Powieści i opowiadania

Ona

Była niezawodna. Spokojna, silna i piękna. Miała regularne rysy twarzy i lekko skośne, jasnoniebieskie oczy. Emanowała czymś, co z jednej strony wydawało się niedosiężne, a z drugiej - upragnione. Kiedy podczas różnych uroczystości rodzinnych gwar rozmów stopniowo narastał, kiedy pieniste fale wznosiły się do zenitu, żeby potem opaść z wielkim hukiem, kiedy najostrzejsze nawet dysputy, nie wiadomo jak i dlaczego, znienacka rozbrzmiewały wybuchami uwalniającego śmiechu - ona pozostawała nieporuszona. Zawsze w tym swoim ciemnym turbanie, dającym wrażenie gładko zaczesanych do tyłu włosów, okalających jej twarz. Zawsze z odsłoniętymi ramionami o regularnych, lekko zaokrąglonych liniach, doskonałych, jak ona sama, lecz doskonałych bez narzucania się; najnaturalniejszych w świecie. Budziła tęsknotę za czymś dalekim, lecz kiedyś na pewno istniejącym... Za czasami, kiedy wszystko działo się po raz pierwszy i było tym, czym jest, i niczym więcej. Za czasami, w których każdy detal był zaczątkiem pięknej i spójnej, nie znającej przeszkód historii, nie zatrzymującej się na niczym, lecz jednocześnie w pełni wyzyskującej każdą napotkaną chwilę. Czy takie czasy naprawdę istniały, czy też rozgrywały się tylko w pragnieniach? Im bardziej bowiem rzeczywistość się od nich różniła, tym większej nabierały intensywności, ale i tym bardziej się oddalały... Ona znała odpowiedzi na takie pytania. Wiecznie zamyślona, nigdy się nie uśmiechała... Emanowała za to spokojem, spokojem Ducha, który przewędrował wiele krain i niejedno widział. Ducha, który w każdym początku momentalnie dostrzegał to, co było w nim immanentnie zawarte - koniec.

Ona - Anna GolubaKiedy teraz o tym myślę, widzę, że snuł się On między nami od dawna, widzę, jak bardzo był nieubłagany, jak bezlitośnie, z bezwzględną konsekwencją zbliżał się krok po kroku i zataczał coraz ciaśniejszy krąg; krąg, w którym z upływem czasu było nas coraz mniej. Szczególnie widać to było podczas kolejnych uroczystości, z okazji corocznych świąt... Ona jednak była obecna za każdym razem i to dawało mi siłę, dzięki której uczyłam się godzić z Nieuchronnym. Bo w końcu, któregoś dnia, zupełnie niewiarygodnego, ale i niczym nie różniącego się od innych dni, fale przestały się burzyć, wznosić się i opadać, rzeczy przestały przemieniać się jedne w drugie; stół, wokół którego zwykle się zbieraliśmy, teraz otoczyła cisza. Mogłoby się wydawać, że nigdy nas nie było, a to, co brałam za wspomnienia, jest tylko echem z innego wymiaru, który z jednej strony stawał się coraz bardziej obcy i niedostępny, a z drugiej był Bramą prowadzącą zupełnie gdzieś indziej, gdzie niezwykle łatwo byłoby wejść, ale skąd, czułam to podskórnie, nie byłoby powrotu. W miarę zaś jak to przejście się otwierało, zaczynał być odczuwalny dziwny, przenikliwy chłód, który pomału paraliżował wszystkie ruchy, myśli, pragnienia... Nie mogłam jej tam zostawić.

Na ścianie

Po zdjętym obrazie

Prostokąt światła

Anna Goluba
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.