Powieści i opowiadania > Gdzieś w ostatecznej krainie

Gdzieś w ostatecznej krainie, część 10

Gdzieś w ostatecznej krainieMateusz, Marek, Łukasz i Jan. Ci czterej napisali niewielkiej objętości książki, które są zadziwiające. Zadanie mieli właściwie niewykonalne, bo jak pokazać, opisać coś, co się wymyka opisowi. Bo istota ich opisu tkwi głęboko. Głębie opisu pokolenia odkrywają i wymyka im się to co najważniejsze. A dlaczego im się wymyka? Dlatego że:

Obraz i poznanie Królestwa Niebios nie docierają do nas wprost przez zmysły.

Przypowieści o Królestwie Niebieskim są dotknięciem dłoni Boga. I gdyby Bóg ukazał się, wszystko inne musiałoby zniknąć. Czy zgadzacie się z tym? Zebrani w saloniku naszego dworku z uwagą wysłuchali słów wypowiedzianych przez Marcina, który niejedną noc spędził nad księgami, a zwłaszcza nad tą największą z ksiąg. Postanowili wszyscy werset po wersecie wsłuchać się w Dobrą Nowinę i dzielić się refleksjami. A my przycupniemy w kąciku i będziemy słuchać.

*

Pisze ks. Janusz Kobierski:

Spisane dzieje od początku do końca to nasza ludzka historia niech się nie wydaje nikomu, że dziś nikogo nie dotyczy ta KSIĘGA święta, bo od Boga, opowiada to, co się wydarzyło i jeszcze wydarzy. A słowo się spełni do ostatniej joty - na wszystkich

A więc każdy werset nas dotyczy? Każdy!

*

Kim on jest? To było, jest i będzie odwieczne pytanie. Czytając te cztery książki, książeczki musimy sobie uświadomić, że zapisano tam Tajemnicę.

Próbowano tam słowami ludzkimi opisać to co się działo. A przecież istota tego, co się stało, tkwiła w bezkresnej wieczności.

Jezus mówił swoje przypowieści, a one mimo że umieszczone w konkretnym czasie, były pozaczasowe.

Błogosławieni ubodzy w duchu…

Bądź ubogi w duchu, zdaje się mówić Jezus, nie myśl o sobie za dużo. Patrz, żyjesz tutaj, krótko, nic nie wiesz o wszechmocy i wszechwiedzy, a więc ciesz się życiem, lecz nie uważaj siebie za boga. Jeżeli odczytasz swoje powołanie, zrozumiesz swoją małość i zaakceptujesz ją

To wtedy:

…albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Tak kończy się wers na Górze. I w nim zawiera się już całość. Ja do was przyszedłem i Jestem – zdaje się mówić Jezus.

Przekonać Prawdę jest bardzo trudno. Wy tkwicie w swoim świecie, przemijającym i nawet nie zdajecie sobie sprawy jak wygląda tamten świat. Ja przyszedłem po to, by nadać sens waszemu życiu tutaj i w ogóle.

*

Jeżeli wam mówię o tym, co jest ziemskie, a nie wierzycie, to jakże uwierzycie temu, co wam powiem o sprawach niebieskich.J. 3. 12

Kto jest godzien? Nikt. A jednak mieszkań tam wiele, więc ktoś zamieszka w nich. Życie szybko przemija, a każdemu inne życie przypisane. Pisze Marek Skwarnicki:

Wieki mijają i nic się nie zmienia. Te parę kroków można przejść kulejąc. Ale co dalej?

Można przejść kulejąc. Tak, ale dlaczego cierpienie? Na to pytanie nie ma odpowiedzi. Bo jak wytłumaczyć nieuleczalnie choremu czy niewidomemu, że jego cierpienie ma sens. Tak, można przejść te parę kroków kulejąc. To piękna metafora życia człowieka, który cierpi. Tylko on też chciałby widzieć świat czy móc biec po zielonych łąkach. No dobrze, ale te rozważania nic nie wnoszą nowego. Zdrowy nie zrozumie nigdy przeżyć tego, który nie może biec, nie może ujrzeć, nie może zrozumieć.

*

Dla Boga czasu nie mamy. I takie ciekawe zdanie gdzieś przeczytane:

Jak dla Pana nie znajdujesz czasu, to na co ci w ogóle czas?”

Taki mały fragment, odcinek każdy z nas otrzymał dla siebie. Dla siebie? Jednemu przypadło żyć w XI wieku, oglądać budowę wielkich katedr, innemu na wsi litewskiej w XVIII wieku, jeszcze inny żyje teraz.

I ten czas to dar.

*

Pisze Juliusz Słowacki w dramacie „Ksiądz Morek” tak:

A tak wszystko zaraza rozprzęga, Że oto w smołę ubrany, Rzuciwszy na plecy haki Jak koń, który się zaprzęga Do ciał, włóczy te sobaki, Wyciągam z miasta za bramy I rzucam nagie do jamy…

I jeszcze komuś przyszło żyć, gdy wielka zaraza przyszła i ciało jego niczym psa jakiegoś włóczono za miasto, by zakopać i zapomnieć.

Zapomnieć o nim.

*

A inny dostał dar czasu innego. Dostał dar tworzenia. Pisał muzykę i słowa, które w zachwyt wprawiają. Dostał dar rzeźbienia, malowania i dar nawracania jak Szaweł, który stał się Pawłem. A większość. Większość wywleczono za miasto. Czas ich się skończył i nikt nie wie czy w ogóle mieli jakiś czas.

*

A może ten wiersz wyjaśni coś w kwestii cierpienia:

Wyroki Boskie wyroki losu te których nawet przejrzeć nie sposób przyjmij z pokorą uklęknij w tłumie dobroci Boga nikt nie zrozumie

To znaczy, że jeżeli nie widzisz, nie chodzisz całe życie, leżysz i cierpisz to jest to dobroć Boga?

dobroci Boga nikt nie zrozumie

Im dalej od Boga, tym mniej życia Im bliżej Boga tym życia więcej

I jeszcze odnośnie tego cierpienia.

Wiele dzieje się w twoim życiu rzeczy niezrozumiałych i dziwnych. Miej cierpliwość – Bóg ci to wszystko kiedyś wyjaśni.

*

Książka ta zatacza koło. Jej część pierwsza była poświęcona Juliuszowi Słowackiemu. Szukaliśmy u Juliusza, w jego życiu, w jego twórczości, odpowiedzi na wiele pytań. Jedno z nich brzmiało: dlaczego Juliusz chciał przerobić zjadaczy chleba w aniołów. Odpowiedzi jednoznacznej nie znaleźliśmy. Ale Juliusza znaleźliśmy w klasztorze na Betcheszban.

Jest rok 1837.

Miejsce jak pisze Juliusz prawdziwie bezludne. Klasztor zbudowany na skale, rozległy widok na morze z mojej celi… I wspomina dalej: …Przepędzałem dnie całe na dumaniu…

Na wielkiej skale czasu Juliusz otrzymał 40 lat. Od roku 1809 do 1849. Jak on wykorzystał ten dar, ten swój czas?

*

300 lat temu, czyli w 1703 roku car Piotr I zaczął budować wielkie miasto. W tym mieście 150 lat później Fiodor Dostojewski umieścił akcję paru swoich powieści. Właśnie w tym mieście Rodion Raskolnikow zabił lichwiarkę, w tym też mieście Tadeusz Soplica pobierał nauki. W tym mieście wylądował Uljanow, kiedy przybył do Rosji budować czerwony raj.

A markiz de Coustine opisywał w 1839 roku to miasto, jako miasto – monstrum. Miasto zbudowane na osuszonych bagnach i kościach ludzi.

Petersburg.

To jedno z paru miast, które oddziaływały w niewytłumaczalny sposób na twórców. Miasto, które powstało jako wola cara. Miasta od zawsze powstawały w inny sposób. Najpierw jako małe osady, potem rozrastały się, i ciąg dalszy jest już znany. Tutaj wola i kaprys cara stworzyły miasto. Najbardziej europejskie miasto Rosji.

Mistyczne miasto Petersburg.

*

Czy chcemy, czy nie, nasz los splótł się z losem tej części Europy. Te, a nie inne wydarzenia nas kształtowały, i o tym dyskutować nie można. Ten los został nam zadany. Ani on lepszy, ani gorszy od losu innych. Pewien plan realizujemy. Na pewno ważny plan.

*

Piotr I chciał stworzyć idealne miasto. W takim mieście powinni żyć ludzie wielcy, a przynajmniej uważający siebie za takich. Rodion Raskolnikow uważał siebie za wyrocznię. On zadecydował kto ma żyć, a kto nie. I ten swój plan zrealizował. Zabił.

Na razie była to mała skala. Potem zabijano masowo tych, którzy nie pasowali do koncepcji idealnego miasta, idealnego państwa, idealnego społeczeństwa. Ale początek zrobił student Raskolnikow. A potem powstała mała organizacja. To były biesy.

*

Kiedy car budował swoje miasto, swój Petersburg, w Będzinie Pan Mieroszewski zbudował pałac. Przypomina on dworek, typowy polski dworek. Taki z kolumnami, taki jak Adam opisał w swoim arcypoemacie. No, ale w naszym dworku w Radziwiliszkach na granicy Litwy i Łotwy zostawiliśmy gości Marcina Cumfta, który wysłał zaproszenie do pięknego, północnego kraju. Do Finlandii. Ten kraj oparł się Szwedom. Tak jak my. Oparł się Rosji. Tak jak my.

Rybacy srebrne trzymali niewody Kilka świec (choć już ranek błyszczał biały) Nieśli kapłani, z lutniami Rapsody Siedli na zrębie jednej małej skały Pod bladą wierzbą… mgłą ranną okryci Na wzgórzach w zmroku zapalono wici” „Któż by to śmiał w księgi ludzkie włożyć Dla sławy marnej, a nie dla spowiedzi? Postanowiłem niebiosa zatrwożyć, Uderzyć w niebo tak jak w tarczę z miedzi Zbrodniami przedrzeć błękit i otworzyć, I kolumnami praw, na których siedzi Anioł żywota, zatrząść tak z posady Aż się pokaże Bóg w niebiosach blady

*

Co będzie z wami – prosto wam nie powiem, Nie jestem jako wieszcz wszystko wiedzący.

A ja tu szukam Juliuszu odpowiedzi na wiele pytań, a ty mówisz, że nie jesteś wszystkowiedzący. Prosto wam nie powiem – ach, tak. Teraz rozumiem. Trzeba się wczytać, wgłębić, a wtedy ukaże się Prawda. Juliusz Słowacki powtarzał ciągle, że wie, że dane mu było ujrzeć blask Prawdy, więc my mamy prawo pytać Juliusza, a on odpowie. I to, że Juliusz Słowacki nie przebywa między nami, nie ma znaczenia. Prawda jest ponadczasowa. Co będzie z wami…

Co będzie z nami? To, co ma być, już jest. Już rośnie, już dojrzewa.

*

Drzewa mi się tłumaczą z tajemnic swoich… a wszystko gada dziwnym, nowym językiem rzeczy, które zapewne nieprędko inni ludzie posłyszą.List do Matki 15.X. 1845 r.

Juliusz usłyszał.

Pośród niesnasek Pan Bóg uderza w ogromny dzwon Dla słowiańskiego oto papieża otworzył tron.

W 1848 roku przewidział, że urodzony w Wadowicach… A potem przewidział, przeczuł wiele innych rzeczy. Między innymi ten aparat fotograficzny, patrząc na Alpy. Juliusz usłyszał to, czego inni nie słyszeli. Dobry miał słuch. Bardzo dobry.

*

Juliusz Słowacki coraz bardziej nas zaskakuje.

W „Beniowskim” w pieśni czwartej tak pisze:

Ujrzał na ścianach, boju stereotyp Bowiem dąb w środku był jak dagerotyp Co się więc działo zewnątrz, to się w łonie Suchego dębu odbiło tęczowie.

Juliusz przewidział to, że będzie można odczytywać przeszłość i to dokładnie, taka jak pisaliśmy wcześniej (wróć czytelniku i przeczytaj raz jeszcze o UOP) z przedmiotów. Bo ona tam zapisana. Dagerotyp, czyli jak by to określić aparat fotograficzny za czasów Juliusza to były absolutne powijaki, początki. Ale Juliusz dostrzegł istotę sprawy. Dostrzegł to, że na drzewie niczym na fotograficznej kliszy zapisuje się to, co się aktualnie dzieje. I teraz zrozumiałe jest, co czytaliśmy wcześniej. Ten fragment z Listu do Matki:

Drzewa mi się tłumaczą z tajemnic swoich… a wszystko gada dziwnym, nowym językiem rzeczy, które zapewne nieprędko inni ludzie posłyszą.

Inni nie, ale Juliusz jest wybrany, więc słyszy.

*

Coś w tym jest, że rzeczy, które były świadkami jakichś wydarzeń emanują potem tamtym duchem. W filmie A. Wajdy „Wesele” grał autentyczny zegar, który pokazywał czas podczas prawdziwego Wesela L. Rydla. On, ten zegar, tworzył nastrój. I mimo iż pokazywał dwa różne czasy, dwie różne epoki to łączył je jakoś. Ale mimo wszystko to my nadajemy znaczenie i sens rzeczom. Coś chcemy ocalić z przeszłości. Tylko dlaczego? Przecież przyszłość ciekawsza jest, zagadkowa i niesie tyle możliwości.

A my ciągle przeszłość i przeszłość.

*

Gdzie byłeś, gdy zakładałem Ziemię? Powiedz, jeśli wiesz i rozumiesz.Hiob 38, 4

Gdzie byłem, gdzie ty byłeś? Byliśmy już w zamyśle Stwórcy. W tym wielkim genialnym planie każdy z nas ma swoją rolę. Jedyną. Rolę do odegrania. A jaki cel tego wszystkiego? Jaki cel, skoro przemija wszystko. Przemija postać świata. Życie nie ma celu, ale ma sens. Ten sens kiedyś poznamy.

*

Juliusz Słowacki zapalił cygaro, chociaż nie powinien palić, gdyż chory jest (był) na gruźlicę. A przecież choremu na gruźlicę palenie nie może sprawiać przyjemności.

A Juliusz pali. Niech już pali. Zresztą wyszedł na zewnątrz, przed dworek nasz w Radziwiliszkach i spaceruje samotny i zamyślony. Bo Julek lubił samotność. Był z natury samotnikiem. Wielkie dzieła powstają w ciszy i samotności.

Jaki był Juliusz?

On teraz idzie sobie wolno pali cygaro i myśli o czymś, to my wykorzystamy tę chwilę i posłuchamy, co mówi o nim pewien badacz:

Słowacki był naturą bardziej harmonijnie zbudowaną niż Mickiewicz. Naturą na wskroś poetycką. Słowacki silniej reagował na przeszłość niż na teraźniejszość...

Na razie tyle, bo Juliusz wraca ze spaceru do dworku, po pióro zaraz sięgnie. Co powstanie? On tam na tym spacerze drzew dotykał.

*

Pisaliśmy, że książka ta zakreśla koło. Bo tytuł tej książki to „Imię moje jak dźwięk pusty” i wszystkie rozważania, wszystkie rozdziały, mimo iż różne tytuły i koncepcje się tutaj mieszają, krążą wokół jednego. Dla innych nasze imię to pusty dźwięk. A jeżeli nie teraz, to w przyszłości tak będzie. Ale przecież to nie powód do smutku czy rozpaczy. Bóg zapisał nasze imię na zawsze i dla Niego nie jest ono pustym dźwiękiem. A celem tej książki jest również sakralizacja życia. Z każdej chwili należy uczynić sacrum. Z każdej.

*

Człowiek jest trzciną, najsłabszą w przyrodzie. Żeby go zniszczyć, nie musi zbroić się wszechświat, kropla wody wystarczy, by go uśmiercić.

Wartość każdej chwili. A rzeczywistość jest taka: z jednej strony zniszczenie i unicestwienie, z drugiej obietnica tego, co nowe.

*

Juliusz wrócił ze spaceru z nowymi pomysłami. Zaraz je zapisał:

Aniołowie słońcami zamek oświecili. Ja pomnę, że jako słońce, co nad borem wschodzi I oczom nagle światło patrzącym odbierze Ujrzałem gmach z płomieni i z płomieni wieże.

Papież – Polak, aparat fotograficzny, przyrząd do odczytywania przeszłości, a teraz ujrzał Juliusz wieże płonące, które my tak dobrze znamy z tysiącznych przekazów w telewizji.

Twój czar nade mną trwa. – to też słowa Juliusza.

Patrzcie! powracam bez serca i sławy, Jak obłąkany ptak…

*

Mógłby ich zawołać i podpłynęli by do brzegu, a On by wsiadł. Lecz stało się inaczej. A to, co się stało opisał Marek tak:

Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze…

To on przychodzi do nich, do nas. Wie, że wieje wiatr przeciwny. Wie, że zmęczeni, że przecież leniwi. A przecież niczym Władca mógłby czekać na brzegu, aż podpłynie łódź i wsiąść w majestacie Władcy, ale On tak nie zrobił. On i d z i e p o w o d z i e. A może to jest prawdziwy Władca. Bo ten, który by czekał na brzegu, byłby śmieszny, gdyż nawet po wodzie chodzić nie potrafi. Co to za W ł a d c a?

*

Nadaliśmy hejnał z wieży Mariackiej w Krakowie, mówi rozgłośnia polska Radia Wolna Europa. Stefan przyciszył radioodbiornik, gdyż wiedział, że sąsiad z mieszkania obok słucha, przyciskając szklankę do ściany. A potem pisze. Anonim.

Ja, jako praworządny obywatel donoszę towarzysze, że Stefan P. słucha zakazanej rozgłośni i tym samym godzi w nasze sojusze.

Stefan przeczytał ten anonim 1989 roku, kiedy czyszczono archiwum Komitetu Partii w Będzinie. Kazano spalić wszystkie dokumenty, wśród nich anonimy od praworządnych obywateli, lecz parę ocalało.

Po tym hejnale był dziennik i spiker powiedział, że stanęła stocznia. Był 14 sierpnia 1980 roku. To właśnie wtedy o 6 rano uderzono po raz pierwszy w berliński mur. A potem zamarły w morzu statki.

*

Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.Łk 23, 34

Dobrze wiedzieli, co czynią. A ci, co przyglądali się, nie zaprotestowali, a byli przecież wśród nich ludzie zdrowi, widzący i o czystej, bez trądu – skórze. Zdrowi teraz, a wcześniej? Wcześniej byli chorzy i On ich wyleczył. Od razu. Nie leżeli latami w szpitalu, nie brali leków, nie przewożono ich helikopterami do klinik wyposażonych w maszyny mogące dokonać cudów. Tego cudu dokonał On. A potem co? Zabili Go. Pierwsi głosowali, by go zabić, a ocalić zabójcę.

Ich już nie ma. Śladu po nich nie ma. Nawet kości się już rozsypywały w proch i pył. A mieli nadzieję żyć wiecznie. No i nie mylili się.

*

Jakoś nie możemy wrócić do Będzina. Krążymy po Skandynawii, Petersburgu, Monachium(Monachium to Wolna Europa, oczywiście R.W.E.), Idealnym Mieście, a nasze miasto zostawiliśmy. Wracamy.

Na spacer idziemy do parku przy ulicy Brzozowickiej. Ten park posadziły dzieci na początku lat 50. XX wieku. Właśnie wtedy zaczynała nadawać rozgłośnia polska Radia Wolna Europa. Postawiła sobie za cel, by te dzieci nie dały się zrusyfikować, aby kiedyś powiedziały „nie”. Aby zburzyły mur. Lecz dokonały tego dopiero ich dzieci. Tamto pokolenie ukąsił Stalin i trochę tego jadu zostało im.

Ale dla ich dzieci wzorem stał się świat Zachodu, radio Luksemburg, Deep Purple, Pink Floyd i dżinsy. A potem kiedy wymyślono video, xero to niemożliwością było utrzymywać ten świat fikcji i kłamstwa. Ale to już, jak mawiał Kipling „zupełnie inna historia”.

*

Im doskonalszą cywilizację tworzy człowiek, tym bardziej staje się zabiegany, nerwowy, wewnętrznie rozbity, nienasycony. Życie więc w idealnym mieście byłoby nie do zniesienia. Ale dlaczego tak się dzieje? Przecież dążenie do doskonałości nie jest niczym złym.

I jeszcze jedno. W idealnym mieście nie było strychów, gdzie znajdowały się tajemnicze kufry, a w kufrach listy pradziadka, stare mapy, medale, stare pieniądze i tysiące innych skarbów. W i d e a l n y m mieście nie było nic tajemniczego.

*

Chodź, pokaże ci strych. To jest stary strych, bo dom jest stary. Kufer oczywiście jest, a obok kufra skrzynka. To był kiedyś telewizor Neptun.

W tym telewizorze oglądałem pogrzeb prezydenta Kennedy’ ego, Kabaret Starszych Panów, czterech pancernych i psa, (Szarika zresztą) i lądowanie Amerykanów na Księżycu, ale wszędzie pisali, że to pierwszy człowiek na Księżycu, dlatego niech będzie oglądałem lądowanie pierwszych ludzi na Księżycu. Psuł się ciągle ten telewizor, więc ciągle przyjeżdżał ktoś do naprawy. Nie ktoś tylko Duda, bo on był najlepszy. A teraz została tylko skrzynka drewniana na strychu, w domu, na ulicy Brzozowickiej. Wszystko, co zostało z Neptuna.

Ale Neptun miał duszę, a Sony? Sony ma wszystko, ale nie ma duszy.

*

Bezludne biblioteki świata. Nie starczy czasu, nie starczy życia, by przeczytać wszystkie książki. By porozmawiać z autorem, mimo iż autora nie ma od stu, dwustu czy tysiąca lat. A czytanie książki to rozmowa z autorem, to kosztowanie jego życia, smakowanie jego czasu. A teraz biblioteki bezludne. Czekają, aby ktoś wyszedł ze swojego czasu i wstąpił w ich czas. My wstąpimy.

Idziemy do miasteczka Brunona Schulza do Drohobycza. Tutaj czas stanął w miejscu. Nic się nie dzieje, a Bruno Schulz pisze opowiadani, którym nada tytuł „Sklepy cynamonowe” i „Sanatorium pod klepsydrą”. Opowiadania pełne magii jakie tylko wspomnienia z dzieciństwa są w stanie wydobyć. Mickiewicz inaczej widział kraj lat dziecinnych, Schulz inaczej i inaczej widzisz go ty. Tak, ty.

*

Niech będą jak plewy na wietrze

Decyzja zapadła w nocy. Decyzja ostateczna, nieodwołalna. Poprzedziły ją całe lata przygotowań. Lata rozmyślań, analiz i dogłębnych studiów, ale i tak wiedział, że decyzję poweźmie, kiedy otrzyma znak. Znak jak rozkaz, od którego nie ma odwrotu. Otworzył Księgę i jeszcze odmówił swoją modlitwę: Powierzam Panie Tobie całego siebie, wszystko co mam i czym jestem, prowadź mnie. I wzrok jego padł na te słowa Księgi:

Niech będą jak plewy na wietrze, gdy będzie ich gnał anioł Pański.

Jeszcze raz rzucił okiem na swój pokój. Obraz Chełmońskiego, wiszący zegar i okno. Za oknem kasztan, a dalej pola i las, puszcza właściwie. Prawie taka sama jak u Mickiewicza. Sprawdził to kiedyś dokładnie. Wszystko się zgadzało. Tylko legowiska niedźwiedzia nie mógł znaleźć. Ale na kości natknął się nie raz. Kości zwierząt.

*

Te przygotowania do dalekiej podróży czynił Andrzej . Uwierzył, że słowo ma moc sprawczą. Przecież Juliusz wierzył, że jego słowo przerobi „zjadaczy chleba w aniołów”. Przecież Adam wierzył, że słowem będzie przewracać i stawiać trony.

I Andrzej wierzył w to, idąc dobrowolnie na Syberię, to miejsce, które jest drugą ojczyzną Polaków, że po drodze będzie przewracał słowem pomniki ludzi, w których wcieliło się Zło.

Nie będziemy mu przeszkadzać, niech idzie. Niech sieje słowo. Plon wzejdzie kiedyś. Kiedy? Za 50 za 100 lat. Ale wzejdzie. Na pewno wzejdzie.

*

„Są pokolenia, i miasta i ludy, Smętne i stare – Które podały nam nie żadne cudy, Lecz – garnków parę!

I z tych garnków my odtwarzamy ich przeszłość i odczytujemy ich życie. Przeminęły. Myślały, że wieczne będą, a tutaj zostały skorupy, które archeolodzy pieczołowicie zabezpieczają i latami odtwarzają dawne dzieje.

Ten wiersz o garnkach napisał Norwid, i ten wiersz zmusił nas do powrotu do Będzina.

Pamiętasz Czytelniku o Żydzie Aaronie, siedzącym w piwnicy na ulicy Brzozowickiej w czasie wojny? Poszedłem raz kolejny do tego domu. Została jedna ściana. Dom się rozsypał. Nawet ta ściana niewidoczna, gdyż przyroda atakuje. Zaciera ślady. I wierzyć się nie chce, że to tutaj rozgrywał się dramat. Ulica Brzozowicka już inna. Inni ludzie. Zostawmy więc chociaż mały ślad. W 2103 roku ktoś przeczyta tę książkę i niech wie, że byliśmy tutaj. Pozdrawiam Ciebie nieznany czytelniku z nieznanego nam miasta Będzina.

*

Kiedyś na baszcie będzińskiego zamku stał rycerz. Wypatrywał Tatarów, Szwedów albo Czechów. Teraz ustawiona tam jest luneta. Gdyby nawała szła jakaś, to zobaczymy ją już z daleka, a na razie patrzymy na kominy elektrowni w Łagiszy, kościół na Dorotce i ogromne bloki mieszkalne na Syberce. W jednym z bloków mieszka Darek. Poznaliśmy go już.

Co on teraz robi?

Chyba czyta książkę, słucha książki z kasety, gdyż Darek nie widzi. Włożył do magnetofonu nową kasetę i …

– Widzę – krzyknął młodzieniec. Zerwał się z ziemi i na dowód, że widzi, począł biegać po izbie i pokazując palcem dzbany, kubki, miski, maty, piec, chrust, lampkę oliwną, wszystkie te przedmioty nazywał według ich nazw, a potem ustawił dzbany w dwa szeregi i przeszedł między nimi, ani jednego nie potrąciwszy nogami. Rodzice osłupieli. – Kto ci to uczynił? – wycedził ojciec przez zaciśnięte gardło. – Prorok… – Jaki prorok? – Zowią Go Rabbim Jeszuą ben Josef. – Kto to jest? – Nie wiem.

*

Nigdzie w Polsce chyba nie ma Syberii, tylko w Będzinie. Patrzymy przez lunetę, co zobaczymy? Bezkresne lasy i pustka? Nie ma ludzi? Są. Wszyscy przywiezieni tutaj z obcych stron.

Pisał kiedyś Adam Ważyk:

Ze wsi z miasteczek wagonami jadą, zbudować hutę wyczarować miasto…

Wszyscy obcy. A miasto, nie oni wyczarowali.

Miasto już było od setek lat.

I patrzą na miasto z góry, ze swoich wieżowców.

A korzenie ich nie stąd.

*

Od Czeladzi jedzie samochód. Skierujmy lunetę zamkowa na niego. Rejestracja krakowska.

W środku dwie osoby. Ojciec i syn. Co też tam mówią teraz?

– Patrz tato, jaki piękny widok. Na jednym ze wzgórz zamek.

– Zatrzymajmy się, zrobię zdjęcie.

A przecież ilustrator „Pana Tadeusza” Andriolli też mówił to samo, pamiętacie?

Wjeżdżamy do Będzina, stój. Co to za uroczysty widok? Szereg wzgórz, a na jednym rozsiadło się zamczysko. Nie zwlekać, a rysować.

Nie zwlekaj, fotografuj.

Rok 1885 i rok 2012

*

Oni pojechali i zabrali ze sobą zamek na kliszy, a może na dyskietce. A my zostajemy w mieście. Niedaleko zamku (z wieży widać – to dobrze) archeolodzy szukają śladów sprzed setek lat. Znaleźli ślady średniowiecznej chaty. Chata była zbudowana z drewna i kryta strzechą. Ale nas interesuje, kto w niej mieszkał. Wychodził z chaty i patrzył przed siebie? Co widział? Czy pomyślał o tym, że przeszło tysiąc lat później jego chata będzie opisywana, i ktoś będzie próbował odtworzyć jego życie, jakże inne od naszego?

Jakże inne.

*

Wychodził z chaty i co widział z zamkowego wzgórza, które wtedy nie nazywało się tak, bo w ogóle się nie nazywało. A więc on wychodził i widział na dole szeroko rozlaną rzekę i lasy. Widział wokół wzgórza, które ci, co zamieszkują na tym terenie, potem nazwą Syberka, Dorotka. A on patrzy i myśli. Myśli o polowaniu i czy obcy nie zaatakuje. Życie jego jest jednostajne. Mało bodźców i wszystko bardziej proste. Nie wyobraża sobie przyszłości, nie analizuje przeszłości.

Po prostu żyje.

*

Z oddali, z góry widać lepiej. Widać panoramicznie. Przeskakujemy wtedy z jednej akcji na drugą. Skupić się nie można na jednym, bo żal drugiego, że umknie i nigdy go nie zobaczysz, nie uchwycisz. Z wieży widać lepiej, ale zejdźmy już.

Grzegorz Pieńkowski

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.