniach stycznia z usług w tych miejscach skorzystać, mogli co najwyżej pocałować klamkę i ewentualnie wykorkować pod zamkniętymi drzwiami. I o ile sukces ma wiele matek, to tego typu afery pozostają sierotami. Odpowiedzialnością za całą sytuację lekarze i minister zdrowia przerzucali się jak piłeczką, próbując pogrążyć przeciwnika przed opinią publiczną, siebie zaś postawić w świetle jak najlepszym. Naród, jak zwykle w takich sytuacjach, podzielił się na dwa obozy. Czy minister zdrowia naprawdę jest tak nieudolny, że nie panuje nad tym, co się dzieje w służbie zdrowia? A może to sabotaż chciwych i bezdusznych lekarzy?

Lekarze

Tym dostało się chyba najbardziej: że pazerni, a przecież tyle zarabiają, że łamią przysięgę Hipokratesa, że są biznesmenami, a nie ludźmi, że ich postępowanie jest odrażające moralnie.

Obrońcy odparowywali, że lekarze protestują dla dobra pacjentów, bo warunki narzucone przez NFZ uniemożliwiają sensowne leczenie. Przekrzykujący się na forach ludzie jakoś nie mogli dojść do konsensusu, jacy ci lekarze w końcu są. No to jak? Dobrzy czy źli?

Ja nie wiem, czy lekarze są dobrzy, czy źli, no bo jak można o nich jako ogóle tego typu sądy wygłaszać? Lekarze są różni. Znam lekarzy świetnych i beznadziejnych, troskliwych i zupełnie na dobro pacjenta nieczułych. Wrzucanie wszystkich do jednego worka nie ma sensu. A że niektóre przychodnie czy lekarze nie chcieli umów podpisywać? Jaki to ma w ogóle związek z etyką lekarską? Przede wszystkim lekarze nie podpisywali umów, bo po prostu nie musieli! I nie muszą się z tego powodu w ogóle tłumaczyć! Tak skonstruowany jest nasz tzw. „system opieki zdrowotnej”, że NFZ podpisuje umowy z niezależnymi przedsiębiorstwami, a te muszą po prostu dbać o swój interes, bo jak upadną, to NFZ za darmo nic im nie da!

Podpisywanie umów na szkodę spółki, którą się reprezentuje, jest zresztą po prostu nielegalne.

Minister Bartosz Arłukowicz

Po drugiej stronie sporu media eksponują ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza. Ten jest ponoć winny, bo daje za mało pieniędzy i wprowadza jakieś bezsensowne reformy ustawami o zabawnych nazwach. Osobiście pana ministra nie lubię. Uważam, że jest niekompetentny, arogancki, a jego ministerstwo zbyteczne... No ale z drugiej strony, uczciwie trzeba przyznać, że zadanie pan minister ma niełatwe. Musi utrzymać przy w zdrowiu przeszło trzydziestomilionowy naród, w każdym razie przynajmniej na tyle, by pracował i płacił podatki. Minister musi tego dokonać, mając bardzo ograniczone środki, bo naród, jak wiadomo, jest biedny i więcej już z niego wydoić się nie da. Możliwe, że pan minister nie jest w stanie zaproponować lekarzom więcej, bo po prostu nie ma. I to akurat nie jest jego wina. A że chciał wynegocjować jak najwięcej, za jak najmniej, to może nawet i zasługa... Pod warunkiem, że mu się udało.

Oczywiście niezależnie od wszystkiego lekarze z rządem w końcu się dogadają, bo rząd potrzebuje lekarzy, a lekarze potrzebują pieniędzy od rządu. Przychodnie zaczną działać, a pacjenci zaczną być... przyjmowani. Ale czy to załatwia sprawę?

Podobno zarówno lekarze, jak i minister, siadali do negocjacji w interesie pacjenta. Więc niech mi ktoś odpowie, czy w roku 2015 przeciętny Polak będzie leczony lepiej i szybciej?

Śmiem wątpić.

System

Osobiście uważam, że państwowy system zdrowia w Polsce jest systemem po prostu zbrodniczym, przyczyniającym się do utraty zdrowia, a czasem nawet prowadzący do przedwczesnej śmierci tysiące ludzi rocznie. Co znamienne, proszę zwrócić uwagę, że pacjent i lekarz w tym systemie nie są w ogóle dla siebie stronami zawierającymi jakąś umowę! Pacjent przychodzi do lekarza jak petent, musi prosić, czekać i brać to, co mu dadzą, bo wyjścia w zasadzie nie ma. Teoretycznie należy mu się darmowe leczenie, ale w praktyce często dopiero za kilka miesięcy, a nawet lat i niekoniecznie na rozsądnym poziomie, gwarantującym powrót do zdrowia. Płaci za niego jakiś mityczny NFZ i mało który pacjent zdaje sobie w ogóle sprawę, jak ten cały system funkcjonuje. Czasem ma się szczęście albo znajomości i trafia się w dobre ręce, a czasem nie. Loteria.

Jak widać, w skrajnym przypadku takie rozwiązanie może prowadzić nawet do zupełnie zamkniętych drzwi. Pacjenci nie mogą jednak mieć do lekarzy o to pretensji, bo przecież lekarze niczego im nie obiecywali, na nic się z nimi nie umawiali! Dla lekarzy stroną jest minister zdrowia i podlegający mu NFZ. A dla Pacjentów? Również NFZ! To przecież on zgarnia nasze składki, tak? To on zobowiązał się nas leczyć.

Lekarze mają przynajmniej jakieś swoje związki, a my? A czy słyszeliście Państwo, żeby minister zdrowia rozmawiał z przedstawicielami pacjentów?

Do kogo pretensje?

Jestem jednym z tych trzydziestu paru milionów szarych pacjentów, od których NFZ pod przymusem pobiera haracz zwany ubezpieczeniem zdrowotnym. Nie mogę się nie ubezpieczać i leczyć sam, gdy uznam, że NFZ o mnie nie dba. Ba!, władza nie daje mi nawet wyboru, bym mógł ubezpieczyć się gdzieś indziej zamiast w NFZ. Mogę oczywiście iść do lekarza prywatnie, ale muszę za to po raz drugi zapłacić. NFZ bierze pieniądze niezależnie, czy nas leczy, czy nie. Jak widzieliśmy na początku roku, nawet jeśli nie potrafi znaleźć lekarzy, którzy by podpisali z nim umowy, to i tak nie ma problemu, żeby od pacjentów, którzy się do lekarza nie dostali, pieniądze brać!

Czy to jest uczciwe?

Polska reformuje się już przeszło 25 lat, to praktycznie całe pokolenie! A zapewniana przez państwo „darmowa” służba zdrowia ani nam nie służy, ani nawet nie zawsze jest dla nas zdrowa. My już nie potrzebujemy reformy, nie potrzebujemy ustawy „kolejkowej”, „onkologicznej” czy innego spisu pobożnych życzeń. My potrzebujemy prawdziwej rewolucji! Ten system jest niewydolny i sam cudownie się nie naprawi. A jeśli przez 25 lat naprawić go się nie udało, to może po prostu zrobić się tego nie da?

Dawno, dawno temu, w Starożytnym Rzymie żył sobie Marek Porcjusz Katon, mówca i nieprzejednany wróg Kartaginy, który wsławił się tym, że każde swoje wystąpienie w senacie (na dowolny temat) kończył słowami: A poza tym uważam, że Kartaginę należy zniszczyć. Jak wiemy z historii, jego uparcie powtarzany postulat udało się zrealizować i Rzymianie zrównali Kartaginę z ziemią po jej zdobyciu w 146 r p.n.e., trzy lata po śmierci Katona.

Mnie tam Kartagina nie przeszkadza, ale gdybym był parlamentarzystą, to każde przemówienie kończyłbym słowami: A poza tym uważam, że obowiązkowe ubezpieczenia zdrowotne należy zlikwidować!

Witold Wieszczek
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.