Kultura > Młode pióra

Iwona Szymura – liczą się uczucia

Iwona SzymuraW tym tygodniu gościmy Iwonę Szymurę – młodziutką autorkę „Ery radości”. Książka niedługo zostanie opublikowana przez wydawnictwo Radwan. Tymczasem zajmująca się nim redaktorka wystawiła tekstowi doskonałą ocenę.

Iwonę, podobnie jak Karolinę, poznaję dzięki blogowi „In briliance of moon” (http://in-briliance-of-moon.blog.onet.pl/). Jej odpowiedzi są zawsze krótkie i na temat. Zbędnych słów brak.

Kim są bohaterowie Twojej opowieści?

Głównymi bohaterami powieści są kilkuletnia Lisa Carsson oraz już dorosła Angie Marvell, których losy spotykają się w pewnym momencie. Obie pomagają sobie w przetrwaniu najtrudniejszych chwil w ich życiu. Dla młodszej jest to śmierć matki, natomiast dla starszej przemiana swojej osobowości.

Czy, gdybyś nie była autorką tylko czytelniczką, sięgnęłabyś po „Erę radości”?

Tak, jestem niemal pewna, że „Era radości” zainteresowałaby mnie, ponieważ od zawsze lubię czytać książki, których bohaterowie zmagają się z życiowymi trudnościami. Podoba mi się ten realizm i to, że nie zawsze wszystko kończy się happy endem.

Co wyróżni Twoją książkę spośród innych?

Wydaje mi się, że powieść jest wyjątkowa ze względu na ukazane relacje pomiędzy Lisą a Angie. To był element, na który zwracałam największą uwagę. Chciałam jak najlepiej pokazać bezradność starszej z nich i optymizm oraz mądrość młodszej. Na uwagę zasługują również oryginalne metafory, licznie występujących w powieści.

Dlaczego akurat powieść obyczajowa? Obecnie znacznie lepiej sprzedaje się fantastyka, a także kryminały i romanse.

Wybrałam ten gatunek, który najbardziej lubię czytać. Nigdy nie sięgnęłam po fantastykę, kryminał, czy romans. Co prawda mam szczery zamiar to zmienić, jednak brak czasu nie pozwala mi na to, póki co. Nie liczyłam się ze statystykami. Robiłam to, co kocham. Chcę, by czytelnik wzruszył się czytając moją powieść, spojrzał na pewne sprawy z zupełnie innej perspektywy.

Co Cię skłoniło do umieszczenia akcji za granicą? Teoretycznie, łatwiej byłoby pisać o Polsce.

Fakt, jednak czuję się silnie związana z Wielką Brytanią, szczególnie z Anglią. Nie liczyłam się z poziomem trudności.

Jak zdobywałaś informacje o tych wszystkich odległych miejscach?

Żyjąc w dzisiejszych czasach, niemal każdą informację można znaleźć w Internecie. Tak też właśnie czyniłam. Muszę się przyznać jednak, że do detali nie przywiązywałam zbyt wielkiej wagi. To nie one były istotą opowiadania. Chciałam ukazać relacje międzyludzkie. Na opisy poświęcałam mniej miejsca.

Kiedy podjęłaś decyzję o opublikowaniu książki? Co Cię do tego skłoniło?

Zdecydowałam się na to jakiś miesiąc po zakończeniu pisania. Do tego namówiła mnie mama. Początkowo byłam bardzo oporna. Wydawało mi się, że powieść nie nadaje się do wydania. Wszelkie wątpliwości zostały rozwiane dopiero po rozmowie z doktorem nauk humanistycznych, Eugeniuszem Perczakiem, który pozytywnie ocenił tekst.

Ile czasu zajęła Ci praca nad książką? Czy natrafiałaś na jakieś przeszkody?

Pisałam przez około siedem miesięcy. Najtrudniej było w środku. To wtedy miałam moment załamania. Szczególnie po przeczytaniu jednej z recenzji, która nie tyle krytykowała moje opowiadanie, co znieważyła moje uczucia religijne. W powieści zawarłam dużo elementów związanych z Bogiem i wiarą, co wyraźnie nie spodobało się oceniającej. Na szczęście nie czekałam długo, aż moi czytelnicy się za mną wstawili. Później było już o wiele łatwiej. Z wszelkimi innymi trudnościami radziłam sobie właśnie dzięki osobom czytającym kolejne rozdziały mojej powieści. To dzięki nim dotrwałam do końca.

Jakie masz plany na przyszłość?

Na przyszłość? Zależy na jak odległą. Teraz zależy mi na tym, by dobrze napisać egzamin gimnazjalny, dostać się do liceum na profil humanistyczny, a później pójść na studia. Wierzę jednak, że sprawy mogą się diametralnie zmienić, niezależnie od mojej woli.

Może pracujesz nad nową książką?

Tak, pracuję nad nową powieścią. Zainteresowanych zapraszam na www.road-after-the-peace.blog.onet.pl

Czym dla Ciebie jest pisanie? To tylko hobby czy może coś więcej?

Nie tyle hobby, co pasją. Często też sposobem na oderwanie się od rzeczywistości. Wejściem w zupełnie inny świat, metodą opisania własnych uczuć, które często trudno jest wyrazić krótkimi zdaniami. Czymś niezwykłym. Moje życie bez pisania byłoby (posłużę się cytatem z książki) jakby niewidomy odzyskał wzrok na kilka chwil. Zobaczył otaczający go świat – miliony tańczących barw, ludzi, słońce... A później znów oślepł.

Jedni mówią, iż pisanie to rzemiosło jak każde inne i można się go nauczyć, według drugich, to oznaka geniuszu, dar dany nielicznym, a jak jest Twoim zdaniem?

Według mnie, jedni są obdarowani większym talentem, drudzy mniejszym, jednak każdy potrafi pisać. Nauczyć można się niemal wszystkiego, tyle tylko, że czas trwania nauki w każdym przypadku jest inny.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem?

Może zacznę od tego, że od dziecka miałam bardzo bujną wyobraźnię. Lubiłam myśleć o rzeczach niestworzonych. Z czasem postanowiłam poszczególne elementy złączyć w jedną, spójną całość. Tym sposobem zaczęły powstawać różne historie, których nie przelewałam na papier. Jedną z nich była właśnie „Era radości” (początkowo: „Recepta na szczęście”). Pomysł w zasadzie wziął się znikąd. Dopiero po pół roku zdecydowałam się na założenie bloga z opowiadaniem.

Czy kiedykolwiek wcześniej publikowałaś swoje teksty?

Tak, próbowałam umieszczać je na blogach. Innymi razy pisałam dla siebie, jednak jeszcze nigdy nie udało mi się doprowadzić opowiadania do końca.

Jak wygląda Twoja praca nad książką? Od czego zaczynasz?

Na początku wymyślam bohaterów, potem fabułę. Planuję zakończenie, najważniejsze wydarzenia, jednak w trakcie pisania niektóre elementy są zmieniane. Staram się nie pisać niczego na brudno, gdyż wyznaję zasadę, że pierwsza myśl jest najlepsza. Oczywiście, później poprawiam wszelkie błędy, wprowadzam zmiany.

Co, Twoim zdaniem, jest w książce najważniejsze? Pomysł? Akcja? Postaci? Świat przedstawiony? Poprawna polszczyzna?

Każdy z tych elementów jest ważny, jednak żaden nie może istnieć bez drugiego – są od siebie zależne. Ja ogólnie stawiam na oryginalny pomysł i pełnokrwistość postaci. Uważam jednak, że wymyślona fabuła nie może być dobrze zrealizowana bez poprawnej polszczyzny.

Skąd czerpiesz inspirację?

Inspiracją dla mnie są na pewno książki, szczególnie autorstwa Jodi Picoult, dzięki której zrozumiałam, że duża ilość opisów uczuć w powieści wcale nie psuje całokształtu, wręcz nadaje mu niepowtarzalny wyraz. Podczas pisania słucham również muzyki, lecz ona nie wpływa szczególnie na to, co piszę, jedynie umila mi czas. Niektóre uczucia bohaterów, sytuacje, ich przemyślenia są wzięte z życia, jednak postacie występujące w „Erze radości” nie mają swoich sobowtórów w rzeczywistości.

Co – tak całkiem obiektywnie – myślisz o swoim stylu pisarskim?

W moim stylu przeważają dialogi i opisy uczuć. Informacji o miejscach, otoczeniu jest naprawdę mało. Nie skupiałam na nich zbyt dużej uwagi.

Czy podczas pracy nad powieścią ulegał on zmianom?

Na pewno na początku mój styl trochę kulał, był jeszcze niedopracowany, jednak zmiany można dostrzec już w trzecim rozdziale. Dopiero w epilogu zobaczyłam, jak wielkie poczyniłam postępy. Tworzenie powieści było dla mnie naprawdę niezwykle pouczającym doświadczeniem.

Do ilu wydawnictw pisałaś? Dlaczego ostatecznie zdecydowałaś się na Radwan?

Pierwszym wydawnictwem, od jakiego otrzymałam odpowiedź, był Radwan. Później wysyłałam tekst do Novae Res. Dostałam również pozytywną odpowiedź, jednak, rozważając kwestię kosztów, zdecydowałam się na Radwan.

Czy jesteś zadowolona ze współpracy z Radwanem?

Jak na razie współpraca przebiega pomyślnie.

Jak wygląda proces wydawniczy?

Rozpoczyna się on rozpatrzeniem propozycji tekstu do wydania. Jeśli wydawnictwo zgadza się na opublikowanie utworu, klient powinien przejrzeć warunki umowy. Po wysłaniu jej do wydawnictwa rozpoczyna się tworzenie projektu okładki. Następnie jest redakcja, później korekta – oba te punkty wymagają zatwierdzenia przez osobę wydającą książkę. Ostatnimi etapami są wybór okładki oraz skład.

Na jakim etapie znajduje się obecnie „Era radości”? Czy już znana jest data publikacji?

Data publikacji nie jest jeszcze ustalona. Jak na razie moja powieść została oddana do korekty.

Jako debiutantka nie możesz liczyć na rzesze fanów ani magię znanego nazwiska. Jak w takim razie zamierzasz promować książkę?

Mam zamiar urządzić kilka wieczorów autorskich, choć jestem świadoma tego, że nie przyniosą mi one zbyt wielkiej popularności. Zdam się również na łaskę Facebooka i moich znajomych, którzy już zaczęli reklamować „Erę radości” w swoich szkołach. Ponadto liczę na to, że uda mi się znaleźć patronów medialnych, jednak by wypełnić ten punkt, muszę jeszcze trochę poczekać.

Nie boisz się debiutować tak wcześnie?

Często miewam chwile zwątpienia. Wydaje mi się, że ma je każdy pisarz. Jednak czemu nie spróbować? Jeśli mi się nie uda, to trudno, spróbuję za kilka lat. Wiarę w siebie pomaga mi zachować fakt, że moja powieść była czytana przez osoby dorosłe „siedzące w pisarskim fachu”, które wyraziły się pozytywnie na temat „Ery radości” i nie zrobiły tego „po znajomości”. Staram się więc wyznawać zasadę: „Do odważnych świat należy”.

Co sądzisz o krytyce? Czy warto jej słuchać?

Owszem, krytyka potrafi być pożyteczna, jednak tylko wtedy, gdy dana osoba przeczytała więcej, niż jedynie kilka linijek tekstu, bo czy można oceniać cały obiad, jeśli spróbowało się jedno danie?

Jak sądzisz, czy czytanie cudzych dzieł pomaga w doskonaleniu warsztatu, czy też może zabija oryginalność?

Muszę zgodzić się z obiema opcjami. Z jednej strony niszczy wszelkie błędy i złe nawyki, powstałe w wyniku samodzielnego pisania. Z drugiej, chcąc nie chcąc, każdy autor czytający dzieła innego pisarza, w pewnym stopniu imituje jego styl, nawet, jeśli robi to nieświadomie.

Czy miałabyś jakąś radę dla początkujących autorów?

Przede wszystkim wierzyć we własne możliwości i nie poddawać się, nawet przy dużych niepowodzeniach. Na wypracowanie stylu trzeba czasu, nic nie bierze się z powietrza. W końcu żeby spojrzeć na gotowe dzieło, trzeba najpierw zadać sobie trud i je napisać.

Dziękuję za wywiad. Nie tylko Iwonie, lecz również Wam, drodzy Czytelnicy, za to, że zechcieliście się z nim zapoznać. Koniecznie odwiedźcie jeszcze bloga poświęconego książce: http://era-radosci.blog.onet.pl/ Na zakończenie, dzięki uprzejmości młodej autorki, zamieszczam dwa króciutkie fragmenty „Ery radości”.

FRAGMENT I

Życie ludzkie podobne jest do wiatru. Czasem jego siła wyrywa nam parasole z rąk. Innym razem jest łagodny i przyjemny. Każdy człowiek buduje niewidzialną powłokę dookoła siebie –  jedni budują ją z lekkich powiewów, co sprawia, że stają się zamknięci na innych. Drugim ostry wiatr odbiera możliwość widzenia dobra. Niektórzy twierdzą, że szczęście, to zachowanie równowagi pomiędzy tymi skrajnościami, jednak ja nie zgadzam się z tym w stu procentach – uważam, że to również uczucie, które sprawia, że jesteśmy uśmiechnięci, nawet, kiedy wszyscy dookoła płaczą. Szczęście nie może przyjść samo z siebie – musimy się bardzo natrudzić, by je dostrzec. Często znajdujemy je w drugiej osobie. Największą sztuką jednak jest móc ją  zauważyć. 

FRAGMENT II

Boję się rozpoczęcia samodzielnego życia. Wiem dobrze, że moje spotkania z Lisą będą coraz rzadsze. Czuję, że Harry wie, o czym myślę. Nie muszę się tłumaczyć.

         –  Na mnie już pora –  mówię mimowolnie.

         –  Gdyby coś się działo, to... –  Pokazuje znak oznaczający słuchawkę telefonu. Uśmiecham się. Wysiadam. Chwilę stoję na deszczu. Patrzę w okna mojego mieszkania. Przypominam sobie, jak zaczęła się ta historia. Gdyby nie śmierć jej matki, być może nigdy nie stałabym się tym, kim jestem. To przykre, że kiedy jedna osoba zyskuje swoje życie, druga je traci. Widocznie tak miało być. Wchodzę do domu. Znikam z zasięgu wzroku Harry’ego. Jestem sama. Mieszkanie jest puste. Mogę żyć, tak jak chcę, ale przecież tutaj chodzi o coś zupełnie innego. Muszę wykorzystać to, co mam, by inni poczuli się lepiej. To mój cel. Patrzę w dal. Dam sobie radę – powtarzam uporczywie. Pokonam wszelkie przeciwności losu i wyjdę na prostą. Nigdy się nie poddam. Siadam na fotelu. Zamykam oczy. Wspominam wszystko po kolei. Dochodzę do wniosku, że Lisa była jak anioł, który przyszedł na ziemię po to, by sprowadzić mnie na właściwy tor. Patrzę na strugi deszczu uderzające w okna mieszkania. Po chwili deszcz ustaje. Stopniowo się uspokajam. Cisza jest tak piękna, że mogłabym słuchać jej w nieskończoność. Zasypiam. Nie potrzebuję niczego więcej.

Jestem szczęśliwa.

Marta Tarasiuk
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.