Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi: powstańcie, których dręczy bluesowy głód, a idąc za gwiazdą przez ciemności chorzowskiego parku, przybieżajcie do leśnej stajenki. Już za chwilę w Leśniczówce rozpocznie się Czternasty Koncert Świąteczny! Tym razem jego organizator – Janek Gałach – zebrał biesiadników pod hasłem zlotu fanów zespołu The Allman Brothers Band! Od miesiąca nie mogłem się już tego wydarzenia doczekać, od tygodnia nie mogłem spać, a od rana dręczyła mnie przerażająca myśl – nie mam koszulki z Allmanami! No ale nawet to nie mogło zakłócić mojej radości! Dzisiaj Leśniczówkę wypełnią dźwięki muzyki tego niedoścignionego bluesowego olbrzyma z południa Stanów Zjednoczonych, a ja będę w środku! Nawet zarezerwowałem bilety, by – nie daj Boże – przypadkiem dla mnie nie zabrakło! Nie spóźniłem się, a zanim się zaczęło, zdążyłem przy barze wypić jeszcze piwo. No, to teraz tylko przepchać się przez ten tłum pod scenę i zaczynamy!
Adam Palma to polski gitarzysta mieszkający w Manchesterze, absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. To, co robi z gitarą, niektórzy nazywają z angielska fingerstyle. Jak by to było po naszemu? Stylowa palcówka? Bez sensu.
Ja się na muzyce nie znam, więc nazywam tę technikę „stylem człowieka orkiestry”. Myślę, że nazwa jest odpowiednia, bo Adam Palma brzmi jak cały zespół, a nie jak palec. Z jednej gitary wydobywa partie gitary, basu, a nawet perkusji, a do tego oczywiście śpiewa! Czy muszę dodawać, że robi to genialnie? Stałem jak zahipnotyzowany. Dobrze, że się nie spóźniłem! Naprawdę warto było go posłuchać! Szczerze polecam!
Tak, tak, tak! Osły są znowu w mieście! Wróciły! Zmartwychwstały! Są! Najlepszy na świecie zespół grający numery Allmanów z niewielkim zmianami kadrowymi jest już na scenie. Panie i Panowie, Chłopcy i Dziewczęta, przed Wami Osły w składzie:
W odpowiedni klimat wprowadziła nas instrumentalna Jessica, w której Mariusz Korczyński zagrał na gitarze akustycznej. Następnie It's Not My Cross to Bear z pierwszej płyty zespołu. To był 1969 rok... Szybko liczę... Cholera ten numer ma 46 lat! Jest starszy ode mnie, słyszałem go setki razy, z czarnych płyt, ze srebrnych płyt, z taśm... I ciągle nie mam dość! A to przecież zwykły blues!
Potem Stand Back i Ain’t Wastin’ Time No More z zadedykowanej Duane’owi Brzoskwinki... Każdy fan Allmanów musi to wiedzieć, ale co szkodzi przypomnieć, że tytuł albumu pochodzi od słów Duane'a Allmana: Każdy dźwięk gram dla pokoju — i za każdym razem, jak jestem w Georgii, zjadam brzoskwinię za pokój. Ale nie można pomóc rewolucji, bo jest tylko ewolucja.
1
Tradycją koncertów świątecznych jest to, że Janek zaprasza do wspólnego grania różnych ciekawych gości. Tym razem pierwszym był Wojtas, czyli Janka brat. Mariusz Korczyński zażartował, że w ten sposób na scenie mieliśmy przez chwilę Gałach Brothers Band. Wspólnie zagrali kolejne dwa numery, tym razem z pierwszej płyty: Black Hearted Woman i genialny Whipping Post. Myślę, że przy tym ostatnim, to już wszystkim musiały chodzić ciary po plecach. Co za moc! Przy takim wykonaniu nie da się usiedzieć, nie da się w zasadzie nawet ustać! Przeżywa się każdy dźwięk skrzypiec, każde uderzenie perkusji, wsłuchuje w schowanego w tle hammonda! Good Lord, I feel like I'm dyin'!
Następnie zabrzmiały Hot Lanta, Pony Boy i jedna z najpiękniejszych allmanowskich ballad – Melissa. Piosenkę w 1967 roku napisał Gregg Allman, ale jeszcze w tym samym roku sprzedał do niej prawa. Zostały one odkupione w 1972, aby móc nagrać piosenkę na Eat a Peach. Podobno była to ulubiona piosenka Duane'a.
Kolejnym gościem zespołu był Paweł „Szucher” Szuszkiewicz. Wykonał z Osłami Soulshine – piosenkę w tym zestawie dość młodą, bo napisaną dopiero w 1994 roku przez Warrena Haynesa, który zresztą w tym samym roku założył Gov't Mule.
Następnie pojawiła się Asia Mrozek z Around The Blues aby zaśpiewać wspólnie z Mariuszem Korczyńskim Midnight Rider, po którym zabrzmiały jeszcze: Come On In My Kitchen, Southbound, You Don't Love Me i Dreams.
Na ostatni utwór – One Way Out – do Osiołków dołączył uśmiechnięty, żeby nie powiedzieć rozentuzjazmowany gitarzysta – Paweł Ambroziak. I to naprawdę już koniec? Nie zrozumcie mnie źle, koncert nie był krótki i niczego mu nie brakowało, wręcz przeciwnie! Dlatego tak trudno pogodzić się ze smutną rzeczywistością i zawiłościami liniowego postrzegania czasu!
Osły jak zwykle stanęły na wysokości zadania, a występ był erupcją niepowstrzymywalnej muzycznej energii, która zmagazynowana w akumulatorach będzie mnie pozytywnie nastrajała pewnie przez kilka tygodni. Kto nie był, niech żałuje! I modli się, żeby grupa nadal koncertowała. No ale mnie i tak mało! Jeszcze tylko krótki bis i niestety trzeba było się pogodzić z myślą, że to już koniec. Prawie.
Po przerwie rozpoczął się jam session, na chwilę chyba nawet na scenie pojawił się Andrzej Urny, a potem wróciło na nią kilku Osłów i na deser wielbiciele bluesa usłyszeli jeszcze kilka niezłych kawałków. Nie tylko Allmanów zresztą, bo – o ile dobrze pamiętam – był i Manic Depression Hendrixa. Kto wytrzymał, ten miał również okazję zobaczyć i usłyszeć jak na perkusji poczyna sobie Janek. Ale to jeszcze nic, w pewnym momencie za jedną perkusją na jednym stołku zasiadło aż dwóch pałkarzy, dzięki czemu na bębnach grały aż trzy pary rąk! Muzycy świetnie się bawili, krążąc i wymieniając się instrumentami...
W końcu i dżemowanie się skończyło, ale gdy wychodziłem z Leśniczówki o 6 rano, wcale nie byłem ostatni! Do której trwała balanga, nie wiem! Następny koncert świąteczny mam nadzieję za rok!
Tłum. Anna Sprzęczka. (Ellen Mandel: “How are you helping the revolution?” Duane Allman: “I’m hitting a lick for peace — and every time I’m in Georgia, I eat a peach for peace. But you can’t help the revolution, because there’s just evolution.”, Good Times Magazine, 1971 r.)