Kto z Was tu nie był? W dawnych czasach, kiedy przepaść między wschodem i zachodem Europy była jeszcze tak ogromna, niejeden przyjeżdżał tutaj zrywać papryki, pomidory tulipany i truskawki, aby zarobione guldeny spożytkować na edukację, albo spełnienie swoich małych i większych marzeń no i oczywiście nacieszyć się tą słynną holenderską wolnością obyczajową. Dzisiaj nie ma już guldenów, małe marzenia zamieniliśmy na większe, a i przepaść wydaje się jakby mniejsza.
Jakiś dryf ciągle spycha mnie w strone tego małego dziwnego kraju, miałem w nim i z nim wiele małych i większych przygód, ani go lubię, ani go nie lubię, ale jedno uczucie wobec tej płaskiej jak stół wietrznej i deszczowej krainy jest u mnie niezmienne – szacunek.
Mało kto zna jego historię, a wbrew pozorom nie była łatwa. Holendrzy do naród kupców i rolników, bliżej im mentalnie do starożytnych Greków niż Rzymian – wystarczy spojrzeć, jak przemyślany jest każdy centymetr tego kraju. To nie jest niemiecki ordnung, gdzie wszystko ma swoje miejsce, bo tak ma być i koniec. Holandia to koncepcja, to pomysł na mały kraj położony między trzema wielkimi, zachłannymi rywalami – Niemcami, Francją i ponurym Morzem Północnym. Z każdym z nich przez lata potrafiła utrzymać status quo, a nawet uszczknąć z tych relacji coś dla siebie.
Każdy z nas chyba słyszał o wspaniałych malarzach, którymi ten kraj obradzał przez wieki, ale trudno by pojąć ten fenomen bez styczności z holenderską estetyką. Pierwsze, co uderza, kiedy przyjrzeć się Holandii bliżej, to fenomenalna architektura – śmiałe, geometryczne i kolorystyczne rozwiązania, których nie uświadczy się w żadnym innym kraju i fantastycznie rozplanowany krajobraz (tutaj nie ma „nieużytków” które owszem, może i mają swój urok, ale są karygodnym marnotrawstwem przestrzeni). Nawet ich domy, które każdy może sobie obejrzeć przez wielkie, nie przysłonięte okna, to małe dzieła architektury wnętrz.
Kolejna rzecz to pragmatyzm, np. kto nie zwrócił uwagi na wszędobylskie rowery – można tu nimi zjeździć cały kraj, nie błądząc a nawet nie zatrzymując się na przejeździe przez ulicę, dojeżdża się nimi do pracy, na zakupy i oczywiście na rodzinne wypady za miasto. Rozliczne bagna udało im się wysuszyć wiatrakami i uregulować nie kończącą się siatką kanałów, po której działa sprawny jak nigdzie indziej transport wodny, a w każdym praktycznie mieście na nabrzeżach ciągną się przystanie dla mieszkalnych barek.
Ostatnią zaś znamienną dla mnie rzeczą, która mi zaimponowała w Holendrach to szacunek dla własnej historii, tak różny od polskiego mesjanizmu, posłannictwa, tramtadratyzmu i kompleksów odwłoku Europy. Holendrzy szanują swoje zabytki architektury i kultury, niezależnie od ich wielkości i znaczenia. Nie wypierają się też swoich grzechów, stąd tak wiele tu emigrantów z byłych Holenderskich kolonii, którzy mają tu zapewnionye takie same prawa jak rdzenni Holendrzy.
Nie wiem, być może taki umiar w mentalności i kulturze właściwy jest małym narodom, ale przeszczepu własnie tego umiaru chciałbym na nasz polski grunt.
Zdjęcia wykonywane były głównie w Utrechcie, w którym się zakochałem, oraz w Amsterdamie którego trudno będąc w Holandii nie odwiedzić i posmakować. Przyjrzyjcie się uważniej Holandii…