Powieści i opowiadania > Gdzieś w ostatecznej krainie

Gdzieś w ostatecznej krainie, część 3

Gdzieś w ostatecznej krainiePrzenieśmy się teraz do Florencji. Tam właśnie u mistrza Andrzeja rozpoczął naukę Leonardo. Co nas pognało aż do Florencji? I to do Florencji roku mniej więcej 1464? Chcemy popatrzeć, jak żyje mały chłopiec, który dostał nieprawdopodobny talent. Dostał talent, jaki można dostać raz na tysiąc lat.

– Czego chcesz najmocniej? – pytał go mistrz Andrzej.

– Chcę wiedzieć, mistrzu.

– Co?

– Wszystko.

Mistrz Andrzej to Andrea Verrocchio a Leonardo to Leonardo da Vinci. A ojciec Leonarda mówi do niego:

– Jesteś Leonardo leniwy, uparty i nie lubisz się uczyć.

*

Ktoś kto stworzył wschodzące słońce Nie mógł być Stwórcą nicościM. Skwarnicki

Ustawią sztalugi jeszcze w nocy, ustawią statyw jeszcze w nocy, aby nie przegapić tej chwili. Chwili wschodu Słońca. I potem na obrazie, na zdjęciu, cudownym obrazie, cudownym zdjęciu przecież nie to. Bo to, bo tego nie da się sfotografować, namalować. To są jakby marne próby opisania pędzlem czy aparatem niewyrażalnego. A nicość? Co to jest nicość? Nicość jest piekłem. Też niewyrażalna. I tak przez wieki zmagają się, i tak przez wieki będą się zmagać z tym tematem różni twórcy. A główne ich pytanie brzmieć będzie: czy nicość tam, czy mieszkań wiele? Nie zajrzymy za zasłonę, za lustro, bo nie wolno. Możemy przeczuwać. Ale jakże łatwo przeczuwać Go, gdy słońca wschód i zachód. Na szczycie wielkiej góry. A jakże trudno w szarym dniu codziennym, codziennym zgiełku.

*

Oczywiście, że ma rację Twardowski gdy pisze tak:

„Gdybyśmy sami sobie Ciebie wymyślili

byłbyś bardziej zrozumiały i elastyczny

albo tak doskonały że obojętny…

…spełniałbyś po kolei nasze życzenia…”

A najważniejsze to wiedzieć wszystko, przerwać zasłonę milczenia. Wedrzeć się Tam i…

No właśnie, i co?

*

Zostawiliśmy Leonarda we Florencji. On tam, chce wiedzieć wszystko. Wszystko poznać, zrozumieć. Chce znać odpowiedzi na wszystkie pytania. I żyje w epoce, która zaczyna wierzyć, że człowiek może wszystko. Że nie ma żadnych granic. A za to trzeba zapłacić. Trzeba dużo zapłacić. I jeszcze następne pokolenia, następne stulecia będą spłacać dług tzw. Odrodzenia.

*

Jaki to dług? To pomysł na sposób urządzenia życia bez Boga. Jeden z badaczy Odrodzenia tak pisze:

„…serca ludzi Renesansu dręczył ukryty ból. Nie bez powodu wszystkie postacie z obrazów Leonarda da Vinci odznaczają się zagadkowym i zwodniczym uśmiechem, który jest wyrazem sceptycyzmu, odejścia od Boga i uporczywego ludzkiego ja wiem; w samej rzeczy jest to uśmiech zagubienia; zagubili samych siebie. Ten uśmiech nie wyraża nic pozytywnego. I właśnie na tym polega jego zagadkowość.”

A potem następne pokolenia zechciały tworzyć nowy wspaniały świat. I polała się krew, i druty kolczaste ogrodziły ziemię, i butne hasła, i pochodnie zagościły na drogach Europy. A Mona Lisa zagadkowo, cynicznie uśmiechała się do nich.

*

„Opowiadają tu, że wygrałeś dwukrotnie bitwy i podobno zostałeś zabity. Napisz mi, proszę cię usilnie, ile w tym prawdy? Chyba wiesz dobrze, jak zmartwiłaby mnie Twoja śmierć”

To jest fragment listu Izaaka Newtona do zaprzyjaźnionego z nim generała. Ciekawe, co odpisał generał, który być może zginął. W końcu wojna nie igraszka. Ale rzecz w tym, że dawniej pisano listy. Weźmy takie Listy do matki Juliusza Słowackiego. Wszystko się z nich dowiemy o Juliuszu, o czasach, w których przyszło mu żyć i o nas samych czytających te listy. A teraz co? Dwa urwane zdania mają przekazać wszystko? „Cześć, wszystko OK. nara”

To jest bełkot, a nie rozmowa. I zawęża się krąg ludzi rozumiejących symbole, znaki i mity kulturowe. A one zawarte są w książkach nieprzemijających, w muzyce i w sztuce. I nagle wszystko przekreślono. Zaczynamy od nowa.

„A chodząc za marnością marnymi się stali”

*

Nie wrócą dawne czasy, bo wrócić nie mogą. Ale nikt nie odczyta naszych listów, bo ich po prostu nie piszemy. Krążą te krótkie zdania gdzieś w wirtualnej przestrzeni internetowo-SMSowej i giną. Nigdy nie pożółkną, nigdy ich nikt nie znajdzie w kufrze na strychu, bo kufrów już nie ma i strychów nie ma. Nic nie ma.

„Nie strasz śmiercią

bo po co

za oknami bór pachnie żywicą

pszczoły z pasiek się złocą”

*

A propos Juliusza. Właśnie pisze poemat o Anhelim, o Syberii. Nigdy tam nie był, i nie będzie, więc zmyśla. Tworzy swoje poetyckie wizje. Ale my już wszystko wiemy. Wszystko rozumiemy. W jednej z gazet zdjęcie z Syberii. Mały drewniany kościół. Chrystus powieszony na ścianie. Nie ma krzyża. Bo Syberia to jeden wielki krzyż. I te drzewa, ścinane w 40 stopniowym mrozie, które posłużyły jako ściany kościółka to krzyż. To symbol.

I patrzymy na to zdjęcie i rozumiemy wszystko. Jeszcze rozumiemy. Ale ci, co już idą za nami, nie rozumieją tych znaków, tych symboli, tych ukrytych znaczeń. Ogłuszył ich wrzask Mc Świata, który jest kolorową pustką.

*

To zatruwa powoli. Kropla po kropli. A potem już trzeba wejść w świat kłamstwa. Potrzebne są wtedy namiastki. I trzeba odurzać się do nieprzytomności by zapomnieć. Ale przecież i tak będzie, jak ma być. Pisze przecież Twardowski:

„Mój Boże po co się wtrącałem

w to co zrobisz lepiej ode mnie”

Nie dasz przecież by mały głupi szatanek zatriumfował w świecie, który jest dobry.

Jemu udać się nie może, bo głupi on.

Tyle że przebiegły, a przynajmniej tak mu się wydaje.

*

Ale o czym ta książka właściwie jest?

Myślę że czytelnik wie lepiej niż piszący.

*

Odczytamy teraz słowa anonimowego mężczyzny, który dzwoni na centralę. Jest 11 września 2001 roku. Nowy Jork. Tę rozmowę nagrano i teraz po latach opublikowano:

Mężczyzna: Słuchajcie, mamy tu dziesiątki ciał. Ludzie po prostu skaczą ze szczytu budynku. Jestem przed północną wieżą WTC.

Dyżurna: Proszę pana, mówi pan, że co skacze z budynków?

Mężczyzna: Ludzie. Ciała po prostu lecą z nieba.

Dyżurna: Zrozumiałam.

*

Patrzyliście żołnierze polscy z katyńskiego pomnika na te lecące ciała. Patrzyliście. A kiedy uderzały o ziemię, to On już czekał na nich, tak jak na was na zielonych łąkach raju.

*

Oczyść Panie moje oczy Niechaj patrzą czysto… Zniewolony nienawiścią i gniewem Na wszystkich i siebie. Mistrz pokusy Świata tego książę, Miotający się w granicach czasu, Który mu się kurczy. I choć skazany na nicość- Śpieszy się, oj śpieszy By zdążyć donikądJanusz Kobierski

Jemu czas się skończy, a my go dostaniemy na wieczność całą. I wtedy wszystko zrozumiemy. Zrozumiemy, dlaczego oni lecieli na ziemię niczym martwe ptaki, i dlaczego ci żołnierze zostali w tym lasku katyńskim.

*

Bo książka, którą czytasz to taki pleciony dywan, i to z drugiej strony. Poplątane to wszystko, te kolorowe nitki, ale przecież jest druga strona. I każdy wątek ma cel, ma sens i jest konieczny. Jest.

*

Pamiętam inne miasto. Ono – wiesz – jest we mnie. Chyba nie da się tego przekazać. Musisz sam szukać, zbierać te ułomki, okruchy. Ja gdybym mógł uwolnić się od tych przewodów, monitorów, to poszedłbym z tobą, a tu muszę leżeć i czekać. A wiesz, moje życie jest już nikomu niepotrzebne. Taka jest prawda. Mój czas się kończy. A ty wyjrzyj przez okno, co widzisz. Widzisz górę zamkową. Jako dziecko tam biegałem. A teraz idź tam. Ja tu zostanę. Zasnę. Przyśni mi się moje miasto. Mój Będzin. I odszedł. A ja poszedłem na górę zamkową szukać śladów po nim. Biegał tu w 1925 roku, kiedy miał 5 lat. I było widać kawałek szpitala z zamkowej góry, i właśnie wtedy Lucjan odszedł. Odłączyli te wszystkie rurki, przewody, monitory, kroplówki. I czekali na niego koledzy z klasy.

*

„Uważam bowiem za fakt niewątpliwy, że wypadki przeznaczone, z dala na nas czekające, wiszące ponad naszymi głowami, odbijają się w zdarzeniach drobnych i codziennych jak nadciągająca burza odbija się w wodzie”

Te słowa napisała kiedyś Zofia Kossak.

Bo zdarzyło się, że bolszewicy zaatakowali kiedyś na bryczkę, którą jechała z całą rodziną do Kościoła. I oni wszyscy znaleźli się w błocie. Czyż może być bardziej wymowny symbol czasów, które nadchodziły. Czasów, kiedy barbarzyńcy tamten świat wrzucili w błoto.

*

Zostawiliśmy w dworku Marcina gości, którzy czekają na nas, Mogą rozmawiać z nami, z sobą, spierać się, jeżeli my tam do nich pójdziemy. My jednakże wędrujemy wszędzie tylko nie tam. We Florencji przyglądamy się Leonardowi da Vinci. On wymyśla łodzie podwodne, czołgi samoloty, mimo iż do wieku dwudziestego jeszcze kilkaset lat zostało. No i maluje on te swoje zagadkowe dzieła.

*

Paweł przemawiając, nie miał mikrofonu ani tysiąc watowych wzmacniaczy. Kolorowe bilbordy nie zapowiadały jego przybycia do kolejnego miasta Rzymskiego Cesarstwa. A mimo to mówił tak, że słuchacze płonęli od żaru jego słów. Mówił o Człowieku, którego przecież nie widział. Nie znał tego Człowieka.

Kiedyś zwalczał tych, którzy uwierzyli w Jezusa z Nazarethu. Co było, co jest w słowach tego Człowieka, że trwają już 2 tysiące lat i trwać będą? Paweł mówił głośno a przecież: „Błogosławieni cisi…” To przecież oni odziedziczą ziemię.

Grzegorz Pieńkowski

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.