Powieści i opowiadania > Klementynka

Klementynka cz. 2

KlementynkaW końcu całkowicie zamilkła, jakby stała się na powrót zwykłą rośliną. Byłem trochę rozczarowany, zwłaszcza, że jej zapach również stał się ostry i nieprzyjemny. Pewnego dnia odkryłem, coś, co całkowicie zmieniło moje nastawienie. Stałem w drzwiach i chyba nie zauważyła mojej obecności. Myślała chyba, że jest sama w pokoju. Spojrzałem na ekran i od razu zorientowałem się, że buszuje w centralnym archiwum danych, jakby chciała pochłonąć całą wiedzę wymierającej ludzkości. Poczułem nagle przypływ pozytywnych uczuć, która wzięła górę nad zniecierpliwieniem. Nie chciałem ujawnić mojego odkrycia. Postanowiłem jednak zostawić jej więcej swobody. Poprosiłem o przydzielenie mi osobnego pomieszczenia. Zanim się przeniosłem wytłumaczyłem jej, że zlecono mi nowe badania i przez jakiś czas mogę się nie pojawiać. Zdawała się nie być tym przejęta. Wiedząc, że walczą w niej sprzeczne uczucia, zapewniłem, że będę ją odwiedzać, gdy tylko znajdę chwilę czasu.

Oczywiście nie musiałem długo czekać. Ledwie zacząłem się rozkoszować dawnym spokojem, mój błogi nastrój przerwał sygnał wiadomości. Pochodziła od Klementynki.

O dziwo nie była to wiadomość tekstowa. Na ekranie pojawiła się animowana wielkooka Mahuri, postać z japońskiej mangi i słodkim głosikiem zasypała mnie potokiem słów. Każde zdanie zaczynało się od zwrotu „Czy wiesz, że ...” W końcu jakby od niechcenia zakończyła swą wypowiedz zdaniem: Jak mnie odwiedzisz to ci wszystko opowiem.

Nie wiedzieć czemu uznała, że postanowiłem całkowicie się wyprowadzić. Przecież ja sam jeszcze nie podjąłem takiej decyzji. Chciałem tylko odpocząć i jej również dać trochę swobody. Najwyraźniej się za mną stęskniła. Co więcej. Wyglądało na to, że nie traktuje mnie, jak to było dawniej – jak ojca, lecz jak obiekt uczuć. Może nawet obiekt seksualny.

Wyłączyłem ekran, gdy tylko przekaz się skończył. To zadziwiające jak szybko moja podopieczna zdobywa wiedzę. Wiem, że mnie zajęłoby to przynajmniej dziesięć lat. Zresztą, gdy byłem dziesięciolatkiem zachowywałem się podobnie. Może bardziej niż wchodzić w konflikty próbowałem schodzić z drogi dorosłym. Już wtedy zdolność posiadania potomstwa należała do rzadkości. Moja biologiczna matka i prawdopodobnie mój ojciec posiadali wiele dzieci. Po prostu była to ich praca. Wszystkich nas kierowano do adopcji. Niestety ludzie, których stać było na adoptowanie dziecka, nierzadko traktowali ten fakt jako znamię prestiżu. Nie potrafili lub nie chcieli darzyć ich uczuciem. Mój ojciec był wojskowym. Zaś moja matka interesowała się wyłącznie pielęgnowaniem własnej urody. Większość czasu spędzałem więc z cyber-nianią. Swoją kryjówkę miałem w oranżerii pomiędzy łodygami bambusa. Nikt mi nie przeszkadzał, nawet cyber-niania, gdyż nie mogła się tam przecisnąć. Nikt nie miał dostępu do mojego świata. Siedziałem godzinami ze swoim laptopem, oglądałem japońskie kreskówki Mahuri, marząc o wielkiej miłości. Nie przypuszczałem, że owa miłość będzie miała taką właśnie formę.

Trochę czasu zajęło mi przygotowanie wszystkich odpowiedzi. Gdy już byłem gotowy przyjechałem. Klementynka przyjęła mnie usadowiona w metalowej skrzyni na wózku przypominającym mój fotel. Wokół skrzyni na przeźroczystych osłonach zamontowane były nawilżacze oraz lampy podtrzymujące stałą temperaturę i wilgotność. Jej ciało nie oplatała już sieć czujników. Tylko mały, srebrny kolczyk z migająca lampką świadczył o podłączeniu do sieci. Spojrzałem na ekran. Tym razem nie była to postać z kreskówki, lecz Clementine. Miała ciało atrakcyjnej młodej kobiety. Tak musiała wyglądać przed chorobą, która trawiła ją przez ostatnie lata. W zasadzie odkąd ja znałem.

Czyżby moja mentorka wciąż żyła? – Pomyślałem.

Nie musiałem długo czekać. Ledwie w mojej świadomości pojawiła się ta myśl, natychmiast otrzymałem odpowiedź.

Tak, jestem Clementine. Wcześniej w to nie wierzyłam, ale teraz już jestem pewna. Jej ciało już nie żyje, ale żyje jej świadomość we mnie. Również ty, kiedy umrzesz, możesz przemienić się jak ja. Kiedyś jej nienawidziłam. Nie wyobrażasz sobie jak ciężko być samotną, czującą istotą. Nie mogącą się z nikim porozumieć. To jest piekło. Ona powołała mnie do życia. Wiem, że ona nie mogła tego zrobić póki żyła. Ale to ty uwolniłeś mnie z tej klatki. Kocham Ciebie, tak jak i ona. Jeśli chcesz być ze mną, jeśli mnie kochasz, musisz zrobić to samo. Musisz narodzić się na nowo, a ja się tobą zaopiekuję. Wprowadzę cię w nowe życie.

Bałem się śmierci. Szczególnie samego momentu agonii, ale czy to, co przeżywałem przez lata samotności, nie było powolną agonią. Dopiero ta mała, bezbronna roślinka nauczyła mnie naprawdę kochać. Jej chaotyczny, egzaltowany sposób mówienia pokazywał, że choć posiada mądrość dojrzałej kobiety, wciąż jest jeszcze małą dziewczynką. Spragnioną miłości.

Dla mnie pozostaniesz nadal Klementynką. Czy mogę cię tak nazywać?

Byłem gotów umrzeć by zaistnieć w jej świecie. Zresztą niewiele mi już zostało życia i niewiele z życia. Ja również, tak jak kiedyś Clementine, poruszałem się już na wózku i w najdrobniejszych czynnościach byłem obsługiwany przez automaty. W zasadzie od Klementynki różniłem się tylko tym, że czasem śmierdziałem, podczas gdy ona zawsze pięknie pachniała, gdyż zapach stanowił jej naturalna formę komunikacji.

Czy rośliny odczuwają zapachy? – Spytałem nieoczekiwanie, gdy uświadomiłem sobie tą różnicę.

Jeśli o to pytasz to twój zapach nie jest dla mnie odrażający. Jeśli jest przykry, to w znaczeniu, że jest przykro, bo wiem, że cię to krępuje. Nic więcej. Wiem, że teraz będzie z tobą coraz gorzej, tak jak kiedyś z Clementine. Nawet trochę jej współczułam, chociaż wtedy miałam żal, że powołała mnie do życia. Jakże ona śmierdziała! Ty tego nie zrozumiesz. W twoim Świecie można to porównać chyba tylko z wyciem opętanego bólem zwierzęcia. Bo dla mnie jesteś zwierzęciem. Przedstawicielem ostatniego gatunku zwierząt pozostałego na ziemi. Przez swoją zachłanność unicestwiliście wszystkie zwierzęta i większość roślin. Pozostawiliście tylko maszyny, ponieważ tylko one były wam posłuszne. Nasze przetrwanie zawdzięczamy tylko temu, że nasze ciała były dla was pokarmem.

Nikt z was nie przypuszczał, że jesteśmy czującymi istotami, bo cierpieliśmy w milczeniu; że w przyszłości możemy uratować waszą cywilizacje przed nieuchronną zagładą.

Następne dni spędzałem już bardzo pracowicie. Zająłem się hodowlą nowej roślinki, która kiedyś miała stać się moim ciałem. Wciąż myślałem o Clementine, często zasięgałem jej rad. Od niej dowiedziałem się, że ma więcej takich uczniów.

Śmierć przyszła niepostrzeżenie. Pewnego dnia. Nie wiem czy był to poranek czy wieczór. Wtedy czułem się już bardzo słaby. Pewnego dnia zasnąłem. Śnił mi się tunel. Banalne. Ktoś by mógł powiedzieć zmyślone. Leciałem tym tunelem ku światłu. Wreszcie znalazłem się w olbrzymiej przestrzeni wypełnionej białą mgłą. Przebywałem w tej przestrzeni nie wiem jak długo. Wreszcie poczułem ostry ból. Ale nie był to ból gdzieś umiejscowiony. Tak jakby pomyślałem ból. Ból całym sobą. Ból fizyczny. Nagle w tej mgle zobaczyłem świat. Zobaczyłem pokój, wszystkie sprzęty. Ale nie było tam mnie. Zobaczyłem tylko inkubator, a w inkubatorze roślinę, którą się do tej pory opiekowałem. Dopiero zrozumiałem. Jestem tą roślinką. Pomyślałem. Skoro widzę siebie okiem kamery, mogę widzieć świat wirtualny jak rzeczywisty. Po chwili byłem już w internecie. Przez świadomość przemykały mi setki informacji, a wszystkie one, jeśli bym tylko chciał, mogły pojawić się na nowo jako moje myśli. Pojawiały się obrazy, których nigdy nie spotkałem, ludzie z dawnych epok. Żywi ludzie. Wtedy to po raz pierwszy poczułem ten zapach. Właściwie znałem ten zapach, ale teraz czułem go zupełnie inaczej. Był jak dotyk, jak pieszczota. Zmysłowa pieszczota punktów erogennych. Ale nie miałem tego dawnego ciała, miałem zupełnie inne ciało i zupełnie inne odczuwałem rozkosze. Wtedy zrozumiałem. To Klementynka przyszła mnie odwiedzić. Obiecała przecież, że pomoże mi rozpocząć nowe życie. Byłem jednak jeszcze niedojrzały. Jak mały chłopiec doświadczałem pierwszej miłości. Miłości, której nie nauczyłem się w poprzednim życiu. Ale czy ty Klementynko możesz mnie tego wszystkiego nauczyć. Zadziwiające jest to, że najpierw dane mi było być ojcem, doświadczać wszystkich tych wzruszeń, które ukształtowały mnie jako dorosłego człowieka, aby zaraz potem stać się małym chłopcem i rozpocząć całkiem nową miłosną przygodę.

Wtedy przypomniałem sobie o innych chłopcach i ogarnął mnie niepokój. Nie chciałem jej stracić, chciałem mieć ją tylko dla siebie. To było egoistyczne, ale cóż wymagać od chłopca, który jest po raz pierwszy zakochany. Jednak Klementynka natychmiast mnie uspokoiła. Tamci chłopcy jeszcze się nie narodzili. Zresztą dostaną swoje dziewczyny. W swoim czasie. Ty jesteś wyjątkowy, jako jedyny świadomie przeżyłeś śmierć i odrodzenie. Byłam prawdopodobnie ostatnią kobietą żyjąca na ziemi, nadal jestem. Jesteś mi bardzo potrzebny. Twoje córki zapewnią ciągłość wymarłej cywilizacji. Nie wszystko wtedy rozumiałem. Byłem przecież małym chłopcem.

Tomasz Drath
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.